Yunho
nie czekał na przyjazd windy. Przeskakując po dwa stopnie, zdyszany dotarł na
odpowiednie piętro. Jak zwykle nie myślał nawet o pukaniu. Wpadł do salonu,
gdzie na kanapie, popijając wino siedzieli Jaejoong i Changmin. Obaj wyglądali
na nieszczęśliwych, ale przy tym, co sam czuł, nie specjalnie go to obeszło. Podszedł
do Jae i złapał go za koszulkę. Patrzył mu prosto w oczy, ale nie odzywał się
ani słowem. Zanim jednak Changmin wstał chcąc go odciągnąć, Yunho osunął się na
kolana i wtulił twarz w kolana przyjaciela. Mężczyźni spojrzeli na siebie
zaskoczeni, kiedy dobiegł ich stłumiony szloch.
-
Wiedziałeś? Wiedziałeś, Jae… Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Yunho
podniósł głowę. Twarz miał mokrą od łez, a w oczach czaił się smutek tak
przejmujący, że Jaejoong na chwilę zaniemówił.
-
Yunho, o czym miałem wiedzieć? Co się stało?
-
Nie powiedział ci? Yoo wie… Byłem pewien, że ty też… Ona jest w ciąży Jae-yah.
Będzie mieć dziecko. Moje dziecko…
Ho
schował twarz w dłoniach nie mogąc powstrzymać ciągle napływających łez. Nigdy
w życiu nie czuł się tak bezradny. Był pewien, że Shimhee nosi jego dziecko.
Chciał być dla niego ojcem, ale ona dla pieniędzy była gotowa wychować je z ojcem
Yoochuna. To wszystko go przerastało. Bolało zbyt mocno.
Kiedy
Jaejoong starał się uspokoić przyjaciela Changmin po cichu wyszedł do sypialni.
Od razu chwycił telefon i wybrał numer Yoochuna. Kiedy ten nie odbierał,
postanowił spróbować zadzwonić do Marysi. Dziewczyna odezwała się prawie
natychmiast.
-
Już się za mną stęskniliście? – zapytała ze śmiechem.
-
Pewnie, że tak! Ale tym razem mam sprawę do Yoo…
-
Wyszli z Yoohwanem po resztę moich rzeczy, zostawił telefon w domu. Mam mu coś
przekazać?
Changmin
przez chwilę nie był pewny, co odpowiedzieć. Sam dobrze nie wiedział, o co
chodzi, Marysia pewnie też nie była wtajemniczona. Westchnął ciężko.
-
Przekaż mu, że jest u nas Yunho i nie jest z nim dobrze.
-
Coś się stało? Coś… Coś z Shimhee, tak? – zapytała z niepokojem w głosie. Nie
chciała o niej wspominać.
-
Tak, ale nie do końca rozumiem, co się dzieje. Powiedział tylko, że Yoochun
wie. Chcę to wyjaśnić.
-
Jasne… Jak tylko wróci, powiem, żeby zadzwonił.
Marysia
spacerowała po pustym mieszkaniu zastanawiając się, dlaczego chłopcy tak długo
nie wracają. Zajrzała już w każdy kąt, w duchu zachwycając się dobrym gustem
Yoochuna. Teraz jednak była zbyt zaaferowana telefonem Mina. Nigdy nie pałała
specjalną sympatią do Yunho. Wiedziała jednak, że Shimhee namieszała w jego
życiu i było to coś, co ich łączyło. Niepokoiło ją również to, że najwidoczniej
Yoochun wciąż utrzymywał jakiś kontakt z tą kobietą. Chciała mu ufać, ale w tym
przypadku było to najzwyczajniej ponad jej siły.
Jej
przemyślenia przerwał odgłos otwieranych drzwi i wesołe głosy chłopców.
-
Yoo… Dzwonił Changmin. Jest u nich Yunho. Podobno wiesz, dlaczego.
Bracia
spojrzeli na siebie, obaj wiedząc, co to oznacza.
-
Masz dalej kontakt z Lee Shimhee? – zapytała, nieudolnie starając się
zamaskować panikę.
-
Lepiej usiądźmy i wszystko ci wyjaśnimy – zaproponował Yoohwan i sam opadł
ciężko na kanapę.
-
Tyle się ostatnio działo, że zapomniałem ci powiedzieć… Sam ciągle w to nie
wierzę. – Chun posadził lekko opierającą się dziewczynę obok siebie i objął ją
ramieniem.
-
Wszyscy jesteśmy w szoku, ale o dziwo najlepiej przyjęła to nasza mama!
Skomentowała to z taką złośliwą satysfakcją. – młodszy z braci do tej pory nie
mógł wyjść ze udziwnia.
-
Co z tym wszystkim ma wspólnego wasza mama! Rozmawiamy o Yunho i Shimhee! –
Maryśka była tak skołowana, że wybuchnęła.
-
Więcej niż myślisz… - westchnął Yoohwan i opowiedział dziewczynie o kolacji, na
którą zaprosił ich ojciec. Yoochun co chwila wtrącał swoje trzy grosze, które
jednak były tylko wyrazem jego dezaprobaty i nie wnosiły nic do rozmowy. Kiedy
chłopak skończył Marysia próbowała znaleźć jakąś błyskotliwą odpowiedź.
-
Matko święta… - to wszystko, na co było ją stać.
Wieczorem
ciężka atmosfera opadła. Kiedy Yoohwan wyszedł, a Yoochun skończył wyjaśniać sytuacje
Jaejoongowi i odłożył telefon, razem z Marysią usiedli w salonie, każde z
kubkiem kawy w dłoniach.
-
Szalony dzień, co? – wymruczał mężczyzna obejmując dziewczynę ramieniem.
-
Yhm – mruknęła tylko w odpowiedzi. Wtuliła się mocniej w jego klatkę piersiową
i zamknęła oczy. Była zmęczona, jak jeszcze nigdy w życiu. Odkąd przyjechała do
Korei jej życie jakby przewróciło się do góry nogami. Wszystkie wydarzenia
ostatnich miesięcy przelatywały przez jej myśli w szaleńczym tempie. Nic chyba
do tej pory nie zdziwiło jej tak, ja wiadomość, że Zośka jest w Seulu. Chciała
się z nią spotkać i raz na zawsze wyjaśnić wszystkie nieporozumienia. Tak
naprawdę czuła się okropnie knując intrygę za plecami siostry. Była jednak
przekonana, że wola ojca jest ważniejsza. Dlatego postanowiła posłuchać
Yoochuna i unikać jej do końca negocjacji z wydawnictwem. Miała nadzieję, że
Zosia zrozumie jej postępowanie.
-
Śpisz? – cichy szept przywrócił Marysię do rzeczywistości. Uniosła głowę i
spojrzała na Yoo.
-
Nie, po prostu się zamyśliłam.
-
O mnie? – Chun uśmiechnął się przekornie.
Dziewczyna
chwilę myślała nad dobrą wymówką, nie chcąc zdradzać swoich zmartwień.
-
Raczej nad tym, gdzie mam spać! – wykrzyknęła w końcu.
-
Jak to gdzie? – mężczyzna był zmieszany. Był pewien, że Marysia zrozumiała jego
intencje, kiedy tylko poprosił ją o przeprowadzkę.
-
Yoochun, zwiedziłam sobie całe mieszkanie. Tu są trzy pokoje. Za tydzień
wprowadzą się tu twoja mama i Yoohwan. Skoro mam tu zostać do końca pobytu w
Korei, potrzebuje uwić sobie jakiś kącik.
Mężczyzna
westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach. Sam już nie wiedział, czy Marysia
rzeczywiście była tak niewinna i uroczo głupiutka, czy po prostu droczyła się z
nim. Nie miał już siły, żeby próbować coś jej tłumaczyć. Doszedł do wniosku, że
najwyższy czas użyć bardziej stanowczych środków. Wyjął kubek z dłoni Marysi i
postawił go na stoliku, patrząc jej poważnie w oczy, po czym bez żadnego
ostrzeżenia wziął ją na ręce. Nie zważał na protesty, krzyki i wierzganie
nogami. Zdecydowanym krokiem ruszył do sypialni. Otworzył drzwi kopniakiem i
docierając do wielkiego, stojącego na środku pokoju łóżka, rzucił na nie
Marysię.
Dziewczyna
nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Nie wiedziała skąd wzięła się ta
frustracja wymalowana na twarzy Yoochuna. Nie zrobiła chyba nic złego. Zapytała
tylko, gdzie mogłaby znaleźć swój mały kawałeczek podłogi. W końcu nie chciała
przeszkadzać Yoo i jego rodzinie. A on zamiast normalnie odpowiedzieć,
przyniósł ją do swojego pokoju i bezceremonialnie rzucił na łóżko. Marysia
miała tylko nadzieję, że mężczyzna nie ma w planach niczego, na co ona nie
miała ochoty się godzić. Dlatego patrzyła mu prosto w oczy, żeby w razie czego
wyczytać z nich jego zamiary. Zdziwiła się, kiedy ten rozłożył szeroko ręce i
zaczął powoli obracać się w kółko.
-
To… To wszystko to twoje miejsce. Nasze miejsce Marysiu.
Mężczyzna
wskazał na drzwi znajdujące się po jej lewej stronie.
-
Zaglądałaś tam? Mówiłaś, że zwiedziłaś całe mieszkanie i tamten pokój wcale cię
nie zdziwił?
Marysia
zmarszczyła czoło. Naprawdę nic już nie rozumiała.
-
Stwierdziłam, że nie ma sensu oglądać kolejnej łazienki.
Yoochun
bez słowa podszedł do drzwi i otworzył je. Stanął opierając się o futrynę i
skrzyżował ręce na piersi. Wbił zniecierpliwione spojrzenie w dziewczynę. Kiedy
ta dalej nie reagowała przegryzł dolną wargę, odliczając w myślach do
dziesięciu.
-
Możesz tu po prostu podejść? – zapytał w końcu.
Marysia
niechętnie zsunęła się z łóżka i z ociąganiem podeszła do mężczyzny. Chun
wskazał tylko głową, żeby weszła do środka, przy okazji zapalając światło.
Kiedy zajrzała do przylegającego do sypialni pokoju, nie była w stanie wydusić
z siebie słowa. Jedyne, na co było ją stać to zarzucenie rąk na szyję Yoochuna
i przytulenie go z całych sił. Mężczyzna, choć zaskoczony taką reakcją, szybko
objął dziewczynę w pasie i przyciągnął bliżej siebie.
-Rozumiesz
już? – wyszeptał – Zostań tu ze mną. Już na zawsze.
-
Dlaczego? – zapytała unosząc głowę, tak żeby widzieć jego twarz. W głębi duszy
znała odpowiedź, ale chciała, żeby tym razem powiedział to, patrząc jej w oczy.
Yoo,
zanim odpowiedział, pochylił się, by pocałować ją w czoło.
-
Bo nie wyobrażam sobie, żebyś mogła gdziekolwiek wyjeżdżać. Twoje miejsce jest
przy mnie.
-
Jesteś bardzo pewny siebie, wiesz? – zapytała cicho, tak żeby nie popsuć
nastroju.
-
Jestem pewny ciebie, a to co innego. Jestem pewny, że kobieta, którą kocham
mnie nie zostawi.
Marysia
poczuła, że pod jej powiekami zbierają się łzy, aż w końcu jedna z nich
swobodnie spłynęła po jej policzku.
Yoochun
był zbity z tropu. Pierwszy raz w życiu wyznał kobiecie miłość i spodziewał się
zupełnie innej reakcji. Patrzył na stojącą przed nim delikatną istotkę, która
raz po raz ścierała z twarzy łzy i patrzyła na niego, jakby czekając, aż powie
coś więcej.
-
Powiedziałem, że cię kocham. Nie, że umarł ktoś bliski. Nie musisz płakać…
Mężczyzna
zabrzmiał tak żałośnie, że Marysia nie była w stanie pohamować głośnego
chichotu. To z kolei wprawiło Chuna w jeszcze większą konsternację. Odsunął
dziewczynę na długość swoich ramion i wpatrywał się w nią oczami zagubionego
szczeniaka.
-
Yoochun, straszny czasem z ciebie głuptas.
Maryśka
wspięła się na palce i pocałowała go w czubek nosa.
-
To dlaczego mnie całujesz? – zapytał szeptem, nie pozwalając jej się odsunąć,
tak że ich usta prawie się stykały.
-
Bo też cię kocham.
Koniec
zdania stłumił gwałtowny pocałunek, w który wciągnął ją mężczyzna.
-
Zwariuję kiedyś przez ciebie – powiedział, kiedy ostatkiem silnej woli oderwał
się od dziewczyny.
-
Taki mam plan! Doprowadzić cię do szaleństwa, nie wiedziałeś.
Marysia
zaśmiała się i wciągnęła Yoochuna w kolejny pocałunek, kiedy jednak poczuła,
jak jego ręce wkradają się pod jej bluzkę, odsunęła się. Mężczyzna spojrzał na
nią z wyrzutem.
-
Rączki to ty trzymaj przy sobie, Misiaczku.
Pokazała
mu język i z uśmiechem weszła do swojej nowej pracowni.
-
Cześć Słońce!
Changmin
wracając do domu, od razu pognał do kuchni i ucałował Jaejoonga w czubek głowy.
Zauważył, że kiedy mieszkała z nimi Marysia, nie potrafił być tak wylewny. Choć
tęsknił za współlokatorką, odnajdywał teraz w całej tej sytuacji mnóstwo
pozytywów. Tylko dlatego, że byli sami bez skrępowania obejmował swojego
mężczyznę w pasie i stojąc za nim obserwował jego kulinarne poczynania.
-
mamy jakieś święto? – zapytał widząc mnogość różnych potraw.
-
Zaprosiłem gości – wyjaśnił Jae, nawet na chwile nie przestając siekać papryki.
-
Tak? A kogo? – prawdę mówiąc Min wcale nie był zainteresowany odpowiedzią.
Skupił się raczej na namiętnym całowaniu szyi i karku swojego chłopaka.
-
Mamy nowych sąsiadów. Pomyślałem, że warto byłoby się poznać. – Jaejoongowi
trudno było skupić się na mówieniu, a już tym bardziej na obsłudze noża.
Odłożył go i z cichym westchnieniem oparł się o tors Mina, który nie
zaprzestawał swoich pieszczot.
-
Jae-yah… Nie możemy tego przełożyć? Proszę… - wymruczał wprost do ucha
kochanka, przy okazji drażniąc jego płatek ustami.
-
Kociaczku, tak nie wypada.
-
Powiesz, że wróciłem z pracy chory.
Changmin
odwrócił Jae twarzą do siebie i oparł swoje czoło o jego.
-
Min-ah! Wynagrodzę ci to, obiecuję.
Tym
razem to Jaejoong pocałował partnera w szyję, a ten, choć niechętnie, poddał
się jego woli.
Changmin
przeżuwał jeden kęs od kilku minut. Wszystko dlatego, że z lubością wyobrażał
sobie, że nie jest to smaczna potrawa, a głowa faceta, który bezwstydnie
flirtował z Jaejoongiem na jego oczach. Co gorsze Jae wydawał się tym faktem
zachwycony. Śmiał się bez przerwy i trzepotał rzęsami jak głupiutka nastolatka.
I choć Min zdawał sobie sprawę, że nie jest najlepszym gospodarzem, nie mógł
zmusić się nawet do uprzejmej, zdawkowej konwersacji z kuzynką tego… Tego
niedorobionego Casanovy! Dziewczyna siedziała więc sztywno na swoim miejscu
powoli przeżuwając malutkie kęsy kolejnych dań. Widać było, jak bardzo czuła
się skrępowana.
-
Eunji-yah, pamiętasz, jak wtedy twój ojciec się wściekł? Myślałem, że nam głowy
pourywa!
Kuzyn
starał się wciągnąć ją, co jakiś czas do uczestniczenia w opowiadaniu wesołych
historii z ich wspólnego dzieciństwa. Dziewczyna jednak odpowiadała tylko
mruknięciem, bądź skinieniem głowy.
-
Jak to się właściwie stało, że zamieszkaliście razem, Geunsuk-ssi? – Jaejoong
aż podskakiwał z ekscytacji, wypytując o kolejne szczegóły z życia nowego sąsiada.
-
Kiedy wróciłem jakiś czas temu na rodzinną wyspę żeby oddać się medytacji,
poznać głębiej swoje wnętrze… – Changmin parsknął mało subtelnie słysząc te
słowa, ale mężczyzna nie zrażony kontynuował – W każdym razie postanowiłem
odwiedzić też rodzinę. Okazało się, że Eunji wybiera się na studia do Seulu,
więc obiecałem wujowi, że się nią zaopiekuję, tak jak on zrobił to dla mnie,
dawno temu.
Changmin
przewrócił oczami, na jego zdaniem zbyt zalotny uśmiech, który Geunsuk posłał w
stronę Jaejoonga. Eunji z niepokojem patrzyła jak jej nowy sąsiad zaciska dłoń
na kieliszku. Była pewna, że za chwilę usłyszy trzask tłuczonego szkła w
połączeniu z siarczystym przekleństwem. Od nieprzyjemnego wypadku ustrzegł ich
dźwięk dzwonka do drzwi. Dziewczyna odetchnęła
z ulgą, widząc jak Changmin rozluźnił się odrobinę. Zaraz jednak posłała ostre
spojrzenie do swojego kuzyna, który z lekko perwersyjnym uśmiechem na ustach,
wyzywająco spoglądał na nowego sąsiada.
Atmosfera
stawała się nieznośna. Na szczęście do salonu wrócił Jaejoong prowadząc za sobą
wesoło uśmiechniętego chłopaka. Eunji miała nieodparte wrażenie, że musiała go
już gdzieś spotkać. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że mało elegancko gapi się
na nowo przybyłego, dopóki ten nie puścił jej zawadiackiego perskiego oka.
- Nie
wiedziałem, że macie gości… Przepraszam.
Chłopak
zrobił słodką minkę i w udawanym zmieszaniu wbił wzrok w podłogę.
- Yoohwan,
przecież dobrze wiesz, że nigdy nie przeszkadzasz… - Changmin westchnął ciężko.
Zabrzmiał bardziej jak zmęczony życiem dziadek, niż młody mężczyzna, ale Yoo
zupełnie się tym nie przejął. Bardziej zainteresowała go urocza, nieznana
dziewczyna, która speszona oglądała teraz własne dłonie.
- Skoro tak…
Mogę trochę tych ciasteczek? Prawda Jae-hyung?
Nie czekając
na odpowiedź, chłopak chwycił jedno z krzeseł, ustawił je tak blisko Eunji, jak
tylko było to możliwe i siadając uśmiechnął się do niej.
- Park
Yoohwan jestem – wyciągnął do dziewczyny dłoń, a ona chwyciła ją niepewnie.
- Jang Eunji
– odpowiedziała rumieniąc się nieznacznie, ale nie potrafiła oderwać od niego
wzroku.
Cała
sytuacja nie przypadła do gustu Geunsukowi. Przybrał, swoim zdaniem, bojową
minę i mrużąc oczy przyglądał się nowoprzybyłemu. To z kolei ucieszyło
Changmina, który zaborczym gestem chwycił Jae w pasie i usadził na swoich
kolanach.
Yoohwan
pochłaniał kolejne ciasteczka i z coraz większym powodzeniem zaczął wciągać w
rozmowę Eunji.
- Więc
wprowadziliście się do mieszkania naprzeciwko? – zapytał z wciąż pełną buzią.
Dziewczyna w odpowiedzi tylko kiwnęła głową, chichocząc cicho. Geunsuk zaś od
chwili pojawienia się chłopaka nie odezwał się ani słowem. Nie podobał mu się
ten małolat. Nie dość, że w nie jasny sposób przypominał mu o czymś bardzo
nieprzyjemnym, to ewidentnie i bardzo bezczelnie podrywał jego małą
siostrzyczkę.
- Muszę
jeszcze wrócić na kilka dni do rodziców, uporządkować kilka spraw, zabrać
ostatnie rzeczy… - Eunji teraz już rozmawiała z Yoo zupełnie swobodnie. Zdziwiła
się więc, gdy ten nagle uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Ostatnie
rzeczy, ostatnie rzeczy… - zaczął powtarzać w kółko – Ależ ze mnie młotek!
Wystarczy, że wciągnie mnie rozmowa z uroczą kobietą, a zupełnie zapominam o
całym świecie. Hyung i noona mnie zabiją!
- Więc jak
zwykle nie jest to zwykła przyjacielska wizyta – Jaejoong westchnął teatralnie
i przewrócił oczami – Czego potrzebujesz?
-
Marysia-noona prosiła, żebym zabrał stąd jej… Coś… Nie wiem, jak to się nazywa,
ale to coś do malowania, co tu zostawiła.
- Pożyczyła
mi jakiś czas temu swoją nową sztalugę! Zaraz przyniosę!
Jaejoong
starając się powstrzymać śmiech, który cisnął mu się na usta, wywołany
ignorancją Yoohwana, szybkim krokiem ruszył do pokoju wcześniej zajmowanego
przez Marysię, gdzie od kilku dni znów urządzał swoją pracownię. Sztaluga nie
była mu już potrzebna, bo w końcu znalazł chwilę czasu i odrobinę funduszy by
kupić swoją własną, więc stała złożona przy samych drzwiach. Kiedy wrócił
targając ją pod pachą, Yoo zrzedła zadowolona do tej pory mina.
-
To jest sztaluga? - wyjąkał niepewnie, wywołując wesoły śmiech zebranych.
-
A coś ty myślał, młody? - Changmin ocierał już łzy rozbawienia. Uwielbiał,
kiedy ktoś robił z siebie idiotę.
-
No... Że to, takie coś do mieszania farby... No wiecie z dziurką na palec... I
w ogóle... - chłopak mówił coraz ciszej, rumieniąc się bardziej z każdym
słowem, kiedy uświadomił sobie swoją gafę.
-
To jest paleta, Yoohwan-ah! Pa-le-ta! - Jae atakował już towarzystwo swoim
donośnym śmiechem, ale udało mu się wykrztusić tych kilka słów.
-
Zwał jak zwał! Ważne, ze mam, co bratowa chciała – starał się jeszcze bronić
chłopak.
-
Szybko się nauczysz jak już razem zamieszkacie – zaśmiał się, chyba pierwszy
raz tego wieczora Changmin – A pierwsze, co zapamiętasz, to święte przykazanie.
Nie wchodź do pracowni artysty, bez uzyskania zgody jego!
-
Amen! - zakończył Jaejoong z poważną miną.
-
Mam co chciałem, więc sobie idę! - Yoohwan wydął policzki i zaczął żegnać się z
zebranymi.
Ku
niezadowoleniu Geunsuka zatrzymał się dłużej przy Eunji. Pochylił się nad
dziewczyną szepcąc jej do ucha coś, czego nikt poza nim nie był w stanie
usłyszeć. Wykorzystał to chwilę i wcisnął w dłoń dziewczyny swoją wizytówkę.
Uśmiechnął się na koniec najsłodziej jak tylko potrafił i z zadowoleniem
dostrzegł rumieniec, który pojawił się na jej twarzy. Nie zważając na
sztyletującego go wzrokiem Geunsuka, odwrócił się na pięcie i rzucając jedynie
„Pa!” wyszedł z mieszkania.
Do
jasnego, przytulnego pokoiku, przez opuszczone rolety sączyło się ciepłe,
wieczorne światło. Promienie były jeszcze na tyle mocne, że z powodzeniem
oświetlały niedokończony obraz na sztaludze stojącej na środku pomieszczenia.
Materiał rozłożony na podłodze pokryty był wielobarwnymi plamami świeżej farby.
Przybory, w każdej chwili gotowe do użytku, były ułożone na okrągłym stoliczku
ustawionym tuż obok.
Naprzeciw
okna znajdowało się duże biurko zarzucone zapełnionymi kartkami papieru. Między
nimi widać było kawałki węgla i ołówki, które zapomniano odłożyć do ładnych,
zdobiących blat pojemników. Bezpośrednio pod oknem zaś ustawiono niewielką
sofę, która po krześle i kilkoma półkami kończyła listę mebli. Na niej, z
rysownikiem przytulonym do piersi spała Marysia. Dziewczyna poruszyła się
niespokojnie, kiedy przez uchylone na chwilę drzwi, na jej twarz padł snop rażącego,
elektrycznego światła. Nie obudziła się jednak, a tylko przekręciła na bok,
sprawiając, że rysownik zsunął się na podłogę.
Yoochun
wślizgnął się do pracowni najciszej jak potrafił. Podniósł szkicownik i z
uśmiechem przyjrzał się jego zawartości. Cieszyło go, że jego dziewczyna tak
często rysowała właśnie jego, choć miał wrażenie, że jej spojrzenie dalekie
jest od obiektywizmu. Zawsze wydawało mu się, że na jej rysunkach wygląda
znacznie lepiej niż w rzeczywistości. Nie zagłębiał się jednak bardziej w swoje
przemyślenia, tylko odłożył rysownik na biurko. Chwycił stojące przy nim
krzesło i przysunął bliżej sofy, tak żeby móc patrzeć na śpiącą dziewczynę.
Delikatnie odsunął włosy, które opadały na jej twarz i ze zdziwieniem zauważył,
że cała ta sytuacja była dla niego jak sen, nierealna. Nie mógł uwierzyć, że
już od tygodnia mieszkali razem, że co rano jedli wspólne śniadania, popołudnia
spędzali na oglądaniu seriali w telewizji, a wieczorami kładli się spać w ich
wspólnej sypialni. Yoochun musiał przyznać, że czuł pewien niedosyt, bo pomimo
tego wszystkiego dziewczyna nie pozwalała mu na nic więcej niż pocałunki, ale
ze zdziwieniem odkrył, że dla niej jest w stanie zaczekać tak długo, jak będzie
tego potrzebowała. To też było dla niego nowe doznanie, bo nigdy wcześniej nie
wykazywał się cierpliwością, szczególnie, jeżeli chodziło o zaspokajanie swoich
potrzeb. Okazało się jednak, że tym, czego potrzebował najbardziej była
bliskość drugiej osoby.
Mężczyzna
nie zdawał sobie sprawy, że w zamyśleniu gładzi Marysię po włosach. Dopiero,
kiedy poczuł jej malutką dłoń na swojej wrócił do rzeczywistości. Jej zaspane,
mgliste spojrzenie skierowane wprost na niego rozczuliło go tak bardzo, że bez
zastanowienia pochylił się i pocałował. Dziewczyna dopiero po chwili odwzajemniła
pieszczotę, ale zrobiła to dużo śmielej niż zwykle. Oplotła jego szyję
ramionami i przyciągnęła bliżej siebie. Yoo nie przerywając pocałunku zsunął
się z krzesła i usiadł na brzegu sofy. Zanurzył dłoń we włosy Marysi i
przeniósł swoje pocałunki na jej szyję. Nie wiedział, czy to dlatego, że była
jeszcze zaspana i skołowana, ale tym razem nie odepchnęła go od siebie. Wprost
przeciwnie, westchnęła głęboko i wsunęła dłoń pod jego koszulkę. Nie mógł
powstrzymać zadowolonego mruknięcia czując jak jej delikatne palce sunął po
jego kręgosłupie. Zachęcony zachowaniem dziewczyny sięgnął do guzików jej
bluzki. Drżącymi palcami rozpiął pierwszy i zastygł oczekując na jej reakcję. W
odpowiedzi musnęła jego ucho językiem, a on poczuł się już znacznie pewniej. Prawie
pozbawił ją bluzki, kiedy w jego kieszeni zawibrował telefon. Odruchowo oderwał
się od Marysi i sięgną po niego.
-
Zostaw… - szepnęła tylko i zaczęła znaczyć jego szyję mokrymi pocałunkami.
Yoochun
dał się porwać chwili i sprawnie zmienił ich pozycję, jednym ruchem sadzając
dziewczynę na swoich kolanach. W końcu bluzki obojga wylądowały na podłodze,
ale wtedy kolejny raz odezwał się telefon Yoo. Marysia bez słowa sięgnęła do
jego kieszeni.
-
Jeżeli wyrzucę go przez okno, nie każ mi go odkupywać – zaśmiała się w jego
usta, a on zamiast odpowiadać zaczął kąsać jej wargi.
Marysia
chciała wyłączyć telefon, wyjąć z niego baterie i cisnąć w najdalszy kąt
pokoju, ale wtedy spojrzała na wyświetlacz. Oderwała się od Yoochuna jak
oparzona i w rzuciła się po swoją bluzkę.
-
Odbierz! Yoochun odbierz to!
Mężczyzna
mocno skołowany i bezsprzecznie wyprowadzony z równowagi nerwowym gestem
chwycił telefon i spojrzał na jego ekran. W jednej chwili jego źrenice
rozszerzyły w mieszaninie strachu i zaskoczenia.
-
O cholera! Zapomniałem! - sam też poderwał się z miejsca i odebrał telefon,
kręcąc się niespokojnie po pokoju.
-
Cześć mamo! Już wyjechaliście…? Za dwadzieścia minut…? To świetnie… Tak…
Czekamy, do zobaczenia! – Yoo w panice spojrzał na dziewczynę, która równie spanikowana
czochrała swoje i tak niezbyt starannie ułożone włosy.
-
Będą tu za dwadzieścia minut!?
-
Przyszedłem cię obudzić, bo myślałem, że to już niedługo, ale sama rozumiesz…
Trochę mnie zdekoncentrowałaś.
-
Nie wytrzymam! Nie zwalaj winy na mnie! - fuknęła Marysia w międzyczasie
zapinając nałożoną już bluzkę.
Yoochun
dobrze widział jak drżą jej dłonie. Był świadom tego, że dziewczyna stresuje
się perspektywą pierwszego spotkania z jego matką. Wiedział, że powinien był to
zorganizować w inny sposób, ale ostatnio miał tak wiele pracy, że po prostu
zapomniał. Dopiero poprzedniego wieczora zdał sobie sprawę, że dwie
najważniejsze kobiety w jego życiu nie miały jeszcze okazji się spotkać, a już
za chwilę mają zamieszkać pod jednym dachem. Wydawało mu się, że znał je na
tyle dobrze, żeby móc przewidzieć, że polubią się od pierwszej rozmowy.
Doświadczenie podpowiadało mu jednak, że w przypadku kobiet nigdy nie można
mieć pewności, co do ich zachowania. Dlatego postanowił na początku uspokoić
Marysię, która tym razem nerwowo przygładzała wcześniej potargane włosy.
Podszedł
do niej powoli rozkładając ręce w geście zapraszającym do wtulenia się w jego
ramiona. Dziewczyna spojrzała mu w oczy nieufnie. Mężczyzna uśmiechnął się do
niej zachęcająco i zrobił kolejny krok w jej stronę. W końcu skapitulowała i z
żałosną minką pozwoliła mu się objąć.
-
Nie bój się. Będzie dobrze. Nasza mama jest naprawdę świetną kobietą. W końcu
jak inaczej wychowałaby tak fajnych synów?
Ostatni
komentarz Yoo w końcu rozluźnił atmosferę. Marysia zachichotała i odetchnęła
głęboko. Spojrzała mu w twarz z uśmiechem.
-
To może choć kawy zaparzmy, co? - zapytała kierując się w stronę drzwi.
-
Mamo! Rusz się, zaraz będzie padać!
Yoohwan
stał przed wejściem do budynku objuczony walizkami. Reszta rzeczy miała zostać
przewieziona następnego dnia, a oni zabrali ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy,
ich ilość okazała się naprawdę pokaźna. Dlatego też nie miał zamiaru, w bonusie
do przepukliny, dostać zapalenia płuc, po przemoknięciu. Mama jednak wciąż wpatrywała
się w drzwi jak urzeczona. Wydawało mu się, że zapomniała nawet o mruganiu.
Kiedy jednak spojrzał na całą sytuację z jej perspektywy, przestało go to aż
tak bardzo dziwić. Przecież gdyby nie on ich biedna staruszka, do dziś nie
wiedziałaby, że w nowym mieszkaniu nie będzie jedyną kobietą. Yoochun jak
zwykle wykazał się zupełnym brakiem życiowego rozgarnięcia i nie przedstawił
sobie pań wcześniej. Co więcej, nawet zapomniał wspomnieć mamie, że kogoś ma.
Yoohwan zrozumiałby to, gdyby miała ona zadatki na stereotypową złą teściową,
jakie zwykle można było oglądać w dramach. Ale ona była ich całkowitym
przeciwieństwem. Kiedy poproszony przez brata, który jak zwykle wymawiał się
brakiem czasu, opowiedział mamie o Marysi, wiedział już, że wszystko ułoży się
jak najlepiej. Dla niej nie było ważne, kim jest dziewczyna jej syna. Cieszyła
się, że w końcu znalazła się taka, dla której potrafił się zmienić. Bała się
jednak spotkania z nią. Bała się, że to ona nie sprosta oczekiwaniom ukochanej
syna. Wiadomość, że mają zamieszkać wspólnie, spadła na nią tak nagle, że
trudno było jej się na to przygotować. I to dlatego stała teraz przed wejściem
do wytwornego apartamentowca, zbierając w sobie całą pozostałą odwagę.
-
Dobrze, Yoohwan-ah. Chodźmy do domu...
Harang
zamiatając ogonem kręcił się niespokojnie pod drzwiami, poszczekując w
ekscytacji. Marysia stała w salonie z rękoma założonymi za plecami, jak
pierwszoklasistka podczas szkolnej akademii. Yoochun próbując dodać jej otuchy
objął ją i delikatnie gładził po ramieniu.
Kiedy
drzwi mieszkania otworzyły się, pierwszy do środka wszedł Yoohwan, złorzecząc
pod nosem na całe zło tego świata i oświadczając donośnie, że na pewno nabawił
się poważnej przepukliny, oczywiście z winy Yoochuna, który nie zszedł na dół,
żeby pomóc mu z walizkami. Za nim, niepewnym krokiem, z nieśmiałym uśmiechem na
ustach weszła niewysoka, szczupła kobieta po pięćdziesiątce. Marysia od razu
zwróciła uwagę, że jest ona bardzo ładna, a jej uśmiech i ciepłe spojrzenie,
odziedziczył po niej jej pierworodny syn.
-
Dzień dobry! - dziewczyna ukłoniła się nisko, po czym ruszyła w stronę mamy
chłopaków – Nazywam się Maria Jasińska. Miło mi w końcu panią poznać.
-
Mi również, Marysiu – kobieta wyciągnęła do niej rękę, a dziewczyna chwyciła ją
prawie natychmiast posyłając do niej wesoły uśmiech.
Yoochun
odetchnął z ulgą, a Yoohwan puścił do niego zawadiackie perskie oko. Tak jak
przewidywał, te kobiety od razu nawiązały nić porozumienia.