W oczekiwaniu na kolejny rozdział daję Wam takiego głupiutkiego one shota~~! Chyba lekki i zabawny ;) W każdym razie - enjoy
****
Po roku, w końcu wracałam do Polski. Kiedy tylko postawiłam stopę na płycie warszawskiego lotniska poczułam, jak ogarnia mnie szczęście. Tęskniłam za tym miastem, za rodziną i za przyjaciółmi. Gdyby nie ich wsparcie pewnie już dawno rzuciłabym to wszystko i wsiadła w pierwszy lepszy samolot do Europy. Szkoda, że wymarzona praca w Korei okazała się w dużej mierze koszmarem. Większość osób, które tam spotkałam było dla mnie życzliwych, z kilkoma nawet połączyło mnie coś na kształt przyjaźni. Ktoś jednak od samego mojego przyjazdu postawił sobie chyba za cel uprzykrzanie mi życia. Nie byłam w stanie zliczyć, ile razu przez niego płakałam. Może gdyby był tak okropny dla innych, łatwiej byłoby mi to znieść, ale tylko dla mnie był tak uszczypliwy. Krytykował wszystko, co zrobiłam, śmiał się z każdego potknięcia. A najgorszy w tym był fakt, że nie mogłam mu się postawić. W końcu on był gwiazdą, a ja tylko asystentką menadżera.
Tak więc pierwszy raz od roku byłam w Polsce, wróciłam do domu na dwa tygodnie urlopu. Urlopu, który miała poprzedzić harówka przy europejskiej trasie zespołu. Organizacja tych koncertów była największym zawodowym osiągnięciem w moim życiu, a co za tym idzie dla niego była to największa porażka. Słyszałam, że to on najbardziej ekscytował się na myśl o wizycie w Europie. Front zmienił dopiero, kiedy dowiedział się czyja to zasługa.
Ponieważ pierwszy z pięciu koncertów miał odbyć się w Warszawie, postanowiłam przylecieć cztery dni wcześniej. Chciałam sama dopilnować ostatnich przygotowań, a przede wszystkim była to okazja do spędzenia moich urodzin z przyjaciółmi. Poza tym w ten sposób próbowałam uniknąć kilkunastu godzin lotu, podczas którego musiałabym wysłuchiwać, jak bardzo beznadziejna jestem. Skąd miałam wiedzieć, że na tą wieść pozostała dwójka członków zespołu postanowi zabrać się ze mną i zwiedzić polską stolicę. Samo w sobie nie było to złym pomysłem, bo nasze stosunki były naprawdę dobre. Złem był fakt, że ON też postanowil lecieć z nami.
I tak oto moje szczęście uleciało ze mnie gdy tylko spojrzałam na jego twarz. Miałam nadzieję, że na miasto nie będzie chciał chodzić z nami, bo na samą myśl o spędzaniu z nim wolnego czasu robiło mi się słabo. Na szczęście już po odbiorze bagaży trzymam się od nas na bezpieczną odległość. Pomyślałam, że może nie będzie tak źle, kiedy pozostała dwójka złapała mnie pod ręce i z uśmiechami pociągnęła w stronę wyjścia.
- Sto lat! Sto lat! - gdzieś blisko mnie rozległ się gromki śpiew. Rozejrzałam się wokół i po chwili zauważyłam zmierzającą w moją stronę grupę przyjaciół. Ktoś niósł tort, ktoś bukiet kwiatów, a ja poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy wzruszenia. Wyściskałam każdego z osobna. Chyba najdłużej byłam w ramionach, kogoś dla mnie szczególnego. Marcina, mężczyzny, z którym rozstałam się na krótko przed wyjazdem z Polski. Sam fakt, że tu był wystarczająco mnie zdziwił, nawet mimo naszych częstych kontaktów. Natomiast ciche życzenia, które wyszeptał mi do ucha poruszyły moją stanowczo zbyt romantyczną duszę. Naszczęście, kiedy poczułam, że zaczynam się rumienić, ktoś ze śmiechem zapytał czy zawsze ciągam pracę ze sobą. Chodziło oczywiście o stojących nieopodal chłopaków.
- To Jaejoong i Junsu. Tym razem są tu prywatnie, a nie jako praca - powiedziałam ze śmiechem. Panowie dopiero słysząc swoje imiona otrząsnęli się i upewniwszy się, że mam urodziny sami zaczęli śpiewać i składać mi życzenia.
- A to co tu sunie z miną mordercy? - zapytała moja najlepsza przyjaciółka.
- To Yoochun. Moje skaranie boskie... - jęknęłam czując na sobie jego nieprzyjazne spojrzenie.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział tonem wskazującym, że te życzenia były dla niego przykrym obowiązkiem - Więc skoro już wszyscy cię wyściskali, to teraz zabierz mnie z łaski swojej do hotelu.
Mówił po koreańsku, więc nikt z moich znajomych nie mógł go na szczęście zrozumieć.
- Chun-ah! Daj spokój, nikt nie kazal ci tu przyjeżdżać z nami - Jaejoong zawsze bezpośrednio wyrażał swoje niezadowolenie ze sposobu w jaki traktował mnie jego kolega.
- Nie no, jasne! Świetnie traktujesz kumpla - zaperzył się Yoochun i tak rozgorzała kolejna kłótnia, której powodem byłam ja. Jak zwykle w takiej sytuacji Junsu stara się być neutralny i załagodzić sytuację, choć sam kiedyś przyznał, że robi to tylko dlatego, żebym więcej nie płakała, a tak naprawdę ma ochotę udusić Yoo za bezczelne odzywki. Zwykle podczas tych sprzeczek szczególnie się nakręcał i stawał się naprawdę kreatywny w wymyślaniu epitetów kierowanych pod moim adresem.
- Nie róbcie wsi, na litość boską - Junsu wydarł się w końcu na całe gardło, bo zauważył, że przyciągamy uwagę połowy lotniska. Nagle zapadła niezręczna cisza, ale Yoochun z Jaejoongiem wciąż mierzyli się nieprzyjaznym wzrokiem.
- Marcin, a co to miała być za niespodzianka, o której trąbiłeś całą drogę?
Ktoś trącił chłopaka w ramię, ale pytanie padło chyba tylko po to, żeby rozładować napiętą atmosferę.
- W sumie chciałem poczekać z tym do wieczora - powiedział podchodząc do mnie z nieodgadnionym uśmiechem - Ale myślę, że mogę to zrobić teraz.
Zmierzył wzrokiem chłopaków z zespołu z dziwnym błyskiem w oku, jednak później całą uwagę skupił tylko na tylko na mnie.
- Byłem głupi, że rok temu pozwoliłem ci odejść - powiedział z ogromną czułością, po czym... Klękną przede mna. Z kieszeni spodni wyciągną czarne, atłasowe pudełeczko i otworzył, kierując je w moją stronę. Otępiała wpatrywałam się złoty pierścionek, obawiając się tego, co miało nastąpić. Fakt, dalej darzyłam go sympatią, ale nie myślał chyba, że...
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał, a ja na chwilę zapomniałam jak się oddycha. Już szykowałam się do delikatnej odmowy, kiedy usłyszałam pełne dezaprobaty prychnięcie Yoochuna. Pewnie byl zdziwiony, że ktoś w ogóle może być mną zainteresowany. I wtedy nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale wiem, że tylko po to, żeby zrobić mu na złość...
- Tak! - odpowiedziałam i za chwilę byłam już w ramionach Marcina. Może i Yoochun nie znał polskiego, ale sama ta scena był przecież bardzo wymowna. Zdążyłam jeszcze zobaczyć jak szybkim krokiem rusza w stronę wyjścia, zanim porwał mnie wir gratulacji. Nie znał miasta, nie znał języka... A z resztą, dlaczego miałam się o niego martwić? Lepiej dla mnie jak zabłądzi i utopi się w Wiśle!
Niestety dla mnie Yoochun miał w sobie resztki instynktu samozachowawczego i po prostu czekał na nas na zewnątrz paląc papierosa. Szybko zostałam sama z chłopakami, bo moi znajomi rozpierzchli się do swoich zajęć. Praktycznie wszyscy urwali się z pracy, żeby tylko móc mnie przywitać. Nawet Marcin, co niezwykle mnie cieszyło. Kiedy tylko Yoochun zniknął mi z pola widzenia zaczęło do mnie docierać, co tak właściwie zrobiłam. I już w taksówce, która wiozła nas do hotelu zaczęłam zastanawiać się, jak mogę się wyplątać z tej chorej sytuacji. Pierścionek na palcu ciążył jakby ważył conajmniej tonę, a ja wpatrywałam się w niego bezsilnie. Nikt z nas nie odezwał się słowem przez całą drogę, a Yoochun nawet na chwilę nie oderwał wzroku od szyby.
Dni mijały błyskawicznie. Praca była dla mnie błogosławieństwem. Mogłam się nią zasłaniać zawsze, kiedy mój narzeczony wspominał o spotkaniu. Chciał natychmiast powiadomić naszych rodziców, ale przekonałam go, żeby poczekać do końca trasy koncertowej. Byłam pewna, że do tego czasu coś wymyśle. Coś, co sprawi, że nie będzie już o czym informować.
Przygotowania szły świetnie. Byłam pełna ekscytacji widząc jak mój pierwszy samodzielny projekt staje się rzeczywistością. To wszystko sprawiało, że nawet nie zwracałam uwagi na zachowanie Yoochuna w stosunku do mnie. Aż do momentu, kiedy na dwie godziny przed koncertem sprawdzałam listę utworów razem z dźwiękowcami.
- Kto, do jasnej cholery, pozwolił ci zmienić tą pieprzoną solówkę?
Zespół był w trakcie próby, a ja bezceremonialnie weszłam na środek sceny i rzuciłam w niego spisem utworów, który przed chwilą otrzymałam.
- Myślałem, że lubisz niespodzianki - uśmiechnął się krzywo patrząc mi prosto w oczy. Pierwszy raz wytrzymałam i nie odwróciłam wzroku. Byłam zbyt wściekła. Nie miałam zamiaru pozwolić mu zniszczyć mojej ciężkiej pracy.
- Nie śpiewałeś tego od lat, ale nie licz na wyrozumiałość. Jeżeli coś zchrzanisz, pożałujesz.
Zeszłam ze sceny nie oglądając się za siebie. Nie wiem jak zareagował, dobiegł mnie tylko szmer rozmów zdziwionej ekipy. Cóż, nawet ja sama nie spodziewałam się, że w końcu mu się postawię.
Koncert oglądałam spod sceny, razem z fanami. A raczej rozwrzeszczanymi fankami JYJ. Nauczył mnie tego menadżer, zawsze powtarzając, że tylko tak będę wiedziała czego naprawdę chcą fani. Pechowo stanęłam koło kilkunastoletnich dziewczynek wykrzykujących co chwila "Yoochun-oppa!". Dobrze, że nie miały okazji poznać prawdziwej twarzy swojego idola, bo bym miała tu o połowę mniej widzów. Starałam się nie zwracać na nie uwagi i zająć się uważnym śledzeniem koncertu. Miałam złe przeczucia, że zmiana swojej solówki to nie jedyna niespodzianka, jaką przyszykował dla mnie Yoochun. Miałam tylko nadzieję, że na złość mi nie popsuje całego show. Był wredny, ale do swojej pracy zwykle miał podejście niezwykle poważne i profesjonalne. Liczyłam na to, że tym razem też tak będzie.
Odliczałam piosenki do jego solowego wyjścia i w końcu nadszedł ten moment. Czułam jak w moim ciele napina się dosłownie każdy mięsień. Kiedy rozległy się pierwsze takty tłum oszalał. W końcu nikt nie spodziewał się piosenki z czasów DBSK. Moim zdaniem nie najlepszej, ale tak uroczej, że każdej fance topniało serce. Mi zaś serce zaczęło bić niespokojnie, kiedy zdałam sobie sprawę, że jego wzrok skierowany jest w moją stronę. Byłam przerażona widząc jak wraz z pierwszymi słowami piosenki schodzi ze sceny i zbliża się w moim kierunku. Chyba nie chciał... A jednak, wyciągnął do mnie rękę w zapraszającym geście. Dziewczynki obok były bliskie omdlenia, a ja bliska ucieczki. Dobrze wiedział, że nie mogłam tego zrobić. Złapałam jego dłoń i dałam się poprowadzić na scenę. Starałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi bardziej krzywy grymas. Stałam w blasku reflektorów, a on śpiewał patrząc mi w oczy wciąż trzymają mnie za rękę. Kiedy zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz uśmiecha się do mnie, poczułam jak się rumienie. Nie chciałam tego, próbowałam uspokoić swój oddech i nierówny rytm serca, który teraz nie miał już nic wspólnego ze złością.
Everything will gonna be fine (promise you this girl)
God gave me an answer of my life
Look at me girl (me girl), you're lovely (you're lovely) I can tell so
One day, it will come true
Baby, never gonna make you cry.
Nie mogłam przestać patrzeć mu w oczy, zapominając, że go nienawidzę, że jestem asystentką jego menadżera, a nie jedną z fanek. Zapomniałam nawet, że jesteśmy w trakcie koncertu i patrzy na nas rozwrzeszczany tłum.
Kilka ostatnich nut właśnie mijało, a on pochylił się nade mną
- Dobrze wiedzieć, że na mnie lecisz, będę miał na ciebie haka - powiedział mi do ucha, a ja poczułam się upokorzona jak nigdy w życiu. Zeszłam ze sceny czując, jak po policzkach płynął mi łzy. Wszyscy w koło myśleli za pewne, że spowodowało je bezgraniczne szczęście, a ja byłam wściekła. Na niego, a najbardziej na siebie, na to jak zareagowała na jego bliskość. A jemu zależało tylko na tym, żeby udowodnić mi, że ma nade mną przewagę. Wtedy podjęłam decyzję, którą miałam zamiar podzielić się z zespołem zaraz po koncercie.
Kiedy tylko klub opustoszał, a technicy wzięli się za zwijanie sprzętu, wparowałam do garderoby chłopaków.
- Mam do pogadania z Yoochunem, więc bardzo proszę, zostawcie nas samych - poprosiłam, a gdy usłyszała głosy sprzeciwu podniosłam głos - Cholera jasna! Dajcie mi tylko pięć minut.
Jaejoong i Junsu zdziwieni moim wybuchem ewakuowali się niezwłocznie.
- Jesteś pewna, że wystarczy nam pięć minut? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem na ustach - Nie jestem taki szybki.
Nie wytrzymałam. Cała złość i rozżalenie, jakie chowałam w sobie przez ostatni rok potrzebowały ujścia. Podeszłam do niego i z całej siły spoliczkowałam. Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale nic nie powiedział widząc w jakim byłam stanie. Ja nie widziałam nic przez potok łez, których nie potrafiłam już powstrzymać.
- Wygrałeś! Poddaje się! Po ostatnim koncercie odchodzę!
- Zwariowałaś? - zapytał po chwili.
- Zwariowałabym gdybym została. Nie wiem, za co mnie tak nienawidzisz, ale mam już tego dość. Nie chce musieć już więcej na ciebie patrzeć, nie chcę już wysłuchiwać, jak...
Nie dane było mi dokończyć, bo w jednej chwili poczułam na plecach chłód pobliskiej ściany, a na ustach brutalny, desperacki pocałunek. Odepchnęłam go od siebie, wkładając w to ostatki silnej woli.
- Co robisz? - chciałam krzyknąć, ale z mojego gardła wydobył sie tylko niepewny, piskliwy głos.
Yoochun nie odpowiedział. Patrzył na mnie tak... Inaczej. Nie widziałam w jego oczach tej zwykłej drwiny, a może tylko tak mi się zdawało. Kiedy znów zrobił krok w moją stronę znów przywarłam do ściany, uświadamiając sobie, że nie mam drogi ucieczki. Był co raz bliżej, a ja opuściłam głowę, bo bałam się na niego spojrzeć. Oparł rękę zaraz nad moim lewym ramieniem. Po chwili poczułam jak jego druga dłoń unosi mój podbródek. Zamknęłam oczy czując jak cała drżę. Najgorsze było to, że sama nie byłam pewna, jakie uczucia to drżenie wywołały. Strach i bezsilność, czy może... Narastające, tak długo skrywane porządnie.
Wszystko stało się jasne, kiedy znów połączył nasze usta. Tym razem zrobił to delikatniej i niezwykle czule, a ja nie miałam już siły walczyć, ani z nim, ani ze swoimi uczuciami. Oddałam pocałunek z desperacką pasją. Przyciągnął mnie do siebie obejmując w pasie, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję. Kiedy się ode mnie oderwał schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, tuląc mnie mocno.
- Możesz mnie nienawidzieć. Możesz mnie bić. Możesz robić ze mną co ci się żywnie, ale nie odchodź. Możesz nawet wyjść za mąż za tamtego pajaca, nawet jeśli robisz to tylko na złość mi, ale nie znikaj mi z pola widzenia - mówił szybko i cicho, a każdy oddech muskał moją skórę. Tak bardzo chciałam wierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
- Przyrzeknij, że nie robisz tego wszystkiego, żeby mnie znowu upokorzyć - powiedziałam, zmuszając go, żeby spojrzał mi w oczy.
- Odkąd tylko się pojawiłaś głupieję - przegryzł dolną wargę, próbując chyba znaleźć odpowiedni dobór słów - Najpierw dogryzanie ci po prostu mnie bawiło... Potem zauważyłem, że tylko w ten sposób mogę zwrócić na siebie twoją uwagę.
- Jeżeli chciałeś zwrócić moją uwagę, wystarczyło zaprosić mnie na kawę... Nie wiem jakie kobiety spotykałeś przede mną, ale myślę, że żadna nie lubiła być przez ciebie obrażana... - Naprawdę nie wiedziałam, do czego zmierzała ta rozmow, ale coraz bardziej się bałam, że za chwilę znów wrócimy do naszych stałych relacji.
- Chciałem to zrobić. Jak boga kocham, ale wtedy wygadałem się przypadkiem menadżerowi. Powiedział, że jeżeli tylko spróbuję, odprawi cię do Polski w kilka godzin. I całą swoją frustrację zacząłem przelewać na ciebie...
- Długo myślałeś nad tą bajeczką? - zapytałam czując, że znów wzbiera we mnie złość. Bo co on sobie wyobrażał? Że nagle zapomnę, ile razy doprowadził mnie do łez? Jedna ckliwa historyjka i mam być jego? Niedoczekanie!
- Nie wierzę ci, a nie polecę na ciebie, tylko dlatego, że świetnie całujesz! - uśmiechnęłam się krzywo i wyminęłam go pozornie pewnym krokiem, choć tak naprawdę trzęsły mi się kolana. W tym czasie do garderoby wpadli zniecierpliwieni Jaejoong i Junsu, stając się świadkami słów, które zszokowały zarowno ich jak o mnie!
- Czy do jasnej kurwy nędzy nie możesz zrozumieć, że ja cię kocham! - Yoochun złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę, nie zważając na obecność kolegów - Nie będę przepraszał, za to jak cię traktowałem. Bo naprawdę jest płaczliwą, upierdliwą pracoholiczką! Ale do tego jesteś mądra, seksowna i słodko się uśmiechasz kiedy w twoim telefonie odzywa się ten dzwonek z japońską piosenką. Zawsze chciałem wiedzieć, kto wtedy do ciebie dzwoni.
Patrzyłam na niego zszokowana. Zauważył taki szczegół. Rzeczywiście telefon, który obwieszczała wpomniana przez niego melodia, zawsze wywoływał na mojej twarzy uśmiech.
- Mama... To na mamę ustawiony mam ten dzwonek... - powiedzialam w końcu jąkając się lekko - Ale jak to? Teraz nagle nie boisz się, że menadżer wywali mnie na zbity pysk, za to, że ze mną romansujesz?
- To ty jeszcze nic nie wiesz? - odwróciłam się na dźwięk głosu Junsu. Chłopak stał oparty o ścianę i uśmiechał się wesoło.
- O czym mam wiedzieć?
- Cała agencja już o tym huczy! Nasz menadżer ma przejąć jakichś świeżaków, a nas przejmujesz ty.
Otworzyłam usta i ponownie je zamknęłam nie wiedząc, co mogę powiedzieć. Junsu zawsze był świetnie poinformowany. Każda kobieta w agencji jadła mu z ręki, wystarczyło żeby tylko się uśmiechnął, więc mogłam być pewna, że to, co mówi to prawda.
- Su ma rację, sam coś słyszałem - Jaejoong do tej pory wpatrywał się we mnie i Yoochuna z szeroko otwartą buzią i nieprzytomną miną - Od kilku miesięcy i tak wszystko robisz ty. Dłużej juz nikt nie mógł się nabierać.
Czułam, że kręci mi się w głowie. Ten wieczór przyniósł za dużo wrażeń. Nie byłam wstanie wydusić z siebie słowa.
- Czy mogłabyś się odezwać? Bo wiesz, z tą miną wyglądasz jak niedorozwinięta - spojrzałam na Yoochuna, który uśmiechał się wrednie, ale jego spojrzenie nie było już takie zimne.
- Ty nawet jak się odzywasz, wyglądasz na niedorozwiniętego - odgryzłam się, pokazując mu język.
- Ej, to skoro już tak się kochacie, to może byś już jej tak nie dręczył - Jaejoong spojrzał na przyjaciela z wyrzutem.
- A kto powiedział, że ja go kocham - odparłam oburzona - Dalej go nienawidzę!
- Kpisz sobie ze mnie? - Yoochun wyglądał jakby go piorun strzelił.
- Jesteś aroganckim, zakochanym w sobie dupkiem! - powiedziałam z naciskiem.
- To dlaczego oddałaś mi ten pocałunek?
- Bo mi się podobało - odparłam i złapałam poły jego marynarki. Przyciągnęłam go bliżej i wspinając na palce pocałowałam. Na początku był zbyt zaskoczony, ale już po chwili oddał pieszczotę. Oderwał się od moich ust zdyszany.
- Wredna baba! - warknął i ponownie złączył nasze wargi.
- Myślę, że teraz role się odwrócą - usłyszałam głos, a potem chichot Junsu. W myślach musiałam przyznać mu rację.
- Możesz mnie tak nie ciągnąć!?
- Możesz się nie drzeć!?
- Puść mnie kretynie!
- Zamknij się w końcu!
Darliśmy się na siebie od dobrej godziny. A może od poprzedniego wieczora...Nie byłam pewna. Lepiej pamiętałam inne, przyjemniejsze momenty.
- Załatwisz to teraz, rozumiesz!
- Nie będziesz mi rozkazywał!
Kłóciłam się z nim, ale on przecież nie znał drogi i to ja właśnie doprowadziłam nas na miejsce. Też chciałam wyjaśnić sytuację tamtego dnia, ale na widok wychodzącego z biura Marcina złapałam Yoochuna za rękę z zamiarem szybkiej ucieczki.
- Nie ma mowy! Jak nie ty, to ja! - pociągnął mnie w stronę mojego narzeczonego.
- No ciekawe jak się nim dogadasz, geniuszu!
- Niewerbalnie!
Marcin na początki zdębiał, widząc mnie i Yoo trzymających się za ręce. Nie zdążył się otrząsnąć, a Chun teatralnym gestem zdjął z mojego palca zaręczynowy pierścionek. Podszedł do nic nierozumiejącego chłopaka i z promiennym uśmiechem włożył złoty krążek do kieszonki w jego marynarce. Poklepał jeszcze to miejsce, zasalutował i odwrócił się na pięcie. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Bylam tak zszokowana tym co przed chwilą zaszło, że nie potrafiłam się odezwać.
- Jesteś nienormalny. Popieprzony! Egoistyczny! Zapatrzony w siebie! - zaczęłam krzyczeć, gdy tylko odzyskałam zdolność mówienia.
- Tak, wiem. I jeszcze dupek! Wymyśl, coś nowego, bo to się robi nudne!
Gestem zmusiłam go, żeby się zatrzymał. Wiedziałam, że zwariowałam. Wiedziałam, że pewnie kręcę na siebie bicz. Wiedziałam, że jeszcze nie raz tego pożałuje. I wiedziałam, że teraz nie było już odwrotu.
Przyciągnęłam go bliżej siebie, tak że mówiłam wprost w jego usta.
- Kocham cię.
Długi, namiętny pocałunek przypieczętował moje słowa.
niedziela, 30 marca 2014
wtorek, 25 marca 2014
Malutkie ogłoszenie!
Moi drodzy!
Jeżeli to czytacie, czekacie na kolejne części! Dlatego uspokajam JUŻ NIEDŁUGO się pojawiają. Piszę cały czas, ale praca i obowiązki nie pozwalają robić z taką częstotliwością jakbym chciała. Poza tym każda część wymaga sprawdzenia, a moja Kochana Betownica Amelia Bones, też nie żyje tylko sprawdzaniem moich tworów.
Poza tym, moi Mili!
Na pewno motywujące były by Wasze komentarze! Jeżeli czytasz, sprawisz mi ogromną przyjemność zostawiając choć jeden komentarz~~! Miło było by was poznać po prostu!
Czekam więc i proszę o cierpliwość!
Buziaki!
Jeżeli to czytacie, czekacie na kolejne części! Dlatego uspokajam JUŻ NIEDŁUGO się pojawiają. Piszę cały czas, ale praca i obowiązki nie pozwalają robić z taką częstotliwością jakbym chciała. Poza tym każda część wymaga sprawdzenia, a moja Kochana Betownica Amelia Bones, też nie żyje tylko sprawdzaniem moich tworów.
Poza tym, moi Mili!
Na pewno motywujące były by Wasze komentarze! Jeżeli czytasz, sprawisz mi ogromną przyjemność zostawiając choć jeden komentarz~~! Miło było by was poznać po prostu!
Czekam więc i proszę o cierpliwość!
Buziaki!
wtorek, 11 marca 2014
Punkt Widzenia Część XIII
Rozdział XIII
Yoochun dotarł na
lotnisko spóźniony prawie godzinę. Stojąc w gigantycznym korku modlił się do
wszystkich znanych sobie bóstw, żeby samolot też nie był planowo. Szalonym
sprintem pokonał drogę z parkingu do hali przylotów, gdzie teraz kręcił się w
kółko, szukając znajomej twarzy. Prawie krzyknął czując czyjś silny uścisk na
ramieniu. Odwrócił się gwałtownie i ujrzał uśmiechniętą twarz swojego brata.
Chłopak po chwili spoważniał, przybierając niezadowolony wyraz twarzy.
- Dwa lata nie
było mnie w kraju i co? Żadnego komitetu powitalnego, tylko jeden zziajany
hyung*?
- Zawsze możesz
wezwać taksówkę, Yoohwan-ah.
Yoochun spojrzał
na brata z wyższością. Przez dłuższy czas patrzyli sobie w oczy zachowując
kamienne twarze. W końcu jednak obaj uśmiechnęli się i serdecznie uścisnęli.
- Witaj w domu,
młody! - Chun poklepał Yoohwana po plecach.
Dobre pół godziny
zajęło im zapakowanie wszystkich bagaży do samochodu. Bagażnik i tylne
siedzenie pękały w szwach. Pomimo że Yoochun przez ostatnie dwa lata naprawdę
tęsknił za swoim młodszym braciszkiem, powoli zaczynał czuć to charakterystyczne
poirytowanie, wywołane samą obecnością tego stworzenia.
- Yoohwan-ah, czy
nie łatwiej i taniej byłoby, gdybyś część tych rzeczy wysłał pocztą? - zapytał,
gdy w końcu udało mu się domknąć bagażnik.
- Oj hyung!
Przestań zrzędzić i powiedz, czy to wszystko zmieści się w twoim mieszkaniu.
Yoochun
znieruchomiał z ręką na klamce.
- Jak to u mnie w
mieszkaniu? Zwariowałeś?
- Chyba nie
myślałeś, że mam zamiar mieszkać z ojcem? - prychnął młodszy.
- Jak to nie?
- Ściągnął mnie
tu ze Stanów? Ok, spoko i tak miałem już dość. Ale użerać się z tym zgredem na
co dzień nie mam zamiaru.
Chłopak zakończył
wsiadając do auta i trzaskając drzwiami. Yoochun odetchnął
głęboko i powoli wypuścił powietrze. Kiedy stwierdził, że jest dostatecznie
spokojny usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Odezwał się dopiero, kiedy
wyjechali na autostradę.
- Yoohwan-ah,
obaj dobrze wiemy, czego oczekuje od ciebie ojciec. Nie świruj!
- Jasne! Bo w tej
rodzinie tylko ty masz prawo świrować - chłopak spojrzał na brata z wyrzutem.
- Ja i tak nigdy
nie byłem jego ulubieńcem. Ty masz jeszcze szansę.
- Dobrze wiesz,
gdzie mam taką szansę! Wiesz, czego on ode mnie zażądał?
- Zaskocz mnie! -
Yoochun przekręcił oczami na znak, że mało go to obchodzi.
- Powiedział, że
dostanę wszystkie jego udziały, jeżeli pozbędę się ciebie z wydawnictwa!
Yoochun
uśmiechnął się krzywo.
- Staruszek jest
sprytniejszy niż myślałem.
Yoohwan spojrzał
na niego zdezorientowany.
- Co to ma
znaczyć?
- To jego mało
subtelny sposób, żeby przywołać mnie do porządku. Dobrze wiedział, że mi o tym
powiesz.
- Nienawidzę go,
jak słowo honoru, nienawidzę własnego ojca!
- Młody, daj
spokój! A jeżeli zależy ci na tych udziałach, zamieszkaj z rodzicami.
- Mam gdzieś
udziały i całą tą zasraną firmę.
- W takim razie
mam dla ciebie propozycję. Jeżeli się zgodzisz, pozwolę ci zamieszkać u mnie.
Stali na
czerwonym świetle. Yoochun patrzył bratu w oczy z delikatnym uśmiechem na
ustach.
- Nie wiedziałem,
że tobie zależy na pieniądzach ojca, hyung - Yoohwan uniósł brew zdziwiony.
- Bo nie zależy.
Zależy mi na wydawnictwie, a to co innego. Ja znam się na książkach, ty na
finansach. Będziemy się potrzebować.
- Masz coś
konkretnego na myśli, prawda? Coś, co bardzo nie spodoba się ojcu?
Yoochun posłał mu
tylko perskie oko. Yoohwan zaś zaśmiał się radośnie.
- Wchodzę w to!
Tylko jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć.
- Hmm?
- Czy zdajesz
sobie sprawę, że ojciec wyznaczył ci datę ślubu?
Yoochun spojrzał
na brata marszcząc brwi.
- Nie wiem, czy
zauważyłeś, ale ja nawet nie mam dziewczyny - A jedyna, którą chce, woli
inne dziewczyny - dopowiedział w myślach.
- Z tego, co wiem
tym też już się zajął.
Starszy z braci
gwałtownie zjechał na pobocze.
- Mówisz
poważnie?
- W najbliższych
tygodniach szykują ci swaty - Yoohwan powiedział radośnie, patrząc jak kłykcie
Chuna bieleją przy zaciskaniu dłoni na kierownicy. Spodziewał się po ojcu
wszystkiego, ale to była przesada! Poza tym matka zawsze powtarzała, że
kojarzone małżeństwa, to najgorsze barbarzyństwo, jakie ma miejsce w ich
kręgach. Teraz zaś godziła się na taki los dla swojego pierworodnego syna.
Oczywiście i tak nie miał zamiaru tego robić, ale czuł się zły i rozżalony.
Uderzył pięścią w kierownicę. Wiedział, że chęć pomocy Marysi mocno komplikuje
sprawę. W tym wypadku będzie musiał działać delikatnie. Najdziwniejsze zaś było
to, że w głębi duszy był nawet gotów ożenić się z jakąkolwiek nadętą panną,
jeżeli dzięki temu mógłby spełnić prośbę Polki. Potrząsnął głową próbując
wyrzucić z głowy niechciane myśli i ponownie ruszył.
- Zaniemówiłeś? -
Yoohwan był wyraźnie rozbawiony.
- Raczej mam za
wiele do powiedzenia i wole zostawić to dla siebie - Yoochun westchnął i
postanowił zmienić temat. - Będziesz wyprowadzał Haranga dwa razy dziennie, nie
będziesz jadł na kanapie, płucz wannę po sobie, a jak znajdę choć najmniejszą
plamkę w kuchni, zamorduję!
Uśmiech na twarzy
młodszego przybladł.
- A już miałem
nadzieję, że coś się zmieniło, odkąd wyprowadziłeś się z domu - powiedział
zrezygnowany. Yoochun spojrzał na niego zdziwiony.
- Przecież się
zmieniło. Teraz dbam o porządek jeszcze bardziej.
Yoohwan
wytrzeszczył oczy w wyrazie niemego przerażenia.
Wychodząc z biura
ojca, Yoochun miał ochotę bić głową w ścianę. Zawsze, kiedy staruszek wzywał go
do siebie, oznaczało to awanturę. Tym razem dostało mu się za to, że pozwolił
bratu zamieszkać u siebie. Standardowe pretensje, za bycie czarną owcą w
rodzinie, nauczył się już puszczać mimo uszu. Choć czasem słowa ojca naprawdę
bolały. Z drugiej strony mógł zająć się wychowywaniem syna nieco wcześniej, niż
teraz, kiedy dobiegał on już prawie trzydziestki. Ojciec oczekiwał zapewne, że
dzieci będą jego wiernymi kopiami. Bezwzględnymi maszynkami do pomnażania
majątku. Nie zdawał sobie tylko sprawy, że firma i pieniądze od najmłodszych
lat były dla nich najgorszym wrogiem. Yoochun nie miał z dzieciństwa żadnych
wspomnień z ojcem. Nie wiedział, czy dlatego, że rzeczywiście nigdy go nie
było, czy też po prostu były to chwile tak mało istotne, że aż nie warte
zapamiętania. Jeszcze w liceum obwiniał się o to, że nie potrafi go zadowolić.
Szybko jednak zrozumiał, że to nie jego wina. Dobrze pamiętał pierwszy
policzek, który wymierzył mu ojciec. W dniu, w którym przyznał się, że zamiast
zdawać na studia ekonomiczne, wybrał literaturę. Zrobił to na oczach matki i
Yoohwana. Wtedy też ostatni raz widział płaczącego brata. Młody miał wtedy
trzynaście lat. Kolejny raz zarobił, kiedy ojciec dowiedział się, że
przygotowuje się do wydania książki w konkurencyjnym wydawnictwie. Dał mu wtedy
pracę w firmie, bo bał się plotek. Yoochun nie narzekał, bo ojciec dał mu wtedy
wolną rękę. Mógł bez trudu zatrudnić Jaejoonga. Wszystko ma jednak swoją cenę.
Ojciec w ten sposób chciał go od siebie uzależnić. Miał też za pewne nadzieję,
że syn z biegiem czasu straci zainteresowanie tymi bzdurami, jak zwykł nazywać
zajęcie Yoochuna. Kiedy jednak stało się jasne, że chłopak nie ma zamiaru iść w
ślady ojca, zaczęły się problemy, których kulminacja miała miejsce przed
chwilą. Yoochun dowiedział się, że znaleziono mu odpowiednią kandydatkę na
żonę. Do tej chwili miał nadzieję, że Yoohwan chce go po prostu zdenerwować.
Teraz był jednak pewny, że to nie żarty. Nie wiedział tylko jeszcze, co ojciec
chce przez to ugrać. Wiedział, że musi spotkać się z tą dziewczyną. Jeżeli
tylko okaże się, że ma taki sam stosunek do całej sprawy, będzie po problemie.
W innym wypadku... Też da sobie radę.
Dobrze, że przed
tym niefortunnym spotkaniem, zadzwoniła Marysia z informacją, że Kim Jinwoo
przekazał jej zdjęcia. Od razu zaproponował, że po nie przyjedzie. Dzięki temu istniała
szansa, że nic, ani nikt nie ucierpi z powodu jego zdenerwowania. Humor
poprawił mu już widok witającej go uśmiechem dziewczyny. Mina trochę mu zrzedła
na wieść, że Marysia właśnie wychodziła na zajęcia. Stwierdził jednak, że
przebywanie z Jaejoongiem też może zadziałać na niego uspokajająco.
- Nie gap się tak
w te drzwi! Ona już wyszła! - Jae zaśmiał się wrednie i usiadł na fotelu
trzymając Jiji w objęciach. Kot po chwili wyrwał się z jego objęć. Zgrabnie
przeskoczył na kanapę, gdzie zaczął łasić się do Yoochuna.
- Niewdzięcznik -
zaperzył się Jaejoong, patrząc na Jiji drapanego po łebku przez
jego przyjaciela.
- A Changmin
gdzie? - zapytał pisarz, zwracając w końcu uwagę na widocznie oburzonego Jae.
Ten na wspomnienie o swoim mężczyźnie cały się rozpromienił.
- Jeszcze w
pracy. Albo pije z Junsu! Zasłużył!
- Od kiedy to
jesteś taki wyrozumiały? - zdziwił się Yoochun.
- Chodził od
tygodnia zdenerwowany, bo ciągle odkładali oficjalne ogłoszenie tego ostatniego
przetargu. Chciałem go jakoś od tego oderwać, proponowałem, żeby pozował mi do
obrazu, ale to było na nic. Dziś zadzwonił, że wygrali, więc niech robi, co mu
się żywnie podoba, oby tylko się odstresował.
Yoochunowi zajęło
chwilę skojarzenie wszystkich faktów.
- Mówisz o
przetargu, na ten kompleks hotelowo konferencyjny, o którym gadali od ostatnich
kilku miesięcy?
Jaejoong w
odpowiedzi pokiwał tylko energicznie głową.
- O cholera,
muszę im pogratulować...
- Okazja będzie w
sobotę. Urządzam z tej okazji małą kolację. Będzie Marysia, Gabi i nawet Yunho.
No i oczywiście nasi cudowni architekci. Przyjdziesz, prawda?
- No jasne -
Yoochun ucieszył się, że choć na chwilę będzie mógł odetchnąć od problemów.
- No to skoro już
nie trzęsiesz się ze złości opowiedz mi, co tak cię wkurzyło.
Pisarz zdziwiony
spojrzał na uśmiechniętą twarz przyjaciela. Był pewien, że świetnie się
maskował, ale przed Jae nie potrafił ukryć swoich uczuć. Poza tym miał
wrażenie, że jeżeli zaraz nie wyrzuci z siebie tego wszystkiego najnormalniej w
świecie oszaleje.
- Mówiąc w skrócie...
Ojciec ściągnął do kraju Yoohwana i chce żebyśmy pożarli się o jego udziały.
Poza tym staruszkowie znaleźli mi żonę i wybrali nawet datę ślubu, nie pytając
mnie o zdanie. A mimo to najbardziej martwi
mnie to, że zaraz powiesz, że miałeś rację.
- W czym miałem
rację? - zapytał Jaejoong jąkając się lekko, przytłoczony nadmiarem informacji.
- Zakochałem się
w Marysi!
Po tym wyznaniu
przyjaciela Jae wiedział, że od tej pory jego życie będzie stanowczo weselsze.
Ostatnie dni
obfite w zaskakujące wydarzenia minęły błyskawicznie. Nadszedł dzień przyjęcia
organizowanego przez Jaejoonga. Wesoła gromadka zebrała się w mieszkaniu
Changmina by świętować kolejny sukces jego firmy. Obaj z Junsu promienieli
szczęściem. Wygrana tak znaczącego konkursu oznaczała ogromny prestiż i darmową
reklamę w całym kraju. Z tej okazji Jaejoong wspiął się na wyżyny swoich
kulinarnych zdolności tak, że stół wprost uginał się pod ciężarem
najróżniejszych pyszności. Chłopak zaś z wielkim, pełnym dumy uśmiechem tulił
się do ramienia swojego mężczyzny.
Wystrzeliły korki
od szampana. Toastom za dalsze powodzenie firmy nie było końca.
- Czy ja też mogę
się czymś pochwalić? - zaczęła nieśmiało Gabi, a oczy wszystkich zwróciły się w
jej stronę. - Mój profesor zaproponował, a Junsu się zgodził... - tym razem
wszyscy spojrzeli na mężczyznę, który nie odrywał wzroku od Gabrysi. Uśmiechnął
się i skinął głowo zachęcająco. - Mój obraz będzie wystawiony na najważniejszej
wystawie młodych artystów w Korei.
Marysia pierwsza
rzuciła się na przyjaciółkę z gratulacjami. Dobrze wiedziała jak wiele to dla
niej znaczy. Sama nigdy nie wątpiła w talent Gabrysi i była niezmiernie
szczęśliwa, że inni też będą mogli się o nim przekonać.
Gospodarz wzniósł
toast, tym razem za dalsze sukcesy młodej malarki. W tym czasie Yunho pochylił
się w stronę siedzącego przy nim Junsu i powiedział coś cicho. Nie minęła nawet
chwila, a tancerz leżał na podłodze, rozmasowując swoją szczękę.
- O mnie mów, co
chcesz, ale jeżeli jeszcze raz obrazisz Gabi, nie ręczę za siebie. - Junsu stał
nad chłopakiem, dysząc ciężko. Pięść wciąż miał zaciśniętą.
- Hej, panowie!
Bez takich mi tu! - Changmin podszedł do wspólnika i położył dłoń na jego
ramieniu. Jaejoong chciał pomóc wstać Ho, ale ten odtrącił jego dłoń. Podniósł
się sam i spojrzał na Su z czystą pogardą.
Marysia patrzyła
jak Gabi podrywa się z krzesła, żeby za chwilę ponownie usiąść i schować twarz
w dłoniach. Przeniosła spojrzenie na siedzącego koło niej Yoochuna, który
najwyraźniej rozumiał z tego wszystkiego tyle, co ona, bo tylko bezradnie
wzruszył ramionami.
- Su! Stary, o co
ci chodzi? - Yunho ciągle trzymał się za szczęk.
- O to, że czasem
warto pomyśleć, zanim coś powiesz, palancie! -
Junsu aż trząsł się ze złości.
- Nawet żartować
już nie wolno? - Yunho przewrócił oczami. Su zaśmiał się sztucznie zanim
odpowiedział.
- Gratuluję
poczucia humoru.
- No do jasnej
cholery, zakochałeś się w tej lesbie, czy jak? Pozwalasz, żeby namalowała cię z
gołym tyłkiem. Co więcej, pozwalasz jej pokazać to publicznie!
- Przyganiał kocioł
garnkowi! A kto co wieczór biega goły po scenie, ku uciesze stada
rozwrzeszczanych lasek?
- To co innego...
- Yunho zmieszał się lekko, ale nie dawał za wygraną. - Ta wariatka cię
omamiła! Od początku wiedziałem, że coś z nią jest nie
tak. Artystka, psia mać.
W ostatniej
chwili Changmin złapał Junsu, który znów chciał uderzyć Ho.
- Powiedziałem!
Jeszcze raz obrazisz moją dziewczynę...
- Junsu! -
wykrzyknęła przerażona Gabi. O ile było to możliwe, atmosfera stała się jeszcze
bardziej napięta.
- Junsu, coś ci
się chyba...
- Nic mi się nie
pomyliło Min! I możesz już zabrać ręce. Nie będę tracił energii na tego
kretyna.
Changmin był tak
zbity z tropu, że bez słowa protestu puścił swojego wspólnika. Ten od razu
podszedł do Gabi, patrząc na nią z czułością. Dziewczyna westchnęła głośno i ku
zdziwieniu wszystkich, przytuliła się do mężczyzny.
- Głupek z ciebie
- powiedziała cicho i uśmiechnęła się lekko. - Ale muszę przyznać, że to było
naprawdę bardzo rycerskie.
Junsu zaśmiał się
rozkosznie i pocałował Gabrysię w skroń.
Maryśka patrzyła
na to, co się dzieje, czując się jak w czasie jazdy kolejną górską. Dłuższą
chwilę zajęło jej dojście do siebie. Wtedy też zorientowała się, że oczy
wszystkich są zwrócone na nią. Ona patrzyła tylko na Gabi.
- Marysiu, wiem,
że to wszystko było moim pomysłem, że to ja cię w to kopałam. Dlatego też ja
sama to wszystko wyjaśnię.
Dziewczyna
zaczęła opowiadać i przepraszać. Prosiła też, żeby nikt za cały ten bałagan nie
winił Marysi. Na końcu zaś przeprosiła przyjaciółkę, za to jak bardzo
namieszała. I za to, że bała jej się powiedzieć o Junsu.
Marysia był zła i
zupełnie zignorowała zrozpaczoną Gabi. Wstała od stołu i popatrzyła na swoich
współlokatorów.
- Pójdę się
spakować - nie czekając na odpowiedź obróciła się na pięcie i skierowała do
swojej sypialni.
- Masz z nami
umowę na najem tego pokoju - usłyszała łagodny głos Changmina. Spojrzała za
siebie i zobaczyła delikatny uśmiech na jego twarzy. - Nie pozwolę ci jej
zerwać.
- Poza tym, kto
mi pomoże wychować Jiji na porządnego kota? - Jae szczerzył się przyjaźnie do
dziewczyny.
- Dziękuje... -
wyszeptała przez zaciśnięte gardło - Ale pozwólcie, że pójdę już do siebie. Nie
chcę już dzisiaj z nikim rozmawiać - mówiąc to wymownie spojrzała na
przyjaciółkę. Była zła, że Gabi miała przed nią tyle tajemnic. Kiedy wchodziła
do siebie minął ją Yunho, który spieszył do wyjścia
mrucząc coś o domu wariatów.
Marysia położyła
się na łóżku i zamknęła oczy. Starała się o niczym nie myśleć, ale było to
bardzo trudne, biorąc pod uwagę wszystko, co wydarzyło
się przez ostatnią godzinę.
- Gabi! Nie chcę
z tobą gadać! - wykrzyknęła, kiedy usłyszała ciche pukanie do drzwi. Pomimo
tego po chwili ktoś wszedł do pokoju. Nie była to jednak Gabrysia.
- Marysiu...
Możemy porozmawiać? - Yoochun zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie patrząc
na dziewczynę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Marysia poderwała
się z łóżka, spuściła nogi na podłogę i usiadła na samej jego krawędzi.
- Wejdź proszę -
powiedziała w końcu uparcie wpatrując się w swoje dłonie. Bała się spojrzeć na
Yoo. Nie chciała widzieć w jego oczach rozczarowania, wyrzutu, że tyle czasu go
okłamywała. Sekundy odmierzane miękkim odgłosem jego kroków dłużyły się
niemiłosiernie. Zamknęła oczy w oczekiwaniu na jego słowa. Czuła, że mężczyzna
stoi tuż przed nią, ale w pokoju nadal panowała cisza przerywana tylko ich
oddechami.
Marysia drgnęła,
kiedy poczuła delikatny dotyk na policzku. Odruchowo spojrzała na Yoochuna,
który pochylał się zbliżając ich twarze do siebie. Jej serce przyspieszyło, a
po całym ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Zamknęła ponownie oczy na chwilę
przed tym, jak ich usta się spotkały, a palce Yoo zanurzyły w jej włosach. Na
wpół świadomie objęła jego szyję i wstała nie przerywając pocałunku. Przylgnęła
do niego całym ciałem. Yoochun wolną ręką oplótł ją w pasie i przyciągnął
bliżej siebie, na co Marysia odpowiedziała cichym mruknięciem. Kiedy w końcu
oderwali się od siebie przytulił ją z całych sił.
- Nawet nie
wiesz, ile na to czekałem - szepnął jej do ucha.
Marysia poczuła ukłucie winy.
- Przepraszam
Yoo, to było głupie...
- Przyznaję!
Nigdy w życiu nie słyszałem równie niedorzecznej historii.
Marysia spojrzała
na niego smutno. Mężczyzna odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
- Ale skoro już
wszystko wyjaśnione, nie rób takiej minki, tylko pozwól mi nadrobić stracony
czas.
Zanim zdążyła
odpowiedzieć, Yoochun znów namiętnie ją całował.
__________________________________________
Hyung - starszy brat (czesto też używana w stosunku do starszej, niespokrewnionej osoby),
używane tylko przez mężczyzn.
niedziela, 9 marca 2014
Punkt Widzenia Część XII
Rozdział XII
Jaejoong siedział
po turecku na podłodze przy kanapie. Ze zmartwieniem wymalowanym na jego
przystojnej twarzy przyglądał się śpiącej Marysi, a Changmin
krążył nerwowo po salonie nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Gabrysia w tym
czasie wyszła do łazienki z telefonem w dłoni.
- Halo?
Junsu-yah?
- Coś się stało,
kotku? - jego delikatny głos w słuchawce sprawił, że odrobinkę się uspokoiła.
- Nie przyjeżdżaj
po mnie jutro rano... Marysia jest chora, muszę z nią zostać.
- To coś
poważnego? Może powinienem przyjechać?
- Wyjaśnię ci
wszystko, kiedy się spotkamy. Marysia zemdlała jakiś czas temu, teraz śpi.
Chłopaki odchodzą od zmysłów, muszę do nich wracać.
- Rozumiem, ale
jeżeli będę potrzebny, dzwoń od razu, proszę.
- Dziękuję -
powiedziała cicho - Kocham cię.
- Ja też cię kocham.
Gabrysia
rozłączyła się z lekkim uśmiechem na ustach. Wkładając telefon do kieszeni
wróciła do salonu, gdzie Changmin nerwowo kartkował książkę, którą w przesyłce
otrzymała Marysia. Jaejoong nie zmienił pozycji nawet na chwilę.
- Gabi, możesz mi
to jakoś wyjaśnić? - Changmin wskazał na trzymaną w ręku książkę.
- Przyjrzyj się
okładce - powiedziała siadając na przeciwko mężczyzny - Widzisz nazwisko
autora?
- Jasiński? To
tak jak...
Gabi spojrzała na
niego wymownie.
- Tę książkę
napisał ojciec Marysi.
Jae po raz pierwszy od prawie godziny odwrócił wzrok od
śpiącej dziewczyny i wtrącił się do rozmowy.
- Jej tata pisze
bajki?
Gabi pokiwała
przecząco głową.
- Pisał. Zmarł
osiem lat temu, Marysia zaczynała wtedy liceum. Ale to właśnie dzięki niemu
zaczęła malować.
- Nie rozumiem -
Min spojrzał na nią sceptycznie. - Nie powinna się ucieszyć?
- Gdyby to było
takie proste… - Gabi westchnęła i wziąwszy książkę z
rąk chłopaka, sama zaczęła ją przeglądać. Wahała się przez chwilę, aż w końcu zaczęła mówić.
- Maryśka
niechętnie o tym opowiada. Pewnie mnie zabije, za to, że was wtajemniczam, ale
w tej sytuacji, chyba nie mam wyjścia.
Jaejoong wstał z
podłogi i usadowił się na kolanach Changmina, żeby mieć lepszy widok na
opowiadającą dziewczynę. Ta westchnęła tylko, teatralnie przewracając oczami i
kontynuowała.
- Ojciec Marysi
był w Polsce dość popularnym autorem. W sumie nawet teraz, tyle lat po jego
śmierci, te wszystkie książki wciąż nieźle się sprzedają. A to jest jedyny
zbiór bajek jaki napisał. Z tego co wiem, rękopis skończył na krótko przed
śmiercią. Te historie to opowieści, które tworzył Marysi na dobranoc, kiedy
była mała. Ona nigdy wam nie mówiła, jak zaczęła malować, prawda?
Spojrzała
badawczo na siedzących na przeciw niej mężczyzn. Obaj przytaknęli.
- Kiedyś
poprosiła swojego ojca, żeby spisał i wydał swoje bajki. On odpowiedział, że
zrobi to tylko wtedy, kiedy będzie mógł dodać do nich jej ilustracje. Maryśka
zawsze miała talent, od początku podstawówki obie ciągle coś rysowałyśmy, ale
wtedy zaczęła myśleć o tym na poważnie. Miałyśmy wtedy może po czternaście lat.
Jej tata już wtedy chorował.
Jaejoong nachylił
się przez stół i zabrał książkę z rąk Gabi. Przeglądał ją bardzo uważnie.
- To nie są
ilustracje Marysi - powiedział w końcu zdziwiony. - Nie są nawet podobne do jej
rysunków! Co więcej, są po prostu brzydkie.
Skrzywił się i
rzucił książkę na stół. Gabrysia zaśmiała się gorzko.
- I właśnie tu
jest pies pogrzebany. Czy Maryśka wam kiedyś wspomniała, że ma siostrę?
Mężczyźni spojrzeli
na nią szeroko otwartymi oczami w niemym zdziwieniu.
- Wiecie, nie
dziwcie się, ale gdybym ja miała taką siostrę, też bym o niej niechętnie
opowiadała. Marysia widziała Zośkę całe trzy razy w życiu, w tym raz na pogrzebie ojca. Dwa
kolejne na sali rozpraw, gdzie toczyła się walka o spadek - widząc, że Jae z
Changminem są jeszcze bardziej zdezorientowani, kontynuowała. - Zośka to córka
z pierwszego małżeństwa ojca Marysi. Jest od niej z dziesięć lat starsza. Miała
chyba trzy lata jak jej rodzice się rozwiedli. Zaraz potem wyjechała z matką do
Niemiec i nigdy więcej nie widziała ojca. Pojawiła się dopiero na jego
pogrzebie, a już po kilku dniach przeszła do ataku domagając się większości
jego majątku i pełnego prawa do rozporządzania prawami autorskimi do jego
książek. Marysia i jej mama nawet nie próbowały walczyć, nie miały na to siły
po tylu latach zmagania się z chorobą, a w końcu ze śmiercią ukochanej osoby.
Finansowo też były zabezpieczone, bo mama Marysi prowadzi małą, ale ekskluzywną
sieć butików. Poza tym Maryśka czuła się winna, że zabrała siostrze ojca. Co
oczywiście jest bzdurą totalną. Zośka oczywiście utrzymywała w sądzie, że
ojciec nigdy się nią nie interesował. Tylko jakoś nie mogę w to uwierzyć... To
jest już inna historia, więc wracając do tematu... Maryśka chciała tylko prawa
do rękopisów, bo wiedziała, że wśród nich jest ten z bajkami, ale im bardziej
było widać, jak bardzo jej na tym zależy, tym więcej
robiła Zośka, żeby ich nie
dostała. A wynik tego wszystkiego macie tutaj. Tylko nie rozumiem jak można być
tak wrednym, żeby specjalnie wysyłać jej tę książkę aż do Korei.
Cała trójka
zamyśliła się patrząc na śpiącą dziewczynę. Panującą w salonie ciszę przerwał Jaejoong.
- Zadzwonię do Chuna
i powiem mu, że Marysia przez kilka dni będzie potrzebowała wolnego.
Niechętnie wstał
z kolan swojego faceta i wykręcając numer przyjaciela zamknął się w sypialni.
Yoochun nie
cierpiał takich wieczorów. Wolałby spędzić ten czas przed telewizorem, albo na
spacerze z psem. Jednak cotygodniowa kolacja w domu rodzinnym była jednym z
tych przykrych obowiązków, których nie da się uniknąć. Zawsze siedząc z
rodzicami czuł się bardziej jak na stypie niż zwykłym rodzinnym obiedzie.
Zawsze w ciemnym garniturze, pod krawatem. Być może
dlatego właśnie unikał takich strojów na co dzień.
Atmosfera też
zawsze była grobowa. Ojciec rozprawiał o sprawach firmy, jakby w ogóle
kogokolwiek to interesowało, a matka siedziała ze spuszczoną głową, przytakując
co chwila. Yoochun zaś tracił apetyt na sam widok
tej szopki.
- Yoohwan wraca w
przyszłym tygodniu.
Yoo podniósł
głowę na dźwięk imienia swojego młodszego brata. Jego matka zdziwiona
wpatrywała się w męża.
- Kochanie,
przecież przed nim jeszcze rok nauki. Jak to możliwe?
- Studia może
skończyć w Korei. Wystarczy mu już tego amerykańskiego życia. Pomyślałem, że
skoro starszy syn nie potrafi zająć się sprawami firmy, czas skupić się na
młodszym. Może przynajmniej on ma więcej rozumu.
Yoochun mocniej
zacisnął dłonie na trzymanych sztućcach, ale nie skomentował słów ojca.
Uśmiechnął się tylko krzywo pod nosem, przyzwyczajony do takiego traktowania.
Dla ojca fakt, że jego pierworodny jest pisarzem był upokorzeniem. Yoo
wielokrotnie słyszał, że czas zakończyć te dziecinady i zająć się prawdziwym
życiem. Jego ojciec nie mógł zrozumieć, że pisanie to jego prawdziwa pasja i
jedyne w czym czuje się naprawdę dobry. Prawdę mówiąc chłopak zastanawiał się,
czy ten człowiek rozumie coś więcej niż zestawienia finansowe swojej firmy. Nie
wiedział tylko jak jego matka wytrzymuje z nim już prawie trzydzieści lat. To
musi być prawdziwa miłość, albo urozmaicanie sobie czasu z listonoszem albo
sąsiadem. Yoochun chętnie skłaniał się do tej drugiej opcji, biorąc pod uwagę,
że charaktery zarówno jego, jak i jego brata nie były nawet w ułamku podobne do
ojca.
Te ponure
rozmyślania przerwał dzwonek jego
telefonu. Specjalnie nie wyłączał go w czasie wizyt u rodziców, wiedząc jak
bardzo wyprowadza ich to z równowagi. Uśmiechnął się promiennie, nie
zaszczycając ich nawet słowem przepraszam. Wstał od stołu i ukłoniwszy się
lekko wyszedł z jadalni.
- Jaejoong-ah,
przyjacielu. Masz świetny timing - zaśmiał się w ramach przywitania.
- Też się cieszę,
że cię słyszę, ale nie dzwonię niestety towarzysko...
Yoochun bladł z
każdym usłyszanym słowem. Zanim Jaejoong skończył mówić, mężczyzna bez
pożegnania wybiegł z domu i
wskoczył do samochodu.
- Już do was
jadę.
Zakończył rozmowę
odpalając silnik.
Tak naprawdę
odkąd usłyszał, że Marysia jest chora nic więcej do niego nie docierało.
Wiedział tylko, że zwariuje, jeżeli zaraz nie będzie blisko niej. Po drodze
złamał chyba wszystkie możliwe przepisy, ale miał to absolutnie gdzieś. Na
odpowiednie piętro dotarł przeskakując po trzy stopnie. Zziajany wpadł do
mieszkania. Trzy pary oczu zwróciły się w jego stronę. Najbardziej badawczym
wzrokiem obrzuciła go Gabrysia. Przełknął głośno ślinę i oblizał spierzchnięte
usta starając się zignorować natrętne uczucie zazdrości.
- Nie sądzicie,
że kanapa w salonie nie jest najlepszym miejscem dla chorej osoby? - zapytał
nie bawiąc się w żadne przywitania. Bez słowa podszedł do śpiącej Marysi i
wziął ją na ręce, wprawiając w osłupienie pozostałych. Gabrysia widząc, że
Jaejoong chce zaprotestować odezwała się pierwsza. Musiała przyznać, że podobał
jej się sposób w jaki pisarz traktował jej przyjaciółkę.
- Jej łóżko
powinno być rozścielone. Tylko uchyl okno, jak ją położysz. Świeże powietrze
dobrze jej zrobi. A wy pomóżcie mi przygotować coś do jedzenia - zwróciła się
do Jae i Mina. Mężczyźni zdawali się być lekko zdziwieni jej reakcją, albo raczej brakiem takowej, ale bez słowa pozwolili zaprowadzić się
do kuchni.
Yoochun
delikatnie ułożył dziewczynę na łóżku.
- Dziękuje - usłyszał
cichy szept, kiedy podszedł do okna. Zdziwiony odwrócił się w stronę Marysi.
- Myślałem, że
śpisz.
- Nie miałam siły
z nimi rozmawiać. Tak przynajmniej wyręczyła mnie w tym Gabi.
- Rozumiem, że
mam nie pytać, co się stało? Rano nie wyglądałaś na chorą...
Marysia przez
chwilę przyglądała się mężczyźnie w zamyśleniu. W końcu poklepała miejsce na
łóżku koło siebie.
- Usiądź, wszyscy
już wiedzą, więc...
Yoochun powoli
podszedł do łóżka i spełnił prośbę dziewczyny. Odruchowo odgarnął włosy z jej
twarzy. Zorientowawszy się, co robi zarumienił się i chciał zabrać rękę. Ku
jego zdziwieniu Marysia złapała go za dłoń, desperacko patrząc mu w oczy i
poderwała się do pozycji siedzącej.
- Yoochun, musisz
mi pomóc...
Kiedy po jej
policzku spłynęła pierwsza łza, mężczyzna nie myśląc nad ewentualnymi
konsekwencjami, przygarną dziewczynę do siebie, obejmując mocno. Gdy poczuł,
jak opiera głowę o jego ramię szlochając cicho, był pewien, że zrobi dla niej
wszystko.
- Co oni tam
robią? - Jaejoong krążył przy drzwiach Marysinej sypialni niczym sęp nad swoją
ofiarą. - Gabi! Zrób coś!
Różowowłosa
dziewczyna powoli sączyła gorącą kawę, wygodnie rozpierając się na kanapie.
- Wiesz Jae, mamy
w Polsce takie powiedzonko... Nie sraj ogniem - pokazała język oburzonemu
mężczyźnie. - Marysia to duża dziewczynka, możemy jej zaufać.
- Ja tu mówię
bardziej o tym przygłupie. Yoochunie znaczy się! Czy ty nie widzisz, jak on
patrzy na Marysię? No gdyby jakaś baba tak spojrzała na mojego Mina, to bym
oczy wydrapał!
Gabrysia
wzruszyła tylko ramionami upijając kolejny łyk kawy.
- Jae! Daj spokój
- Changmina uznał za stosowne wtrącić się do rozmowy. - Jeżeli Gabi uważa, że
wszystko jest ok, to na pewno możesz odpuścić.
Prawdę mówiąc nie
był do końca przekonany do swoich słów. Widział przecież, co działo się w
barze. Yoo może i był pijany, ale Maryśka nie wydawała się specjalnie
niezadowolona. Changmina nie miał jednak w zwyczaju wyciągać pochopnych
wniosków. W przeciwieństwie do pewnego przebrzydłego plotkarza, z którym
przypadkiem dzielił życie.
Zanim dyskusja
zdążyła się rozwinąć, Yoochun na palcach wyszedł z pokoju Marysi. Dziewczyna
naprawdę usnęła, zmęczona płaczem i trudnymi wspomnieniami. Zdawkowo pożegnał
się z przyjaciółmi i wyszedł tak szybko, jak się zjawił. Gabrysia uśmiechnęła
się lekko i odstawiła kawę na stolik.
- Idę do Marysi,
nie powinna być sama.
- Jeżeli
będziecie czegoś potrzebowały, krzycz. Dobrze ci to
wychodzi - Changmin uśmiechnął się do dziewczyny włączając telewizor.
Gabrysia
ostrożnie usiadła przy śpiącej przyjaciółce.
- I co ja mam
teraz zrobić? Nie chcę przysparzać ci więcej problemów. Junsu będzie musiał
jeszcze trochę poczekać.
Dziś miała
powiedzieć Marysi, że zdradziła chłopakowi ich sekret. Co więcej zakochała się
w nim i to z wzajemnością. Junsu nalegał, żeby jak najszybciej wyjaśnić całą
sytuację. Ona też tego chciała, ale wiedziała, że najpierw musi uzgodnić to z
Marysią. Teraz jednak wiedziała, że musi znaleźć lepszy moment.
Gabi szczelniej
okryła blondynkę kołdrą i układając się obok niej sama zapadła w niespokojny
sen.
Yoochun spędził
ostatnie dni zastanawiając się, jak może spełnić prośbę Marysi. Wtedy był gotów
obiecać jej gwiazdkę z nieba. Nie zastanawiał się tylko nad swoimi
rzeczywistymi możliwościami. A w jego obecnej sytuacji pomoc Marysi mogła
okazać się równie trudna, co zdobycie wspomnianej gwiazdki.
- Yoochun, twój
ojciec chce wiedzieć, czy odbierzesz jutro brata z lotniska? - zapytała Shimhee
kładąc kolejną porcję dokumentów na jego biurku. - Poza tym edytorzy chcą
dostać kolejną porcję rysunków, wręcz nalegają.
Yoo sfrustrowany
zmierzwił swoje włosy palcami.
- Porozmawiam z
nimi jeszcze dzisiaj. Marysia ma je przygotować do końca przyszłego tygodnia.
Ostatnio po prostu chorowała.
- Wydaje mi się,
że powinieneś być dla niej bardziej stanowczy...
- Shimhee zajmij
się swoimi sprawami, bardzo cię proszę - jego głos zabrzmiał trochę ostrzej niż
zamierzał. Wstał zza biurka i chwycił telefon. Wyszedł z biura pozostawiając
oniemiałą asystentkę samą.
- Cześć
braciszku! O której lądujesz w Seulu? - uśmiechnął się do słuchawki. Wiedział,
że pomysł, który przyszedł mu do głowy musi się udać.
- Mówiłam ci,
żebyś nie przyłaził pod firmę! - Shimhee była bliska furii. Widok roześmianej
twarzy Yunho zawsze tak na nią wpływał. Szczególnie, kiedy robił coś tak
głupiego, jak czekanie na nią przy wejściu do wydawnictwa. Chłopak jak zwykle
nic sobie z tego nie robił. Wydął jedynie policzki, okazując niezadowolenie z
niezbyt ciepłego powitania.
- Tęskniłem za
tobą księżniczko.
- Błagam, daruj
sobie - spojrzała na niego zimno. Wystarczająco wyprowadził ją z równowagi
Yoochun, znów broniąc tej cholernej Maryśki. Teraz jeszcze ten pajac musiał
pogorszyć sprawę swoją obecnością.
- Powiedz po
prostu, że nie masz gdzie spać.
- To też, ale
naprawdę tęskniłem, piękna.
Posłał jej perskie oko, na co Shimhee przewróciła tylko oczami.
- Myślałem, żeby
przenocować u Jae i Mina. Tylko nie dość, że sprawili sobie kota, to jeszcze ta
ich lokatoreczka podobno chora. Więc i różowa zmora non stop tam siedzi. Dom
wariatów.
Shimhee zamyśliła
się. Więc Maryśka naprawdę była chora. To by tłumaczyło zachowanie Yoochuna.
Martwił się. Idiota, ale bogaty i przystojny idiota. Dlatego nie mogła
pozwolić, żeby to blond niewiniątko zabrało jej go sprzed nosa. Musiała zacząć
działać i to szybko. Wiedziała, że w tej sytuacji tylko lesbijska maskarada
powstrzymuje Yoo od wyznania uczuć dziewczynie. Wiedziała też, że takich
kłamstw nie da się długo ciągnąć. Liczył się każdy dzień, a ona nie miała
zamiaru zmarnować ani jednego.
Changmin
niechętnie szedł otworzyć drzwi. Dopiero co pozbył się Yunho i nie miał humoru
na więcej gości.
- Dzień dobry!
Zastałem Marysię?
W progu stał
uśmiechnięty mężczyzna, niewiele niższy od niego. Min widział go po raz
pierwszy w życiu.
- Jinwoo! Nauczysz ty się w końcu zapowiadać!
Za plecami
Changmina rozległ się radosny głos Marysi. Mężczyzna odwrócił się i zobaczył
uśmiechniętą współlokatorkę zmierzającą w ich stronę. Po chwili stała już w
objęciach gościa.
- Dzwoniłem
przecież!
- Jak wchodziłeś
do windy! Mała pomoc.
Marysia zauważyła
zdziwione spojrzenie Mina.
- To jest mój
przyjaciel Kim Jinwoo, to od niego dostałam cynk, że szukacie lokatora. Jinwoo,
poznaj Shim Changmina.
Mężczyźni
uścisnęli sobie dłonie i wymienili kilka zwyczajowych
uprzejmości, po czym cała trójka przeszła do salonu. Changmin chciał zostawić
przyjaciół samych, ale w tym czasie z sypialni wyszedł Jaejoong.
- Changmin-ah!
Będziesz moim modelem?
- Właśnie miałem
wyjść na zakupy - odpowiedział mężczyzna jąkając się lekko.
- Min-ah! Min-ah!
Min-ah! Ładnie proszę! - Jae skakał dookoła swojego chłopaka, wciąż nie
zauważając, że mają gościa.
- Jae! Zachowuj
się! - Marysia podeszła do niego i mało subtelnie szturchnęła prosto w żebra. - Wstyd mi robisz.
Jaejoong
opamiętał się odrobinkę i w końcu dostrzegł stojącego na środku salonu
zdziwionego chłopaka. Zaśmiał się nerwowo i podrapał po głowie.
- Jaejoong
jestem. Kim Jaejoong!
Podszedł do
gościa z wyciągniętą dłonią.
- Kim Jinwoo.
Miło mi.
Jae słysząc imię
chłopaka spojrzał na niego o wiele uważniej. W końcu mógł mu się dokładnie
przyjrzeć i skrupulatnie korzystał z tej okazji. Changmin zaś widząc swoją
szansę ucieczki ulotnił się z mieszkania.
- Cholera! Znowu
mi zwiał. – Jaejoong skrzywił się, kiedy zauważył nieobecność swojej drugiej
połówki.
- Zrobię wam kawy, co?
Nie czekając na
jakąkolwiek reakcje zniknął w kuchni. Jinwoo spojrzał na Marysię z wysoko
uniesioną brwią
- On tak zawsze?
- Tak, zwykle
jest trochę hiperaktywny, ale idzie przywyknąć - uśmiechnęła się promiennie do
przyjaciela i gestem wskazała by usiadł.
- Mam te zdjęcia,
o które prosił twój szef. Zajęło mi to nieco więcej czasu, ale na taką gębę
nawet photoshop wiele nie pomaga.
- Jinwoo,
błagam... - Maryśka nie chciała zaczynać kłótni, ale była oburzona. Tym
bardziej, że w jej oczach Yoochun był bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Jego oczy,
uśmiech, to jak seksownie przegryzał wargę, a nawet blizna na policzku
sprawiały, że często łapała się na tym, że najzwyczajniej w świecie gapi się na pisarza.
Odpłynęła
zupełnie, więc Jinwoo odchrząknął znacząco,
przywołując ją tym samym do rzeczywistości.
- Chcesz je
zobaczyć? - zamachał jej przed nosem kopertą, którą chwyciła bez słowa.
Gdy tylko udało
jej się dostać do zdjęć, za plecami usłyszała
donośny śmiech Jaejoonga. Mężczyzna po chwili postawił tacę z kawą na stoliku i
opadł na kanapę obok Marysi. Wziął od niej plik zdjęć, dalej zanosząc się
śmiechem.
- Chun-ah! Co to
za twarz! Po co mu te zdjęcia?
- Chciał nowe
zdjęcie na tylną część okładki - wytłumaczyła Marysia, na co Jae zaniósł się
jeszcze donośniejszym śmiechem.
- Co on dzieci
chce wystraszyć? Poza tym ja bym dziecku nie kupił książki, której autor
wygląda tak.
Jaejoong pokazał
zdjęcie, na którym Yoochun wyglądał jak wygłodniały wampir sadysta.
- A nie mówiłem!
- ucieszył się Jinwoo.
- Ja nie wiem, o
co wam chodzi - odparła Marysia bez przekonania. - W każdym razie wybór należy
do Yoochuna!
Dziewczyna
zabrała zdjęcia wciąż rozbawionemu Jae i wpakowała je do koperty.
- Marysiu, nie
powinnaś dać się tak wykorzystywać Yoo. Od takich spraw to on ma asystentkę, jakbyś
nie wiedziała.
- Ja bym tej żmii
przebiegłej nie powierzył nawet wyrzucenia śmieci - obruszył się Jinwoo, za co
zarobił kopniaka w piszczel. Marysia wbiła w niego ostrzegawcze spojrzenie.
- Jinwoo ubzdurał
sobie, że tylko mi może dać zrobione przez siebie zdjęcia. To był jego pomysł,
nie Yoochuna.
Jaejoong zauważył
groźne spojrzenia, jakie wymieniała dwójka przyjaciół i zaczął się zastanawiać,
czemu wspomnienie o asystentce Chuna tak na nich wpłynęło. Obiecał sobie
wprawdzie, że nie będzie się już wtrącał w sprawy innych ludzi, ale ciekawość
była zbyt silna.
- Jae, dlaczego
Min przed tobą uciekał?
Maryśka uznała,
że trzeba przerwać panującą w salonie niezręczną ciszę. Zadała więc pierwsze
pytanie jakie przyszło jej do głowy.
- Bo chcę go
namalować! Szukam nowych form ekspresji, a on na sam widok szkiców
skapitulował.
- Znowu
eksperymentujesz i jego twarz przypomina bardziej kaczy kuper, niż człowieka? -
Marysia zaśmiała się wrednie, na co Jae wydął wargi niezadowolony.
- Za dużo
przebywasz z Changminem. Robisz się tak samo okropna - pokazał dziewczynie
język, zignorował Jinwoo próbującego powstrzymać śmiech i szybko wstając z
kanapy czmychnął do swojego pokoju.
- Masz tu niezły
dom wariatów.
- Poczekaj
chwilę, a pokaże ci prawdziwe wariactwo - Maryśka zniknęła w sypialni, by zaraz
wrócić z książką swojego ojca. Rzuciła ją na kolana Jinwoo.
- Dostałam to
kilka dni temu...
- To jest...? -
chłopak wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami.
- Bajki mojego
taty z ilustracjami jakiegoś obcego człowieka.
Dziewczyna
uśmiechnęła się smutno, a Jinwoo musiał walczyć z chęcią porwania jej w
objęcia.
- Co zamierzasz
teraz zrobić? - zapytał po chwili
- Mam już pewien
pomysł, ale to nie będzie łatwe...
Subskrybuj:
Posty (Atom)