sobota, 1 listopada 2014

Punkt Widzenia Część XXI

Część XXI



Yunho nie czekał na przyjazd windy. Przeskakując po dwa stopnie, zdyszany dotarł na odpowiednie piętro. Jak zwykle nie myślał nawet o pukaniu. Wpadł do salonu, gdzie na kanapie, popijając wino siedzieli Jaejoong i Changmin. Obaj wyglądali na nieszczęśliwych, ale przy tym, co sam czuł, nie specjalnie go to obeszło. Podszedł do Jae i złapał go za koszulkę. Patrzył mu prosto w oczy, ale nie odzywał się ani słowem. Zanim jednak Changmin wstał chcąc go odciągnąć, Yunho osunął się na kolana i wtulił twarz w kolana przyjaciela. Mężczyźni spojrzeli na siebie zaskoczeni, kiedy dobiegł ich stłumiony szloch.
- Wiedziałeś? Wiedziałeś, Jae… Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Yunho podniósł głowę. Twarz miał mokrą od łez, a w oczach czaił się smutek tak przejmujący, że Jaejoong na chwilę zaniemówił.
- Yunho, o czym miałem wiedzieć? Co się stało?
- Nie powiedział ci? Yoo wie… Byłem pewien, że ty też… Ona jest w ciąży Jae-yah. Będzie mieć dziecko. Moje dziecko…
Ho schował twarz w dłoniach nie mogąc powstrzymać ciągle napływających łez. Nigdy w życiu nie czuł się tak bezradny. Był pewien, że Shimhee nosi jego dziecko. Chciał być dla niego ojcem, ale ona dla pieniędzy była gotowa wychować je z ojcem Yoochuna. To wszystko go przerastało. Bolało zbyt mocno.

Kiedy Jaejoong starał się uspokoić przyjaciela Changmin po cichu wyszedł do sypialni. Od razu chwycił telefon i wybrał numer Yoochuna. Kiedy ten nie odbierał, postanowił spróbować zadzwonić do Marysi. Dziewczyna odezwała się prawie natychmiast.
- Już się za mną stęskniliście? – zapytała ze śmiechem.
- Pewnie, że tak! Ale tym razem mam sprawę do Yoo…
- Wyszli z Yoohwanem po resztę moich rzeczy, zostawił telefon w domu. Mam mu coś przekazać?
Changmin przez chwilę nie był pewny, co odpowiedzieć. Sam dobrze nie wiedział, o co chodzi, Marysia pewnie też nie była wtajemniczona. Westchnął ciężko.
- Przekaż mu, że jest u nas Yunho i nie jest z nim dobrze.
- Coś się stało? Coś… Coś z Shimhee, tak? – zapytała z niepokojem w głosie. Nie chciała o niej wspominać.
- Tak, ale nie do końca rozumiem, co się dzieje. Powiedział tylko, że Yoochun wie. Chcę to wyjaśnić.
- Jasne… Jak tylko wróci, powiem, żeby zadzwonił.


Marysia spacerowała po pustym mieszkaniu zastanawiając się, dlaczego chłopcy tak długo nie wracają. Zajrzała już w każdy kąt, w duchu zachwycając się dobrym gustem Yoochuna. Teraz jednak była zbyt zaaferowana telefonem Mina. Nigdy nie pałała specjalną sympatią do Yunho. Wiedziała jednak, że Shimhee namieszała w jego życiu i było to coś, co ich łączyło. Niepokoiło ją również to, że najwidoczniej Yoochun wciąż utrzymywał jakiś kontakt z tą kobietą. Chciała mu ufać, ale w tym przypadku było to najzwyczajniej ponad jej siły.

Jej przemyślenia przerwał odgłos otwieranych drzwi i wesołe głosy chłopców.
- Yoo… Dzwonił Changmin. Jest u nich Yunho. Podobno wiesz, dlaczego.
Bracia spojrzeli na siebie, obaj wiedząc, co to oznacza.
- Masz dalej kontakt z Lee Shimhee? – zapytała, nieudolnie starając się zamaskować panikę.
- Lepiej usiądźmy i wszystko ci wyjaśnimy – zaproponował Yoohwan i sam opadł ciężko na kanapę.
- Tyle się ostatnio działo, że zapomniałem ci powiedzieć… Sam ciągle w to nie wierzę. – Chun posadził lekko opierającą się dziewczynę obok siebie i objął ją ramieniem.
- Wszyscy jesteśmy w szoku, ale o dziwo najlepiej przyjęła to nasza mama! Skomentowała to z taką złośliwą satysfakcją. – młodszy z braci do tej pory nie mógł wyjść ze udziwnia.
- Co z tym wszystkim ma wspólnego wasza mama! Rozmawiamy o Yunho i Shimhee! – Maryśka była tak skołowana, że wybuchnęła.
- Więcej niż myślisz… - westchnął Yoohwan i opowiedział dziewczynie o kolacji, na którą zaprosił ich ojciec. Yoochun co chwila wtrącał swoje trzy grosze, które jednak były tylko wyrazem jego dezaprobaty i nie wnosiły nic do rozmowy. Kiedy chłopak skończył Marysia próbowała znaleźć jakąś błyskotliwą odpowiedź.
- Matko święta… - to wszystko, na co było ją stać.


Wieczorem ciężka atmosfera opadła. Kiedy Yoohwan wyszedł, a Yoochun skończył wyjaśniać sytuacje Jaejoongowi i odłożył telefon, razem z Marysią usiedli w salonie, każde z kubkiem kawy w dłoniach.
- Szalony dzień, co? – wymruczał mężczyzna obejmując dziewczynę ramieniem.
- Yhm – mruknęła tylko w odpowiedzi. Wtuliła się mocniej w jego klatkę piersiową i zamknęła oczy. Była zmęczona, jak jeszcze nigdy w życiu. Odkąd przyjechała do Korei jej życie jakby przewróciło się do góry nogami. Wszystkie wydarzenia ostatnich miesięcy przelatywały przez jej myśli w szaleńczym tempie. Nic chyba do tej pory nie zdziwiło jej tak, ja wiadomość, że Zośka jest w Seulu. Chciała się z nią spotkać i raz na zawsze wyjaśnić wszystkie nieporozumienia. Tak naprawdę czuła się okropnie knując intrygę za plecami siostry. Była jednak przekonana, że wola ojca jest ważniejsza. Dlatego postanowiła posłuchać Yoochuna i unikać jej do końca negocjacji z wydawnictwem. Miała nadzieję, że Zosia zrozumie jej postępowanie.

- Śpisz? – cichy szept przywrócił Marysię do rzeczywistości. Uniosła głowę i spojrzała na Yoo.
- Nie, po prostu się zamyśliłam.
- O mnie? – Chun uśmiechnął się przekornie.
Dziewczyna chwilę myślała nad dobrą wymówką, nie chcąc zdradzać swoich zmartwień.
- Raczej nad tym, gdzie mam spać! – wykrzyknęła w końcu.
- Jak to gdzie? – mężczyzna był zmieszany. Był pewien, że Marysia zrozumiała jego intencje, kiedy tylko poprosił ją o przeprowadzkę.
- Yoochun, zwiedziłam sobie całe mieszkanie. Tu są trzy pokoje. Za tydzień wprowadzą się tu twoja mama i Yoohwan. Skoro mam tu zostać do końca pobytu w Korei, potrzebuje uwić sobie jakiś kącik.
Mężczyzna westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach. Sam już nie wiedział, czy Marysia rzeczywiście była tak niewinna i uroczo głupiutka, czy po prostu droczyła się z nim. Nie miał już siły, żeby próbować coś jej tłumaczyć. Doszedł do wniosku, że najwyższy czas użyć bardziej stanowczych środków. Wyjął kubek z dłoni Marysi i postawił go na stoliku, patrząc jej poważnie w oczy, po czym bez żadnego ostrzeżenia wziął ją na ręce. Nie zważał na protesty, krzyki i wierzganie nogami. Zdecydowanym krokiem ruszył do sypialni. Otworzył drzwi kopniakiem i docierając do wielkiego, stojącego na środku pokoju łóżka, rzucił na nie Marysię.

Dziewczyna nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Nie wiedziała skąd wzięła się ta frustracja wymalowana na twarzy Yoochuna. Nie zrobiła chyba nic złego. Zapytała tylko, gdzie mogłaby znaleźć swój mały kawałeczek podłogi. W końcu nie chciała przeszkadzać Yoo i jego rodzinie. A on zamiast normalnie odpowiedzieć, przyniósł ją do swojego pokoju i bezceremonialnie rzucił na łóżko. Marysia miała tylko nadzieję, że mężczyzna nie ma w planach niczego, na co ona nie miała ochoty się godzić. Dlatego patrzyła mu prosto w oczy, żeby w razie czego wyczytać z nich jego zamiary. Zdziwiła się, kiedy ten rozłożył szeroko ręce i zaczął powoli obracać się w kółko.
- To… To wszystko to twoje miejsce. Nasze miejsce Marysiu.
Mężczyzna wskazał na drzwi znajdujące się po jej lewej stronie.
- Zaglądałaś tam? Mówiłaś, że zwiedziłaś całe mieszkanie i tamten pokój wcale cię nie zdziwił?
Marysia zmarszczyła czoło. Naprawdę nic już nie rozumiała.
- Stwierdziłam, że nie ma sensu oglądać kolejnej łazienki.

Yoochun bez słowa podszedł do drzwi i otworzył je. Stanął opierając się o futrynę i skrzyżował ręce na piersi. Wbił zniecierpliwione spojrzenie w dziewczynę. Kiedy ta dalej nie reagowała przegryzł dolną wargę, odliczając w myślach do dziesięciu.
- Możesz tu po prostu podejść? – zapytał w końcu.
Marysia niechętnie zsunęła się z łóżka i z ociąganiem podeszła do mężczyzny. Chun wskazał tylko głową, żeby weszła do środka, przy okazji zapalając światło. Kiedy zajrzała do przylegającego do sypialni pokoju, nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Jedyne, na co było ją stać to zarzucenie rąk na szyję Yoochuna i przytulenie go z całych sił. Mężczyzna, choć zaskoczony taką reakcją, szybko objął dziewczynę w pasie i przyciągnął bliżej siebie.
-Rozumiesz już? – wyszeptał – Zostań tu ze mną. Już na zawsze.
- Dlaczego? – zapytała unosząc głowę, tak żeby widzieć jego twarz. W głębi duszy znała odpowiedź, ale chciała, żeby tym razem powiedział to, patrząc jej w oczy.
Yoo, zanim odpowiedział, pochylił się, by pocałować ją w czoło.
- Bo nie wyobrażam sobie, żebyś mogła gdziekolwiek wyjeżdżać. Twoje miejsce jest przy mnie.
- Jesteś bardzo pewny siebie, wiesz? – zapytała cicho, tak żeby nie popsuć nastroju.
- Jestem pewny ciebie, a to co innego. Jestem pewny, że kobieta, którą kocham mnie nie zostawi.
Marysia poczuła, że pod jej powiekami zbierają się łzy, aż w końcu jedna z nich swobodnie spłynęła po jej policzku.

Yoochun był zbity z tropu. Pierwszy raz w życiu wyznał kobiecie miłość i spodziewał się zupełnie innej reakcji. Patrzył na stojącą przed nim delikatną istotkę, która raz po raz ścierała z twarzy łzy i patrzyła na niego, jakby czekając, aż powie coś więcej.
- Powiedziałem, że cię kocham. Nie, że umarł ktoś bliski. Nie musisz płakać…
Mężczyzna zabrzmiał tak żałośnie, że Marysia nie była w stanie pohamować głośnego chichotu. To z kolei wprawiło Chuna w jeszcze większą konsternację. Odsunął dziewczynę na długość swoich ramion i wpatrywał się w nią oczami zagubionego szczeniaka.
- Yoochun, straszny czasem z ciebie głuptas.
Maryśka wspięła się na palce i pocałowała go w czubek nosa.
- To dlaczego mnie całujesz? – zapytał szeptem, nie pozwalając jej się odsunąć, tak że ich usta prawie się stykały.
- Bo też cię kocham.
Koniec zdania stłumił gwałtowny pocałunek, w który wciągnął ją mężczyzna.
- Zwariuję kiedyś przez ciebie – powiedział, kiedy ostatkiem silnej woli oderwał się od dziewczyny.
- Taki mam plan! Doprowadzić cię do szaleństwa, nie wiedziałeś.
Marysia zaśmiała się i wciągnęła Yoochuna w kolejny pocałunek, kiedy jednak poczuła, jak jego ręce wkradają się pod jej bluzkę, odsunęła się. Mężczyzna spojrzał na nią z wyrzutem.
- Rączki to ty trzymaj przy sobie, Misiaczku.
Pokazała mu język i z uśmiechem weszła do swojej nowej pracowni.


- Cześć Słońce!
Changmin wracając do domu, od razu pognał do kuchni i ucałował Jaejoonga w czubek głowy. Zauważył, że kiedy mieszkała z nimi Marysia, nie potrafił być tak wylewny. Choć tęsknił za współlokatorką, odnajdywał teraz w całej tej sytuacji mnóstwo pozytywów. Tylko dlatego, że byli sami bez skrępowania obejmował swojego mężczyznę w pasie i stojąc za nim obserwował jego kulinarne poczynania.
- mamy jakieś święto? – zapytał widząc mnogość różnych potraw.
- Zaprosiłem gości – wyjaśnił Jae, nawet na chwile nie przestając siekać papryki.
- Tak? A kogo? – prawdę mówiąc Min wcale nie był zainteresowany odpowiedzią. Skupił się raczej na namiętnym całowaniu szyi i karku swojego chłopaka.
- Mamy nowych sąsiadów. Pomyślałem, że warto byłoby się poznać. – Jaejoongowi trudno było skupić się na mówieniu, a już tym bardziej na obsłudze noża. Odłożył go i z cichym westchnieniem oparł się o tors Mina, który nie zaprzestawał swoich pieszczot.
- Jae-yah… Nie możemy tego przełożyć? Proszę… - wymruczał wprost do ucha kochanka, przy okazji drażniąc jego płatek ustami.
- Kociaczku, tak nie wypada.
- Powiesz, że wróciłem z pracy chory.
Changmin odwrócił Jae twarzą do siebie i oparł swoje czoło o jego.
- Min-ah! Wynagrodzę ci to, obiecuję.
Tym razem to Jaejoong pocałował partnera w szyję, a ten, choć niechętnie, poddał się jego woli.

Changmin przeżuwał jeden kęs od kilku minut. Wszystko dlatego, że z lubością wyobrażał sobie, że nie jest to smaczna potrawa, a głowa faceta, który bezwstydnie flirtował z Jaejoongiem na jego oczach. Co gorsze Jae wydawał się tym faktem zachwycony. Śmiał się bez przerwy i trzepotał rzęsami jak głupiutka nastolatka. I choć Min zdawał sobie sprawę, że nie jest najlepszym gospodarzem, nie mógł zmusić się nawet do uprzejmej, zdawkowej konwersacji z kuzynką tego… Tego niedorobionego Casanovy! Dziewczyna siedziała więc sztywno na swoim miejscu powoli przeżuwając malutkie kęsy kolejnych dań. Widać było, jak bardzo czuła się skrępowana.
- Eunji-yah, pamiętasz, jak wtedy twój ojciec się wściekł? Myślałem, że nam głowy pourywa!
Kuzyn starał się wciągnąć ją, co jakiś czas do uczestniczenia w opowiadaniu wesołych historii z ich wspólnego dzieciństwa. Dziewczyna jednak odpowiadała tylko mruknięciem, bądź skinieniem głowy.
- Jak to się właściwie stało, że zamieszkaliście razem, Geunsuk-ssi? – Jaejoong aż podskakiwał z ekscytacji, wypytując o kolejne szczegóły z życia nowego sąsiada.
- Kiedy wróciłem jakiś czas temu na rodzinną wyspę żeby oddać się medytacji, poznać głębiej swoje wnętrze… – Changmin parsknął mało subtelnie słysząc te słowa, ale mężczyzna nie zrażony kontynuował – W każdym razie postanowiłem odwiedzić też rodzinę. Okazało się, że Eunji wybiera się na studia do Seulu, więc obiecałem wujowi, że się nią zaopiekuję, tak jak on zrobił to dla mnie, dawno temu.
Changmin przewrócił oczami, na jego zdaniem zbyt zalotny uśmiech, który Geunsuk posłał w stronę Jaejoonga. Eunji z niepokojem patrzyła jak jej nowy sąsiad zaciska dłoń na kieliszku. Była pewna, że za chwilę usłyszy trzask tłuczonego szkła w połączeniu z siarczystym przekleństwem. Od nieprzyjemnego wypadku ustrzegł ich dźwięk dzwonka do drzwi. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, widząc jak Changmin rozluźnił się odrobinę. Zaraz jednak posłała ostre spojrzenie do swojego kuzyna, który z lekko perwersyjnym uśmiechem na ustach, wyzywająco spoglądał na nowego sąsiada.

Atmosfera stawała się nieznośna. Na szczęście do salonu wrócił Jaejoong prowadząc za sobą wesoło uśmiechniętego chłopaka. Eunji miała nieodparte wrażenie, że musiała go już gdzieś spotkać. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że mało elegancko gapi się na nowo przybyłego, dopóki ten nie puścił jej zawadiackiego perskiego oka.
- Nie wiedziałem, że macie gości… Przepraszam.
Chłopak zrobił słodką minkę i w udawanym zmieszaniu wbił wzrok w podłogę.
- Yoohwan, przecież dobrze wiesz, że nigdy nie przeszkadzasz… - Changmin westchnął ciężko. Zabrzmiał bardziej jak zmęczony życiem dziadek, niż młody mężczyzna, ale Yoo zupełnie się tym nie przejął. Bardziej zainteresowała go urocza, nieznana dziewczyna, która speszona oglądała teraz własne dłonie.
- Skoro tak… Mogę trochę tych ciasteczek? Prawda Jae-hyung?
Nie czekając na odpowiedź, chłopak chwycił jedno z krzeseł, ustawił je tak blisko Eunji, jak tylko było to możliwe i siadając uśmiechnął się do niej.
- Park Yoohwan jestem – wyciągnął do dziewczyny dłoń, a ona chwyciła ją niepewnie.
- Jang Eunji – odpowiedziała rumieniąc się nieznacznie, ale nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
Cała sytuacja nie przypadła do gustu Geunsukowi. Przybrał, swoim zdaniem, bojową minę i mrużąc oczy przyglądał się nowoprzybyłemu. To z kolei ucieszyło Changmina, który zaborczym gestem chwycił Jae w pasie i usadził na swoich kolanach.

Yoohwan pochłaniał kolejne ciasteczka i z coraz większym powodzeniem zaczął wciągać w rozmowę Eunji.
- Więc wprowadziliście się do mieszkania naprzeciwko? – zapytał z wciąż pełną buzią. Dziewczyna w odpowiedzi tylko kiwnęła głową, chichocząc cicho. Geunsuk zaś od chwili pojawienia się chłopaka nie odezwał się ani słowem. Nie podobał mu się ten małolat. Nie dość, że w nie jasny sposób przypominał mu o czymś bardzo nieprzyjemnym, to ewidentnie i bardzo bezczelnie podrywał jego małą siostrzyczkę.
- Muszę jeszcze wrócić na kilka dni do rodziców, uporządkować kilka spraw, zabrać ostatnie rzeczy… - Eunji teraz już rozmawiała z Yoo zupełnie swobodnie.  Zdziwiła się więc, gdy ten nagle uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Ostatnie rzeczy, ostatnie rzeczy… - zaczął powtarzać w kółko – Ależ ze mnie młotek! Wystarczy, że wciągnie mnie rozmowa z uroczą kobietą, a zupełnie zapominam o całym świecie. Hyung i noona mnie zabiją!
- Więc jak zwykle nie jest to zwykła przyjacielska wizyta – Jaejoong westchnął teatralnie i przewrócił oczami – Czego potrzebujesz?
- Marysia-noona prosiła, żebym zabrał stąd jej… Coś… Nie wiem, jak to się nazywa, ale to coś do malowania, co tu zostawiła.
- Pożyczyła mi jakiś czas temu swoją nową sztalugę! Zaraz przyniosę!
Jaejoong starając się powstrzymać śmiech, który cisnął mu się na usta, wywołany ignorancją Yoohwana, szybkim krokiem ruszył do pokoju wcześniej zajmowanego przez Marysię, gdzie od kilku dni znów urządzał swoją pracownię. Sztaluga nie była mu już potrzebna, bo w końcu znalazł chwilę czasu i odrobinę funduszy by kupić swoją własną, więc stała złożona przy samych drzwiach. Kiedy wrócił targając ją pod pachą, Yoo zrzedła zadowolona do tej pory mina.
- To jest sztaluga? - wyjąkał niepewnie, wywołując wesoły śmiech zebranych.
- A coś ty myślał, młody? - Changmin ocierał już łzy rozbawienia. Uwielbiał, kiedy ktoś robił z siebie idiotę.
- No... Że to, takie coś do mieszania farby... No wiecie z dziurką na palec... I w ogóle... - chłopak mówił coraz ciszej, rumieniąc się bardziej z każdym słowem, kiedy uświadomił sobie swoją gafę.
- To jest paleta, Yoohwan-ah! Pa-le-ta! - Jae atakował już towarzystwo swoim donośnym śmiechem, ale udało mu się wykrztusić tych kilka słów.
- Zwał jak zwał! Ważne, ze mam, co bratowa chciała – starał się jeszcze bronić chłopak.
- Szybko się nauczysz jak już razem zamieszkacie – zaśmiał się, chyba pierwszy raz tego wieczora Changmin – A pierwsze, co zapamiętasz, to święte przykazanie. Nie wchodź do pracowni artysty, bez uzyskania zgody jego!
- Amen! - zakończył Jaejoong z poważną miną.
- Mam co chciałem, więc sobie idę! - Yoohwan wydął policzki i zaczął żegnać się z zebranymi.
Ku niezadowoleniu Geunsuka zatrzymał się dłużej przy Eunji. Pochylił się nad dziewczyną szepcąc jej do ucha coś, czego nikt poza nim nie był w stanie usłyszeć. Wykorzystał to chwilę i wcisnął w dłoń dziewczyny swoją wizytówkę. Uśmiechnął się na koniec najsłodziej jak tylko potrafił i z zadowoleniem dostrzegł rumieniec, który pojawił się na jej twarzy. Nie zważając na sztyletującego go wzrokiem Geunsuka, odwrócił się na pięcie i rzucając jedynie „Pa!” wyszedł z mieszkania.


Do jasnego, przytulnego pokoiku, przez opuszczone rolety sączyło się ciepłe, wieczorne światło. Promienie były jeszcze na tyle mocne, że z powodzeniem oświetlały niedokończony obraz na sztaludze stojącej na środku pomieszczenia. Materiał rozłożony na podłodze pokryty był wielobarwnymi plamami świeżej farby. Przybory, w każdej chwili gotowe do użytku, były ułożone na okrągłym stoliczku ustawionym tuż obok.
Naprzeciw okna znajdowało się duże biurko zarzucone zapełnionymi kartkami papieru. Między nimi widać było kawałki węgla i ołówki, które zapomniano odłożyć do ładnych, zdobiących blat pojemników. Bezpośrednio pod oknem zaś ustawiono niewielką sofę, która po krześle i kilkoma półkami kończyła listę mebli. Na niej, z rysownikiem przytulonym do piersi spała Marysia. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, kiedy przez uchylone na chwilę drzwi, na jej twarz padł snop rażącego, elektrycznego światła. Nie obudziła się jednak, a tylko przekręciła na bok, sprawiając, że rysownik zsunął się na podłogę.

Yoochun wślizgnął się do pracowni najciszej jak potrafił. Podniósł szkicownik i z uśmiechem przyjrzał się jego zawartości. Cieszyło go, że jego dziewczyna tak często rysowała właśnie jego, choć miał wrażenie, że jej spojrzenie dalekie jest od obiektywizmu. Zawsze wydawało mu się, że na jej rysunkach wygląda znacznie lepiej niż w rzeczywistości. Nie zagłębiał się jednak bardziej w swoje przemyślenia, tylko odłożył rysownik na biurko. Chwycił stojące przy nim krzesło i przysunął bliżej sofy, tak żeby móc patrzeć na śpiącą dziewczynę. Delikatnie odsunął włosy, które opadały na jej twarz i ze zdziwieniem zauważył, że cała ta sytuacja była dla niego jak sen, nierealna. Nie mógł uwierzyć, że już od tygodnia mieszkali razem, że co rano jedli wspólne śniadania, popołudnia spędzali na oglądaniu seriali w telewizji, a wieczorami kładli się spać w ich wspólnej sypialni. Yoochun musiał przyznać, że czuł pewien niedosyt, bo pomimo tego wszystkiego dziewczyna nie pozwalała mu na nic więcej niż pocałunki, ale ze zdziwieniem odkrył, że dla niej jest w stanie zaczekać tak długo, jak będzie tego potrzebowała. To też było dla niego nowe doznanie, bo nigdy wcześniej nie wykazywał się cierpliwością, szczególnie, jeżeli chodziło o zaspokajanie swoich potrzeb. Okazało się jednak, że tym, czego potrzebował najbardziej była bliskość drugiej osoby.
Mężczyzna nie zdawał sobie sprawy, że w zamyśleniu gładzi Marysię po włosach. Dopiero, kiedy poczuł jej malutką dłoń na swojej wrócił do rzeczywistości. Jej zaspane, mgliste spojrzenie skierowane wprost na niego rozczuliło go tak bardzo, że bez zastanowienia pochylił się i pocałował. Dziewczyna dopiero po chwili odwzajemniła pieszczotę, ale zrobiła to dużo śmielej niż zwykle. Oplotła jego szyję ramionami i przyciągnęła bliżej siebie. Yoo nie przerywając pocałunku zsunął się z krzesła i usiadł na brzegu sofy. Zanurzył dłoń we włosy Marysi i przeniósł swoje pocałunki na jej szyję. Nie wiedział, czy to dlatego, że była jeszcze zaspana i skołowana, ale tym razem nie odepchnęła go od siebie. Wprost przeciwnie, westchnęła głęboko i wsunęła dłoń pod jego koszulkę. Nie mógł powstrzymać zadowolonego mruknięcia czując jak jej delikatne palce sunął po jego kręgosłupie. Zachęcony zachowaniem dziewczyny sięgnął do guzików jej bluzki. Drżącymi palcami rozpiął pierwszy i zastygł oczekując na jej reakcję. W odpowiedzi musnęła jego ucho językiem, a on poczuł się już znacznie pewniej. Prawie pozbawił ją bluzki, kiedy w jego kieszeni zawibrował telefon. Odruchowo oderwał się od Marysi i sięgną po niego.
- Zostaw… - szepnęła tylko i zaczęła znaczyć jego szyję mokrymi pocałunkami.
Yoochun dał się porwać chwili i sprawnie zmienił ich pozycję, jednym ruchem sadzając dziewczynę na swoich kolanach. W końcu bluzki obojga wylądowały na podłodze, ale wtedy kolejny raz odezwał się telefon Yoo. Marysia bez słowa sięgnęła do jego kieszeni.
- Jeżeli wyrzucę go przez okno, nie każ mi go odkupywać – zaśmiała się w jego usta, a on zamiast odpowiadać zaczął kąsać jej wargi.
Marysia chciała wyłączyć telefon, wyjąć z niego baterie i cisnąć w najdalszy kąt pokoju, ale wtedy spojrzała na wyświetlacz. Oderwała się od Yoochuna jak oparzona i w rzuciła się po swoją bluzkę.
- Odbierz! Yoochun odbierz to!
Mężczyzna mocno skołowany i bezsprzecznie wyprowadzony z równowagi nerwowym gestem chwycił telefon i spojrzał na jego ekran. W jednej chwili jego źrenice rozszerzyły w mieszaninie strachu i zaskoczenia.
- O cholera! Zapomniałem! - sam też poderwał się z miejsca i odebrał telefon, kręcąc się niespokojnie po pokoju.
- Cześć mamo! Już wyjechaliście…? Za dwadzieścia minut…? To świetnie… Tak… Czekamy, do zobaczenia! – Yoo w panice spojrzał na dziewczynę, która równie spanikowana czochrała swoje i tak niezbyt starannie ułożone włosy.
- Będą tu za dwadzieścia minut!?
- Przyszedłem cię obudzić, bo myślałem, że to już niedługo, ale sama rozumiesz… Trochę mnie zdekoncentrowałaś.
- Nie wytrzymam! Nie zwalaj winy na mnie! - fuknęła Marysia w międzyczasie zapinając nałożoną już bluzkę.
Yoochun dobrze widział jak drżą jej dłonie. Był świadom tego, że dziewczyna stresuje się perspektywą pierwszego spotkania z jego matką. Wiedział, że powinien był to zorganizować w inny sposób, ale ostatnio miał tak wiele pracy, że po prostu zapomniał. Dopiero poprzedniego wieczora zdał sobie sprawę, że dwie najważniejsze kobiety w jego życiu nie miały jeszcze okazji się spotkać, a już za chwilę mają zamieszkać pod jednym dachem. Wydawało mu się, że znał je na tyle dobrze, żeby móc przewidzieć, że polubią się od pierwszej rozmowy. Doświadczenie podpowiadało mu jednak, że w przypadku kobiet nigdy nie można mieć pewności, co do ich zachowania. Dlatego postanowił na początku uspokoić Marysię, która tym razem nerwowo przygładzała wcześniej potargane włosy.
Podszedł do niej powoli rozkładając ręce w geście zapraszającym do wtulenia się w jego ramiona. Dziewczyna spojrzała mu w oczy nieufnie. Mężczyzna uśmiechnął się do niej zachęcająco i zrobił kolejny krok w jej stronę. W końcu skapitulowała i z żałosną minką pozwoliła mu się objąć.
- Nie bój się. Będzie dobrze. Nasza mama jest naprawdę świetną kobietą. W końcu jak inaczej wychowałaby tak fajnych synów?
Ostatni komentarz Yoo w końcu rozluźnił atmosferę. Marysia zachichotała i odetchnęła głęboko. Spojrzała mu w twarz z uśmiechem.
- To może choć kawy zaparzmy, co? - zapytała kierując się w stronę drzwi.


- Mamo! Rusz się, zaraz będzie padać!
Yoohwan stał przed wejściem do budynku objuczony walizkami. Reszta rzeczy miała zostać przewieziona następnego dnia, a oni zabrali ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, ich ilość okazała się naprawdę pokaźna. Dlatego też nie miał zamiaru, w bonusie do przepukliny, dostać zapalenia płuc, po przemoknięciu. Mama jednak wciąż wpatrywała się w drzwi jak urzeczona. Wydawało mu się, że zapomniała nawet o mruganiu. Kiedy jednak spojrzał na całą sytuację z jej perspektywy, przestało go to aż tak bardzo dziwić. Przecież gdyby nie on ich biedna staruszka, do dziś nie wiedziałaby, że w nowym mieszkaniu nie będzie jedyną kobietą. Yoochun jak zwykle wykazał się zupełnym brakiem życiowego rozgarnięcia i nie przedstawił sobie pań wcześniej. Co więcej, nawet zapomniał wspomnieć mamie, że kogoś ma. Yoohwan zrozumiałby to, gdyby miała ona zadatki na stereotypową złą teściową, jakie zwykle można było oglądać w dramach. Ale ona była ich całkowitym przeciwieństwem. Kiedy poproszony przez brata, który jak zwykle wymawiał się brakiem czasu, opowiedział mamie o Marysi, wiedział już, że wszystko ułoży się jak najlepiej. Dla niej nie było ważne, kim jest dziewczyna jej syna. Cieszyła się, że w końcu znalazła się taka, dla której potrafił się zmienić. Bała się jednak spotkania z nią. Bała się, że to ona nie sprosta oczekiwaniom ukochanej syna. Wiadomość, że mają zamieszkać wspólnie, spadła na nią tak nagle, że trudno było jej się na to przygotować. I to dlatego stała teraz przed wejściem do wytwornego apartamentowca, zbierając w sobie całą pozostałą odwagę.
- Dobrze, Yoohwan-ah. Chodźmy do domu...
Harang zamiatając ogonem kręcił się niespokojnie pod drzwiami, poszczekując w ekscytacji. Marysia stała w salonie z rękoma założonymi za plecami, jak pierwszoklasistka podczas szkolnej akademii. Yoochun próbując dodać jej otuchy objął ją i delikatnie gładził po ramieniu.
Kiedy drzwi mieszkania otworzyły się, pierwszy do środka wszedł Yoohwan, złorzecząc pod nosem na całe zło tego świata i oświadczając donośnie, że na pewno nabawił się poważnej przepukliny, oczywiście z winy Yoochuna, który nie zszedł na dół, żeby pomóc mu z walizkami. Za nim, niepewnym krokiem, z nieśmiałym uśmiechem na ustach weszła niewysoka, szczupła kobieta po pięćdziesiątce. Marysia od razu zwróciła uwagę, że jest ona bardzo ładna, a jej uśmiech i ciepłe spojrzenie, odziedziczył po niej jej pierworodny syn.
- Dzień dobry! - dziewczyna ukłoniła się nisko, po czym ruszyła w stronę mamy chłopaków – Nazywam się Maria Jasińska. Miło mi w końcu panią poznać.
- Mi również, Marysiu – kobieta wyciągnęła do niej rękę, a dziewczyna chwyciła ją prawie natychmiast posyłając do niej wesoły uśmiech.
Yoochun odetchnął z ulgą, a Yoohwan puścił do niego zawadiackie perskie oko. Tak jak przewidywał, te kobiety od razu nawiązały nić porozumienia.

sobota, 13 września 2014

24 Godziny - One Shot


24 Godziny

Była trzecia nad ranem. Do holu jednego z najdroższych apartamentowców w Seulu weszło dwóch mężczyzn. A raczej jeden wciągnął drugiego, wyraźnie pijanego, który ledwo utrzymywał się na nogach.
- Yoochun! Współpracuj! - Mężczyzna, który podtrzymywał kolegę sapał ze zmęczenia. Próbował postawić go samodzielnie, ale ten za każdym razem ponownie prawie upadał. Odetchnął głęboko kilka razy. Zarzucił rękę Yoochuna na swoje ramiona, objął go w pasie i pociągnął do windy.
- Gdzie masz klucze? - zapytał, gdy dotarli pod drzwi. Odpowiedział mu niezrozumiały, pijacki bełkot. - Do jasnej cholery! Za jakie grzechy? - jęknął, zanim zabrał się za przeszukiwanie kieszeni Yoochuna. Nie było to łatwe, bo ciągle musiał go podtrzymywać. W końcu klucze znalazły się w tylnej kieszeni jeansów.
Gdy udało im się dostać do mieszkania, Yoochun został dość bezceremonialnie rzucony na kanapę w salonie.
- Jaejoong-ah... Dziękuję – powiedział cicho i prawie natychmiast zasnął.
Jae klęknął obok kanapy i odgarnął włosy z czoła przyjaciela.
- Dla ciebie wszystko – uśmiechnął się smutno.
Jaejoong obudził się na podłodze. Bolały go wszystkie kości, ale gdy upewnił się, że Yoochun jeszcze śpi, ruszył do kuchni by przygotować śniadanie. To był już zwyczaj. Kiedy Yoo rozstawał się z dziewczyną upijał się do nieprzytomności, ostatkiem sił dzwonił do Jae, który odstawiał go do domu, a rano karmił i faszerował tabletkami na ból głowy.
Po kwadransie ustawił taką z jedzeniem, kawą, wodą i aspiryną na stoliku w salonie i po cichu wyszedł z mieszkania.
Nie lubił kłamać, ale jechał na spotkanie z przedstawicielami wytwórni, wymyślając usprawiedliwienie nieobecności Yoochuna. Nie lubił też rozmawiać przez telefon, kiedy prowadził, ale gdy zobaczył imię rozmówcy na wyświetlaczu, natychmiast odebrał.
- Jaejoong-ah! Co ja bym bez ciebie zrobił? - Yoochun nie czekał na żadne przywitanie. Jae zaśmiał się cicho.
- Prawdopodobnie zginąłbyś marnie w rynsztoku! Czy wiesz, jaki dzisiaj jest dzień?
- Eee... Wtorek? - odpowiedział mu niepewny głos.
- Dzień miesiąca?
- Chyba czwarty... - Po chwili Jae usłyszał w słuchawce wiązankę siarczystych przekleństw. – Jae! Przepraszam, naprawdę przepraszam. Zupełnie zapomniałem.
- Dobra... Daruj sobie. Tylko obiecaj, że to już się nigdy więcej nie powtórzy. Nie mogę wiecznie świecić za ciebie oczami.
- Jaejoong-ah! Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie wyobrazić! Kocham cię! - Po tych słowach muzyk rozłączył się. Jaejoong nie zauważył, że światło już dawno zmieniło się na zielone. Dopiero dźwięk klaksonów obudził go. Gdy zatrzymał się na następnym skrzyżowaniu uderzył czołem o kierownicę i zaśmiał się gorzko.
- Kim Jaejoong! Jesteś idiotą – powiedział do siebie.

Wieczorem ktoś zapukał do jego drzwi.
- To na przeprosiny – Yoochun wyciągnął przed siebie butelkę tequili i nie czekając na zaproszenie wcisnął się do środka.
- Jeszcze ci mało?
- Przecież jutro nie mamy żadnego ważnego spotkania, tak?
- Wpadniesz w alkoholizm... - Jae jak zwykle musiał pomatkować trochę Yoo. Z nich dwóch to zawsze Jaejoong był głosem rozsądku. Wyskoki Yoochuna czasem doprowadzały go do szału. Nie mógł znieść jego lenistwa, chwil, kiedy każda wymówka była dobra, żeby uciec od pracy. Dziecinne podejście Yoochuna do życia nie raz było powodem ich kłótni. Ale potem przychodził, przepraszał, a Jae zawsze mu wybaczał. Yoo wprowadzał w jego uporządkowane życie odrobinę szaleństwa, on w zamian potrafił go przystopować w odpowiednim momencie. Po prostu idealnie się uzupełniali.
- Napisałem dziś nową piosenkę. – Yoochun wpatrywał się w pusty kieliszek przed sobą.
- Dla niej? - Jaejoong pytając miał na myśli ostatnią dziewczynę przyjaciela. Dobrze wiedział, że Yoo wszystkie uczucia przelewa w swoją muzykę. Jeżeli w jego życiu wydarzyło się coś ważnego, kiedy poznał kogoś wyjątkowego, zawsze przenosiło się to na jego twórczość. Jae Często siadał gdzieś w kącie i obserwował jak jego przyjaciel przy fortepianie, w wielkim skupieniu tworzy nową piosenkę. Był wtedy zupełnie inny, dojrzalszy.
- Dla ciebie – padło po chwili, a Jaejoong poczuł, jak jego serce przyspiesza – Przyjaciele są ważniejsi od kobiet. One przychodzą i odchodzą – przyjaciele są zawsze.
Jaejoong przeprosił na chwilę przyjaciela i wyszedł do łazienki. Zupełnie nad sobą nie panował. Z całej siły uderzył pięścią w lustro, które roztrzaskało się na drobne kawałeczki. Bezwładnie upadł na podłogę. Beznamiętnie wpatrywał się w swoją rękę, po której z licznych ranek płynęła krew. Wmówił sobie, że łzy, które zaczęły spływać po jego policzkach wywołał ból, choć tak naprawdę dobrze wiedział, że to nie o ból ręki chodziło.
- Jae! Co się stało? - Yoo musiał usłyszeć hałas, bo już po chwili stał przy nim.
- Ja... Ja się potknąłem – głos Jaejoonga drżał.
- Już dobrze... Nic nie mów – Yoochun chwycił jakiś ręcznik, owinął nim rękę przyjaciela i pomógł mu wyjść z łazienki.

******
Siedział przy nim całą noc, choć lekarz zapewnił, że to nic poważnego. Założyli mu kilka szwów i nafaszerowali środkami przeciwbólowymi, po których spał teraz w swoim łóżku. Yoochun lubił patrzeć na śpiącego Jaejoonga. Był wtedy taki spokojny, z jego twarzy znikały wszystkie troski. Choć był dorosły, a na co dzień zawsze starał się być poważny i zrównoważony, kiedy zasypiał wyglądał jak małe, słodkie dziecko. Jednak tej nocy Yoo, nie mógł cieszyć się tym uroczym obrazkiem jak zazwyczaj. Zbyt się przestraszył. Nie pamiętał, by kiedyś tak bał się o kogoś.
Najpierw usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, a kiedy wszedł do łazienki zobaczył skulonego na podłodze Jae, a przy nim kałuże krwi. Na dodatek jego przyjaciel płakał, a to było naprawdę do niego niepodobne. To zawsze Jae pocieszał jego, kiedy płakał. Wtedy Yoo zasypiał z głową na jego kolanach, uspokajany przez delikatną dłoń przyjaciela, gładzącą go po włosach. Nikt nie wiedział ile by dał za więcej takich chwil, kiedy Jae okazywał mu tyle czułości. Dziś chciał mu powiedzieć całą prawdę. Powiedzieć, że te wszystkie dziewczyny, z którymi się spotykał były tylko odskocznią, że tak naprawdę kocha jego, Jaejoonga. Już nie chciał dłużej go okłamywać, ale kiedy zobaczył minę przyjaciela, gdy powiedział, że napisał dla niego piosenkę, wycofał się. A kiedy znów zebrał w sobie odwagę, zdarzył się ten wypadek. Pomyślał, że może tak już ma być, widocznie nie powinien niczego między nimi zmieniać.
Yoochun spojrzał na zegarek przy łóżku. Była 2:30 w nocy. Poczuł jak bardzo jest zmęczony. Nie myśląc wiele położył się koło Jaejoonga, przecież często zdarzało im się tak spać. Popatrzył w jego spokojną twarz i uśmiechnął się do siebie.
- Napędziłeś mi dziś stracha – szepnął i odgarnął włosy z czoła Jae, a zanim zorientował się, co robi, złożył tam mały pocałunek. Przeraził się, kiedy jego przyjaciel poruszył się. Po chwili zaś miejsce strachu zajęło zdziwienie, kiedy Jaejoong przysunął się do niego i mocno wtulił w jego tors. Yoo zawahał się przez chwilę, po czym objął go delikatnie.
- Przepraszam, Yoochun-ah, przepraszam... - usłyszał stłumiony szept.
- Za co? Głupku, nie masz za co mnie przepraszać.
- To wszystko moja wina Yoo – wydawało mu się, że głos Jae przerywa cichy szloch. - Kiedy powiedziałeś, że napisałeś dla mnie piosenkę, myślałem... Miałem nadzieję... - Jae przerwał i wziął kilka głębokich wdechów – A potem powiedziałeś coś o przyjaźni... Ja... Nie wiedziałem, co robię i rozbiłem to lustro... Martwiłeś się o mnie, przepraszam Yoo... Przepraszam, że cię kocham...
Yoochun nagle spiął się, całkowicie zaskoczony słowami przyjaciele. Jae musiał to wyczuć, bo odsunął się od niego, jakby przestraszony. Yoo szybko zreflektował się i przyciągnął do siebie przyjaciela.
- Mówiłem głupku, że nie masz za co przepraszać. - Spojrzał na Jae, który teraz swoimi wielkimi oczami spoglądał na niego z wysokości jego klatki piersiowej. Yoo zaśmiał się na ten słodki widok. - Zawsze byłeś ode mnie mądrzejszy, bardziej zrównoważony. A teraz ze łzami w oczach przepraszasz mnie za coś, czego pragnę najbardziej na świecie.
Jae zamrugał szybko.
- O czym ty mówisz? - zapytał zdziwiony
- O tym, że też cię kocham, Jaejoong-ah.
Była trzecia nad ranem. W sypialni pewnego seulskiego apartamentu dwóch mężczyzn właśnie wymieniało swój pierwszy pocałunek, obaj pewni, że w tamtej chwili są najszczęśliwszymi ludźmi na całym świecie.

wtorek, 9 września 2014

Punkt Widzenia Część XX

Część XX

- I co teraz zrobimy, mądralo? 
Yoochun nerwowym gestem rozluźnił krawat. Właśnie razem z Yoohwanem wychodzili z biura, obaj w ponurych nastrojach.
- Skubana, jest dobra. Wyłapała część moich trików, szczególnie, jeśli chodzi o finanse. Ale nie wspomniała nic o ustępach mówiących o szacie graficznej, więc jest duża szansa. – Młodszy niechętnie, ale musiał przyznać, że siostra Marysi była godną rywalką w negocjacjach.
- Mamy dwa dni, żeby znaleźć jakiś kompromis. Wiem, że obiecałem Marysi, że wydamy tą książkę, ale cena, której żąda ta kobieta jest nie do przyjęcia.
- Masz rację, ale myślę, że to tylko pozory. Sprawdza nas. Tak naprawdę, to nie o to się martwię, bo tu jestem w stanie coś wymyślić. – Yoohwan spojrzał poważnie na brata – Odniosłem wrażenie, że te rozmowy, to nie jedyny cel, dla którego przyjechała do Korei.
- Myślisz, że będzie chciała spotkać się z Marysią? – Yoochun nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli.
- Zna jej adres. Wszystko jest możliwe i bez urazy, ale jeżeli do tego dojdzie, Marysia może wszystko popsuć. Jest zbyt prawdomówna i łatwowierna.
- Cholera jasna! Powiedz mi Yoohwan-ah, co jeszcze może się spieprzyć?
Właśnie weszli do windy i kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, starszy z braci oparł czoło o zimną taflę lustra, pokrywającego tylną ścianę. Nie czekał na odpowiedź tylko kontynuował.
- Pojedziesz do domu i powiesz mamie o wczorajszym wybryku ojca, proszę cię.
Yoohwan zgodził się niechętnie, delikatnym skinieniem głowy.
- Ale jeżeli bardzo źle to przyjmie, wracasz natychmiast. Rozumiem, że ty jedziesz do Marysi.
- Miałem dzwonić po tej rozmowie, ale w tej sytuacji wolę powiedzieć jej o wszystkim osobiście.
Mężczyźni rozstali się na parkingu, każdy przekonany, że to jemu przypadło gorsze zadanie.


Marysia nie odrywała wzroku od ekranu telefonu. Była przekonana, że spotkanie musiało się już skończyć, a Yoochun ciągle nie dzwonił. Przez ostatnie godziny Jaejoong starał się skierować jej myśli na przyjemniejsze tematy. Wystarczyło jednak, żeby zostawił ją samą tylko na chwilę, a znów wpadała w paranoję. Nie usłyszała nawet dzwonka do drzwi wejściowych, który rozległ się chwilę wcześniej, dlatego tak bardzo zdziwiło ją, że wracając do jej pokoju Jae nie był sam.

- Jinwoo! Co tu robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić, ale jak przeszkadzam, mogę już sobie iść.
Mężczyzna uśmiechnął się do przyjaciółki zadziornie, a ona pokazała mu język.
- Cieszę się, że jesteś. Mam ciężki dzień i potrzebuje towarzystwa.
- No dzięki! – obruszył się stojący w progu Jaejoong – Ja to już ci nie wystarczam, tak?
Marysia zaśmiała się.
- Nie, ty głuptasie, ale im więcej ludzi tym dla mnie lepiej.
- Skoro tak, to wybaczam. Zrobię dodatkową herbatę i zaraz wracam.

Kiedy Jae zniknął za drzwiami, Jinwoo przysunął krzesło i usiadł naprzeciwko dziewczyny.
- No to, co się dzieje?
- Nie gniewaj się, ale nie chcę o tym mówić, żeby nie zapeszać. Obiecuje jednak, że opowiem ci o wszystkim jak najszybciej.
- Jak chcesz! Postaram się być cierpliwy – Jinwoo puścił perskie oko – I tak naprawdę to nie przyszedłem tu tak zupełnie bezinteresownie…
- Wiedziałam, że czegoś chcesz – Maryśka westchnęła teatralnie. W tym momencie do sypialni dziewczyny wrócił Jaejoong. Na biurku postawił tacę z trzema parującymi kubkami herbaty. Sam usiadł po turecku na podłodze, tak, aby widzieć pozostałą dwójkę.
- Jae-yah! On czegoś ode mnie chce. Nie przyszedł na przyjacielską pogawędkę – dziewczyna wygięła usta w podkówkę, udając rozpacz.
- Życie jest okrutne! – współlokator odpowiedział jej śpiewnym tonem.
- Myślę, że jesteście nienormalni – Jinwoo pokiwał głową, zrezygnowany – Ale może jakoś sobie poradzę.
- Pamięta, że z kim przystajesz takim się stajesz – dziewczyna wstała z łóżka i chwyciła swój różowy kubek. Jae zawsze pamiętał, że to jej ulubiony.
- Przysłali mnie z uczelni. Chcą zorganizować przyjęcie pożegnalne dla waszej grupy. Za miesiąc.
Marysia upiła łyk gorącego napoju, a Jaejoong poruszył się niespokojnie.
- To chyba nie najlepszy pomysł… - chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna mu przerwała.
- Chyba powoli muszę przyzwyczajać się do myśli o wyjeździe – powiedziała smutno.
Patrząc na łzy, które zalśniły w kącikach jej oczu, Jae postanowił, że zmusi Yoochuna do poważnej rozmowy z Marysią jeszcze tego samego dnia. Choćby miał użyć siły.


Yoochuna zdziwiło zamieszanie na parkingu, kiedy podjechał pod budynek, w którym mieszkała Marysia. Kilkanaście kartonów różnej wielkości wyglądało tak, jakby przed chwilą zaliczyły porządny upadek. Były rozrzucone na dwóch miejscach parkingowych. Dopiero po chwili zauważył samochód firmy przewozowej stojący przy wyjeździe na ulicę. Zza otwartych drzwi do szoferki nie wiele było widać, ale kłótnie, która stamtąd dobiegała słychać było w promieniu kilku kilometrów. Mężczyzna chciał zignorować całą sytuację, wiedząc, że ma na głowie ważniejsze sprawy niż uliczne sceny. Po chwili jednak podeszła do niego niziutka, drobna dziewczyna. Wyglądał na nie więcej niż dwadzieścia lat.
- Proszę pana! Musi mi pan pomóc – głos miała zaskakująco niski, ale przyjemny – Mój kuzyn i ten kierowca zaraz się pozbijają.  
Yoo nawet nie miał jak się wymigać, bo nieznajoma już złapała go za rękaw i ciągnęła w stronę kłócących się osób. Z każdym krokiem ich słowa stawały się coraz wyraźniejsze. I z każdą chwilą coraz bardziej niecenzuralne. Panowie byli zaaferowani do tego stopnia, że nie zauważyli przysłuchujących się im osób.

- No niech pan coś zrobi! Bo to już przestaje być zabawne! – dziewczyna brzmiała tak żałośnie, że Yoochun wiedział, że musi jej pomóc. Problem w tym, że nie bardzo wiedział jak. Zauważył poza tym, że sytuacją nie jest tak poważna. Szczerze im dłużej był jej świadkiem, tym zabawniejsza mu się wydawała.

Wysoki, szczupły chłopak wymachiwał rękoma wyrzucając z siebie bardzo kreatywne obelgi. Przy kierowcy ubranym w zwykły firmowy uniform wyglądał bardzo malowniczo. Ubranie w stylu boho przywodzące na myśl upalne wakacje na Bora-Bora i mnóstwo kolorowych dodatków plus półdługie włosy z różowymi końcówkami stanowczo wyróżniały go z tłumu.
- Będę żądał odszkodowania! Rozjechałeś człowieku moje kadzidełka! Ja nie umiem pracować bez kadzidełek!
- Panie! Ja mam grafik! Tragarzem też nie jestem! Co do mnie należało zrobiłem! Nie moja wina, żeś pan te kartony mi pod koła poustawiał!
Dla kolorowego hipisa było to już chyba za wiele. Nie siląc się już na słowne riposty, postanowił przejść do rękoczynów.

Yoochun chętnie popatrzyłby jak rozwija się sytuacja, ale wiedział, że stojąca obok niego dziewczyn oczekuje z jego strony stanowczej reakcji. Bez słowa złapał chłopaka w pasie, gdy ten zaczął niezgrabnie wymachiwać pięściami w stronę kierowcy. Pisarz mógł przysiąc, że atakujący ma zamknięte oczy.
- Puść mnie, Eunji-yah! Puść, a tak mu dokopie, że będzie następnym razem uważał na cudze kadzidełka!
Dziewczyna stojąca wtedy za Yoochunem zachichotała, więc mężczyzna wywnioskował, że to ona ma na imię Eunji.
- Geunsuk-oppa! To nie ja cię trzymam.
Z gardła chłopaka wydobył się wysoki, nieartykułowany dźwięk.
- Zboczeniec! Zboczeniec napadł na mnie! Eunji-yah! Eunji-yah, zrób coś!
Korzystając z zamieszania i tego, że napastnik został odsunięty na bezpieczną odległość, kierowca wskoczył do szoferki i natychmiast odjechał.

Geunsuk zajęty wymachiwaniem kończynami i wydawaniem okrzyków przerażenia, dopiero po chwili zauważył, że jest już wolny. Obrócił się na pięcie i przybrał bojową pozę podpatrzoną w filmach z Jackie Chanem.
- Kim jesteś i dlaczego mnie dotykałeś?
Chun nie miał ochoty odpowiadać i był gotowy odejść bez słowa, ale zatrzymała go Eunji.
- Bardzo panu dziękuję.
- Za co ty dziękujesz temu zboczeńcowi!?
- Za to, że nie pozwolił ci na największą głupotę w życiu, oppa!
Yoochun nie chciał być świadkiem narastającej kłótni tej dwójki.
- Zrobiłem, o co pani prosiła, więc naprawdę muszę iść.
- Ty zboczeńcu nigdzie nie pójdziesz! Moją kuzynkę też napastowałeś?

Chun powoli tracił cierpliwość. Żył ostatnio w ciągłym stresie, który poważnie pogłębił się w ciągu ostatniej doby. Teraz na dodatek został wciągnięty w jakąś chorą sytuacje z różowym pajacem, któremu wydaje się, że jest hipisem, w roli głównej.
- Człowieku! Ta miła pani poprosiła mnie, żebym ci pomógł. I miała rację, bo jakbym cię nie odciągnął, to by ci koleś w końcu tą wymuskaną buźkę przestawił. Normalny człowiek, jak nie umie się bić to nie wymachuje do innych łapami jak baba. Więc zamiast mnie obrażać, pomyśl trochę. No chyba, że te kadzidełka, o które tak się awanturowałeś wyżarły ci mózg.
Ku swojemu zaskoczeniu po tym wybuchu poczuł się znacznie lepiej, więc uśmiechnął się uprzejmie do Eunji.
- Dowidzenia pani – zawahał się przez chwilę – I powodzenia.

Geunsuk z niedowierzaniem patrzył na odchodzącego mężczyznę.
- Co za prostak! – rzucił oburzony. Po chwili przypomniał sobie o kartonach ze swoim całym dobytkiem, porozrzucanych po parkingu. – Eunji-yah! Musimy ratować moje kadzidełka!
Rzucił się biegiem w ich stronę, a dziewczyna śmiejąc się cicho ruszyła za nim.                                                                                          


Jaejoong nie mógł uwierzyć, że Yoochun stoi nonszalancko oparty o futrynę jego drzwi, na dodatek uśmiechając się lekko.
- Czemu nie zadzwoniłeś? – zapytał, ale nie dał swojemu przyjacielowi dojść do słowa. Pociągnął go za poły marynarki i bezceremonialnie wepchnął do swojej sypialni.
- Jae, daj mi wyjaśnić…
- Ty najpierw pozwól, że to ja ci coś wyjaśnię, albo cię po prostu strzelę w ten pusty łeb! – mężczyzna chodził z kąta w kąt, rzucając co chwilę gniewne spojrzenia na Yoochuna. – Wiesz, że Marysia i ten Jinwoo właśnie obgadują przyjęcie pożegnalne, które ma odbyć się za miesiąc? Ona jest gotowa stąd wyjeżdżać! Dlaczego? Bo do tej pory nie poprosiłeś jej, żeby tu z tobą została!
Yoo wiedział, że jego przyjaciel ma rację. Chciał, żeby to była wyjątkowa chwila, stąd ciągle ją odkładał. Po wyjściu z firmy podjął jednak inną decyzję.
- Jaejoong! Ja chcę ją stąd zabrać jeszcze dziś. Mieszkanie jest prawie gotowe, jakoś damy radę.
Na to mężczyzna nie był przygotowany. Usiadł na łóżku i nie był w stanie wydobyć z siebie słowa przez kilka naprawdę długich chwil.
- Wiesz Yoochun-ah… - zaczął w końcu nie bardzo wiedząc, co chce powiedzieć. – Nie to miałem na myśli. Jest przecież tak wiele rzeczy do zrobienia. Chodził mi o to, żebyś się zadeklarował. Dał jej powód, żeby nie wyjeżdżała.
- Wiesz, z kim dziś prowadziliśmy negocjacje?
- No przecież wiem. Chodziło przecież o tą książkę ojca Marysi – Jaejoong wzruszył ramionami. Nie rozumiał, do czego dążył jego przyjaciel.
- Oni przysłali siostrę Marysi…
To już zupełnie przekraczało wyobrażenie Jaejoonga.
- Możesz, ze mnie nie żartować?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo nie jest mi do śmiechu…

Napięta atmosfera, która narastała między mężczyznami została przerwana niespodziewanym pojawieniem się Marysi. Dziewczyna zdziwiła się na widok pisarza. Jeszcze bardziej zaskoczyły ją poważne spojrzenia, jakimi została przywitana.
- Jinwoo właśnie wychodzi… Chciał się pożegnać.
- Odprowadzę go do drzwi. Lepiej, żebyście porozmawiali sami.
Jaejoong wyszedł z sypialni, a Maryśka była co raz bardziej skołowana. Tym bardziej, że Yoochun bez słowa podszedł do niej i mocno przytulił.
- Hej, trochę się boję twojego zachowania… - powiedziała z wahaniem. – Coś nie poszło, tak? – dodała po przedłużającej się chwili ciszy.
- Negocjacje poszły sprawnie. Yoohwan mówi, że dojdzie do ceny, którą zarząd zaakceptuje.
Dziewczyna wspięła się na palce i delikatnie pocałowała mężczyznę, ale ku jej zdziwieniu ten odsunął się prawie natychmiast.
- Marysiu… To nie wszystko.
Yoochun złapał dziewczynę za ramiona i delikatnie posadził na łóżku. Nie wiedział, co powinien powiedzieć, widząc jej zdziwione i przestraszone spojrzenie. Trudno było mu znaleźć odpowiednie słowa. I tak naprawdę, wiedział, że Marysia zmartwi się na wieść, że jej siostra jest w Korei, sam bardziej obawiał się jej reakcji na propozycję, którą miał.
- Yoochun! Powiedz coś w końcu, bo to naprawdę przestaje być zabawne.
- Nie będę owijał w bawełnę. Wydawnictwo przysłało do negocjacji twoją siostrę.
Marysia zbladła i wbiła w niego przestraszone spojrzenie, nie będąc w stanie wydobyć z siebie słowa.
- Co więcej – kontynuował Yoo – Myślimy, że będzie chciała się z tobą spotkać. Skoro posunęła się do wysłania ci książki…
- Porozmawiam z nią.
Maryśka poderwała się z miejsca i zaczęła szybkim krokiem krążyć po pokoju.
- Wszystko jej wyjaśnię… Wytłumaczę! Może w końcu dojdziemy do porozumienia.

Yoochun patrzył jak jego dziewczyna dosłownie wydeptuje dziurę w Jaejoongowym dywanie i mamrocze coś do siebie. Co gorsza, w pewnej chwili przerzuciła się na język polski, więc nie miał pojęcia, jakie jeszcze pomysły wpadły jej do głowy. Cała ta sytuacja utwierdziła go jednak w przekonani, że nie może dopuścić do spotkania sióstr. Yoohwan miał całkowitą rację, twierdząc, że Maryśka od razu wyda ich misterny plan.  Dlatego też musiał działać, czyli najpierw zapanować nad sytuacją.
- Marysiu! Usiądź, uspokój się i zacznij mówić po koreańsku!
Dziewczyna spojrzała na niego, jakby nagle obudzona z transu, ale spełniła polecenie Yoochuna.
- Możesz się z nią spotykać ile chcesz, ale dopiero jak sfinalizujemy umowę! Na razie musimy robić wszystko, żebyście się nie spotkały do tego czasu.
- Przecież ona zna mój adres! Jak będzie chciała, to tu przyjdzie i co? Mam nie otwierać nikomu drzwi i chować się w szafie?
- Mam lepsze rozwiązanie – Chun przełknął ślinę, wahając się przez chwilę – Zamieszkasz ze mną w moim nowym mieszkaniu…


Jaejoong spędzał czas w swojej przytulnej kuchni. Testował właśnie jakiś polski przepis, którego nauczyła go współlokatorka. Nie pamiętał nazwy tej dziwnej potrawy, ale połączenie mięsa zawiniętego w liście kapusty z pomidorowym, aromatycznym sosem okazało się strzałem w dziesiątkę. Podejrzewał, że łatwiej byłoby mu się skupić, gdyby zza ściany nie dobiegały odgłosy gwałtownej, trwającej już od dobrej godziny kłótni. Nawet Jiji schował się pod kanapą i ani myślał stamtąd wyjść, a jego pan martwił się czy jego sypialnia wytrzyma ten wybuch emocji.

W tym zamyśleniu nie zauważył nawet, kiedy do domu wrócił jego ukochany i zwabiony apetycznym zapachem od razu ruszył do kuchni.
- Dzień dobry, Gołąbku! – Changmin zaświergotał, stojąc zaraz za plecami Jae.
- Jesteś geniuszem, Min-ah! – mężczyzna z impetem odwrócił się – Te pyszności w garnku, to gołąbki są! Przez te ich krzyki, zupełnie nie mogłem sobie przypomnieć.
Changmin nagle zapomniał o jedzeniu, które do tej pory skutecznie rozpraszało jego uwagę.
- Jakie krzyki? Jest zupełnie cicho. Nawet ten przeklęty futrzak nie biega jak szalony po salonie.
Jaejoong w panice wybiegł z kuchni.
- Matko święta! Pozabijali się! – krzyknął z salonu.

Min nie wiedział, co dokładnie się dzieje, ale widząc zachowanie swojego faceta popędził za nim. Razem wpadli do swojej sypialni, gdzie zastał ich widok zgoła nieoczekiwany.  Maryśka i Yoochun siedzieli na przeciwnych stronach łóżka i odwróceni do siebie plecami rzucali na siebie co chwila ukradkowe, pełne złości spojrzenia.
- Co tu się dzieje? – Changmin, jak zwykle czuł się pominięty i niedoinformowany.
- Pierwsza burza w raju. – Jaejoong bezpardonowo rzucił się na łóżko między skłóconą parą – Rozumiem, że nie udało wam się dojść do porozumienia.
Stwierdzenie Jaejoonga wywołało kolejną falę wzajemnych pretensji. Chun i Maryśka mówili jednocześnie, szybko, niewyraźnie i przekrzykując się wzajemnie. Changmin nie był pewien, czy rzeczywiście chce wiedzieć, na czym polega problem. Jaejoong przewrócił się na brzuch i zatapiając twarz w poduszce jęknął przeciągle. Nagle wstał i zmierzył oboje przyjaciół zimnym spojrzeniem.
- Ja wszystko rozumiem! Ty chcesz ją zabrać, ona się nie zgadza! Zresztą, ja ci się Marysiu nie dziwię, też nie chciałbym mieszkać z tym pedantem. Ale na litość boską, dogadajcie się w jakiś cywilizowany sposób.
Changmin słuchał tyrady swojej drugiej połowy i coś zaczęło mu świtać. Wiedział, że Yoochun chciał zamieszkać z Marysią. Wiedział też, że kupił to mieszkanie z myślą o niej. Widać coś nie poszło po jego myśli.

Dalsze przemyślenia Mina przerwała niespodziewana reakcja Maryśki. Dziewczyna uśmiechnęła się i podeszła najpierw do niego, potem do Jae i obu uściskała.
- Chłopcy… Wyprowadzam się jeszcze dzisiaj.
- Ty… Jak to? Co? Ale się kłóciliście przecież – Jaejoong wyglądał na całkowicie zagubionego.
- To nic ważnego… - powiedział Yoochun. Przegryzł wargę i z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądał się Marysi. – A teraz pozwólcie, że pójdziemy spakować dopytek pięknej pani.. Yoohwan będzie tu za godzinę.
Mężczyzna złapał dziewczynę za rękę i wyprowadził z pokoju.
- Jeszcze raz spróbujesz się do mnie dobierać, a zginiesz – szepnęła tak, aby pozostała dwójka nie mogła dosłyszeć.
- Jaejoong-ah, czy ja chce wiedzieć? – zapytał Min, patrząc za parą, która zamknęła się w drugiej sypialni.
- Najpierw gołąbki i piwo… Dużo piwa. – Jaejoong westchnął i nie mówiąc nic więcej wrócił do kuchni.


Yunho czekał od kilku godzin. Był już bliski zrezygnowania, ale wtedy ją zobaczył. Wydawała mu się piękniejsza niż zwykle, może dlatego, że tak długo jej nie widział. Nie bawił się już w żadne kwiaty, w żadne końskie zaloty. Dziwił się sam sobie, że dla kobiety był w stanie robić z siebie takiego idiotę. Zwykle to one szalały na jego punkcie, a on mógł robić z nimi, co tylko chciał. Tym razem to on był skazany na łaskę jednej z nich. Do tej pory nawet nie był w stanie wyobrazić sobie, że można tak tęsknić, tak mocno pragnąć bliskości drugiego człowieka.

Włożył ręce do kieszeni i powolnym krokiem podszedł do niej, dosłownie zagradzając jej drogę. Spojrzała w górę i westchnęła na widok jego twarzy.
- To ty…
- Spodziewałem się cieplejszego przywitania. – Ho patrzył na Shimhee z czułością, która nieco ją zaskoczyła. Odsunęła się od niego i ruszyła przed siebie.
- Chcę tylko porozmawiać…
Mężczyzna nie dawał za wygraną, a ona czuła, że ta rozmowa nie może się dobrze skończyć.
- Słuchaj Yunho… Nie wiem, czy to twoje dziecko, ale nawet jeśli… Daj nam spokój.  Ojciec Yoochuna zapewni nam na pewno lepszą przyszłość niż ty.

Ho sparaliżowało. Nie był w stanie się ruszyć, ani wydobyć z siebie słowa. Nie liczył na spokojną rozmowę. Znał Shimhee za dobrze. Na pewno jednak nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego.
- Możesz w końcu, coś powiedzieć.? – kobieta była zniecierpliwiona i zdenerwowana.
- Shimhee… O czym ty mówisz? – zdołał w końcu z siebie wydusić.
To ją zaskoczyło. Była pewna, że Yunho już wie o wszystkim i przyszedł tu, żeby zrobić jej awanturę. Nie spodziewała się, że syn jej kochanka, rzeczywiście da jej czas, by mogła wyjaśnić to sama.
- O cholera… Ty nie rozmawiałeś z Yoochunem – jęknęła zakrywając twarz dłońmi.