Część X
- Jiji? Jiji-yah?? - Marysia zaglądała w każdy kąt próbując
znaleźć kotka – Dzidziak! Ty mała cholero, gorsza od swojego pana. Jak znowu
sikasz pod meblami, to cię dorwę!
Changmin z rozbawieniem przyglądał się współlokatorce, która
mamrotała coś w swoim języku. To jej Jae powierzył opiekę nad swoim pupilem,
kiedy wychodził z domu, a dziewczyna próbowała dzielnie stosować się do jego
licznych zaleceń. Właśnie nadeszła pora karmienia i Min zaczął odczuwać wyrzuty
sumienia, gdy patrzył na zdesperowaną Marysię. Gdyby wiedział, że Jaejoong
wieczorem zaplanował wyjście, nie karmiłby w tajemnicy Jiji świeżutką rybą.
Chciał zrobić na złość swojemu mężczyźnie i przekupić futrzaka. Na razie szło
mu całkiem nieźle i kociak wolał wylegiwać się na jego kolanach, a nie u
swojego pana. A niech ma za swoje, skoro myśli, że Shim Changmina może zastąpić
jakikolwiek zwierzak!
Po piętnastu minutach zmęczona Marysia opadła na kanapę.
Spojrzała błagalnie na siedzącego obok mężczyznę.
- Changmin-ah! Może mu po prosu powiemy, że zjadł, co?
- Myślę, że chyba nie mamy innego wyjścia. Tylko się
zastanawiam, gdzie polazła ta kupa futra… – Min wzdrygnął się na myśl, o
sierści na swoich garniturach, które Jiji ostatnio szczególnie sobie upodobał.
- Poudawajmy przez chwilę, że go nie ma, błagam. A najwyżej
później będziemy się martwić konsekwencjami.
Dziewczyna położyła nogi na stół i przeciągnęła się ziewając
głośno. Min zachichotał.
- To może jakąś pizzę zamówimy? Futrzak może nie jest
głodny, ale ja tak.
Nie czekając na odpowiedź pobiegł do kuchni, gdzie na
lodówce przypięte były ulotki pobliskich knajp.
- Min-ah! Hawajską! Koniecznie weź hawajską! - krzyknęła ze
śmiechem. W tej samej chwili rozległ się dźwięk dzwonka jej telefonu. Widząc
imię na wyświetlaczu zawahała się przez moment, czy powinna odebrać. W końcu
udało jej się zebrać dość odwagi.
- Halo? - miała nadzieję, że jej głos nie drży tak bardzo
jak myślała.
- Nie gniewaj się już na mnie – głos w słuchawce był tak
bełkotliwy, że z ledwością dała radę go zrozumieć.
- Yoochun? Coś się stało? - wykrztusiła w końcu, zszokowana.
- Gniewasz się na mnie! Przestań się gniewać, bo przepraszam...
- Czy ty coś piłeś? - było to głupie pytanie, biorąc pod
uwagę głos jej rozmówcy, ale nic lepszego nie była w stanie wymyślić.
- Butelkę, może dziesięć, nie ważne. Tylko się nie gniewaj.
Po tym Marysia usłyszała stukot przewracających się butelek
i rozmowa została przerwana. Zdenerwowana wybrała numer pisarza. Po kilku
sygnałach odezwał się inny, ale równie bełkoczący głos.
- Tu sekretarz Park Yoochuna. Niestety pan Park nie może
teraz podejść do telefonu, bo leży.
W słuchawce rozległ się śmiech bardziej przypominający
dźwięk syreny alarmowej, niż człowieka.
- Kim Jaejoong! Gdzie jesteście?
- Tam gdzie zawsze! Kończę, bo zaczyna się show!
Bez dalszych wyjaśnień chłopak po prostu się rozłączył.
Maryśka jeszcze przez dłuższą chwilę stała nieprzytomnie wpatrując się w ekran
telefonu. W takim stanie zastał ją Changmin.
- Pizza będzie dopiero za godzinę. Cholerne piątkowe
wieczory!
- To świetnie! Uda nam się wrócić do tego czasu! - Marysia
pociągnęła go za rękaw.
- Gdzie wrócić? Skąd wrócić?
- Wiesz gdzie Jae i Yoo zwykle piją?
- Yhm... To taki mały uliczny bar, niedaleko mieszkania Yoo.
- spojrzał na dziewczynę badawczo. - Tylko mi nie mów, że chcesz do nich
dołączyć? Moja pizza! - zawołał żałośnie.
- Jeszcze do końca mi nie odbiło! - oburzyła sie Marysia. -
Yoochun dzwonił przed chwilą, ledwo ciepły. Rozłączył się z hukiem i to
dosłownie. Jak oddzwoniłam, odebrał Jae sam w nie lepszym stanie. Stwierdził,
że Yoo leży i zaczyna się show. Pojedźmy po nich, proszę. - Dziewczyna miała
złe przeczucia i nie chciała odpuszczać.
- Dobrze! - Changmin przybrał minę cierpiętnika. - Ale
jeżeli nie zdążymy odebrać mojej pizzy, ktoś będzie musiał ponieść
konsekwencje, jasne?
- Upiekę ci szarlotkę? - Marysia zapytała, mając nadzieję,
że tego typu przekupstwo zadziała na Mina.
- I lody waniliowe do tego poproszę - chłopak błysnął
szerokim uśmiechem chwytając kluczyki do samochodu.
Marysia i Changmin od kilku minut stali oniemiali przy
wejściu do namiotu, gdzie znajdował się bar. Chłopak zapomniał nawet o swojej
upragnionej pizzy.
- O matko boska! Co tu się dzieje? - dziewczyna nie
wiedziała, czy rozgrywającą się przed nią scena to powód do śmiechu, czy raczej
płaczu.
- Mnie nie pytaj! Wolę nie wiedzieć...
Min miał podobne rozterki widząc swojego partnera
wykonującego między stolikami coś, co w jego mniemaniu musiało być tańcem.
Yoochun zaś w tym czasie stał na jednym z krzeseł i śpiewał do swojej łyżki
jakąś rzewną balladę. W pewnym momencie zauważył Marysię i Changmina. Wskazał
palcem na dziewczynę
- It's for you baby! - krzyknął tak, że oczy wszystkich
zwróciły się na nią i śpiewał dalej. Sama zainteresowana miała ochotę zapaść
się pod ziemie.
- Min-ah! Zrób coś, zanim ja spalę się ze wstydu, a inni
ludzie ogłuchną od jego ryków.
- A mogę ich najpierw nagrać? - mężczyzna miał już
przygotowany telefon, a na twarzy gościł mu chytry uśmiech.
- Shim Changmin! - Maryśka była oburzona. - Naprawdę nie
czas teraz na takie dziecinady.
Przeraziła ją myśl, to Min, mimo wszystko, zachowywał się
najbardziej odpowiedzialnie z całej tej zgrai wariatów. Teraz jednak zrobił
minę niezadowolonego pięciolatka, któremu zabrano zabawkę. Maryśka pokręciła
głową i zrezygnowana pierwsza weszła do środka. Po drodze do stolika chłopaków
przepraszała wszystkich dookoła za ich zachowanie.
- Panowie! Koniec imprezy! - zakomenderowała, ale Jaejoong i
Yoochun nie mieli chyba zamiaru posłuchać dziewczyny. Zamiast tego próbowali
wciągnąć ją do wspólnej zabawy.
- Changmin! Zrób coś natychmiast!
Marysia była bezradna kiedy dwójka pijanych mężczyzn zaczęła
tulić ją do siebie, prawie miażdżąc przy tym jej żebra. Min nie widząc innego
wyjścia, podszedł do Jae, odciągnął go od dziewczyny i bezceremonialnie
przerzucił sobie przez ramię. Ten nawet specjalnie nie oponował, wynoszony z
baru, ku uciesze gawiedzi. Maryśka miała nadzieję, że łatwiej będzie jej
poradzić sobie z jedną sztuką nie do końca przytomnego mężczyzny. Niestety, jak
głosi stara, ludowa mądrość - nadzieja matką głupich. Yoochun uwiesił się na
dziewczynie całym ciężarem ciała. Po chwili ciężkiej pracy udało jej się
posadzić go na krześle. Chłopak nie miał jednak zamiaru wypuszczać jej z objęć.
W ten sposób Marysia wylądowała, niezbyt stabilnie, na kolanach pisarza.
- Yoochun, musimy iść! - próbowała wstać, ale mężczyzna
tylko mocniej oplótł ją ramionami.
- Nie puszczę cię - wyseplenił wtulając twarz w jej plecy.
Marysia starała się uspokoić szalejące w brzuchu motylki. Kiedy jednak Yoo
przyciągną ją bliżej siebie układając głowę na jej ramieniu, mogła poczuć jego
oddech delikatnie muskający szyję. Musiała przegryźć wargę, żeby nie pisnąć z
zaskoczenia. Dobrze wiedziała, że mężczyzna jest pijany i najpewniej nie zdaje
sobie sprawy z tego, co robi. Mimo to, czując jak nos Yoo sunie po jej skórze,
mimowolnie odchyliła głowę. Przyjemny dreszcz przechodzący po kręgosłupie nie
pozwalał jej zebrać myśli.
-Nie gniewaj się już na mnie. Ładnie proszę.
Jego szept tuż przy uchu był zbyt hipnotyzujący, żeby mogła
zrobić cokolwiek. Wiedział, że od dawna chciała jego bliskości, dlatego
pozwalała sobie tkwić w jego objęciach. Nie robiła sobie żadnych nadziei, poza
tą jedną - że następnego dnia Yoochun nie będzie nic pamiętać.
- Skąd pomysł, że się na ciebie gniewam?
- Bo jestem kretynem. Strasznym kretynem, wiesz? Wybaczysz
mi? Przepraszam...
Przy każdym słowie jego usta ocierały się o szyję i
odsłonięte ramię dziewczyny. Nieświadomie zacisnęła dłonie na obejmujących ją
rękach, walcząc z chęcią odwrócenia głowy i pocałowania mężczyzny.
- Park Yoochun! Przestań napastować niewinną kobietę!
Do rzeczywistości przywrócił ją karcący głos Changmina.
Pisarz też spojrzał na przyjaciela, niechętnie odrywając się od dziewczyny.
Marysi udało się skorzystać z chwili nieuwagi i dość gwałtownie poderwała się z
jego kolan. Yoochun mając w tamtej chwili poważne problemy z równowagą, boleśnie
wylądował na podłodze. Dziewczyna od razu rzuciła mu się na pomoc.
- Kobieto, ja to zrobię, bo ty już z tymi zwłokami sama
sobie niestety nie poradzisz.
Changmin odsunął Maryśkę od Yoo i z wysiłkiem pomógł mu
wstać.
- Stary, daj mi portfel.
Yoochun poklepał wszystkie kieszenie jakie były w jego
ubraniu i po chwili z jednej nieudolnie wyciągnął zwitek banknotów.
- Marysiu, weź to i idź zapłać za tych pajaców.
Kiedy dziewczyna wyszła z baru Changmin czekał na nią oparty
o maskę samochodu.
- Co z nimi zrobimy? - wskazał na mężczyzn śpiących na
tylnym siedzeniu, opierając się o siebie głowami. Maryśka przyglądała im się
chwile przez szybę. Nie była pewna, czy dobrze robi, ale podjęła już decyzję.
- Zajmę się Yoochunem. Tylko nas podrzuć pod jego dom.
Min spojrzał na nią sceptycznie.
- Poradzisz sobie? Co jak znów zacznie cię obłapiać? -
uniósł prawą brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
- To go strzelę przez łeb. Jest tak zalany, że poradzę
sobie, na pewno.
- Nie łatwiej ich po prostu zabrać do nas? Położymy Yoo na kanapie,
damy radę.
- Min-ah. Pijani Jae i Yoo, a do tego jeszcze Jiji. A
podobno chciałaś odpocząć - Marysia uśmiechnęła się przebiegle.
- Tu mnie masz... Ale jak będzie cię męczył, daj znać.
- Dam sobie radę.
Marysia uśmiechnęła się do niego uspokajająco i pierwsza
wsiadła do auta.
Changmin nie był do końca przekonany, do pomysłu swojej
współlokatorki, ale pamiętał noce, kiedy pijany Yoo nocował u nich. Jaejoongowi
zawsze udawało się wtedy wyśliznąć z sypialni, a rano okazywało się, że barek
był całkowicie pusty, a dwóch przyjaciół spało w dziwnych pozycjach na kanapie,
na fotelach, a czasem nawet na stole. Min nie do końca rozumiał ich zamiłowanie
do alkoholu. Owszem on też lubił czasem wypić kilka drinków, ale piętnaście
butelek soju na głowę uważał za mocną przesadę. Tym bardziej, że zwykle na tym
nie poprzestawali.
- Yoochun mieszka pod szóstka. To trzecie piętro. Maja
windę, ale może powinienem ci pomóc? - Min zapytał Marysię, kiedy zaparkowali
pod domem pisarza.
- Nie trzeba - odpowiedziała wychodząc z samochodu.
Otworzyła tylne drzwi - Yoochun! Wysiadamy, czas do domu!
Chłopak mruknął coś niezrozumiale i otworzył jedno oko.
- A pójdziesz ze mną? - zapytał niewyraźnie, gramoląc się w
stronę wyjścia.
- Pewnie, że tak - dziewczyna wyciągnęła do niego rękę,
chcąc przyśpieszyć sprawę. W końcu Yoo staną chwiejnie na chodniku, opierając
się o ramię dziewczyny. Kiedy oboje zatoczyli się prawie przewracając, Changmin
wyszedł z auta.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz mojej pomocy?
- Min-ah, jedź już. Za piętnaście minut dostarczają twoją
pizze. Powinieneś zdążyć.
Nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę wejścia do
budynku, zadowolona, że Yoochun jednak starał się współpracować. Changmin
pokiwał tylko głową zrezygnowany i wsiadł do auta.
Marysia była zdziwiona, że człowiek, który wlał w siebie
tyle alkoholu, po krótkiej drzemce, może tak dobrze się trzymać. Yoochun
wprawdzie ciągle potrzebował jej oparcia, ale kiedy przechodzili koło
ochroniarza, wyglądali bardziej na zakochaną parę. Mężczyzna miał lekki problem
z otwarciem drzwi, ale z pomocą dziewczyny dał radę. Wchodząc do mieszkania
Marysia spodziewała się jakiegoś surowego, typowo kawalerskiego wnętrza. Tym
większe było jej zdziwienie, kiedy Yoo wymacał włącznik światła. Znajdowała się
w niewielkim salonie, niezwykle przytulnym urządzonym w ciepłych barwach, z
dużą kanapa zarzuconą miękkimi poduszkami na środku.
- Yoochun, gdzie twoja sypialnia? - zapytała zdejmując buty.
Mężczyzna stał w tym czasie oparty o ścianę z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- Sypialnia Yoochun! Musisz iść spać.
- A pójdziesz ze mną?
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, wpatrując się w swoje
stopy. Chłopak zachichotał i ruszył przed siebie.
- Harang! Harang-ah! Do nogi.
Maryśka patrzyła na Yoo zdezorientowana. Po chwili w
mieszkaniu dało się słyszeć odgłos dużych łap. Potężny biało-czarny pies
powalił swojego pana na podłogę i zaczął lizać go po twarzy. Dziewczyna pisnęła
przestraszona, kiedy zwierzak z zainteresowaniem spojrzał na nią. Zszedł z Yoo
i powoli zaczął kierować się w jej stronę.
- Bierz ją piesku - wykrzyknął Yoochun przeturlając się na
brzuch. - Bierz ją i nie miej litości Harang-ah!
- Dobry piesek! Dobry, wielki, ładny piesek - Marysia
przylgnęła plecami do najbliższej ściany i oddychając szybko wpatrywała się w
potężne zęby zbliżającego się psa. W duchu przeklinała Changmina, że nie
ostrzegł jej przed tą bestią. Kiedy zwierzę było już przy niej zacisnęła
powieki i odchyliła głowę w bok. Nie minęło kilka sekund a poczuła ogromne łapy
na swojej klatce piersiowej i gorący psi oddech na twarzy. Już chciała
krzyczeć, kiedy Harang... Polizał ją po odsłoniętym policzku. Dziewczyna
niepewnie otworzyła jedno oko. Pies witał się z nią radośnie, szybko zamiatając
ogonem. Z lekkim wahaniem podniosła jedną rękę i zanurzyła palce w gęstym
futrze. Zaśmiała się cicho, kiedy w zamian za drapanie za uchem, otrzymała
kolejne dwa liźnięcia. Rozluźniła się prawie zupełnie, ale wciąż z pewną dozą
nieufności zrzuciła z siebie psa.
Yoochun przez cały ten czas śmiał się piskliwie, turlając po
dywanie. Marysia patrząc na niego westchnęła zrezygnowana.
- Wstawaj, bo jeszcze tu zaśniesz.
- Idziemy do sypialni? - zapytał próbując usiąść. Marysia
czując, że jest to jedyna szansa skinęła głową, ignorując sensację w okolicach
żołądka.
- Tak, idziemy do sypialni - powiedziała pomagając wstać
mężczyźnie.
W pokoju panował półmrok, ale żadne nie próbowało zapalać
światła. Łóżko stało na tyle blisko drzwi, że Yoochun prawie natychmiast padł
na idealnie zaścieloną pościel. Tak jak wcześniej w barze cały czas trzymał
mocno Marysię.
- Yoo... Puść mnie! - wymamrotała w jego klatkę piersiową,
do której przygarną ją, mocno obejmując. Mężczyzna nie zareagował. Wtulił tylko
twarz we włosy spiętej dziewczyny. Marysia przymknęła oczy, próbując nie
zwracać uwagi na zbyt gwałtowne reakcje swojego ciała. Skupiła się na kojącym
dźwięku bijącego serca mężczyzny. Minęło zaledwie kilka minut, gdy poczuła jak
uścisk wokół jej talii słabnie. Spojrzała w górę. Yoochun spał z lekko
rozchylonymi ustami. Uśmiechnęła się mimowolnie na ten słodki obrazek.
Najdelikatniej jak potrafiła wyplątała się z jego objęć. Mężczyzna mruknął coś
niezrozumiale i przekręcił się na plecy. Marysia zdjęła mu buty i ustawiła przy
łóżku, po czym przysiadła na brzegu łóżka. W delikatnym świetle, które sączyło
się przez okno wpatrywała się w twarz pisarza. Odgarnęła grzywkę z jego czoła,
po czym przesunęła dłoń na jego policzek. Wstała z łóżka zanim do głosu doszły
inne pragnienia. Przeszła do salonu i czując jak bardzo jest zmęczona opadła na
kanapę. Harang, który do tej pory leżał wygodnie na swoim posłaniu, podszedł do
dziewczyny i trącając jej dłoń mokrym nosem, domagał się pieszczot. Marysia
zaczęła głaskać psa po głowie, jednocześnie wygodniej sadowiąc się między
poduszkami. Nie potrzebowała dużo czasu, żeby zmorzył ją sen.