sobota, 1 listopada 2014

Punkt Widzenia Część XXI

Część XXI



Yunho nie czekał na przyjazd windy. Przeskakując po dwa stopnie, zdyszany dotarł na odpowiednie piętro. Jak zwykle nie myślał nawet o pukaniu. Wpadł do salonu, gdzie na kanapie, popijając wino siedzieli Jaejoong i Changmin. Obaj wyglądali na nieszczęśliwych, ale przy tym, co sam czuł, nie specjalnie go to obeszło. Podszedł do Jae i złapał go za koszulkę. Patrzył mu prosto w oczy, ale nie odzywał się ani słowem. Zanim jednak Changmin wstał chcąc go odciągnąć, Yunho osunął się na kolana i wtulił twarz w kolana przyjaciela. Mężczyźni spojrzeli na siebie zaskoczeni, kiedy dobiegł ich stłumiony szloch.
- Wiedziałeś? Wiedziałeś, Jae… Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Yunho podniósł głowę. Twarz miał mokrą od łez, a w oczach czaił się smutek tak przejmujący, że Jaejoong na chwilę zaniemówił.
- Yunho, o czym miałem wiedzieć? Co się stało?
- Nie powiedział ci? Yoo wie… Byłem pewien, że ty też… Ona jest w ciąży Jae-yah. Będzie mieć dziecko. Moje dziecko…
Ho schował twarz w dłoniach nie mogąc powstrzymać ciągle napływających łez. Nigdy w życiu nie czuł się tak bezradny. Był pewien, że Shimhee nosi jego dziecko. Chciał być dla niego ojcem, ale ona dla pieniędzy była gotowa wychować je z ojcem Yoochuna. To wszystko go przerastało. Bolało zbyt mocno.

Kiedy Jaejoong starał się uspokoić przyjaciela Changmin po cichu wyszedł do sypialni. Od razu chwycił telefon i wybrał numer Yoochuna. Kiedy ten nie odbierał, postanowił spróbować zadzwonić do Marysi. Dziewczyna odezwała się prawie natychmiast.
- Już się za mną stęskniliście? – zapytała ze śmiechem.
- Pewnie, że tak! Ale tym razem mam sprawę do Yoo…
- Wyszli z Yoohwanem po resztę moich rzeczy, zostawił telefon w domu. Mam mu coś przekazać?
Changmin przez chwilę nie był pewny, co odpowiedzieć. Sam dobrze nie wiedział, o co chodzi, Marysia pewnie też nie była wtajemniczona. Westchnął ciężko.
- Przekaż mu, że jest u nas Yunho i nie jest z nim dobrze.
- Coś się stało? Coś… Coś z Shimhee, tak? – zapytała z niepokojem w głosie. Nie chciała o niej wspominać.
- Tak, ale nie do końca rozumiem, co się dzieje. Powiedział tylko, że Yoochun wie. Chcę to wyjaśnić.
- Jasne… Jak tylko wróci, powiem, żeby zadzwonił.


Marysia spacerowała po pustym mieszkaniu zastanawiając się, dlaczego chłopcy tak długo nie wracają. Zajrzała już w każdy kąt, w duchu zachwycając się dobrym gustem Yoochuna. Teraz jednak była zbyt zaaferowana telefonem Mina. Nigdy nie pałała specjalną sympatią do Yunho. Wiedziała jednak, że Shimhee namieszała w jego życiu i było to coś, co ich łączyło. Niepokoiło ją również to, że najwidoczniej Yoochun wciąż utrzymywał jakiś kontakt z tą kobietą. Chciała mu ufać, ale w tym przypadku było to najzwyczajniej ponad jej siły.

Jej przemyślenia przerwał odgłos otwieranych drzwi i wesołe głosy chłopców.
- Yoo… Dzwonił Changmin. Jest u nich Yunho. Podobno wiesz, dlaczego.
Bracia spojrzeli na siebie, obaj wiedząc, co to oznacza.
- Masz dalej kontakt z Lee Shimhee? – zapytała, nieudolnie starając się zamaskować panikę.
- Lepiej usiądźmy i wszystko ci wyjaśnimy – zaproponował Yoohwan i sam opadł ciężko na kanapę.
- Tyle się ostatnio działo, że zapomniałem ci powiedzieć… Sam ciągle w to nie wierzę. – Chun posadził lekko opierającą się dziewczynę obok siebie i objął ją ramieniem.
- Wszyscy jesteśmy w szoku, ale o dziwo najlepiej przyjęła to nasza mama! Skomentowała to z taką złośliwą satysfakcją. – młodszy z braci do tej pory nie mógł wyjść ze udziwnia.
- Co z tym wszystkim ma wspólnego wasza mama! Rozmawiamy o Yunho i Shimhee! – Maryśka była tak skołowana, że wybuchnęła.
- Więcej niż myślisz… - westchnął Yoohwan i opowiedział dziewczynie o kolacji, na którą zaprosił ich ojciec. Yoochun co chwila wtrącał swoje trzy grosze, które jednak były tylko wyrazem jego dezaprobaty i nie wnosiły nic do rozmowy. Kiedy chłopak skończył Marysia próbowała znaleźć jakąś błyskotliwą odpowiedź.
- Matko święta… - to wszystko, na co było ją stać.


Wieczorem ciężka atmosfera opadła. Kiedy Yoohwan wyszedł, a Yoochun skończył wyjaśniać sytuacje Jaejoongowi i odłożył telefon, razem z Marysią usiedli w salonie, każde z kubkiem kawy w dłoniach.
- Szalony dzień, co? – wymruczał mężczyzna obejmując dziewczynę ramieniem.
- Yhm – mruknęła tylko w odpowiedzi. Wtuliła się mocniej w jego klatkę piersiową i zamknęła oczy. Była zmęczona, jak jeszcze nigdy w życiu. Odkąd przyjechała do Korei jej życie jakby przewróciło się do góry nogami. Wszystkie wydarzenia ostatnich miesięcy przelatywały przez jej myśli w szaleńczym tempie. Nic chyba do tej pory nie zdziwiło jej tak, ja wiadomość, że Zośka jest w Seulu. Chciała się z nią spotkać i raz na zawsze wyjaśnić wszystkie nieporozumienia. Tak naprawdę czuła się okropnie knując intrygę za plecami siostry. Była jednak przekonana, że wola ojca jest ważniejsza. Dlatego postanowiła posłuchać Yoochuna i unikać jej do końca negocjacji z wydawnictwem. Miała nadzieję, że Zosia zrozumie jej postępowanie.

- Śpisz? – cichy szept przywrócił Marysię do rzeczywistości. Uniosła głowę i spojrzała na Yoo.
- Nie, po prostu się zamyśliłam.
- O mnie? – Chun uśmiechnął się przekornie.
Dziewczyna chwilę myślała nad dobrą wymówką, nie chcąc zdradzać swoich zmartwień.
- Raczej nad tym, gdzie mam spać! – wykrzyknęła w końcu.
- Jak to gdzie? – mężczyzna był zmieszany. Był pewien, że Marysia zrozumiała jego intencje, kiedy tylko poprosił ją o przeprowadzkę.
- Yoochun, zwiedziłam sobie całe mieszkanie. Tu są trzy pokoje. Za tydzień wprowadzą się tu twoja mama i Yoohwan. Skoro mam tu zostać do końca pobytu w Korei, potrzebuje uwić sobie jakiś kącik.
Mężczyzna westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach. Sam już nie wiedział, czy Marysia rzeczywiście była tak niewinna i uroczo głupiutka, czy po prostu droczyła się z nim. Nie miał już siły, żeby próbować coś jej tłumaczyć. Doszedł do wniosku, że najwyższy czas użyć bardziej stanowczych środków. Wyjął kubek z dłoni Marysi i postawił go na stoliku, patrząc jej poważnie w oczy, po czym bez żadnego ostrzeżenia wziął ją na ręce. Nie zważał na protesty, krzyki i wierzganie nogami. Zdecydowanym krokiem ruszył do sypialni. Otworzył drzwi kopniakiem i docierając do wielkiego, stojącego na środku pokoju łóżka, rzucił na nie Marysię.

Dziewczyna nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Nie wiedziała skąd wzięła się ta frustracja wymalowana na twarzy Yoochuna. Nie zrobiła chyba nic złego. Zapytała tylko, gdzie mogłaby znaleźć swój mały kawałeczek podłogi. W końcu nie chciała przeszkadzać Yoo i jego rodzinie. A on zamiast normalnie odpowiedzieć, przyniósł ją do swojego pokoju i bezceremonialnie rzucił na łóżko. Marysia miała tylko nadzieję, że mężczyzna nie ma w planach niczego, na co ona nie miała ochoty się godzić. Dlatego patrzyła mu prosto w oczy, żeby w razie czego wyczytać z nich jego zamiary. Zdziwiła się, kiedy ten rozłożył szeroko ręce i zaczął powoli obracać się w kółko.
- To… To wszystko to twoje miejsce. Nasze miejsce Marysiu.
Mężczyzna wskazał na drzwi znajdujące się po jej lewej stronie.
- Zaglądałaś tam? Mówiłaś, że zwiedziłaś całe mieszkanie i tamten pokój wcale cię nie zdziwił?
Marysia zmarszczyła czoło. Naprawdę nic już nie rozumiała.
- Stwierdziłam, że nie ma sensu oglądać kolejnej łazienki.

Yoochun bez słowa podszedł do drzwi i otworzył je. Stanął opierając się o futrynę i skrzyżował ręce na piersi. Wbił zniecierpliwione spojrzenie w dziewczynę. Kiedy ta dalej nie reagowała przegryzł dolną wargę, odliczając w myślach do dziesięciu.
- Możesz tu po prostu podejść? – zapytał w końcu.
Marysia niechętnie zsunęła się z łóżka i z ociąganiem podeszła do mężczyzny. Chun wskazał tylko głową, żeby weszła do środka, przy okazji zapalając światło. Kiedy zajrzała do przylegającego do sypialni pokoju, nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Jedyne, na co było ją stać to zarzucenie rąk na szyję Yoochuna i przytulenie go z całych sił. Mężczyzna, choć zaskoczony taką reakcją, szybko objął dziewczynę w pasie i przyciągnął bliżej siebie.
-Rozumiesz już? – wyszeptał – Zostań tu ze mną. Już na zawsze.
- Dlaczego? – zapytała unosząc głowę, tak żeby widzieć jego twarz. W głębi duszy znała odpowiedź, ale chciała, żeby tym razem powiedział to, patrząc jej w oczy.
Yoo, zanim odpowiedział, pochylił się, by pocałować ją w czoło.
- Bo nie wyobrażam sobie, żebyś mogła gdziekolwiek wyjeżdżać. Twoje miejsce jest przy mnie.
- Jesteś bardzo pewny siebie, wiesz? – zapytała cicho, tak żeby nie popsuć nastroju.
- Jestem pewny ciebie, a to co innego. Jestem pewny, że kobieta, którą kocham mnie nie zostawi.
Marysia poczuła, że pod jej powiekami zbierają się łzy, aż w końcu jedna z nich swobodnie spłynęła po jej policzku.

Yoochun był zbity z tropu. Pierwszy raz w życiu wyznał kobiecie miłość i spodziewał się zupełnie innej reakcji. Patrzył na stojącą przed nim delikatną istotkę, która raz po raz ścierała z twarzy łzy i patrzyła na niego, jakby czekając, aż powie coś więcej.
- Powiedziałem, że cię kocham. Nie, że umarł ktoś bliski. Nie musisz płakać…
Mężczyzna zabrzmiał tak żałośnie, że Marysia nie była w stanie pohamować głośnego chichotu. To z kolei wprawiło Chuna w jeszcze większą konsternację. Odsunął dziewczynę na długość swoich ramion i wpatrywał się w nią oczami zagubionego szczeniaka.
- Yoochun, straszny czasem z ciebie głuptas.
Maryśka wspięła się na palce i pocałowała go w czubek nosa.
- To dlaczego mnie całujesz? – zapytał szeptem, nie pozwalając jej się odsunąć, tak że ich usta prawie się stykały.
- Bo też cię kocham.
Koniec zdania stłumił gwałtowny pocałunek, w który wciągnął ją mężczyzna.
- Zwariuję kiedyś przez ciebie – powiedział, kiedy ostatkiem silnej woli oderwał się od dziewczyny.
- Taki mam plan! Doprowadzić cię do szaleństwa, nie wiedziałeś.
Marysia zaśmiała się i wciągnęła Yoochuna w kolejny pocałunek, kiedy jednak poczuła, jak jego ręce wkradają się pod jej bluzkę, odsunęła się. Mężczyzna spojrzał na nią z wyrzutem.
- Rączki to ty trzymaj przy sobie, Misiaczku.
Pokazała mu język i z uśmiechem weszła do swojej nowej pracowni.


- Cześć Słońce!
Changmin wracając do domu, od razu pognał do kuchni i ucałował Jaejoonga w czubek głowy. Zauważył, że kiedy mieszkała z nimi Marysia, nie potrafił być tak wylewny. Choć tęsknił za współlokatorką, odnajdywał teraz w całej tej sytuacji mnóstwo pozytywów. Tylko dlatego, że byli sami bez skrępowania obejmował swojego mężczyznę w pasie i stojąc za nim obserwował jego kulinarne poczynania.
- mamy jakieś święto? – zapytał widząc mnogość różnych potraw.
- Zaprosiłem gości – wyjaśnił Jae, nawet na chwile nie przestając siekać papryki.
- Tak? A kogo? – prawdę mówiąc Min wcale nie był zainteresowany odpowiedzią. Skupił się raczej na namiętnym całowaniu szyi i karku swojego chłopaka.
- Mamy nowych sąsiadów. Pomyślałem, że warto byłoby się poznać. – Jaejoongowi trudno było skupić się na mówieniu, a już tym bardziej na obsłudze noża. Odłożył go i z cichym westchnieniem oparł się o tors Mina, który nie zaprzestawał swoich pieszczot.
- Jae-yah… Nie możemy tego przełożyć? Proszę… - wymruczał wprost do ucha kochanka, przy okazji drażniąc jego płatek ustami.
- Kociaczku, tak nie wypada.
- Powiesz, że wróciłem z pracy chory.
Changmin odwrócił Jae twarzą do siebie i oparł swoje czoło o jego.
- Min-ah! Wynagrodzę ci to, obiecuję.
Tym razem to Jaejoong pocałował partnera w szyję, a ten, choć niechętnie, poddał się jego woli.

Changmin przeżuwał jeden kęs od kilku minut. Wszystko dlatego, że z lubością wyobrażał sobie, że nie jest to smaczna potrawa, a głowa faceta, który bezwstydnie flirtował z Jaejoongiem na jego oczach. Co gorsze Jae wydawał się tym faktem zachwycony. Śmiał się bez przerwy i trzepotał rzęsami jak głupiutka nastolatka. I choć Min zdawał sobie sprawę, że nie jest najlepszym gospodarzem, nie mógł zmusić się nawet do uprzejmej, zdawkowej konwersacji z kuzynką tego… Tego niedorobionego Casanovy! Dziewczyna siedziała więc sztywno na swoim miejscu powoli przeżuwając malutkie kęsy kolejnych dań. Widać było, jak bardzo czuła się skrępowana.
- Eunji-yah, pamiętasz, jak wtedy twój ojciec się wściekł? Myślałem, że nam głowy pourywa!
Kuzyn starał się wciągnąć ją, co jakiś czas do uczestniczenia w opowiadaniu wesołych historii z ich wspólnego dzieciństwa. Dziewczyna jednak odpowiadała tylko mruknięciem, bądź skinieniem głowy.
- Jak to się właściwie stało, że zamieszkaliście razem, Geunsuk-ssi? – Jaejoong aż podskakiwał z ekscytacji, wypytując o kolejne szczegóły z życia nowego sąsiada.
- Kiedy wróciłem jakiś czas temu na rodzinną wyspę żeby oddać się medytacji, poznać głębiej swoje wnętrze… – Changmin parsknął mało subtelnie słysząc te słowa, ale mężczyzna nie zrażony kontynuował – W każdym razie postanowiłem odwiedzić też rodzinę. Okazało się, że Eunji wybiera się na studia do Seulu, więc obiecałem wujowi, że się nią zaopiekuję, tak jak on zrobił to dla mnie, dawno temu.
Changmin przewrócił oczami, na jego zdaniem zbyt zalotny uśmiech, który Geunsuk posłał w stronę Jaejoonga. Eunji z niepokojem patrzyła jak jej nowy sąsiad zaciska dłoń na kieliszku. Była pewna, że za chwilę usłyszy trzask tłuczonego szkła w połączeniu z siarczystym przekleństwem. Od nieprzyjemnego wypadku ustrzegł ich dźwięk dzwonka do drzwi. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, widząc jak Changmin rozluźnił się odrobinę. Zaraz jednak posłała ostre spojrzenie do swojego kuzyna, który z lekko perwersyjnym uśmiechem na ustach, wyzywająco spoglądał na nowego sąsiada.

Atmosfera stawała się nieznośna. Na szczęście do salonu wrócił Jaejoong prowadząc za sobą wesoło uśmiechniętego chłopaka. Eunji miała nieodparte wrażenie, że musiała go już gdzieś spotkać. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że mało elegancko gapi się na nowo przybyłego, dopóki ten nie puścił jej zawadiackiego perskiego oka.
- Nie wiedziałem, że macie gości… Przepraszam.
Chłopak zrobił słodką minkę i w udawanym zmieszaniu wbił wzrok w podłogę.
- Yoohwan, przecież dobrze wiesz, że nigdy nie przeszkadzasz… - Changmin westchnął ciężko. Zabrzmiał bardziej jak zmęczony życiem dziadek, niż młody mężczyzna, ale Yoo zupełnie się tym nie przejął. Bardziej zainteresowała go urocza, nieznana dziewczyna, która speszona oglądała teraz własne dłonie.
- Skoro tak… Mogę trochę tych ciasteczek? Prawda Jae-hyung?
Nie czekając na odpowiedź, chłopak chwycił jedno z krzeseł, ustawił je tak blisko Eunji, jak tylko było to możliwe i siadając uśmiechnął się do niej.
- Park Yoohwan jestem – wyciągnął do dziewczyny dłoń, a ona chwyciła ją niepewnie.
- Jang Eunji – odpowiedziała rumieniąc się nieznacznie, ale nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
Cała sytuacja nie przypadła do gustu Geunsukowi. Przybrał, swoim zdaniem, bojową minę i mrużąc oczy przyglądał się nowoprzybyłemu. To z kolei ucieszyło Changmina, który zaborczym gestem chwycił Jae w pasie i usadził na swoich kolanach.

Yoohwan pochłaniał kolejne ciasteczka i z coraz większym powodzeniem zaczął wciągać w rozmowę Eunji.
- Więc wprowadziliście się do mieszkania naprzeciwko? – zapytał z wciąż pełną buzią. Dziewczyna w odpowiedzi tylko kiwnęła głową, chichocząc cicho. Geunsuk zaś od chwili pojawienia się chłopaka nie odezwał się ani słowem. Nie podobał mu się ten małolat. Nie dość, że w nie jasny sposób przypominał mu o czymś bardzo nieprzyjemnym, to ewidentnie i bardzo bezczelnie podrywał jego małą siostrzyczkę.
- Muszę jeszcze wrócić na kilka dni do rodziców, uporządkować kilka spraw, zabrać ostatnie rzeczy… - Eunji teraz już rozmawiała z Yoo zupełnie swobodnie.  Zdziwiła się więc, gdy ten nagle uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Ostatnie rzeczy, ostatnie rzeczy… - zaczął powtarzać w kółko – Ależ ze mnie młotek! Wystarczy, że wciągnie mnie rozmowa z uroczą kobietą, a zupełnie zapominam o całym świecie. Hyung i noona mnie zabiją!
- Więc jak zwykle nie jest to zwykła przyjacielska wizyta – Jaejoong westchnął teatralnie i przewrócił oczami – Czego potrzebujesz?
- Marysia-noona prosiła, żebym zabrał stąd jej… Coś… Nie wiem, jak to się nazywa, ale to coś do malowania, co tu zostawiła.
- Pożyczyła mi jakiś czas temu swoją nową sztalugę! Zaraz przyniosę!
Jaejoong starając się powstrzymać śmiech, który cisnął mu się na usta, wywołany ignorancją Yoohwana, szybkim krokiem ruszył do pokoju wcześniej zajmowanego przez Marysię, gdzie od kilku dni znów urządzał swoją pracownię. Sztaluga nie była mu już potrzebna, bo w końcu znalazł chwilę czasu i odrobinę funduszy by kupić swoją własną, więc stała złożona przy samych drzwiach. Kiedy wrócił targając ją pod pachą, Yoo zrzedła zadowolona do tej pory mina.
- To jest sztaluga? - wyjąkał niepewnie, wywołując wesoły śmiech zebranych.
- A coś ty myślał, młody? - Changmin ocierał już łzy rozbawienia. Uwielbiał, kiedy ktoś robił z siebie idiotę.
- No... Że to, takie coś do mieszania farby... No wiecie z dziurką na palec... I w ogóle... - chłopak mówił coraz ciszej, rumieniąc się bardziej z każdym słowem, kiedy uświadomił sobie swoją gafę.
- To jest paleta, Yoohwan-ah! Pa-le-ta! - Jae atakował już towarzystwo swoim donośnym śmiechem, ale udało mu się wykrztusić tych kilka słów.
- Zwał jak zwał! Ważne, ze mam, co bratowa chciała – starał się jeszcze bronić chłopak.
- Szybko się nauczysz jak już razem zamieszkacie – zaśmiał się, chyba pierwszy raz tego wieczora Changmin – A pierwsze, co zapamiętasz, to święte przykazanie. Nie wchodź do pracowni artysty, bez uzyskania zgody jego!
- Amen! - zakończył Jaejoong z poważną miną.
- Mam co chciałem, więc sobie idę! - Yoohwan wydął policzki i zaczął żegnać się z zebranymi.
Ku niezadowoleniu Geunsuka zatrzymał się dłużej przy Eunji. Pochylił się nad dziewczyną szepcąc jej do ucha coś, czego nikt poza nim nie był w stanie usłyszeć. Wykorzystał to chwilę i wcisnął w dłoń dziewczyny swoją wizytówkę. Uśmiechnął się na koniec najsłodziej jak tylko potrafił i z zadowoleniem dostrzegł rumieniec, który pojawił się na jej twarzy. Nie zważając na sztyletującego go wzrokiem Geunsuka, odwrócił się na pięcie i rzucając jedynie „Pa!” wyszedł z mieszkania.


Do jasnego, przytulnego pokoiku, przez opuszczone rolety sączyło się ciepłe, wieczorne światło. Promienie były jeszcze na tyle mocne, że z powodzeniem oświetlały niedokończony obraz na sztaludze stojącej na środku pomieszczenia. Materiał rozłożony na podłodze pokryty był wielobarwnymi plamami świeżej farby. Przybory, w każdej chwili gotowe do użytku, były ułożone na okrągłym stoliczku ustawionym tuż obok.
Naprzeciw okna znajdowało się duże biurko zarzucone zapełnionymi kartkami papieru. Między nimi widać było kawałki węgla i ołówki, które zapomniano odłożyć do ładnych, zdobiących blat pojemników. Bezpośrednio pod oknem zaś ustawiono niewielką sofę, która po krześle i kilkoma półkami kończyła listę mebli. Na niej, z rysownikiem przytulonym do piersi spała Marysia. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, kiedy przez uchylone na chwilę drzwi, na jej twarz padł snop rażącego, elektrycznego światła. Nie obudziła się jednak, a tylko przekręciła na bok, sprawiając, że rysownik zsunął się na podłogę.

Yoochun wślizgnął się do pracowni najciszej jak potrafił. Podniósł szkicownik i z uśmiechem przyjrzał się jego zawartości. Cieszyło go, że jego dziewczyna tak często rysowała właśnie jego, choć miał wrażenie, że jej spojrzenie dalekie jest od obiektywizmu. Zawsze wydawało mu się, że na jej rysunkach wygląda znacznie lepiej niż w rzeczywistości. Nie zagłębiał się jednak bardziej w swoje przemyślenia, tylko odłożył rysownik na biurko. Chwycił stojące przy nim krzesło i przysunął bliżej sofy, tak żeby móc patrzeć na śpiącą dziewczynę. Delikatnie odsunął włosy, które opadały na jej twarz i ze zdziwieniem zauważył, że cała ta sytuacja była dla niego jak sen, nierealna. Nie mógł uwierzyć, że już od tygodnia mieszkali razem, że co rano jedli wspólne śniadania, popołudnia spędzali na oglądaniu seriali w telewizji, a wieczorami kładli się spać w ich wspólnej sypialni. Yoochun musiał przyznać, że czuł pewien niedosyt, bo pomimo tego wszystkiego dziewczyna nie pozwalała mu na nic więcej niż pocałunki, ale ze zdziwieniem odkrył, że dla niej jest w stanie zaczekać tak długo, jak będzie tego potrzebowała. To też było dla niego nowe doznanie, bo nigdy wcześniej nie wykazywał się cierpliwością, szczególnie, jeżeli chodziło o zaspokajanie swoich potrzeb. Okazało się jednak, że tym, czego potrzebował najbardziej była bliskość drugiej osoby.
Mężczyzna nie zdawał sobie sprawy, że w zamyśleniu gładzi Marysię po włosach. Dopiero, kiedy poczuł jej malutką dłoń na swojej wrócił do rzeczywistości. Jej zaspane, mgliste spojrzenie skierowane wprost na niego rozczuliło go tak bardzo, że bez zastanowienia pochylił się i pocałował. Dziewczyna dopiero po chwili odwzajemniła pieszczotę, ale zrobiła to dużo śmielej niż zwykle. Oplotła jego szyję ramionami i przyciągnęła bliżej siebie. Yoo nie przerywając pocałunku zsunął się z krzesła i usiadł na brzegu sofy. Zanurzył dłoń we włosy Marysi i przeniósł swoje pocałunki na jej szyję. Nie wiedział, czy to dlatego, że była jeszcze zaspana i skołowana, ale tym razem nie odepchnęła go od siebie. Wprost przeciwnie, westchnęła głęboko i wsunęła dłoń pod jego koszulkę. Nie mógł powstrzymać zadowolonego mruknięcia czując jak jej delikatne palce sunął po jego kręgosłupie. Zachęcony zachowaniem dziewczyny sięgnął do guzików jej bluzki. Drżącymi palcami rozpiął pierwszy i zastygł oczekując na jej reakcję. W odpowiedzi musnęła jego ucho językiem, a on poczuł się już znacznie pewniej. Prawie pozbawił ją bluzki, kiedy w jego kieszeni zawibrował telefon. Odruchowo oderwał się od Marysi i sięgną po niego.
- Zostaw… - szepnęła tylko i zaczęła znaczyć jego szyję mokrymi pocałunkami.
Yoochun dał się porwać chwili i sprawnie zmienił ich pozycję, jednym ruchem sadzając dziewczynę na swoich kolanach. W końcu bluzki obojga wylądowały na podłodze, ale wtedy kolejny raz odezwał się telefon Yoo. Marysia bez słowa sięgnęła do jego kieszeni.
- Jeżeli wyrzucę go przez okno, nie każ mi go odkupywać – zaśmiała się w jego usta, a on zamiast odpowiadać zaczął kąsać jej wargi.
Marysia chciała wyłączyć telefon, wyjąć z niego baterie i cisnąć w najdalszy kąt pokoju, ale wtedy spojrzała na wyświetlacz. Oderwała się od Yoochuna jak oparzona i w rzuciła się po swoją bluzkę.
- Odbierz! Yoochun odbierz to!
Mężczyzna mocno skołowany i bezsprzecznie wyprowadzony z równowagi nerwowym gestem chwycił telefon i spojrzał na jego ekran. W jednej chwili jego źrenice rozszerzyły w mieszaninie strachu i zaskoczenia.
- O cholera! Zapomniałem! - sam też poderwał się z miejsca i odebrał telefon, kręcąc się niespokojnie po pokoju.
- Cześć mamo! Już wyjechaliście…? Za dwadzieścia minut…? To świetnie… Tak… Czekamy, do zobaczenia! – Yoo w panice spojrzał na dziewczynę, która równie spanikowana czochrała swoje i tak niezbyt starannie ułożone włosy.
- Będą tu za dwadzieścia minut!?
- Przyszedłem cię obudzić, bo myślałem, że to już niedługo, ale sama rozumiesz… Trochę mnie zdekoncentrowałaś.
- Nie wytrzymam! Nie zwalaj winy na mnie! - fuknęła Marysia w międzyczasie zapinając nałożoną już bluzkę.
Yoochun dobrze widział jak drżą jej dłonie. Był świadom tego, że dziewczyna stresuje się perspektywą pierwszego spotkania z jego matką. Wiedział, że powinien był to zorganizować w inny sposób, ale ostatnio miał tak wiele pracy, że po prostu zapomniał. Dopiero poprzedniego wieczora zdał sobie sprawę, że dwie najważniejsze kobiety w jego życiu nie miały jeszcze okazji się spotkać, a już za chwilę mają zamieszkać pod jednym dachem. Wydawało mu się, że znał je na tyle dobrze, żeby móc przewidzieć, że polubią się od pierwszej rozmowy. Doświadczenie podpowiadało mu jednak, że w przypadku kobiet nigdy nie można mieć pewności, co do ich zachowania. Dlatego postanowił na początku uspokoić Marysię, która tym razem nerwowo przygładzała wcześniej potargane włosy.
Podszedł do niej powoli rozkładając ręce w geście zapraszającym do wtulenia się w jego ramiona. Dziewczyna spojrzała mu w oczy nieufnie. Mężczyzna uśmiechnął się do niej zachęcająco i zrobił kolejny krok w jej stronę. W końcu skapitulowała i z żałosną minką pozwoliła mu się objąć.
- Nie bój się. Będzie dobrze. Nasza mama jest naprawdę świetną kobietą. W końcu jak inaczej wychowałaby tak fajnych synów?
Ostatni komentarz Yoo w końcu rozluźnił atmosferę. Marysia zachichotała i odetchnęła głęboko. Spojrzała mu w twarz z uśmiechem.
- To może choć kawy zaparzmy, co? - zapytała kierując się w stronę drzwi.


- Mamo! Rusz się, zaraz będzie padać!
Yoohwan stał przed wejściem do budynku objuczony walizkami. Reszta rzeczy miała zostać przewieziona następnego dnia, a oni zabrali ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, ich ilość okazała się naprawdę pokaźna. Dlatego też nie miał zamiaru, w bonusie do przepukliny, dostać zapalenia płuc, po przemoknięciu. Mama jednak wciąż wpatrywała się w drzwi jak urzeczona. Wydawało mu się, że zapomniała nawet o mruganiu. Kiedy jednak spojrzał na całą sytuację z jej perspektywy, przestało go to aż tak bardzo dziwić. Przecież gdyby nie on ich biedna staruszka, do dziś nie wiedziałaby, że w nowym mieszkaniu nie będzie jedyną kobietą. Yoochun jak zwykle wykazał się zupełnym brakiem życiowego rozgarnięcia i nie przedstawił sobie pań wcześniej. Co więcej, nawet zapomniał wspomnieć mamie, że kogoś ma. Yoohwan zrozumiałby to, gdyby miała ona zadatki na stereotypową złą teściową, jakie zwykle można było oglądać w dramach. Ale ona była ich całkowitym przeciwieństwem. Kiedy poproszony przez brata, który jak zwykle wymawiał się brakiem czasu, opowiedział mamie o Marysi, wiedział już, że wszystko ułoży się jak najlepiej. Dla niej nie było ważne, kim jest dziewczyna jej syna. Cieszyła się, że w końcu znalazła się taka, dla której potrafił się zmienić. Bała się jednak spotkania z nią. Bała się, że to ona nie sprosta oczekiwaniom ukochanej syna. Wiadomość, że mają zamieszkać wspólnie, spadła na nią tak nagle, że trudno było jej się na to przygotować. I to dlatego stała teraz przed wejściem do wytwornego apartamentowca, zbierając w sobie całą pozostałą odwagę.
- Dobrze, Yoohwan-ah. Chodźmy do domu...
Harang zamiatając ogonem kręcił się niespokojnie pod drzwiami, poszczekując w ekscytacji. Marysia stała w salonie z rękoma założonymi za plecami, jak pierwszoklasistka podczas szkolnej akademii. Yoochun próbując dodać jej otuchy objął ją i delikatnie gładził po ramieniu.
Kiedy drzwi mieszkania otworzyły się, pierwszy do środka wszedł Yoohwan, złorzecząc pod nosem na całe zło tego świata i oświadczając donośnie, że na pewno nabawił się poważnej przepukliny, oczywiście z winy Yoochuna, który nie zszedł na dół, żeby pomóc mu z walizkami. Za nim, niepewnym krokiem, z nieśmiałym uśmiechem na ustach weszła niewysoka, szczupła kobieta po pięćdziesiątce. Marysia od razu zwróciła uwagę, że jest ona bardzo ładna, a jej uśmiech i ciepłe spojrzenie, odziedziczył po niej jej pierworodny syn.
- Dzień dobry! - dziewczyna ukłoniła się nisko, po czym ruszyła w stronę mamy chłopaków – Nazywam się Maria Jasińska. Miło mi w końcu panią poznać.
- Mi również, Marysiu – kobieta wyciągnęła do niej rękę, a dziewczyna chwyciła ją prawie natychmiast posyłając do niej wesoły uśmiech.
Yoochun odetchnął z ulgą, a Yoohwan puścił do niego zawadiackie perskie oko. Tak jak przewidywał, te kobiety od razu nawiązały nić porozumienia.