czwartek, 27 lutego 2014

Punkt Widzenia Część X

Część X


- Jiji? Jiji-yah?? - Marysia zaglądała w każdy kąt próbując znaleźć kotka – Dzidziak! Ty mała cholero, gorsza od swojego pana. Jak znowu sikasz pod meblami, to cię dorwę!
Changmin z rozbawieniem przyglądał się współlokatorce, która mamrotała coś w swoim języku. To jej Jae powierzył opiekę nad swoim pupilem, kiedy wychodził z domu, a dziewczyna próbowała dzielnie stosować się do jego licznych zaleceń. Właśnie nadeszła pora karmienia i Min zaczął odczuwać wyrzuty sumienia, gdy patrzył na zdesperowaną Marysię. Gdyby wiedział, że Jaejoong wieczorem zaplanował wyjście, nie karmiłby w tajemnicy Jiji świeżutką rybą. Chciał zrobić na złość swojemu mężczyźnie i przekupić futrzaka. Na razie szło mu całkiem nieźle i kociak wolał wylegiwać się na jego kolanach, a nie u swojego pana. A niech ma za swoje, skoro myśli, że Shim Changmina może zastąpić jakikolwiek zwierzak! 

Po piętnastu minutach zmęczona Marysia opadła na kanapę. Spojrzała błagalnie na siedzącego obok mężczyznę.
- Changmin-ah! Może mu po prosu powiemy, że zjadł, co?
- Myślę, że chyba nie mamy innego wyjścia. Tylko się zastanawiam, gdzie polazła ta kupa futra… – Min wzdrygnął się na myśl, o sierści na swoich garniturach, które Jiji ostatnio szczególnie sobie upodobał.
- Poudawajmy przez chwilę, że go nie ma, błagam. A najwyżej później będziemy się martwić konsekwencjami.
Dziewczyna położyła nogi na stół i przeciągnęła się ziewając głośno. Min zachichotał.
- To może jakąś pizzę zamówimy? Futrzak może nie jest głodny, ale ja tak.
Nie czekając na odpowiedź pobiegł do kuchni, gdzie na lodówce przypięte były ulotki pobliskich knajp.
- Min-ah! Hawajską! Koniecznie weź hawajską! - krzyknęła ze śmiechem. W tej samej chwili rozległ się dźwięk dzwonka jej telefonu. Widząc imię na wyświetlaczu zawahała się przez moment, czy powinna odebrać. W końcu udało jej się zebrać dość odwagi.
- Halo? - miała nadzieję, że jej głos nie drży tak bardzo jak myślała.
- Nie gniewaj się już na mnie – głos w słuchawce był tak bełkotliwy, że z ledwością dała radę go zrozumieć.
- Yoochun? Coś się stało? - wykrztusiła w końcu, zszokowana.
- Gniewasz się na mnie! Przestań się gniewać, bo przepraszam...
- Czy ty coś piłeś? - było to głupie pytanie, biorąc pod uwagę głos jej rozmówcy, ale nic lepszego nie była w stanie wymyślić.
- Butelkę, może dziesięć, nie ważne. Tylko się nie gniewaj.
Po tym Marysia usłyszała stukot przewracających się butelek i rozmowa została przerwana. Zdenerwowana wybrała numer pisarza. Po kilku sygnałach odezwał się inny, ale równie bełkoczący głos.
- Tu sekretarz Park Yoochuna. Niestety pan Park nie może teraz podejść do telefonu, bo leży.
W słuchawce rozległ się śmiech bardziej przypominający dźwięk syreny alarmowej, niż człowieka.
- Kim Jaejoong! Gdzie jesteście?
- Tam gdzie zawsze! Kończę, bo zaczyna się show!

Bez dalszych wyjaśnień chłopak po prostu się rozłączył. Maryśka jeszcze przez dłuższą chwilę stała nieprzytomnie wpatrując się w ekran telefonu. W takim stanie zastał ją Changmin.
- Pizza będzie dopiero za godzinę. Cholerne piątkowe wieczory!
- To świetnie! Uda nam się wrócić do tego czasu! - Marysia pociągnęła go za rękaw.
- Gdzie wrócić? Skąd wrócić?
- Wiesz gdzie Jae i Yoo zwykle piją?
- Yhm... To taki mały uliczny bar, niedaleko mieszkania Yoo. - spojrzał na dziewczynę badawczo. - Tylko mi nie mów, że chcesz do nich dołączyć? Moja pizza! - zawołał żałośnie.
- Jeszcze do końca mi nie odbiło! - oburzyła sie Marysia. - Yoochun dzwonił przed chwilą, ledwo ciepły. Rozłączył się z hukiem i to dosłownie. Jak oddzwoniłam, odebrał Jae sam w nie lepszym stanie. Stwierdził, że Yoo leży i zaczyna się show. Pojedźmy po nich, proszę. - Dziewczyna miała złe przeczucia i nie chciała odpuszczać.
- Dobrze! - Changmin przybrał minę cierpiętnika. - Ale jeżeli nie zdążymy odebrać mojej pizzy, ktoś będzie musiał ponieść konsekwencje, jasne?
- Upiekę ci szarlotkę? - Marysia zapytała, mając nadzieję, że tego typu przekupstwo zadziała na Mina.
- I lody waniliowe do tego poproszę - chłopak błysnął szerokim uśmiechem chwytając kluczyki do samochodu.


Marysia i Changmin od kilku minut stali oniemiali przy wejściu do namiotu, gdzie znajdował się bar. Chłopak zapomniał nawet o swojej upragnionej pizzy.
- O matko boska! Co tu się dzieje? - dziewczyna nie wiedziała, czy rozgrywającą się przed nią scena to powód do śmiechu, czy raczej płaczu.
- Mnie nie pytaj! Wolę nie wiedzieć...
Min miał podobne rozterki widząc swojego partnera wykonującego między stolikami coś, co w jego mniemaniu musiało być tańcem. Yoochun zaś w tym czasie stał na jednym z krzeseł i śpiewał do swojej łyżki jakąś rzewną balladę. W pewnym momencie zauważył Marysię i Changmina. Wskazał palcem na dziewczynę
- It's for you baby! - krzyknął tak, że oczy wszystkich zwróciły się na nią i śpiewał dalej. Sama zainteresowana miała ochotę zapaść się pod ziemie.
- Min-ah! Zrób coś, zanim ja spalę się ze wstydu, a inni ludzie ogłuchną od jego ryków.
- A mogę ich najpierw nagrać? - mężczyzna miał już przygotowany telefon, a na twarzy gościł mu chytry uśmiech.
- Shim Changmin! - Maryśka była oburzona. - Naprawdę nie czas teraz na takie dziecinady.
Przeraziła ją myśl, to Min, mimo wszystko, zachowywał się najbardziej odpowiedzialnie z całej tej zgrai wariatów. Teraz jednak zrobił minę niezadowolonego pięciolatka, któremu zabrano zabawkę. Maryśka pokręciła głową i zrezygnowana pierwsza weszła do środka. Po drodze do stolika chłopaków przepraszała wszystkich dookoła za ich zachowanie.
- Panowie! Koniec imprezy! - zakomenderowała, ale Jaejoong i Yoochun nie mieli chyba zamiaru posłuchać dziewczyny. Zamiast tego próbowali wciągnąć ją do wspólnej zabawy.
- Changmin! Zrób coś natychmiast!

Marysia była bezradna kiedy dwójka pijanych mężczyzn zaczęła tulić ją do siebie, prawie miażdżąc przy tym jej żebra. Min nie widząc innego wyjścia, podszedł do Jae, odciągnął go od dziewczyny i bezceremonialnie przerzucił sobie przez ramię. Ten nawet specjalnie nie oponował, wynoszony z baru, ku uciesze gawiedzi. Maryśka miała nadzieję, że łatwiej będzie jej poradzić sobie z jedną sztuką nie do końca przytomnego mężczyzny. Niestety, jak głosi stara, ludowa mądrość - nadzieja matką głupich. Yoochun uwiesił się na dziewczynie całym ciężarem ciała. Po chwili ciężkiej pracy udało jej się posadzić go na krześle. Chłopak nie miał jednak zamiaru wypuszczać jej z objęć. W ten sposób Marysia wylądowała, niezbyt stabilnie, na kolanach pisarza.
- Yoochun, musimy iść! - próbowała wstać, ale mężczyzna tylko mocniej oplótł ją ramionami.
- Nie puszczę cię - wyseplenił wtulając twarz w jej plecy. Marysia starała się uspokoić szalejące w brzuchu motylki. Kiedy jednak Yoo przyciągną ją bliżej siebie układając głowę na jej ramieniu, mogła poczuć jego oddech delikatnie muskający szyję. Musiała przegryźć wargę, żeby nie pisnąć z zaskoczenia. Dobrze wiedziała, że mężczyzna jest pijany i najpewniej nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi. Mimo to, czując jak nos Yoo sunie po jej skórze, mimowolnie odchyliła głowę. Przyjemny dreszcz przechodzący po kręgosłupie nie pozwalał jej zebrać myśli.
-Nie gniewaj się już na mnie. Ładnie proszę.
Jego szept tuż przy uchu był zbyt hipnotyzujący, żeby mogła zrobić cokolwiek. Wiedział, że od dawna chciała jego bliskości, dlatego pozwalała sobie tkwić w jego objęciach. Nie robiła sobie żadnych nadziei, poza tą jedną - że następnego dnia Yoochun nie będzie nic pamiętać.
- Skąd pomysł, że się na ciebie gniewam?
- Bo jestem kretynem. Strasznym kretynem, wiesz? Wybaczysz mi? Przepraszam...
Przy każdym słowie jego usta ocierały się o szyję i odsłonięte ramię dziewczyny. Nieświadomie zacisnęła dłonie na obejmujących ją rękach, walcząc z chęcią odwrócenia głowy i pocałowania mężczyzny.

- Park Yoochun! Przestań napastować niewinną kobietę!
Do rzeczywistości przywrócił ją karcący głos Changmina. Pisarz też spojrzał na przyjaciela, niechętnie odrywając się od dziewczyny. Marysi udało się skorzystać z chwili nieuwagi i dość gwałtownie poderwała się z jego kolan. Yoochun mając w tamtej chwili poważne problemy z równowagą, boleśnie wylądował na podłodze. Dziewczyna od razu rzuciła mu się na pomoc.
- Kobieto, ja to zrobię, bo ty już z tymi zwłokami sama sobie niestety nie poradzisz.
Changmin odsunął Maryśkę od Yoo i z wysiłkiem pomógł mu wstać.
- Stary, daj mi portfel.
Yoochun poklepał wszystkie kieszenie jakie były w jego ubraniu i po chwili z jednej nieudolnie wyciągnął zwitek banknotów.
- Marysiu, weź to i idź zapłać za tych pajaców.

Kiedy dziewczyna wyszła z baru Changmin czekał na nią oparty o maskę samochodu.
- Co z nimi zrobimy? - wskazał na mężczyzn śpiących na tylnym siedzeniu, opierając się o siebie głowami. Maryśka przyglądała im się chwile przez szybę. Nie była pewna, czy dobrze robi, ale podjęła już decyzję.
- Zajmę się Yoochunem. Tylko nas podrzuć pod jego dom.
Min spojrzał na nią sceptycznie.
- Poradzisz sobie? Co jak znów zacznie cię obłapiać? - uniósł prawą brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
- To go strzelę przez łeb. Jest tak zalany, że poradzę sobie, na pewno.
- Nie łatwiej ich po prostu zabrać do nas? Położymy Yoo na kanapie, damy radę.
- Min-ah. Pijani Jae i Yoo, a do tego jeszcze Jiji. A podobno chciałaś odpocząć - Marysia uśmiechnęła się przebiegle.
- Tu mnie masz... Ale jak będzie cię męczył, daj znać.
- Dam sobie radę.
Marysia uśmiechnęła się do niego uspokajająco i pierwsza wsiadła do auta.
Changmin nie był do końca przekonany, do pomysłu swojej współlokatorki, ale pamiętał noce, kiedy pijany Yoo nocował u nich. Jaejoongowi zawsze udawało się wtedy wyśliznąć z sypialni, a rano okazywało się, że barek był całkowicie pusty, a dwóch przyjaciół spało w dziwnych pozycjach na kanapie, na fotelach, a czasem nawet na stole. Min nie do końca rozumiał ich zamiłowanie do alkoholu. Owszem on też lubił czasem wypić kilka drinków, ale piętnaście butelek soju na głowę uważał za mocną przesadę. Tym bardziej, że zwykle na tym nie poprzestawali.


- Yoochun mieszka pod szóstka. To trzecie piętro. Maja windę, ale może powinienem ci pomóc? - Min zapytał Marysię, kiedy zaparkowali pod domem pisarza.
- Nie trzeba - odpowiedziała wychodząc z samochodu. Otworzyła tylne drzwi - Yoochun! Wysiadamy, czas do domu!
Chłopak mruknął coś niezrozumiale i otworzył jedno oko.
- A pójdziesz ze mną? - zapytał niewyraźnie, gramoląc się w stronę wyjścia.
- Pewnie, że tak - dziewczyna wyciągnęła do niego rękę, chcąc przyśpieszyć sprawę. W końcu Yoo staną chwiejnie na chodniku, opierając się o ramię dziewczyny. Kiedy oboje zatoczyli się prawie przewracając, Changmin wyszedł z auta.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz mojej pomocy?
- Min-ah, jedź już. Za piętnaście minut dostarczają twoją pizze. Powinieneś zdążyć.
Nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę wejścia do budynku, zadowolona, że Yoochun jednak starał się współpracować. Changmin pokiwał tylko głową zrezygnowany i wsiadł do auta.

Marysia była zdziwiona, że człowiek, który wlał w siebie tyle alkoholu, po krótkiej drzemce, może tak dobrze się trzymać. Yoochun wprawdzie ciągle potrzebował jej oparcia, ale kiedy przechodzili koło ochroniarza, wyglądali bardziej na zakochaną parę. Mężczyzna miał lekki problem z otwarciem drzwi, ale z pomocą dziewczyny dał radę. Wchodząc do mieszkania Marysia spodziewała się jakiegoś surowego, typowo kawalerskiego wnętrza. Tym większe było jej zdziwienie, kiedy Yoo wymacał włącznik światła. Znajdowała się w niewielkim salonie, niezwykle przytulnym urządzonym w ciepłych barwach, z dużą kanapa zarzuconą miękkimi poduszkami na środku.
- Yoochun, gdzie twoja sypialnia? - zapytała zdejmując buty. Mężczyzna stał w tym czasie oparty o ścianę z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- Sypialnia Yoochun! Musisz iść spać.
- A pójdziesz ze mną? 
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, wpatrując się w swoje stopy. Chłopak zachichotał i ruszył przed siebie.


- Harang! Harang-ah! Do nogi.
Maryśka patrzyła na Yoo zdezorientowana. Po chwili w mieszkaniu dało się słyszeć odgłos dużych łap. Potężny biało-czarny pies powalił swojego pana na podłogę i zaczął lizać go po twarzy. Dziewczyna pisnęła przestraszona, kiedy zwierzak z zainteresowaniem spojrzał na nią. Zszedł z Yoo i powoli zaczął kierować się w jej stronę.
- Bierz ją piesku - wykrzyknął Yoochun przeturlając się na brzuch. - Bierz ją i nie miej litości Harang-ah! 
- Dobry piesek! Dobry, wielki, ładny piesek - Marysia przylgnęła plecami do najbliższej ściany i oddychając szybko wpatrywała się w potężne zęby zbliżającego się psa. W duchu przeklinała Changmina, że nie ostrzegł jej przed tą bestią. Kiedy zwierzę było już przy niej zacisnęła powieki i odchyliła głowę w bok. Nie minęło kilka sekund a poczuła ogromne łapy na swojej klatce piersiowej i gorący psi oddech na twarzy. Już chciała krzyczeć, kiedy Harang... Polizał ją po odsłoniętym policzku. Dziewczyna niepewnie otworzyła jedno oko. Pies witał się z nią radośnie, szybko zamiatając ogonem. Z lekkim wahaniem podniosła jedną rękę i zanurzyła palce w gęstym futrze. Zaśmiała się cicho, kiedy w zamian za drapanie za uchem, otrzymała kolejne dwa liźnięcia. Rozluźniła się prawie zupełnie, ale wciąż z pewną dozą nieufności zrzuciła z siebie psa.

Yoochun przez cały ten czas śmiał się piskliwie, turlając po dywanie. Marysia patrząc na niego westchnęła zrezygnowana.
- Wstawaj, bo jeszcze tu zaśniesz.
- Idziemy do sypialni? - zapytał próbując usiąść. Marysia czując, że jest to jedyna szansa skinęła głową, ignorując sensację w okolicach żołądka.
- Tak, idziemy do sypialni - powiedziała pomagając wstać mężczyźnie.
W pokoju panował półmrok, ale żadne nie próbowało zapalać światła. Łóżko stało na tyle blisko drzwi, że Yoochun prawie natychmiast padł na idealnie zaścieloną pościel. Tak jak wcześniej w barze cały czas trzymał mocno Marysię.
- Yoo... Puść mnie! - wymamrotała w jego klatkę piersiową, do której przygarną ją, mocno obejmując. Mężczyzna nie zareagował. Wtulił tylko twarz we włosy spiętej dziewczyny. Marysia przymknęła oczy, próbując nie zwracać uwagi na zbyt gwałtowne reakcje swojego ciała. Skupiła się na kojącym dźwięku bijącego serca mężczyzny. Minęło zaledwie kilka minut, gdy poczuła jak uścisk wokół jej talii słabnie. Spojrzała w górę. Yoochun spał z lekko rozchylonymi ustami. Uśmiechnęła się mimowolnie na ten słodki obrazek. Najdelikatniej jak potrafiła wyplątała się z jego objęć. Mężczyzna mruknął coś niezrozumiale i przekręcił się na plecy. Marysia zdjęła mu buty i ustawiła przy łóżku, po czym przysiadła na brzegu łóżka. W delikatnym świetle, które sączyło się przez okno wpatrywała się w twarz pisarza. Odgarnęła grzywkę z jego czoła, po czym przesunęła dłoń na jego policzek. Wstała z łóżka zanim do głosu doszły inne pragnienia. Przeszła do salonu i czując jak bardzo jest zmęczona opadła na kanapę. Harang, który do tej pory leżał wygodnie na swoim posłaniu, podszedł do dziewczyny i trącając jej dłoń mokrym nosem, domagał się pieszczot. Marysia zaczęła głaskać psa po głowie, jednocześnie wygodniej sadowiąc się między poduszkami. Nie potrzebowała dużo czasu, żeby zmorzył ją sen.

wtorek, 25 lutego 2014

Punkt Widzenia Część IX


Część IX

 Changmin od kilku dni był totalnie zdezorientowany. Nie rozumiał niczego co działo się wokół niego. Junsu był pełen energii, radosny, chodził po firmie podśpiewując, a co najlepsze pracował za dwóch. Jednak odpowiedzi na pytanie o to, co wprowadza go w tak doskonały nastrój, unikał jak ognia. Podobnie było z Jae. Jego ukochany codziennie raczył go śniadaniem do łóżka, był przymilny i kochany, jak nigdy. Changmin nie narzekał, broń Boże! On po prostu był realistą i wiedział, że takie zachowanie Jae nie wróżyło nic dobrego. Poza tym doszły go słuchy o jakiejś kłótni Marysi i Yoochuna, ale szczerze wątpił, żeby to właśnie było powodem podłego nastroju, w którym ostatnio była dziewczyna. Zdawało mu się, że nie układa jej się w związku, bo Gabi odwiedzała ich ostatnio sporadycznie. W tym wszystkim zaś najlepsze było to, że od ponad tygodnia nie pojawił się u nich Yunho. Min oczywiście nawet nie śnił, że ten pasożyt już nigdy nie wróci, ale im dłużej go nie było, tym lepiej. Tyle, że nawet to i tak nie zmieniało faktu, że czuł się przepracowany, niedoinformowany i niespokojny. Musiał jakoś się z tym uporać. 


Tego wieczoru Shim Changmin postanowił się odprężyć. Zapomnieć o pracy, spędzić miły wieczór z Jae – to jedyne o czym marzył. Miał nadzieję, że to pozwoli mu odzyskać upragniony spokój ducha. Wychodząc z biura wcześniej niż zwykle nie myślał o niczym innym. Po drodze do domu wpadł jeszcze do pobliskiego sklepu z alkoholem, gdzie kupił swoje ulubione whiskey. Kiedy wysiadał z samochodu uśmiech nie schodził z jego twarzy. Już na parkingu pogwizdywał jakąś wesołą melodię. Jaejoong zapewne się go jeszcze nie spodziewał, bo celowo, przez cały dzień nie dawał mu znaku, że planuje dla nich tak przyjemny wieczór. Wiedział, że jego mężczyzna uwielbia takie małe niespodzianki.
Wszedł do mieszkania najciszej jak tylko potrafił. Miał zamiar prześliznąć się niezauważony do kuchni, żeby przygotować dla siebie i Jae po drinku. Jednak w salonie jego uwagę przykuły dziwne dźwięki, których źródła nie mógł zlokalizować. Zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Wydawało mu się, że w salonie był sam, ale po chwili, gdzieś pod małym stolikiem przy kanapie, znów rozległo się delikatne drapanie. Changmin zaniepokojony, na palcach skierował się w tamtą stronę. Dźwięk był cichy, ale wyraźny. Mężczyzna uklęknął ostrożnie i zajrzał pod stolik. To, co tam zobaczył sprawiło, że na chwile zapomniał jak się oddycha.
- Kim Jaejoong! - wykrzyknął ile sił w płucach. 


Marysia wracała do domu z duszą na ramieniu. Wiedziała, że to dziś Jae miał to zrobić. Bała się reakcji Changmina. Nie zdziwiłaby się, gdyby wpadł w prawdziwą furię. Zazwyczaj chłopak był niezwykle opanowany, kulturalny i grzeczny. Owszem potrafił być również złośliwy i uszczypliwy, ale przy jego inteligencji właśnie to stanowiło o jego nieodpartym uroku. Jedyną osobą, którą naprawdę potrafiła wyprowadzić Mina z równowagi, był jego chłopak. Marysia zastanawiała się czasem, czy to właśnie nie jest tajemnicą ich tak naprawdę zupełnie udanego związku. Choć tym razem podejrzewała, że Jaejoong mógł jednak przesadzić i tym razem Changmin tak szybko mu nie wybaczy. Dlatego też zanim odważyła się wejść do mieszkania, zatrzymała się przed drzwiami i oddychając głęboko odliczyła od jednego do dziesięciu we wszystkich znanych sobie językach. Zamknęła oczy i nacisnęła klamkę.

- Powiedz, że to nie jest to, co ja myślę, że jest! - Marysia wychyliła się zza rogu, asekuracyjnie nie wchodząc jeszcze do salonu. Stąd miała idealny widok na Changmina chodzącego w te i z powrotem przed skulonym na kanapie Jaejoongiem.
- Min-ah... No chyba widzisz, że to kot.
- Jaejoong! Co ten przebrzydły futrzak robi w moim salonie, na dodatek DRAPIĄC MOJE MEBLE! - gdyby było to możliwe, Min za pewne plułby w tamtej chwili jadem.
- To nie jest żaden futrzak, tylko Jiji! - Jae wstał, tuląc do piersi małą, szarą, puszystą kulkę. - I od dzisiaj mieszka z nami.
Chłopak z wyrywającym się z jego objęć kotkiem zamknął się w sypialni. Changmin opadł ciężko na pobliski fotel i schował twarz w dłoniach.
- Próbowaliśmy mu to z Yoochunem jakoś wyperswadować – Maryśka w końcu odważyła się wyjść z ukrycia.
- Mogłaś mnie na to jakoś przygotować – Min spojrzał na nią załamany. – Przecież on wie, że ja nie cierpię kotów!
- Ale chyba nie każesz mu go oddać? - Marysia była przerażona na samą myśl. Choć sama nie przepadała za kotami, nie mogła sobie wyobrazić tego malucha w schronisku. 
- Przecież nie jestem jakimś potworem. Po prostu tego się nie spodziewałem.
- Szczerze... Myślałam, że gorzej to przyjmiesz.
- Znam Jae od prawie dziesięciu lat i zdążyłem przywyknąć do jego pomysłów – uśmiechnął się lekko. – A ja głupi, tak liczyłem na spokojny wieczór.
W końcu jego wzrok przykuła siatka z dopiero co kupioną whiskey, która stała na stoliku.
- Może drinka? - Changmin popatrzył na Marysię z nadzieją.
- Nie powinniście najpierw porozmawiać?
- Teraz to my się prędzej pozabijamy! Najpierw obaj musimy ochłonąć.
- Wpadnę przez was w alkoholizm – dziewczyna przewróciła oczami sięgając po butelkę.


Nie minęła godzina, a Jaejoong był zmuszony wyjść z pokoju, a raczej wybiec w panice. Jiji trzymał w daleko przed sobą wyciągniętych rękach.
- Kuweta! Kuweta! Gdzie ja postawiłem kuwetę?
Okręcił się kilka razy wokół własnej osi, po czym pognał w stronę łazienki. 
- Tu się sika! TUTAJ! Nie na koszulkę pańcia!
Kiedy wyszedł, bez koszulki wycierając się ręcznikiem miał minę wyrażającą najgłębsze obrzydzenie. Maryśka i Changmin nie mogli się powstrzymać i wybuchnęli śmiechem. Chłopak spiorunował ich wzrokiem, ale po chwili opadł na kanapie obok swojego mężczyzny. Min mrugnął porozumiewawczo do zdziwionej dziewczyny. Jaejoong popatrzył na nich i westchnął ciężko.
- To może mi też nalejcie, co? - wtulił się w ramię Mina. – A Jiji i tak z nami zostaje! Ja go jeszcze wychowam na porządnego kota.
- Ciekawe, kto tu kogo wychowa? – Min zaśmiał się wrednie, nie zdając sobie nawet sprawy jak prorocze były jego słowa.


Jaejoonga zaczęło ostatnio irytować zachowanie Yoochuna. Odkąd pokłócił się z Marysią był nie do zniesienia. Poza tym był zupełnie nieosiągalny. Wymigiwał się od spotkań pod byle pretekstem. Dlatego tym razem Jae postanowił być upierdliwy do granic możliwości i przez cały dzień zasypywał swojego przyjaciela wiadomościami i telefonami. Yoo był jednak twardy. W tej sytuacji Jaejoong nie widział innego wyjścia...

- Co ty tu robisz!? - Yoochun stanął jak wryty, widząc przyjaciela nonszalancko opartego o drzwi jego mieszkania. Wydawało mu się, że mieszka w budynku, gdzie bez uprzedniego poinformowania lokatora i uzyskaniu jego zgody, nikt nie ma wstępu.
- Mówiłem ci ostatnio, że ta dziewczyna w recepcji na mnie leci… – Jaejoong uśmiechnął się promiennie.
- Chyba muszę ją uświadomić, że raczej nie ma szans – Yoo uśmiechnął się kwaśno próbując otworzyć drzwi.
- O nie, panie Park! Dziś nie siedzi pan w domu, jak ostatnia boża sierota! - Jae złapał przyjaciela pod ramię i pociągnął w stronę windy, mimo stanowczych protestów i zapierania się rękoma i nogami. - Nie histeryzuj Yoochun-ah. Myślę, że właścicielka tego stoiska dwie przecznice stąd już się za nami stęskniła.
- Na pewno tam już nie wrócę! - mężczyzna przypomniał sobie ich ostatnie wspólne wyjście.
- Przecież ta urocza pani była zachwycona naszym cudownym duetem. Chyba nawet go nagrała. A ja byłem taki nieuczesany... No nic, dziś zaprezentuje się lepiej.
- Na... Nagrała? - Yoo był tak zszokowany, że nawet nie zauważył, że Jaejoong zapakował go już do windy.
- To chyba dobrze, co? Szkoda, żeby nikt tej chwili nie uwiecznił dla potomności. Park Yoochun tańczący przy szczotce, która robiła mu za mikrofon. Jak prawdziwa gwiazda k-popu.
Jaejoong zaniósł się śmiechem widząc żałosną minę przyjaciela, która pięknie komponowała się z rumieńcami na policzkach.
- Wszędzie, tylko nie tam. Proszę cię. 
- Ale tam dają najlepsze jedzonko. Prawie już wydębiłem kilka przepisów, może tym razem się uda.

Yoochun patrząc na Jaejoonga zastanawiał się, jak to w ogóle jest możliwe, że zostali przyjaciółmi. I co ten facet ma w sobie, że potrafi go w przeciągu pięciu minut namówić, na coś, na co zupełnie nie miał ochoty. Musiał przyznać, że znajomości z tego typu osobnikami są wyjątkowo niebezpieczne. A co najgorsze, jak człowiek raz wpadnie w sidła takiego typa, za nic nie idzie się później z tego wyplątać. 


Nie minęło dziesięć minut, a siedzieli już przy jednym ze stolików, a Jaejoong czarował właścicielkę stoiska, żartując i po prostu uśmiechając się uroczo. Yoo nie odzywał się w ogóle, ba, był zbyt zawstydzony, żeby choć spojrzeć tej kobiecie w oczy. Kobiecie, która najwidoczniej na telefonie miała najbardziej kompromitujące sceny z jego życia. Z ulgą wlał w siebie pierwszy kieliszek soju. Jae ochoczo polał kolejny, ale zanim pozwolił mu go wypić, spojrzał na niego poważnie. Yoochun uniósł tylko brew w niemym pytaniu.
- Powiesz mi w końcu, co się dzieje? - Jaejoong zrozumiał, że komunikacja niewerbalna między nimi nie działa tak dobrze, jakby sobie tego życzył.
- A co niby ma się dziać?
Z tradycyjnymi metodami porozumienia też nie było ostatnio najlepiej, więc Jae westchnął tylko ciężko.
- Unikasz mnie, nie chcesz rozmawiać i masz minę, jak samobójca rozdarty między pętlą na gałęzi, a nurtem pobliskiej rzeki. Mam wymieniać dalej?
Yoochun spojrzał na przyjaciela spode łba i opróżnił stojący przed nim kieliszek.
-Stary, po prostu jestem ostatnio naprawdę zajęty...
Sam nie wierzył w to, co mówił, a tym bardziej nie wierzył mu Jae, całą postawą wyrażający ogromne pokłady sceptycyzmu. Jego świdrujący wzrok mógł doprowadzić do szału.
- Dobra! Nie patrz tak już! - pisarz polał kolejną porcję alkoholu i niemal od razu przechylił kieliszek. - Mam mętlik w głowie! Sam do końca nie wiem, co się ze mną dzieje.
Jaejoong napoczął kolejną butelkę. Pierwsze pięć zawsze opróżniali w błyskawicznym tempie. 
- Chodzi o Marysię, prawda?
- Nie! Znaczy tak... - Yoochun z łoskotem uderzył kieliszkiem o stół. – Słyszysz? Sam tego już nie ogarniam! Ciągle o niej myślę, tak serio bez przerwy. Jestem zły sam na siebie! Jestem wściekły na nią, na Gabi, a już szczególnie na tego całego Jinwoo! - malarz słuchał swojego przyjaciela w skupieniu, zadowolony, że ten w końcu się otworzył – Jaejoong-ah! Ja naskoczyłem na nią o jakąś pierdołę, bo byłem zazdrosny o jej przyjaciela! Jestem żałosny, prawda?
Yoo po niemal każdym zdaniu robił przerwę na kieliszek. Z każdym łykiem soju czuł się lepiej i zaczynał być wdzięczny przyjacielowi, że był taki nieustępliwy. Dopiero po chwili zauważył, że Jae przygląda mu się badawczo, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
- Yoochun?
- Tak? Tak mam na imię...
- Yoochun-ah – Jae wykrzyknął tak, że tamten prawie spadł z krzesła. - Yoochun-ah! Ja wiem, że przez ostatnie lata trułem ci na ten temat niemal codziennie... Ale uwierz, kiedy mówiłem ci, że czas przestać zaliczać wszystko, co jest kobietą i na twój widok nie ucieka... Kiedy mówiłem ci, że powinieneś się w końcu zakochać, miałem na myśli kogoś, kto mógłby to uczucie odwzajemnić!
- Ja się w nikim nie zakochałem! O nie! Nie! Nie! NIE! - Yoo wypił dwie kolejki, nie zawracając sobie głowy takimi szczegółami jak popitka, czy zagryzka. Odetchnął kilka razy głęboko i oblizał wargi, co było jego zwykłym objawem zdenerwowania. Po chwili kontynuował już mniej gwałtownie.
- Przyznaje! Na początku mi się spodobała. Przecież jest taka pociągająca, ładna, pięknie się uśmiecha, a do tego jest taka słodka.
Jaejoong odchylił się do tyłu, rozpierając wygodnie na krześle i krzyżując ręce na piersi, słuchał przyjaciela, kiwając tylko głową.
- Stary! Czy ty w ogóle się słyszysz? Jak ci się jakaś panna tak po prostu podoba, to gadasz o jej cyckach, albo tyłku.
- Przecież ci tłumacze, że ona już mi się nie podoba...
- Tylko się w niej zakochałeś! - zawyrokował z całą pewnością Jae, zanim przechylił trzymany w dłoni kieliszek.
- Pleciesz bzdury przyjacielu – odparł Yoo odkręcając kolejną butelkę. - Przyznam, że może lekko mnie zauroczyła, ale przecież wiem, że nie mam co startować.
- Przynajmniej się przyznałeś, że cię zauroczyła. Choć ja i tak wiem swoje. - Jae położył brodę na stoliku i z zafascynowaniem przyglądał się zawartości kieliszka, która falowała delikatnie, kiedy uderzał w niego palcem. - Ale zgadzam się. Nie masz co startować. Po prostu się z nią pogódź i ciesz, że masz taką fajną koleżankę.
Yoochun na tę uwagę skrzywił się niezadowolony.
- Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić.
Jaejoong zajęty wygrzebywaniem co lepszych kąsków z parującego kociołka, nie patrzył nawet na strapionego pisarza.
- Zwykle mówisz „przepraszam” i jest po sprawie.
- Postaram się... - Yoochun zdawał się nie być do końca przekonany. – Jae! Może ja po prostu powinienem znaleźć sobie kogoś innego... Shimhee nie jest przecież taka zła – mężczyzna przyglądał się swojemu kieliszkowi, jakby oceniając jego urodę.
- To ta twoja asystentka, tak? Nie obraź się, ale w takiej sytuacji lepiej nie iść aż tak na łatwiznę. - Jaejoong skrzywił się z niesmakiem. Yoo przewrócił oczami.
- Co wyście się wszyscy tak na nią uwzięli? Ty, Marysia, a nawet ten cholerny Jinwoo. - Widząc, że Jae nie ma pojęcia o kim mowa, Yoochun pośpieszył z wyjaśnieniem. – Kim Jinwoo to przyjaciel Marysi. Jest fotografem, robił mi zdjęcia do jakiegoś wywiadu. Poza tym jest chamem i gburem.

Pisarz wypił trzy kieliszki jednym ciągiem. Jae zaś zamyślił się na chwilę, zastygając w bezruchu wciąż trzymając w ręku butelkę.
- Jinwoo... Jinwoo... - mamrotał pod nosem – Słuchaj, Yoochun-ah, ten cały Jinwoo jest trochę wyższy od ciebie, dobrze zbudowany z takim apetycznym tyłeczkiem.
Yoochun wypluł do kieliszka dopiero co upity łyk soju.
- Przepraszam cię bardzo, ale na tyłek to ja mu akurat nie patrzyłem – powiedział lekko zniesmaczony. - Ale reszta się zgadza.
- To ja go kiedyś widziałem – Jae był pełen entuzjazmu. – Podsłuchiwałem pod drzwiami Marysi, jak kiedyś przyszedł ją odwiedzić. - Nie zważając na minę przyjaciela, wyrażającą mieszankę zdziwienia i dezaprobaty, kontynuował – Macie nawet coś wspólnego! On też jest w niej zakochany.
Dopiero, kiedy zauważył, że twarz Yoo przybiera wyraz zwykle zarezerwowany dla seryjnych morderców, zrozumiał, że powiedział za dużo.
- Skąd ta pewność? - pisarz złowieszczo, w miarowym rytmie, uderzał w stół dnem butelki. Jaejoong nie był przekonany, czy powinien zdradzać więcej szczegółów. Wiedział jednak, że skoro już mu się wypsnęło, Yoochun tak łatwo nie odpuści.
- Słyszałem jak jej to mówił...

Po usłyszeniu tych słów, Yoo nie bawił się już w nalewanie soju, tylko zdrowo pociągnął z gwinta. Jae wiedząc, na co się zanosi załamany ukrył twarz w dłoniach.

środa, 19 lutego 2014

Punkt Widzenia Część VIII

Część VIII    

Junsu obudził się wypoczęty jak nigdy dotąd. Spróbował przeciągnąć się i wtedy poczuł ciężar spoczywający na jego klatce piersiowej. Zdezorientowany otworzył oczy. Kiedy zobaczył różową czuprynę i wpatrzone w niego zielone, błyszczące oczy pomyślał, że jednak ciągle śpi.
- Szkoda, że się obudziłeś. Słodko wyglądasz, kiedy śpisz – dopiero kiedy wtulająca się w niego dziewczyna uśmiechnęła się do niego z tymi słowami trochę otrzeźwiał. Nagle jego umysł połączył wszystkie fakty i Junsu w jednej chwili poderwał się do pozycji siedzącej. Mrugając niezwykle szybko z niedowierzanie przyglądał się swojej towarzyszce.
- Gabi? Gabi! Co? Jak? - przestraszony chłopak zaczął się jąkać. – Powinienem cię chyba przeprosić! O kurczę... Ja nie chciałem! To znaczy chciałem i to jeszcze jak chciałem! Co ja mówię?
Gabrysia z rozbawieniem patrzyła na Su. W końcu nie widząc innego sposobu aby go uciszyć usiadła przed nim, chwyciła jego twarz i przywierając do niego całym ciałem, pocałowała długo i namiętnie. Kiedy się odsunęła, Junsu wyglądał na jeszcze bardziej zszokowanego, ale na szczęście nie plótł już trzy po trzy, tylko pytająco wpatrywał się w dziewczynę. Gabi zachichotała na ten widok, ale po chwili zupełnie spoważniała.
- Su... wszystko ci wyjaśnię. Tylko musisz mi obiecać, że na razie nikt się nie dowie...


 Było wczesne popołudnie. Marysia wychodziła ze spotkania z Yoochunem pełna energii. Metoda traktowania Shimhee jak powietrze okazała się zupełnie skuteczna i dziewczyna mogła w końcu skupić się wyłącznie na pracy... A przynajmniej spróbować. Istniał bowiem jeszcze jeden czynnik, który potrafił skutecznie rozproszyć jej uwagę. Czynnik niezwykle czarujący, uroczy i przystojny. Marysia właśnie próbowała wyrzucić z głowy wspomnienie słodkiego uśmiechu jakim pożegnał ją młody pisarz, kiedy poczuła jak ktoś chwyta ją za ramię. Odwróciła się przestraszona i odetchnęła z ulgą widząc przed sobą twarz przyjaciela.
- Jinwoo, kretynie! Chcesz, żebym zeszła na zawał w tak młodym wieku?
Chłopak spojrzał na nią z wyrzutem.
- Jakbyś wołała kogoś bezskutecznie od ostatnich pięciu minut, też byś w końcu zastosowała bardziej drastyczne środki.
- Ups... - Marysia wyszczerzyła ząbki w przepraszającym uśmiechu.
- Nie rób takiej miny, tylko powiedz, o kim tak się zamyśliłaś i dlaczego byłem to ja?
- O pracy, głupku! Myślałam o pracy – dziewczyna dała przyjacielowi kuksańca w bok, w międzyczasie przekonując się, że wcale nie skłamała. Przecież szef równa się praca, czyż nie?
- Zapomniałem, że ty tu pracujesz! - Jinwoo uderzył się otwartą dłonią w czoło – Będziesz mogła mi pomóc.
- Pomóc? Ja? Niby w czym? W ogóle to co TY tu robisz?
- Wyobraź sobie, że ja też jestem w pracy – chłopak z czułością pogładził przewieszoną przez ramię torbę na sprzęt fotograficznym.
- U nas w wydawnictwie nie organizuje się przyjęć dla dzieci. – Maryśka przypomniała sobie o ostatniej pracy przyjaciela, na punkcie której był lekko przewrażliwiony. Tym razem pominął jednak tę uwagę milczeniem.
- Pracuje teraz w poważnej gazecie. Dostałem pierwsze duże zadanie. Kilka fot do wywiadu z synem właściciela.
Maryśka westchnęła tylko, nie komentując, co myśli na temat wagi tego zlecenia. Jinwoo znowu nie zareagował. Zrobiwszy kilka głębszych oddechów, kontynuował.
- Dlatego właśnie musisz mi pomóc i zaprowadzić do jego biura.
Dziewczyna spojrzała na niego jak na dziwadło, które dopiero co z księżyca spadło.
- A skąd ja niby mam wiedzieć, gdzie w tym molochu jest biuro syna właściciela, hm?
Jinwoo wytrzeszczył na nią oczy.
- Maryśka! Jak to się dzieje, że ty jeszcze chodzisz po tym świecie, skoro raz po raz wykazujesz się refleksem zamurowanego żółwia i intelektem pantofelka.
- Musisz mnie obrażać? - dziewczyna przybrała bojową minę.
- Pracujesz z nim od kilku tygodni i nie wiesz...
- O czy ty do mnie rozmawiasz?
- O Park Yoochunie, kolesiu, któremu ilustrujesz książkę, a który to jest prywatnym, własnym synem właściciela tego wydawnictwa.
- Yoochun jest kim?
- Boże! Kobieto, czy ciebie nigdy nie zainteresował fakt, że pisarz ma swoje własne biuro w wydawnictwie i z tego co wiem, asystentkę do dyspozycji?
- A skąd ja niby miałam wiedzieć? Myślałam, że u was w Korei to normalne!
Jinwoo pokręcił głową zrezygnowany.
- Nie no, jasne! Latające krowy też są u nas normalne!
Marysia spiorunowała go wzrokiem.
- Chodź za mną – powiedziała po chwili i już bez słowa poprowadziła przyjaciela w stronę windy, zastanawiając się, czego jeszcze nie wie o Yoochunie.


- Jinwoo, jest jeszcze coś, co powinieneś wiedzieć – Marysia spojrzała na chłopaka z niepokojem. Wiedziała, że jego reakcja nie będzie najlepsza, ale lepiej żeby dowiedział się już teraz.
- Nie rób takiej poważnej miny, bo zaczynam się bać.
- To raczej ja się boję, że możesz zrobić coś głupiego... - patrzyła na niego błagalnie.
- Jesteś z nim w ciąży? - Jinwoo uniósł prawą brew z zaciekawieniem i lekkim zdenerwowaniem.
- Kim Jinwoo! Za kogo ty mnie masz! - Maryśka poczuła, że zaczyna być poirytowana. Odetchnęła parę razy głęboko, żeby utrzymać spokój. - To naprawdę poważna sprawa. Nie chcę, żebyś palną jakąś głupotę, bo widzisz...
- Kobieto wyrzuć to w końcu z siebie, bo zaraz zacznę się denerwować na serio.
- Bo chodzi o to, że Yoochun rzeczywiście ma asystentkę i jest nią Lee Shimhee – wyrzuciła to z siebie szybko, na jednym oddechu zawzięcie patrząc w czubki swoich butów.
W windzie zapanowała nieprzyjemna, napięta cisza. Kiedy sygnał dźwiękowy zakomunikował, że dotarli na właściwe piętro Marysia aż podskoczyła. Spojrzała na Jinwoo, który patrzył przed siebie z zaciętą miną. Dobrze ją znała. Prowadząc go korytarzem starał się go uspokoić.
- Proszę cię, Jinwoo bądź dla niej miły. Choć spróbuj udawać, że jesteś dla niej miły.
Chłopak zatrzymał się bez słowa i łapiąc ją za ramie zmusił, żeby na niego spojrzała.
- Marysiu – zaczął cicho, prawie szeptem, ale na tyle dobitnie, że nie mogła odwrócić twarzy. – Jak możesz... Ty! Ze wszystkich osób, jak TY możesz mnie prosić, żebym był dla niej miły. Ta suka... – Marysia skrzywił się słysząc to słowo, a Jinwoo tylko w zdenerwowaniu przegryzł wargę. – Jak mam inaczej ją nazwać? Powiedz mi? Upokorzyła cię, prawie wyrzucili cię przez nią z uczelni, odbiła ci narzeczonego, a to wszystko dla rozrywki.
- Ale zrozum... - chciała go jakoś uspokoić, ale jego ostre spojrzenie szybko sprawiło, że zamilkła.
- Co mam zrozumieć? Kobieto, jak możesz z nią w ogóle pracować?! Jak tylko się dowiedziałaś powinnaś rzucić to w cholerę! - chłopak był już tak zdenerwowany, że zaczął podnosić głos. To z kolei rozgniewało Maryśkę.
- I jak to sobie wyobrażasz? Miałam znowu pokazać jej jaka jestem słaba, dać jej wygrać? Nie ma mowy! Ta praca to dla mnie ogromna szansa i przez nią jej nie zaprzepaszczę! A ty nie możesz zawsze traktować mnie jak bezbronnej dziewczynki!

Marysia była bliska wyrzucenia z siebie wszystkich żali kiedy zauważyła, że Jinwoo wymownie patrzy na coś za jej plecami. Kiedy spojrzała przez ramię zobaczyła bacznie przyglądającego się im Yoochuna.
- Myślałem, że już wyszłaś z firmy? - mężczyzna patrzył na nią z wyrazem twarzy, którego nie mogła odczytać.
- Spotkałam w hallu przyjaciela... - Marysia ukradkiem zerknęła na Jinwoo, żeby upewnić się, że nie zrobi nic głupiego. Ten jednak uśmiechnął się lekko i podszedł do Yoo z wyciągniętą dłonią.
- Nazywam się Kim Jinwoo, byliśmy umówieni na małą sesję zdjęciową do ostatniego wywiadu. Marysia była tak miła, że pomogła mi znaleźć drogę do pana gabinetu.
Pisarz uścisnął jego rękę, ale Marysia wciąż nie mogła odgadnąć wyrazu jego twarzy.
- Park Yoochun, witam i zapraszam do siebie – mężczyzna wskazał pobliskie drzwi.
- W takim razie ja nie będę wam przeszkadzać! - Marysia skłoniła się nieznacznie i chciała wracać w stronę windy, kiedy Yoo złapał ją za nadgarstek, co oczywiście nie umknęło uwadze Jinwoo.
- Poczekaj, to pewnie nie potrwa długo, a ja i tak jestem umówiony z Jae... - mężczyzna jakby lekko się zmieszał. – To znaczy jak masz zamiar wracać prosto do domu, to chyba szybciej będzie samochodem, prawda?
Yoochun uśmiechnął się trochę nieśmiało, a Marysia poczuła jak jej serce zaczyna galopować w szaleńczym tempie. Zanim wrócił do niej zdrowy rozsądek odpowiedź sama wypłynęła jej z ust.
- Masz rację, tak będzie szybciej – odwzajemniła jego uśmiech i dopiero znaczące odchrząkniecie Jinwoo przywróciło ją do rzeczywistości i zdała sobie sprawę, że od dłuższej chwili wpatrywała się w oczy pisarza.
- Możemy zaczynać? - fotograf starał się zamaskować poirytowanie, ale Maryśka za dobrze go znała, żeby dać się nabrać.
- Tak, oczywiście... - Yoochun wydawał się być lekko zdezorientowany, kiedy wchodzili do jego biura.
- Shimhee trzy kawy poproszę!
Dziewczyna wychyliła się zza swojego biurka i napotkała niezbyt przyjazny wzrok Jinwoo.
- Ja dziękuję – powiedział nie odrywając od niej zimnego spojrzenia.
- Ja też podziękuję, piłam już dziś, a nadmiar kofeiny źle na mnie wpływa. - Marysia uśmiechnęła się przepraszająco do Yoochuna.
Shimhee nie speszyło spojrzenie fotografa. Wstała ze swojego miejsca i z wesołą miną ukłoniła się na przywitanie.
- Jinwoo! Miło cię widzieć. Nie miałam pojęcia, że to ty będziesz robił te zdjęcia.
Chłopak skinął tylko nieznacznie głową i mrukną coś niezrozumiale. Maryśka szturchnęła go ostrzegawczo, a Shimhee tylko uśmiechnęła się szerzej.
- Rozumiem, że kawę taką jak zawsze? - zwróciła się do Yoochuna, który tylko skinął głową, nie do końca rozumiejąc napiętą atmosferę, która była wyraźna między tą dwójką.


 Marysia przez pół godziny obserwowała pracę swojego przyjaciela. To samo robiła Shimhee, co chwilę komplementując pracę fotografa. Dobrze wiedziała, że wyprowadza go to z równowagi. Zupełnie jakby chciała wypróbować jego samokontrolę. Za każdym razem kiedy Jinwoo był już na skraju wybuchu, spoglądał na Maryśkę i jej karcącą minę. Brał kilka głębszych oddechów i wracał do pracy.

- To zabawne, jak ten świat mały – Yoo zagadnął kiedy już skończyli.
- Co masz na myśli? -  zapytała Shimhee, sprzątając filiżankę.
- To, że wasza trójka się tak dobrze zna i że tu się spotkaliście.
Jinwoo chował właśnie aparat do torby odwrócony plecami do pozostałej trójki, ale prychną głośno, dając jasno do zrozumienia, że nie widzi w tej sytuacji nic zabawnego. Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać Jinwoo zwrócił się do Yoochuna.
- Zdjęcia do autoryzacji dostanie pan razem z całym artykułem.
- A mógłbym dostać je wszystkie? Oczywiście za opłatą, potrzebuje nowego zdjęcia na książki.
- Nie ma problemu, kiedy tylko będą gotowe podeślę je panu przez Marysię.
- Nie ma potrzeby, żeby ją fatygować – Shimhee wtrąciła się do rozmowy – Od tego jestem tu ja, podam ci mój adres mailowy, żebyś mógł...
Jinwoo nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi tylko kontynuował.
- Myślę, że najpóźniej za dwa dni dam płytę ze zdjęciami Marysi. A opłatą proszę się nie przejmować.
Marysia patrzyła niepewnie na swojego przyjaciela.
- Jinwoo, ale Shimhee ma rację... - zaczęła ostrożnie. Chłopak spojrzał na nią ostro.
- Marysiu, chyba nie masz nic przeciwko. Przecież wiesz, że wolę polegać na ludziach, którzy są godni zaufania – uśmiechnął się krzywo do sekretarki, która niezbyt skutecznie starała się ukryć swoje niezadowolenie.
- A teraz jeśli państwo pozwolą – Jinwoo skłonił się nieznacznie. – Za godzinę mam umówione kolejne spotkanie. Do zobaczenia, Marysiu, zadzwonię później.
Zanim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, zniknął za drzwiami.

Marysia nie wiedziała jak się zachować. Obiecał, że zachowa się jak należy, ale oczywiście na koniec musiał wyskoczyć z czymś takim.
- Ja też już pójdę – niezręczną ciszę przerwała Shimhee. – Nowy rozdział po korekcie czeka na Twoim biurku. Pamiętaj też, że jutro rano masz spotkanie z zarządem, punkt ósma.
- Dzięki! - Yoo uśmiechnął się do swojej asystentki, a Marysia mocno wmawiała sobie, że wcale jej to nie przeszkadza. Tak ją to zaabsorbowało, że nawet nie zauważyła kiedy asystentka pisarza wyszła, zostawiając ich samych.


- Daj mi jeszcze dziesięć minut i też będę gotowy – z transu wyrwał ją głos Yoochuna, w którym ze zdziwienie usłyszała nutkę złości. Mężczyzna szybko zbierał jakieś dokumenty, nie zwracając najmniejszej uwagi na towarzyszącą mu dziewczynę.
- Ten twój przyjaciel do najprzyjemniejszych typów nie należy – Yoo sam do końca nie wiedział, czemu jego głos brzmi tak nieprzyjemnie. Dlatego, że Jinwoo wyraźnie nie lubił jego asystentki, czy może jednak z powodu widocznych bliskich relacji między nim a Marysią.
- Yoochun, przepraszam za tą sprawę z dostarczeniem zdjęć – dziewczynie zrobiło się przykro. Jinwoo przecież nie powiedział nic naprawdę nieodpowiedniego. - Oni z Shimhee od dłuższego czasu są ze sobą na kursie kolizyjnym.
- Po niej jakoś tego nie było widać! A ten buc... - Yoochun zamilkł widząc minę dziewczyny.
- Słuchaj, nie chce się wdawać w dyskusje, na pewno nie na temat Shimhee! Ale nie pozwolę, żebyś przez nią obrażał mojego dobrego przyjaciela.
- A co takiego zrobiła Shimhee, że to jej wina? - mężczyzna zapytał trochę zbyt głośno, choć bardziej interesowało go, co takiego zrobił Jinwoo, że Marysia tak go broni.
- Chyba będzie lepiej jak jednak wrócę metrem... - naprawdę nie miała ochoty rozmawiać z Yoochunem w takim tonie. Pisarz zauważył, że trochę przesadził, bo przecież dziewczyna w niczym nie zawiniła.
- Marysiu, przepraszam. To przecież nie twoja wina. Po prostu jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że taka miła dziewczyna, jak Shimhee mogła komuś tak zajść za skórę.
Tego było już za wiele. Była zazdrosna o to, jak ciepło mówił o tej dziewczynie, ale to nie to sprawiło, że miała ochotę rzucić się na niego i wydrapać oczy.
- Nie obchodzi mnie jakie są twoje relacje z Shimhee. Nasze są czysto zawodowe, poza tym tak się złożyło, że chwilowo mieszkam u twojego najlepszego kumpla, więc chyba nie muszę ci się spowiadać z mojego życia osobistego!
- A co ma wspólnego z twoim życiem osobistym Shimhee? - czuł się głupio, jak wścibski dupek. Ale to nie była jego wina, że Maryśka na niego działała jak żadna inna do tej pory kobieta, a fakt, że była dla niego zupełnie niedostępna frustrował go do tego stopnia, że przestawał panować nad tym co mówi. Nie zdawał sobie tylko sprawy, że z nią dzieje się zupełnie to samo.
- To, że raz już je zniszczyła, a teraz kiedy miałam nadzieję, że już nigdy jej nie zobaczę, muszę z nią pracować! - Maryśka miała łzy w oczach, kiedy wybiegała z biura Yoochuna. Jemu zaś kilka długich chwil zajęło wyjście z szoku.


 Shimhee była w podłym nastroju. Nie dość, że na co dzień musiała patrzeć na tą żałosną Polkę, to dziś jeszcze ten zakochany w niej idiota! Maryśka miała jeszcze na tyle rozumu, żeby przy Yoochunie nie robić scen, ale nie jej przygłupi przyjaciel. Musiała stamtąd szybko wyjść, bo była gotowa zrobić coś głupiego. Paliła już trzeciego papierosa od wyjścia z wydawnictwa, a niedawno obiecywała sobie, że z tym skończy. To wina Maryśki, jak tylko się pojawiła cały jej plan, tak misternie budowany przez ostatnie tygodnie, poszedł na marne. Ta dziewczyna działała jej na nerwy od kiedy tylko pojawiła się na uczelni. Nie cierpiała takich słodkich niewiniątek. Tylko co widział w niej Yoochun? Na boga, przecież była zupełnie nie w jego typie! Do tej pory umawiał się tylko z rasowymi kobietami, trochę drapieżnymi, zwykle starszymi od niego. Może to dlatego, że ta Polka wydawała mu się niedostępna, może to tylko taka zabawa w gonienie króliczka. Shimhee nie miała pojęcia dlaczego Maryśka udaje lesbijkę, ale wolała jeszcze nie wyciągać tego asa z rękawa.

- Cześć piękna!
Jak spod ziemi pojawił się przed nią ten irytujący koleś, którego spotkała jakiś czas temu w klubie. Od tamtej pory nie mogła się od niego uwolnić. Sama nie wiedziała, czemu dała mu się wtedy odprowadzić do domu. Tylko skąd miała wiedzieć, że teraz prawie codziennie będzie na nią czekał z bukietem kwiatów.
Minęła go bez słowa, nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Chłopak niezrażony szybko się z nią zrównał.
- Piękna! Nie bądź taka, przecież wiem, że też ci się podobam.
Shimhee spojrzała na niego z pogardą. Fakt, nie był zły, a nawet zupełnie w jej typie. Problem polegał tylko na tym, że ten podrzędny tancerzyna nie reprezentował sobą nic, poza wyglądem.
- Yunho, ile razy mam ci powtarzać, żebyś za mną nie łaził. To zaczyna robić się żałosne.
- Nie udawaj księżniczko takiej zimnej.
Chłopak zrobił minę zbitego szczeniaka, co zmusiło Shimhee do cichego chichotu.
- Jesteś masochistą? Myślę, że ostatnim razem zostawiłam ci na pamiątkę podbite oko.
Miała zamiar znowu go uderzyć, ale Yunho złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Nie jesteś aż tak silna, księżniczko.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo chłopak pocałował ją w usta, wcisnął w rękę bukiet i puścił się biegiem przed siebie. Po chwili wyrzuciła kwiaty do najbliższego kosza i trzaskając drzwiami weszła do budynku.


Yoochun wszedł do mieszkania przyjaciela bez pukania. Był zły. To mało powiedziane, był wściekły jak wygłodniały grizzly i miał nadzieję, że Jaejoong miał dobry powód, żeby go tu ściągać.
- Bierzesz przykład z Yunho? - gospodarz leżał na kanapie i nawet nie podniósł wzroku znad ekranu laptopa, który spoczywał na jego brzuchu.
- Mam wyjść i zapukać, żebyś był zadowolony!?
- To miał być żart, nie musisz na mnie warczeć! - Jae dopiero teraz spojrzał na przyjaciela. - Wyglądasz jak rozjuszony byczek. Ktoś ci na odcisk nadepnął?
- Próbujesz być zabawny? Ha! Ha! Ha! No to się pośmieliśmy -  Yoo siadł na fotelu, patrząc na przyjaciela wzrokiem mordercy. -  Czego potrzebujesz, mów szybko, bo jak widzisz nie jestem dziś w nastroju.
- A możemy poczekać na Marysię? Potrzebuje was oboje.
- To jeszcze jej nie ma?

Yoochun specjalnie nadkładał drogi, odebrał w końcu garnitur z pralni i zdążył wypić dwie kawy. Wszystko dlatego, że w głębi duszy miał nadzieję, że spotka tu Marysię. Chciał z nią porozmawiać. To jak rozstali się kilka godzin wcześniej nie dawało mu spokoju. Jej relacje z Shimhee nie powinny go interesować, bo przecież w pracy wszystko układało się w porządku. Poza tym po co miał się oszukiwać, że Jinwoo zdenerwował go podejściem do jego asystentki. To co naprawdę go bolało, było to jak blisko fotograf był z Marysią.
- Yoochun, słuchasz mnie w ogóle? Powiedziałem, że ma być za jakieś pół godziny, dzwoniła, że ma coś do załatwienia.
- Tak, jasne zaczekajmy...
Jae z łatwością zauważył, że jego przyjaciel ma jakiś problem. Znał go jednak na tyle, żeby wiedzieć, że nie warto pytać. Musi poczekać, aż sam będzie gotowy o tym mówić, jak zawsze...


Maryśka powoli kierowała się w stronę domu. Robiła wszystko, żeby tylko nie natknąć się tam na Yoochuna. Zrobiła z siebie kompletną idiotkę całą tą sceną w biurze. Nie chciała też odpowiadać na pytanie dotyczące Shimhee. I tak powiedziała stanowczo za dużo. To była sprawa tylko pomiędzy nimi i Yoo nie musiał nic o niej wiedzieć. Bała się tej konfrontacji, ale jeszcze bardziej bała się, że teraz ich relacje staną się czysto zawodowe. Akurat w momencie, w którym zaczęło tworzyć się między nimi coś na kształt przyjaźni. Była jednak pewna, że spotkanie z Yoochunem tak szybko nie może przynieść nic dobrego. Myślała nawet, żeby nie wracać do domu na noc, ale nie mogła dodzwonić się do Gabi. Dobrze wiedziała, że nie ma sensu wbijać się do niej na nocleg bez wcześniejszej zapowiedzi, dlatego teraz krok po kroku przybliżała się do swojego mieszkania. Oczywiście wcześniej musiała zadzwonić do Jae. Już dawno się przekonała, że niepoinformowanie go o późniejszym powrocie do domu może skończyć się źle. Kiedy raz została na noc u Gabi i nie wysłała mu nawet wiadomości, bo rozładował jej się telefon... Dobrze, że Junsu miał numer do Gabryśki, bo Jaejoong był już ponoć gotowy obdzwaniać wszystkie szpitale w Seulu. Tym razem miała też nadzieję, że Yoochun usłyszawszy, że niedługo będzie w domu zmyje się stamtąd w tempie ekspresowym. Mimo to starała się wślizgnąć do środka niezauważona. Niestety Jaejoong jak zawsze był na posterunku.
- Cześć Marysiu! Chodź od razu do salonu! Mam sprawę!
Wzięła głęboki oddech i zrobiła kilka kroków, żeby po chwili stanąć jak wryta na widok Yoo siedzącego tyłem do niej. Nawet się nie odwrócił.
- Daj mi chwilę, tylko zostawię rzeczy w pokoju i już tu jestem.


Jaejoong uważnie obserwował zachowanie Yoochuna i Maryśki. Coś było nie tak. Zwykle ta dwójka była względem siebie bardzo uprzejma, tym razem oboje zignorowali swoją obecność. Jak on nie znosił sytuacji, kiedy czuł się jak między młotem a kowadłem, a na taką właśnie się zanosiło. Najgorsze w tym wszystkim jednak było to, że nie miał pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Wydawało mu się, że Yoo szczerze polubił tę dziewczynę. Może nawet trochę za bardzo, biorąc pod uwagę jej orientację...
- Stary! Powiedz, że nie zrobiłeś nic głupiego!
Yoochun już od jakiegoś czasu zastanawiał się, dlaczego przyjaciel tak dziwnie mu się przygląda.
- Zależy, co masz na myśli... - zrobił minę niewiniątka, mając nadzieję, że Jae się nabierze. Ten jednak wstał zwinnym ruchem z kanapy i niebezpiecznie zbliżył do kumpla.
- Już ja cię znam! Ale i tak nie podejrzewałbym cię o coś takiego!
Yoochun znał ten stan. Jaejoong zaczął się nakręcać, ale najgorsze było, że tym razem nie miał pojęcia w jakim temacie. Na razie postanowił nie przerywać nadchodzącego słowotoku, to mogło tylko pogorszyć sprawę.
- Wiem, że z ciebie jest cholerny macho! Ale powinieneś wiedzieć, że są pewne granice! Nie można obłapiać kobiet, które nie mają na to ochoty! Nie ważne, czy są hetero, czy homo! Musisz to zrozumieć...
- Stop! Stop! Stop! Jaejoong, o czym ty mówisz?
Yoochun poderwał się z miejsca, prawie przewracając przyjaciela. Jae spojrzał na niego przegryzając dolną wargę.
- Nie zrobiłeś nic Marysi, prawda?
Twarz Yoo przybrała wyraz pośredni między frustracją, a bezgranicznym rozbawieniem.
- Naprawdę czasem warto, po prostu zapytać.
- Przepraszam...?
- Jeżeli chcesz wiedzieć, czy coś się wydarzyło między mną i Marysią, to tak. Pokłóciliśmy się, zupełnie bez sensu.
- To może ja...
- A ty się może nie wtrącaj! – uciął rozmowę Yoochun, usłyszawszy, skrzypnięcie drzwi pokoju dziewczyny.


Marysia wyszła ubrana w zwykły, trochę wyciągnięty dres i sportowy, obcisły, czerwony top. Włosy związała w wysoki koński ogon, trochę niedbały, tak że kilka kosmyków swobodnie opadało jej na twarz. Szła powoli unikając wzroku pisarza. Yoo nie mógł za to oderwać od niej spojrzenia, w duchu przyznając Jae racje w jednej kwestii – istnieją pewne granice. Granice, które tak cholernie chciałby przekroczyć...
- To w czym mogę ci pomóc Jae? - uśmiechnęła się ciepło do współlokatora, a Yoochun poczuł ten niemiły skurcz w okolicy żołądka.
Jaejoong usiadł na kanapie i wskazał im miejsca obok siebie. Sam wziął na kolana laptopa i z radosnym uśmiechem otworzył jakąś stronę internetową.
- Oboje musicie mi pomóc wybrać! - szczerzył się do monitora jak opętany, a Maryśka z Yoo pierwszy raz skrzyżowali sceptyczne spojrzenia. Po chwili speszeni odwrócili się od siebie, ale wiedzieli już, że oboje mają taką samą opinię.
- Jaejoong... - Yoochun nie wiedział, jak zacząć, szczególnie, kiedy przyjaciel spojrzał na niego pełnymi podekscytowania oczami. – Czy rozmawiałeś już o tym z Changminem?
- No pewnie, że nie – mężczyzna zdawał się być oburzony. – To będzie niespodzianka!
- Matko boska! Biedny Min! - wyrwało się Marysi po polsku.