sobota, 12 kwietnia 2014

Punkt Widzenia Część XVI

Część XVI

Przez cały seans nie mógł się skupić. Co chwilę zamiast na ekran patrzył na siedzącą obok niego dziewczynę. Złapał ją za rękę i splótł ich palce. Odwróciła się w jego stronę z uśmiechem i po chwili wróciła do oglądania. On był zbyt niespokojny. Wiedział, że za chwile Marysia może zostać wplątana w sprawy, o których nie powinna mieć pojęcia, a on nie wiedział jak może ją obronić.
- Yoochun, wszystko w porządku? - dziewczyna zapyta, kiedy wychodzili z kina wciąż trzymając się za ręce. Mężczyzna zatrzymał się i obejmując ja w pasie przyciągnął do siebie.
- Jestem trochę zmęczony. - odpowiedział odciskając całusa na jej czole.
- Jedź do domu, ja mam stąd parę kroków...
- To może wpadniemy do mnie i zabierzemy Haranga na spacer? To będzie dla mnie najlepszy relaks - przytulił ją mocno czekając na reakcję.
- Na pewno nie chcesz się po prostu wcześniej położyć?
Marysia odsunęła się nieznacznie, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Yoochun uśmiechnął się słodko i pokręcił przecząco głową.
- To prowadź do samochodu! - wykrzyknęła z entuzjazmem. Mężczyzna obejmując ją zaborczym gestem, skierował ich w stronę parkingu.

Byli już w drodze, kiedy pisarz przypomniał sobie o czymś istotnym. Wydarzenia z przed kilku godzin nie dawały mu się skupić.
- Marysiu, wysłałem list do wydawnictwa, które zajmuje się książkami twojego taty.
- Naprawdę? Odezwali się? - dziewczyna podskakiwała na swoim siedzeniu.
- Spokojnie, wysłałem dopiero wczoraj. To na razie same ogólniki, ale stwierdziliśmy z Yoohwanem, że na razie nie możemy zdradzać za wiele. Twoja siostra może się zorientować, że coś jest nie tak, skoro wie, że jesteś w Korei.
- Myślisz, że to fair - na wspomnienie o Zosi, Marysia poczuła ukłucie winy - Czasem myślę, że byłoby lepiej gdybym po prostu z nią porozmawiała.
Yoochun spojrzał na kobietę obok siebie zupełnie zrezygnowany. Nie mógł zrozumieć skąd u niej jakiekolwiek wątpliwości. Czy to możliwe, żeby ktoś  była aż tak niewinny i naiwny?
Rozczulony zdjął rękę z kierownicy i położył ją na splecionych na kolanach, delikatnych dłoniach malarki. Marysia spojrzała na niego zdziwiona, ale on nie odrywał wzroku od drogi przed sobą.
- To był twój pomysł, z resztą uważam, że naprawdę genialny, więc zrealizujmy go do końca. Przyznaj, że nie wierzysz, że rozmowa coś tu da? - w odpowiedzi otrzymał tylko głośne westchnienie, więc kontynuował - Sama widzisz, dlatego na razie nie myśl o tym, tylko daj działać mi i młodemu.
Stanęli na czerwonym świetle, a on korzystając z okazji skradł dziewczynie małego całusa, przywracając tym samym uśmiech na jej twarzy.

Parkując pod domem Yoo, prawie zupełnie zapomnieli o niezbyt przyjemnej  rozmowie, którą odbyli w drodze. Teraz roześmiani, ze splecionymi dłońmi kierowali się w stronę wejścia do apartamentowca. Nie zauważyli nawet biegnącej w ich stronę postaci. Dopiero kiedy Yoochun wylądował na chodniku, wycierając cieknącą z nosa krew, zwrócili uwagę na ciężko dyszącego chłopaka.
- Yunho oszalałeś? - Marysia wykrzyknęła przerażona.
- No i może zaczniesz go bronić? - mężczyzna prychnął z pogardą.
Yoochun wstał na nogi z lekką pomocą dziewczyny. Był pewien, że ma złamany nos.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego to zrobiłeś? - zapytał zmienionym przez obrażenia głosem.
- Nie udawaj głupiego! Shimhee o wszystkim mi powiedział!
- Co z tym wszystkim ma wspólnego Shimhee? - prawie wykrzyknęła Maryśka. Cała ta sytuacja wystarczająco wyprowadziła ją z równowagi, a do tego jeszcze imię tej kobiety!
- Skąd w ogóle ją znasz? - zdziwił się Yoochun.
Yunho złapał pisarza za ubranie i pociągnął tak, że prawie stykali się nosami. Marysia pisnęła zdenerwowana.
- Słuchaj mnie uważnie - Ho syknął ze złością - Shimhee to moja kobieta! I nie pozwolę na wasz ślub, rozumiesz?
Puścił mężczyznę, jednocześnie popychając, tak że ten znów wylądował na ziemi.
- Jaki ślub? Yunho, wyjaśnij mi proszę! - Marysia siliła się na spokojny ton głosu, ale w środku cała drżała.
- Marysiu, to nie tak... - zaczął Chun, ale malarka nie dała mu dokończyć.
- Nie ciebie pytałam - powiedziała ostro.
- Shimhee wywaliła mnie ze swojego mieszkania. Powiedziała, że nie może tego dłużej ciągnąć, bo za tydzień są jej zaręczyny, a za poł roku ślub. Z Park Yoochunem! - Yunho przez cały czas patrzył na siedzącego na chodniku kumpla. Miał ochotę go zamordować tu i teraz.
- Jaka ja jestem głupia! - Marysia zaśmiała się gorzko i ruszyła w stronę najbliższej stacji metra.  Po kilku krokach poczuła, jak ktoś łapie ją za ramie. Nie musiała się odwracać, żeby sprawdzać kto to.
- Nie dotykaj mnie - warknęła.
- Pozwól mi wyjaśnić... - Yoo brzmiał żałośnie.
- Nie masz czego! - ruszyła dalej przed siebie, ale on nie dawał za wygraną. Kiedy znów próbował ją zatrzymać, Marysia odwróciła się szybko i wymierzyła mu siarczysty policzek. Mężczyzna syknął z bólu. Jego twarz była już wystarczająco spuchnięta i obolała.
- Nie chcę cię więcej widzieć! I obiecuję ci, że zrobie wszystko, żeby już nigdy cię nie zobaczyć - skończyła bardzo cicho, nie mogąc już powstrzymywać łez.
Zanim do Yoochuna dotarł sens jej słów, dziewczynie udało się złapać  taksówkę. Kiedy zaczął biec, ona zniknęła za najbliższym zakrętem.

Jaejoong dreptał niespokojnie przy drzwiach wejściowych. Kiedy tylko usłyszał dzwonek, otworzył je w ułamku sekundy. Do środka weszła Gabi, a za raz za nią Junsu, który ostatnio nie odstępował swojej kobiety nawet na chwilę.
- Gdzie ona jest? - zapytała dziewczyna.
- U siebie. Pakuje się - Jae odpowiedział smętnie.
- I nie powiedziała ci, co się stało?
- Ani słowa... Wróciła ze spotkania z Chunem zapłakana i stwierdziła, że się wyprowadza!
- Gdzie ona niby chce teraz zamieszkać? - Gabi była co raz bardziej zdenerwowana.
- Ona... - Jae zaczął się jąkać - Ona chce wrócić do Polski.
- I to wszystki po spotkaniu z Yoochunem, tak? - malarka wypluła imię pisarza jak przekleństwo, a Jae tylko przytaknął - Zabiję gnidę. Jak mamę kocham, uduszę tą namiastkę faceta gołymi rękoma!
Junsu, który do tej pory biernie przysłuchiwał się całej rozmowie podszedł do swojej kobiety i złapał ją w pasie, kiedy ta wyrwała w stronę drzwi.
- Kochanie, najpierw porozmawiaj z Marysią, ona na pewno tego potrzebuje - powiedział cicho.
- A poza tym Changmin już do niego pojechał - powiedział Jae śmiejąc się nerwowo
- Był zły? - zapytał Su z drapieżnym błyskiem w oku.
- To mało powiedziane! Jak zobaczył roztrzęsioną Marysię, to wyszedł z mieszkania z rządzą mordu wymalowaną na twarzy.
Junsu uśmiechnął się złowieszczo, kiedy obrócił Gabi twarzą do siebie.
- Możesz być spokojna, Yoochun będzie miał nauczkę, cokolwiek zrobił.
- No dobrze - powiedziała dziewczyna niepewnie - A teraz chodźmy wyciągnąć od tej mojej beksy kochanej, co tak naprawdę się dzieje.
- Wszyscy? - zdziwił się Jaejoong.
Dziewczyna kiwnęła głową i nacisnęła klamkę w drzwiach przyjaciółki.

Maryśka w jednej ręce trzymała telefon, drugą wrzucała do walizki wszystko, co popadnie. Raz nawet wylądował tam niczego nieświadomy Jiji, który kręcił się dookola dziewczyny. Prychną niezadowolony, kiedy został przykryty jakąś bluzką i czmychnął pod łóżko ciągnąc ją za sobą. Malarka nawet tego nie zauważyła, bo po drugiej stronie słuchawki w końcu odezwał się żywy człowiek, a nie maszyna.
- Dzień dobry! Potrzebuje biletu do Europy na dziś lub najpóźniej jutro... Nie proszę pana, to nie żart... To nie jest istotne, ale najbardziej pasowałby Berlin lub Praga... Tak oczywiście, czekam...
Znów zajęła się pakowaniem swojego dobytku, z uwagą czekając na powrót swojego rozmówcy.
- Co do cholery! - krzyknęła, czując, że ktoś wyrywa jej telefon.
Spojrzała w górę i zobaczyła jak Gabi z uśmiechem satysfakcji rozłącza połączenie.
- Oddaj mi telefon, natychmiast! - blondynka stanęła na przeciwko przyjaciółki z bojową miną.
- Nie! Najpierw wyjaśnij nam, co ty najlepszego wyprawiasz.
Dopiero teraz Marysia zauważyła stojących przy drzwiach mężczyzn.
- Wracam do Polski! Mam dość tego kraju! Mam dość wszystkiego!
- Ale dlaczego? - zapytał Jaejoong. Usta wygiął w podkówkę, a w kącikach jego oczy zaczęły gromadzić się łezki. Pokochał Marysię, jak kolejną siostrę i nie mógł uwierzyć, że dziewczyna może tak po prostu zniknąć z jego życia. Tym bardziej zdziwiło go zimne spojrzenie, jakim go obdarzyła.
- Nie udawaj, że o niczym nie wiesz!
- Ale, o czym mam wiedzieć? - stanął na przeciwko niej i spojrzał prosto w oczy.
- Yoochun mówi ci o wszystkim. Ale myślałam, że ja też jestem twoją przyjaciółką. Mogłeś mnie jakoś ostrzec. Skoro wiedziałeś, że to między mną i Yoo nie ma sensu... - po jej policzkach znów zaczęły płynąć łzy.
- Jak to nie ma sensu? Ja wiem, że Chunnie czasem jest idiotą, ale jemu zależy na tobie, jak jeszcze nigdy na nikim.
- Widać na Shimhee zależy mu bardziej, skoro za pół roku bierze z nią ślub!
Gabryśka po słowach przyjaciółki wyglądała jakby ją piorun strzelił, Jaejoong zaśmiał się histerycznie, a Junsu, stwierdził, że nie ogarnia i kiedy pozostała trója zaczęła mówić chórem, nabrał w płuca powietrza i...
- Spokój! - krzyknął, żeby zwrócić ich uwagę. Poskutkowało. Wszyscy spojrzeli na niego uważnie.
- Siadać! - rozkazał wskazując na łóżko. W ułamku sekundy przyjaciele skupili się na brzegu tapczanika wpatrując się w Su.
- Na początku wyjaśnijcie mi, co to za jedna, to Shimhee? I błagam! Pojedynczo.
- To szmata! - powiedziała dobitnie Gabi, czym wywołała jęk niezadowolenia, który wyrwał się z ust Junsu - Nie jęcz tak, bo to szczera prawda. Zasłużyła sobie na taką opinię, a już szczególnie po tym, co zrobiła Marysi!
- To znaczy? - zapytał Su z naciskiem. Miał już dość tych wszystkich niedomówień.
Gabi spojrzała na przyjaciółkę, dając jej do zrozumienia, że tą część historii powinna opowiedzieć sama. Blondynka westchnęła, ale w końcu zaczęła mówić.
- Shimhee mnie nienawidzi odkąd tylko przyjechałam do Seulu. Za co? Nie mam pojęcia. Może po prostu dręczenie kogoś sprawia jej  przyjemność. Ona studiuje na innym wydziale, ale jej kierunek ma zajęcia z historii sztuki z malarstwem. Zaczęło się od jakiś drobnych złośliwości. Kilka razy niby to przypadkiem zalała czymś moje notatki. Ignorowałam to, bo nie lubię wdawać się w niepotrzebne konflikty. Miarka się przebrała gdy razem z chłopakiem z naszego roku oskarżyli mnie o skopiowanie jego obrazu i jej referatu zaliczeniowego. Na szczęście miałam dowody, że to ja byłam pierwsza. Złożyłam oficjalną skargę do władz uczelni. Oboje zostali zawieszeni na pół roku. Więc Shimhee posunęła się jeszcze dalej i zaciągnęła do łóżka mojego narzeczonego...
- Masz narzeczonego? - Jaejoong do tej pory słuchał z otwartą buzią.
- Miała! Chyba nie myślisz, że zostałaby z tym szmaciarzem? - oburzyła się Gabrysia.
- Yhm... - Jae intensywnie nad czymś myślał - To dlatego zawsze reagowałyście tak oschle na wspomnienie o niej. W sumie też za nią nigdy nie przepadałem. Musiało być ci ciężko z nią pracować?
- Myślałam, że zemdleję, jak dowiedziałam się, że jest asystentką Yoochuna.
Junsu słuchał ze z marszczonymi brwiami, próbując ułożyć wszystko w jedną całość.
- Dobra, ale co to wszystko ma wspólnego z jakimś ślubem? - zapytał w końcu.
- Yunho złamał Yoochunowi nos i oświadczył, że Shimhee to jego kobieta i nie dopuści do żadnego ślubu.
- Matko! To o niej ciągle gadał ten jełop? Zawsze wiedziałem, że z nim jest coś nie tak... - jęknął Jaejoong.
- Marysiu... - zaczęła Gabi, ignorując zupełnie Jae - Yunho nie jest zbyt dobrym źródłem informacji... Przecież wiesz, że to on wymyślił, że jesteśmy lesbijkami!
- Tylko Yoo wcale nie zaprzeczył - blondynka spojrzała na przyjaciółkę ze smutkiem.
Jaejoong patrzył na zrozpaczoną Marysię i stwierdził, że jednak jego przyjaciel jest skończonym kretynem. Gdyby od razu wyjaśnił wszystko, teraz nie byliby w tak nieprzyjemnej sytuacji.
- Bo to wszystko wina ojca Yoochuna - powiedział w końcu, dochodząc do wniosku, że Marysia ma prawo o wszyskim wiedzieć. Każdy skupił na nim wzrok, a Jae zaczął opowiadać, o pomyśle na aranżowany ślub i o tym, jak Yoo chciał wybrnąć z tego, bez angażowania w sprawę Marysi.
- On nie chciał cię martwić. Uważał, że i tak masz zbyt wiele na głowie. A myślę, że fakt, że tą dziewczyną okazała się Shimhee, zdziwił go tak samo, jak ciebie - dokończył obejmując przyjaciółkę ramieniem i uśmiechając się do niej ciepło.
- Mówisz serio, prawda? - dziewczyna patrzyła mu w oczy tak intensywnie, jakby chciała prześwietlić jego myśli.
Jaejoong nie miał jednak szans na odpowiedź. Drzwi do pokoju otworzyły się i stanęli w nich Changmin i Yoochun, a za ich plecami na palce wspinał się zaciekawiony  Yoohwan.
- Wszyscy oprócz Marysi do salonu, już! - zakomenderował Min. Przepuścił w drzwiach wychodzącą trójkę i złapał za kołnierz próbującego wcisnąć się do środka Yoohwana.
- A ty gdzie?
- Bratową chciałem w końcu poznać! - chłopak wyszczerzył się  do zdziwionej dziewczyny, która pomachała do niego niepewnie.
- Jeszcze będziesz miał czas! - Changmin pociągnął go za sobą do salonu i zatrzasnął drzwi.

- Twój brat jest bardzo do ciebie podobny - Marysia powiedziała cicho do wciąż stojącego pod drzwiami Yoochuna.
- Tylko wyższy i bardziej wygadany - mężczyzna uśmiechnął się lekko, ale spoważniał widząc na podłodze do połowy spakowaną walizkę. W kilku krokach znalazł się przed dziewczyną i upadł przed nią na podłogę. Chwycił jej dłonie, chowając je w swoich i spojrzał w oczy. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, Marysia pochyliła się i pocałowała go w czoło. Potem dotknęła delikatnie jego policzka.
- Powinieneś jechać do szpitala - szepnęła patrząc na jego spuchnięty nos i podsiniałe oczy - On naprawdę złamał ci nos.
- Pojadę, ale dopiero jak pozwolisz sobie wszystko wyjaśnić.
- Jaejoong już to zrobił. Co nie zmienia faktu, że wciąż jestem trochę zła. Nie ochronisz mnie przed całym światem Yoo. A poza tym nie jestem wcale taka delikatna. Chciałeś, żebym zaufała tobie i to zrobiłam, ale tak samo ty powinieneś ufać mi. Też chcę być dla ciebie wsparciem.
Yoochun słuchał jej w skupieniu.
- Przepraszam... - szepnął i podniósł głowę z zamiarem pocałowania dziewczyny, ale kiedy przypadkiem zetknęły się ich nosy, jęknął z bólu.
- Szpital, Yoochun! - krzyknęła Marysia i zerwała się z łóżka chwytając mężczyznę za rękę, ale zatrzymała się przed samymi drzwiami -  Mam jeszcze jedno pytanie!
- Hmm?
- Dlaczego Changmin cię tu przywiózł?
Yoochun przełknął głośno ślinę.
- Bo go poprosiłem. I miałem dużo, szczęścia, że Min najpierw słucha a potem bierze się za rękoczyny, bo inaczej miałbym więcej złamań.
- Chciał cię bić? - dziewczyna nie mogła uwierzyć w dopiero, co usłyszane słowa - Dlaczego?
- Bo był pewny, że cię skrzywdziłem.  Dla tych wariatów jesteś już częścią rodziny i żaden nie pozwoli, żeby stało ci się coś złego - Yoo uśmiechnął się ciepło, a ona poczuła pod powiekami łzy wzruszenia.

Kiedy wyszli z sypialni, pozostała część wesołej gromadki raczyła się szarlotką, którą rano upiekła Marysia.
- Hyung! Myślę, że moja bratowa powinna zamieszkać z nami! - powiedział Yoohwan gdy tylko ich zobaczył i z lubością wepchną sobie do buzi kolejną porcję ciasta. Yoochun i Changmin spiorunowali go wzrokiem, a Marysia zarumieniła się. Po chwili jednak stanęła za siedzącymi ramię na kanapie Minem i Jaejoongiem, każdemu odciskając całusa na policzku.
- Przykro mi, ale ja się stąd nigdzie nie wybieram.
- Hyung, chyba masz konkurencję - Yoochun nawet nie zareagował na słowa brata, tylko uśmiechnął się radośnie.
- Naprawdę? Nie wyjedziesz? - Jae poderwał się z miejsca i przeskoczył przez oparcie. Chwycił Marysię w ramiona i zaczął ściskać z całych sił.
- Na pewno nie teraz - zaśmiała się dziewczyna odwzajemniając uścisk przyjaciela. Changmin uśmiechnął się z satysfakcją.

- Nie chcę przerywać tej słodkiej scenki, ale ktoś wam się do drzwi dobija! - zakomunikowała Gabrysia.
Maryśka popędziła do drzwi, za ktorymi stał kurier z listem zaadresowanym do niej. Szybko pokwitowała i zabrała się za otwieranie koperty.
- Świetnie! Po prostu cudownie! - mamrotała wchodząc do salonu, wciąż zapatrzona w kartkę papieru.
- Co to? - zaciekawiony Yoochun starał się czytać jej przez ramie.
- A nic takiego - głos dziewczyny, aż ociekał ironią - To tylko moje wypowiedzenie. Podpisane przez twojego ojca.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Punkt Widzenia Część XV


- Dzięki Yoochun! Ratujesz mi życie! - Jaejoong uśmiechnął się do przyjaciela znad filiżanki kawy. Siedzieli w biurze pisarza, wyjątkowo omawiając sprawy służbowe.
- Ten pisarz sam prosił o ciebie. Tylko mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że będziemy potrzebować stanowczo innego rodzaju ilustracji niż to, co robiłeś do tej pory - Jae gorliwie pokiwał głową więc Yoo mógł kontynuować. - Dziś zapraszam do podpisania umowy, a jutro dostaniesz powieść ze wskazówkami autora.
- Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy! Przez ostatnie miesiące... - Jae potrzebował chwili oddechu, żeby słowa przeszły mu przez gardło - Byłem utrzymankiem, więc miło w końcu znów mieć pracę.
Yoochun zachichotał.
- Dopóki mam jeszcze coś do powiedzenia w tej firmie, możesz na mnie liczyć.
- Co to znaczy dopóki? - zdziwił się Jaejoong. Chun spoważniał i spojrzał wymownie na pochyloną nad jakimiś dokumentami Shimhee.
- Nie teraz - powiedział tylko. Nie chciał mieszać w te sprawy swojej asystentki. Jae zrozumiał,  że czas zmienić temat.
- Nie zgadniesz , co się stało - mężczyzna podskoczył na krześle, przypominając sobie o czymś ważnym - Był u nas Yunho i przeprosił za sobotnią burdę. Nawet zadzwonił do Junsu! Sam Jung Yunho zniżył się do poziomu przepraszania!
Jaejoong tak świetnie naśladował głos tancerza, że Yoochun śmiejąc się, prawie zadławił się kawą. Shimhee też była rozbawiona, ale nie dała tego po sobie poznać.  Teraz jednak była pewna, że przyjaciele mają o Ho takie samo zdanie jak ona. A o tym, co ten kretyn znowu narobił, porozmawia z nim przy najbliższej okazji.
- Ale to nie wszystko - kontynuował Jae dalej naśladując sposób mówienia kumpla - Jung Yunho ma dla nas wszystkich niespodziankę!
Mężczyzna puścił zalotne perskie oko, bezbłędnie naśladując firmową minę Ho, ba filmowego amanta.
- Matko boska! Chyba nie będzie robił przed nami jednego z tych swoich pokazów - Yoochun przestraszył się nie na żarty - Nie każdy w naszym towarzystwie chciałby to widzieć!
Tym razem to Jae zaśmiał się w głos.
- Jego klata nie kręci nawet mnie! On ma biust!
Shimhee zmarszczyła brwi, słuchając rozmowy mężczyzn. Dla niej Yunho miał idealny tors. Po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, że w myślach broni tego nieudacznika. Otrząsnęła się szybko i zagłębiła w pracy ignorując dalszą część rozmowy.
- Nie powiedział, co ma na myśli? - zapytał Yoochun.
- Ani słowem. Pewnie i tak się nie dowiemy. On ciągle coś planuje, a i tak nic z tego.
- I chwała bogu - wymruczał Yoo. Jae zachichotał.
- Może oblejemy dziś moje nowe zlecenie? - zaproponował po chwili
- Z chęcią stary, ale dziś mnie czeka stypa, znaczy kolacja z rodzin - Yoochun skrzywił się na samą myśl.
- Rozumiem. Ale co się odwlecze to nie uciecze! I przypomnij Yoohwanowi o moim istnieniu! Żeby już tyle czasu był w kraju i nie przywitał się ze swoim ulubionym hyungiem! Wstyd!
- Przekaże mu na pewno - Yoo spojrzał na zegarek i zaklął pod nosem - Jaejoong nie chce cię wyganiać, ale za pół godziny mam spotkanie z edytorami...
- I tak na mnie już czas. Zasiedziałem się
Jae uśmiechnął się promiennie, kiedy Chun zaproponował mu, że odprowadzi go do biura, w którym czekała na niego nowa umowa. Chciał się jeszcze z nim podroczyć, ale przy Shimhee nie czuł się swobodnie.

Mężczyźni żartowali beztrosko przemierzając korytarze wydawnictwa. Ich wygłupy zwracały uwagę wszystkich mijanych osób. Yoochun zaczął zastanawiać się, kiedy wyląduje na dywaniku u ojca, za nieodpowiednie zachowanie w firmie. Szczerze nawet nie mógł się tego doczekać. Każda okazja, żeby wyprowadzić go z równowagi była dobra. Może było to szczeniackie podejście, ale dawało Yoochunowi niewielkie, ale bardzo przyjemne poczucie satysfakcji.

Jaejoong opowiadał właśnie historię, o tym jak Junsu postanowił pogodzić Marysię i Gabi, rozśmieszając go przy tym niemal do łez.
- Ale wczoraj Marysia powiedziała, że jak tak bardzo mi zależy, to może do mnie mówić oppa! - Jae, który był najmłodszym, a na dodatek jedynym chłopcem z ośmiorga rodzeństwa, cieszył się jak dziecko - I teraz tak w kółko Jaejoong-oppa i Jaejoong-oppa! Jak to pięknie brzmi!
Yoochun nachmurzył się nagle. Ręce włożył do kieszeni spodni, spuścił głowę i wydął policzki jak niezadowolony dzieciak. Mruknął coś niezrozumiałego i wbił oskarżycielskie spojrzenie w Jae.
- Możesz powtórzyć, co tam seplenisz?
Yoochun pokręcił głową znów mrucząc coś cicho.
- Chun-ah! Powiedz, o co ci chodzi!
- Bo do mnie nigdy nie powiedziała oppa... - wydusił z siebie już bardziej zrozumiale, wciąż z miną pięciolatka, któremu zabrano lizaka. Jaejoong najpierw spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem. Przechylił głowę w bok zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze zrozumiał. Od kiedy to Yoochunowi zależało na takich drobnostkach!?
- Matko boska! Ty naprawdę jesteś w niej zakochany! - powiedział w końcu tonem odkrywcy. Yoochun uśmiechnął się krzywo.
- Przecież już ci to mówiłem!
- A powiedziałeś to jej?
Proste pytanie sprawiło, że Yoochun poczuł ja zasycha mu w gardle, a dłonie pokrywa zimny pot. Nigdy w swoim życiu nie zdobył się jeszcze na takie wyznanie i teraz sama myśl głęboko go przerażała.
- Muszę już iść! - powiedział tylko, udając, że patrzy na zegarek. Oddalił się błyskawicznie i bez pożegnania.
Jaejoong zostali sam, na początku trochę zbity z tropu. Po chwili doszedł jednak do siebie.
- Yoochun-ah! Ale z ciebie czasami ciapa! - uśmiechnął się do siebie i wszedł do biura, gdzie na jego podpis czekała nowa umowa.


Pierwszy raz jadąc na spotkanie z Yoochunem Marysia cieszyła się, że  będzie im towarzyszyć Shimhee. Dziewczyna była gwarantem zupełnie służbowych lub co najwyżej neutralnych rozmów. Była pewna, że przy swojej asystentce mężczyzna nie poruszy tematu wydarzeń z przyjęcia. Nie była jeszcze na to gotowa. Gabrysia nieustannie przekonywała ją, że powinna dać Yoochunowi szansę, bo może obudzić się, kiedy będzie już za późno. Obiecała sobie, że spróbuje, ale na pewno nie tym razem, bo sama myśl przyprawiała ją o mdłości ze zdenerwowania.

Był początek kwietnia i Seul toną w promieniach wiosennego słońca. Marzec był wyjątkowo zimny, jak na tutejszy klimat, ale pogoda poprawiała się z dnia na dzień. A pewnego dnia wiosna po prostu wybuchła świeżą zielenią i płatkami kwitnących drzew.  Ta przyjemna aura skłoniła Marysię do wyjścia z domu na długo przed umówionym spotkaniem. Postanowiła pospacerować po mieście, wiedząc że zawsze ją to uspokaja. Wysiadła z metra dwa przystanki wcześniej i ruszyła przed siebie, z trudem przeciskając się przez tłumy ludzi. Godziny popołudniowego szczytu nie były jej ulubioną porą podróżowania po mieście, ale dzień był tak piękny, że nic nie było w stanie popsuć jej humoru. Wyrzuciła z głowy wszystkie problemy. Choć na chwilę, chciała poczuć się wolna od wszystkich złych wspomnień. Do uszu włożyła słuchawki i maszerując w rytm skocznej muzyki uśmiechnęła się do siebie.

Yoochun czekał niecierpliwie w kawiarni. Palcami wybijał szybki rytm na blacie stolika, uparcie wpatrując się w widok za oknem. Specjalnie wybrał miejsce, z którego będzie mógł widzieć nadchodzącą Marysię. Nie często bywał gdzieś przed czasem, ale tym razem piękna pogoda i perspektywa popołudnia spędzonego z piękną dziewczyną nie dały mu dłużej siedzieć za biurkiem. Tym razem powiedział zdziwionej Shimhee, że nie potrzebuje jej towarzystwa. Wymyślił na poczekaniu jakąś wymówkę. Asystentka naprawdę była mu zbędna, bo nie miał już się czego obawiać. No, może poza odrzuceniem, ale w tej kwestii miał dobre przeczucia. A nawet jeśli, nie podda się tak łatwo!

Marysia była już lekko spóźniona. Zawsze zachwycali ją uliczni tancerze, a grupa, którą widziała po drodze była tak doskonała, że zupełnie zapomniała o upływie czasu. Ostatnią część drogi pokonała więc bardzo szybkim marszem i dochodząc do dobrze już sobie znanej kawiarni miała niezła zadyszkę. Zanim weszła do środka stanęła przed wielkim oknem, żeby złapać oddech i skontrolować swój wygląd. Kiedy próbowała poprawić lekko zmierzwione włosy spostrzegła, że przegląda się w szybie, zza której patrzy na nią Yoochun z szerokim uśmiechem na twarzy. Był sam, co sprawiło, że serce Marysi znów nabrało szaleńczego tempa. Tylko tym razem nie miało to nic wspólnego z wysiłkiem fizycznym. Szczerze powiedziawszy miała ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Zamiast tego zebrała resztki odwagi i przybierając lekko wymuszony uśmiech, czując niebezpieczną miękkość kolan weszła do kawiarni.
- Przepraszam za spóźnienie - dziewczyna nieśmiało spuściła wzrok siadając na miękkiej pufie z oparciem. Wyjmując teczki ze szkicami cały czas unikała wzroku pisarza.
- Nic się nie stało... - Yoochun odpowiedział bardzo cicho. Spostrzegłszy zachowanie Marysi, nagle utracił całą pewność siebie. Kolejne pół godziny spędzili na czysto służbowych rozmowach. Przeglądając prace dziewczyny każde uważało, żeby nie dotknąć przypadkiem dłoni drugiego. W końcu Yoo spakował materiały, które wybrali dla edytorów i na stoliku pozostały tylko filiżanki z kawą. Wtedy zapadła krępująca cisza, której żadne nie potrafiło przerwać.

Marysia upił łyk napoju,  krzywiąc się lekko. Przegryzła dolną wargę i zmusiła się, żeby spojrzeć w twarz Yoochuna. Napotkała jego pełen czułości wzrok. Po chwili poczuła jak mężczyzna delikatnie chwycił jej spoczywającą na stoliku dłoń. W pierwszej chwili chciała ją zabrać, ale jak zwykle patrząc w oczy tego mężczyzny, przestała myśleć racjonalnie.
- Zrobiłem coś nie tak? - zapytał cicho pochylając się w jej stronę.
- Nie... Skąd ten pomysł? - dziewczyna nieświadomie sama przybliżyła się do pisarza.
Yoochun westchnął ciężko i oblizał nerwowo usta.
- Więc dlaczego zachowujesz się tak, jakby nic się nie wydarzyło? - nie chciał tego, ale w jego głosie dało się wyczuć nutkę zawodu.

Marysia nie wiedziała, co powiedzieć, więc postanowiła ratować się ucieczką. Wyswobodziła dłoń z uścisku mężczyzny, zarzuciła torbę na ramię i niemal wybiegła z kawiarni. Yoochun przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Kiedy udało mu się otrząsnąć rzucił na stolik banknot i popędził za dziewczyną. Udało mu się złapać ją przy wejściu na stację metra. Chwycił ją za ramię i obrócił tak, żeby móc spojrzeć jej w oczy. W jego głowie przeplatało się tysiące myśli i uczuć. Nie mógł zrozumieć tej dziewczyny i doprowadzało go to do szału. Nie był pewien, czy chce ją teraz przytulić, czy okrzyczeć.
Stali tak zapatrzeni w swoje oczy, nie zwracając uwagi na potrącających ich co chwila przechodniów. Marysia nagle zdala sobie sprawę, że jeżeli teraz nie powie mu o wszystkim, nigdy już nie zdobędzie się na odwagę.
- W Polsce, w moim pokoju... - przełknęła ślinę - Czeka na mnie suknia ślubna.
Yoochun zamrugał szybko kilka razy.
- Ty... Jesteś zaręczona?
Marysia uśmiechnęła się gorzko.
- Byłam. Jeszcze na miesiąc przed tym jak się poznaliśmy, Dopracowywałam listę gości. Ślub miał się odbyć trzy tygodnie po naszym powrocie do Polski.
- Co to ma wspólnego z nami? - pisarz bał się, że za chwilę usłyszy, że dziewczyna wciąż kocha tamtego mężczyznę.
- Yoochun... Ja się boję! Nie jestem gotowa... Nie wytrzymałabym, gdyby zobaczyła cię z z inną, tak jak jego!
Nie chciała powiedzieć kim byla ta inna i że tak naprawdę obawiała się, że znów zabierze jej tak ważną osobę. Była bliska płaczu, ale wtedy poczuła jak mężczyzna przysuwa ją bliżej siebie i obejmuje mocno.  Wtulił twarz w jej włosy wdychając waniliową woń szamponu.
- Daj nam szansę proszę... - wyszeptał tak, że ledwo była w stanie go dosłyszeć - Obiecałem ci, że pomogę ci spełnić ostatnią wolę twojego taty. Zaufałaś mi. Teraz zaufaj nam, dobrze?
Odsunął ją od siebie, żeby móc znów spojrzeć jej w oczy. Czaiło się w nich jeszcze kilka łez, ale na ustach pojawił się delikatny uśmiech. Po chwili wspięła się na palce i delikatnie musnęła wargi mężczyzny swoimi. Objęła go za szyję.
- Zaufam - powiedziała miękko, a Yoochun ponownie porwał ją w ramiona. Gdzieś z tyłu głowy odzywał się cichy, ale bardzo natrętny głosik, przypominający mu, że z formalnego punktu widzenia on też ma wyznaczoną datę ślubu. Z jednej strony czuł, że powinien jej o wszystkim powiedzieć. Postanowił jednak, że załatwi tą sprawę sam. Nie miał zamiaru przysparzać żadnych zmartwień tej dziewczynie. Jego dziewczynie.


Yunho co chwila zaglądał przez ramie pracującej Shimhee. Dziewczyna od wyjścia z biura była wyjątkowo cicha, co zaczynało irytować mężczyznę.
- Co robisz? - zapytał już chyba po raz setny. Opadł na kanapę obok niej i starał się zajrzeć w ekran laptopa, którego trzymała na kolanach.
- Próbuję pracować! Ale jakiś natręt ciągle mi przeszkadza!
Yunho spojrzał na poirytowaną dziewczynę z miną zbitego szczeniaka. Shimhee westchnęła.
- Bądź tak miły i zrób coś pożytecznego. Na przykład herbatę zaparz... - Powiedziała zrezygnowana. Mężczyzna pognał do kuchni, a  ona znów spojrzała na ekran. Nie mogła się skupić, ale nie była to do końca wina Yunho. W sumie już przyzwyczaiła się, że ten facet praktycznie u niej zamieszkał. Była ciekawa jak zareaguje, kiedy go wyrzuci stąd i w ogóle ze swojego życia. Miała nadzieję, że nie będzie tego komplikował. Ale tak naprawdę nie to zaprzątało teraz jej myśli. Yoochun miał dziś spotkać się z Maryśką sam na sam, a jej dał to głupie zadanie. Jej szef zachowywał się ostatnio inaczej i Shimhee czuła, że coś jej umyka. Kiedy była tak bliska realizacji swojego planu, nie mogła pozwolić, żeby coś go zepsuło. Poza tym irytowało ją zadanie, które zlecił jej Yoochun. Dał jej karteczkę z nazwą i adresem jakiegoś europejskiego wydawnictwa i kazał się z nimi skontaktować. Najgorsze, że okazało się, że była to polska firma, a do tego kraju Shimhee czuła po prostu wielką niechęć. Polacy, których miała wątpliwą przyjemność poznać nie byli, według niej, dobrą reklamą swojego kraju. Zaczęła się zastanawiać, czy Yoochun nie robił jej tego na złość. Może ta mała blondyneczka pobiegła do niego na skargę... Przecież ostatnio został utworzony specjalny dział do spraw pozyskiwania praw do zagranicznych tytułów. Więc dlaczego teraz ona ślęczała nad tym listem, w którym w imieniu Yoochuna prosiła o niezwłoczny kontakt bezpośrednio z nim. Nie miała pojęcia, czy w ogóle ktoś tam rozumie angielski, jako że nawet ich strona internetowa nie uznawała tego języka. Miała nadzieję, że dzięki niej dowie się dlaczego Yoochunowi osobiście tak bardzo zależy na tym wydawnictwie, ale brak innych niż polski wersji językowych skutecznie ją zniechęcił.

Wklepała ostatnie grzecznościowe formułki, zapisała plik i z impetem zatrzasnęła laptopa. Zaraz potem z kuchni wyszedł Yunho z dwoma parującymi kubkami w dłoniach.
- Skończyłaś? - zapytał stawiając przed nią jeden z nich. Usiadł koło dziewczyny i upił łyk gorącej herbaty, po czym objął ją ramieniem. Ku jego zdziwieniu Shimhee oparła się o niego bez słowa protestu i zamknęła oczy.
- Nie przyzwyczajaj się - mruknęła sennie - Po prostu jestem zmęczona.
Yunho mimo to uśmiechnął się radośnie
- Zapomniałem ci powiedzieć o czymś zabawnym - powiedział po dłuższej chwili ciszy.
- Hmm? - Shimhee udała zainteresowanie najlepiej jak potrafiła.
- Okazało się, że te Polki to jednak nie lesbijki!
Dziewczyna otworzyła oczy i zmieniła pozycję tak, żeby móc spojrzeć na Ho.
- O czym ty mówisz?
Mężczyzna opowiedział jej, co wydarzyło się podczas przyjęcia. Był tak przejęty, że nawet nie zauważył,  że z każdym jego słowem Shimhee jest co raz bardziej spięta.
- No i byłem u nich ostatnio przeprosić, ale Jaejoong stwierdził, że nawet dobrze się stało. Nic nie mówil w prost, ale jak dla mnie to nie tylko różowa paskuda i Junsu mają się ku sobie.
Shimhee chyba wiedziała do czego zmierza Yunho, ale nie chciała dopuścić tej myśli do głosu.
- Co masz na myśli? - zapytała udając umiarkowane zainteresowanie, choć w środku była stanowczo mniej opanowana.
- Myślę, że twój szef zakochał się w swojej blond ilustratorce. I myślę, że nawet ze wzajemnością.
- Pleciesz głupoty - powiedziała lekko i zupełnie niespodziewanie wciągnęła mężczyznę w namiętny pocałunek. Chciała skończyć ten nieprzyjemny temat, ale myślami była daleko od Ho, który właśnie wsunął ręce pod jej bluzkę i gładząc po plecach całował szyję.  Wiedziała, że to co przed chwilą usłyszała może być prawdą. Na szczęście miała jeszcze jednego asa w rękawie. Nie planowała wyciągać go tak szybko, ale nie widziała innego wyjścia. Uśmiechnęła się do siebie i już w stanowczo lepszym nastroju zaczęła rozpinać guziki koszuli Yunho.


Yoochun szedł na umówione spotkanie, jak na ścięcie. Był niespokojny i rozdrażniony. Nienawidził ekskluzywnych restauracji w drogich hotelach, gdzie obsługa ociekała wazeliną, a tak naprawdę oczekiwała tylko na wpadkę któregoś z bogatych gości, żeby sprzedać później newsa brukowcom. Był pewien, że ojciec celowo wybrał takie miejsce. Tylko to gwarantowało odpowiednie zachowanie jego syna.

Prowadzony przez kelnera w stronę stolika miał nadzieję, że tej dziewczyny jeszcze tam nie ma. Nie był jeszcze gotów zobaczyć osoby, którą jego kochany tatuś wybrał mu na żonę. Okazało się, że jego modły zostały wysłuchane, więc opadł na krzesło oddychając z ulgą. Był zdeterminowany zakończyć tą szopkę już dziś, ale to nie sprawiało, że czuł się pewniej. Cała ta sytuacja była dla niego tak abstrakcyjna, że czasem chciało mu się śmiać. Czekał w restauracji na kobietę, która według jego rodziców już za pół roku powinna zostać jego żoną. A w tym czasie nieświadoma niczego kobieta, którą kochał czekała na niego w swoim domu, bo obiecał jej, że wieczorem zabierze ją do kina. Tak bardzo nie chciał, żeby Marysia wplątała się w te żałosne intrygi jego rodziny. Nawet o to w jaki sposób zdobędzie prawa do wydania książki jej ojca w Korei nie zamierzał jej do końca informować. Nie mogła się dowiedzieć, że taka decyzja, kiedy dowie się o niej jego szanowny tatuś, może kosztować go miejsce w firmie. Kiedy tylko opowiedziała mu, jak chce spełnić ostatnią wolę swojego taty, wiedział że zrobi wszystko, żeby jej pomóc. Nie ważne jaki koszt sam przez to poniesie. Ważne, żeby w końcu jej ilustracje zapełniły tą książkę. W razie problemów, stroną formalną miał zająć się Yoohwan. Miał lepszą smykałkę do interesów i w sumie miał już gotowy projekt umowy, która pozwoli im wydać książkę w dowolnej formie. Yoochun musiał przyznać, że sam dałby się na to nabrać. Jego młodszy braciszek potrafił ugrać wszystko czego chciał, wmawiając przy tym drugiej stronie, że to ona ejest zwycięską. Dlatego dobrze było mieć go zawsze w swojej drużynie. Choć przeciwko ojcu nawet ich zgrany duet mógł okazać się za słaby. A Marysia była ostatnią osobą, która powinna o tym wiedzieć. Należało jej się trochę beztroski i spokoju, a on miał zamiar jej to zapewnić!

Yoochun był tak zatopiony w myślach, że nie zauważył, że ktoś podchodzi do stolika. Nie usłyszał też cichego przywitania. Dopiero, kiedy dziewczyna usiadła na przeciwko niego obudził się z transu. Na jej widok nie był w stanie jednak nic powiedzieć. Był gotowy na wiele, ale ta sytuacja stanowczo go przerosła.
- Wydajesz się strasznie zdziwiony. Myślałam, że twój ojciec ci powiedział - uśmiechnęła się nieznacznie.
- Co to ma znaczyć? Co ty tu robisz Shimhee?
Yoochun był oszołomiony. Jak to możliwe, że próbowano go swatać z jego własną asystentką? I dlaczego ona nie wydawała się w ogóle zdziwiona jego widokiem.
- Nigdy ci nie wspominał, że jestem siostrzenicą Choi Jaehaka?
Yoochun znał to nazwisko. Choi Jaehak był właścicielem dobrze prosperującego wydawnictwa prasowego, które miało pod swoimi skrzydłami kilka znaczących tytułów. Wiedział też, że ojcu zależy na wejściu również na ten rynek.
- I co ma to wspólnego z tą sytuacją? - zapytał czując delikatne poirytowanie.
- Wuj nie ma dzieci, a ja zawsze byłam jego ulubienicą. Postanowił zadbać o moją przyszłość.
Ton jakim mówiła dziewczyna był zupełnie inny niż ten, który znał do tej pory. Nie wiedział tylko skąd ta zmiana.
- Dalej nie rozumiem... - patrzył jej w oczy próbując odgadnąć jej intencje.
- Myślę, że wuj chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Twój ojciec zaproponował mu współpracę. Oboje wiemy, że sektor prasowy to coś, o czym marzył od dawna. Ale mój wujek zażądał czegoś trwalszego niż papierowa umowa. Małżeństwo między dwiema rodzinami powinno być lepszym gwarantem współpracy. A tym samym mógłby zapewnić godne życie mi.
Pisarz nie mógł uwierzyć we wszystko co usłyszał. W to, że jego życie traktowano jak kartę przetargową w interesach i w to, że dziewczyna, która szczerze lubił, z którą myślał, że łączy go przyjaźń, zachowywała się jak zupełnie obca osoba.
- Shimhee, chyba nie chcesz brać w tym wszystkim udziału? To nie ma sensu! - miał nadzieję, że ten wirafinowany ton sprzed chwili to tylko ironia i za chwilę usłyszy, że dziewczyna też jest tym wszystkim zniesmaczona.
- Yoochun, znamy się nie od dziś. Nie mówię, że masz mnie nagle pokochać, ale sam przyznaj, że nasze małżeństwo to byłby świetny układ.
Mówiła tak, jakby tłumaczyło coś małemu dziecku.
- Słuchaj, nie ważne kto siedziałby na twoim miejscu... Przyszedłem tu dzisiaj, żeby załatwić to bez niepotrzebnych nieporozumień. Jest mi trochę ciężej, bo okazuje się, wcale cię nie znam i musiałem wyjść na idiotę, wierząc, że niewinna i miła z ciebie dziewczyna. - skrzywił się na samą myśl o tym jam bardzo był naiwny - W każdym razie zapamiętaj jedno, żadnego ślubu nie będzie.
Chciał wstać, ale Shimhee zatrzymała go łapiąc za rękę.
- Dobrze wiesz, że twój ojciec nigdy nie zaakceptuje Maryśki - uśmiechnęła się sztucznie.
- Nie próbuj jej w to mieszać! - czuł jak ogarnia go wściekłość. Wyrwał rękę i szybko ruszył do wyjścia.


Shimhee oparła się i upiła łyk czerwonego wina. Nie była pewna czy to dobry moment, żeby zagrać w otwarte karty. Tylko czy miała inne wyjście. Grzeczna dziewczynka, jak udawała do tej pory nie zgodziłaby się na aranżowany ślub, szczególnie gdyby przyszły pan młody postawił sprawę tak jasno jak teraz. Musiała podjąć najbardziej stanowcze kroki. A to spotkanie było dopiero początkiem.
Kiedy upiła z kieliszka kolejny łyk sięgnęła po telefon.
- Panie Park? Tu Lee Shimhee - mówiła cicho, łamiącym się głosem - Tak, spotkaliśmy się... Ale... Ale pański syn... - jej głos przerywało ciche łkanie - Tak panie Park, też myślę, że powinniśmy się spotkać... Dobrze, będę czekać.
Odłożyła telefon i dalej delektowała się czerwonym winem, a z jej ust nie schodził uśmieszek satysfakcji.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Ostatnia Piosenka - One Shot

Oto kolejny one shot. Pisany pod wpływem chwili. Nie wiem, czy dobry, ale serio się poryczałam, jak go pisałam. Miał być krótszy... Nie napiszę bawcie się dobrze, bo tematyka nie ta. Choć z promyczkiem nadziei... No... To ten... Czytajcie i lepiej nie komentujcie, bo chyba nie jest tak dobrze, jakbym sobie życzyła.

######

Ostatnia Piosenka

Kim Jaejoong przybrał znudzony wyraz twarzy. Nie chciało mu się nawet uśmiechać. Zamiast notatek, na kolejnej kartce papieru kreślił niemające znaczenia mazaje. Podparł głowę na jednym ręku i starał się wyłączyć. Nie wiedział, co go podkusiło, żeby przyjąć tą propozycję, ale od samego początku żałował tej decyzji. Nie nadawał się do roli jurora w talent show. Ale czy miał inne wyjście? Od roku jego kariera stała w miejscu. Nie nagrał ani jednej piosenki, odrzucał wszystkie filmowe role. Nie tak, jak Junsu, który jakoś odnalazł się w tej nowej rzeczywistości, a jego kolejne single podbijały listy przebojów. Nawet największe stacje telewizyjne zapraszały go do swoich flagowych programów. Jaejoong tak nie potrafił. Po tylu latach wciąż czuł pustkę, po odejściu z DBSK, ale to było nic z bólem, jaki sprawiło mu zakończenie działalności JYJ. I to, że od tamtego dnia, Yoochun nigdy więcej się nie odezwał. Zniknął, przepadł, a jego rodzina nabrała wody w usta. Wszystki wydarzyło się na kilka dni przed ich początkiem służby w wojsku. Mięli być w jednym oddziale, ale Yoochun nigdy się nie pojawił. Prawie trzy lata minęło, odkąd ostatnio widział swojego przyjaciela...

Na scenę weszła drobna dziewczyna  z burzą kasztanowych loków i ogromnymi zielonymi oczami. Wyraźne piegi były dobrze widoczne nawet z takiej odległości. Na pełnych ustach, podkreślonych pomadką o ciepłym odcieniu czerwieni błąkał się nieśmiały uśmiech. Dopiero po chwili Jaejoong zdał sobię sprawę, że nie jest to dziewczyna, raczej kobieta nie wiele młodsza od niego, ale pełna dziewczęcego uroku i świeżości. Nie wiedział, dlaczego tak mocno przykuła jego uwagę. Nigdy nie interesowały go dziewczyny inne niż Azjatki, a ona na pewno nią nie była. Może był to sposób w jaki na niego patrzyła. W chwili, gdy tylko się pojawiła spojrzała mu prosto w oczy z takim smutkiem, że miał ochotę odwrócić twarz. Nie zwracała uwagi na nikogo innego, tak jakby byli na tej ogromnej sali tylko we dwoje.
- Nazywam się Magda, jestem Polką. Od dwóch lat mieszkam w Korei - powiedziała niskim, lekko zachrypniętym głosem, odpowiadając zapewne na pytanie, któregoś z jurorów.
- Co zaśpiewasz? - wszyscy spojrzeli na Jaejoonga. Był to pierwszy raz, kiedy odezwał się do uczestnika.
- To ostatnia piosenka, jaką skomponował mój zmarły mąż. Tekst pisał do ostatnich dni. Wiem, że zależało mu, żeby usłyszał ją jego przyjaciel, z którym kilka lat temu napisali jej refren. Dlatego tu jestem, choć może kiepska ze mnie wokalistka.
Jaejoong przełknął głośno ślinę i poczuł jak pocą mu się dłonie. Wzrok tej kobiety był tak intensywny, jakby samym tym spojrzeniem chciała mu coś powiedzieć.
Rozległy się pierwsze takty, a za chwilę jej głos. Jaejoong stwierdził, że ta Polka nie doceniała swojego talentu. Malowała swoim niskim, ciepłym głosem piękne pejzaże. Urzekła go ta piękna melodia i melancholijny tekst, który tworzyła umierająca osoba.
I wtedy to się stało. Serce Jaejoonga na chwilę stanęło, ściśnięte nieznanym mu do tej pory smutkiem. Powietrze nie chciało przedostać się do płuc przez zaciśniętą krtań. Wystarczyły dwa dźwięki, a poczuł, że sam umiera, bo to on je stworzył. To była ich melodia. Ostatnie kilka linijek, które napisali razem z Yoochunem...

- Przestań! - krzyknął czując, że po policzkach płynął mu łzy. To musiał być jakiś okrutny żart. Całe to zdarzenie nie mogło być prawdą. Co najwyżej pokręconym koszmarem.
Wybiegł z sali przesłuchań. Wszyscy w koło i tak mięli go za dziwaka, więc było mu wszystko jedno. Gnał przed siebie mijając zdziwiony tłum czekających na przesłuchanie. Zatrzymał się dopiero w jakimś ciemnym, cichym zaułku, tego przypominającego labirynt korytarza. Osunął się po ścianie, podkulił kolana i schował między nimi głowę, próbując uspokoić swój oddech przerywany przez spazmatyczny szloch.

- On nie chciał, żebyś wiedział. Żeby ktokolwiek wiedział. Wymusił na rodzinie, że nic nie powiedzą. Traktują to jak jego ostatnią wolę...
Poczuł jak jej ramie dotyka jego, kiedy opadła na podłogę obok niego.
- On was kochał. Ciebie i Junsu. Nie chciał, żebyście przez niego przestali robić to, co dla was najważniejsze.
Jaejoong płakał coraz głośniej. Dalej chciał wierzyć, że to wszystko mu się śni.
- Ja byłam uparta, choć mnie też chciał pozbyć się ze swojego życia. Ja jego nie pozbędę się swojego nigdy. Mam rocznego syna. Ma na imię Jaechun. Yoo uważał, że to bardzo zabawne imię.
Jaejoong poczuł jak kobieta wsuwa mu coś do ręki. Spojrzał na trzymane w dłoni zdjęcie, na którym chudy i blady, ale promieniejący radością Yoo tuli do piersi uroczego noworodka.
- Zmarł kilka dni później. Myślę, że czekał, żeby poznać syna.
Jaejoong spojrzał na siedzącą przy nim kobietę, ale nie był w stanie wydobyć z siebie słowa.
- Przepraszam... - wyszeptała - Znalazłam tą piosenkę dwa tygodnie temu i musiałam coś zrobić. Wiem, że Yoochun postąpił samolubnie, ale wybacz mu. Błagam... I wybacz mi, że przez cały ten czas, nie byłam w stanie go przekonać, żeby powiedział ci o wszystkim... Przepraszam Jaejoong. Musisz nam wybaczyć...
Jaejoong patrzył na kobietę, która co chwila ścierała z policzków niechciane łzy. Zastanawiał się ile musiała ich przelać przez krótki czas swojego małżeństwa. Ile ich przelała w jego miejsce. Przecież oboje kochali, wciąż kochają Yoochuna miłością zupełnie inną, ale równie mocną.
- Czy będę mógł go kiedyś zobaczyć... Jaechuna? - zapytał w końcu, czując jak drżą mu wargi. Ten chłopczyk, to wszystko, co pozostało mu po jego jedynym bracie. To nic, że nie łączyły ich więzy krwi, skoro byli sobie bliżsi niż nie jedno rodzeństwo. A teraz kiedy widział, jak siedząca przy nim kobieta uśmiecha się przez łzy delikatnie kiwa głową, stwierdził, że musi być silny. Ostatnie trzy lata żył nadzieją, że jeszcze kiedyś się spotkają. Teraz musiał nauczyć się żyć na nowo, w świecie bez swojego najbliższego przyjaciela. W końcu zawitała mu w głowie pews myśl.
- Nagrajmy razem tą piosenkę. To była ostatnia piosenka Yoochuna, ale niech dla nas będzie nowym początkiem...

niedziela, 6 kwietnia 2014

Punkt Widzenia Część XIV

w końcu się udało! Dziś rozdział gadany, mało akcji, ale dwa kolejne, już chyba ciekawsze pojawią się w najbliższych dniach~~! Ciągle piszę i wstawiam na telefonie więc jeżeli pojawią się jakieś paszkwile spowodowane formatowaniem, wybaczcie!

######

Punkt Widzenia Część XIV

W niedzielne poranki Harang zwykle nie mógł liczyć na wczesne spacery. Jego pan spał wtedy co najmniej do południa, albo do momentu, kiedy zdesperowany psiak wskakiwał mu na łóżko przypominając o swoich potrzebach. Tym razem było jednak inaczej. Nie wybiła jeszcze siódma, kiedy Yoochun kręcił się niespokojnie po salonie w poszukiwaniu smyczy. Odkąd zamieszkał z nim brat, często miał problemy ze znalezieniem rzeczy w miejscach im przeznaczonych. Dlatego nie miał skrupułów i mało delikatnie, za pomocą stopy, trącił śpiącego na kanapie chłopaka. Ten przekręcił się tylko na drugi bok, zrzucając z siebie kołdrę. To co Yoochun zobaczył pod nią, sprawiło, że stracił resztki cierpliwości.
- Gdzie z tymi brudnymi buciorami? - wydarł się tak, że i zmarłego poderwał by z grobu. Yoohwan uchylił tylko jedno oko, mrucząc coś niezrozumiale. Ten brak reakcji doprowadził starszego z  braci niemal do szewskiej pasji. Złapał Yoohwana za nogę i jednym zdecydowanym szarpnięciem ściągnął go z łóżka.
- Oszalałeś? - warknął całkiem już przytomny chłopak, rozcierając bark, który dopiero co zaliczył bolesne spotkanie z podłogą.
- Jeszcze raz połóż się w butach na mojej kanapie, wtedy dowiesz się co to szaleństwo! I bezdomność też poznasz!
- Jejku, Hyung! Trochę wypiłem z kolegami, wróciłem późno. Tak jakoś wyszło - mówiąc to Yoohwan ponownie usiadł na kanapie i spojrzał na zegarek ziewając przeciągle - To nie powód, żeby robić awanturę w środku nocy!

Yoochun zamknął oczy i skupił się na swoim oddechu, żeby nie dopuścić do całkowitego wybuchu. To, że braciszek nie potrafi ustawić kubków zgodnie z kolorem, wybaczył. To, że w szufladzie znalazł widelec w przegródce na pałeczki też był w stanie zaakceptować. Z lustrem ochlapanym pastą do zębów było ciężko, ale dał radę. Natomiast ten dzisiejszy wyskok z butami przekroczył już wszystkie granice. Postanowił jednak na razie mu darować. Miał inne problemy na głowie.
- Gdzie jest smycz? - wycedził w końcu przez zaciśnięte zęby.
- Przecież to ja mam wyprowadzać psa - zdziwił się Yoohwan.
- Dziś zrobimy wyjątek, więc powiedz mi gdzie jest ta cholerna smycz! - Yoochunowi było naprawdę ciężko zachować umiarkowany spokój.
- Na wieszaku przy drzwiach, pod moją kurtką.
Yoochun postanowił nie psuć sobie nerwów, więc przewrócił tylko oczami i bez słowa już uczepił psa na smyczy. Wychodząc trzasnął drzwiami dając upust swojemu poirytowaniu. Yoohwan nie wiele myśląc szybko ruszył za bratem.

- No i po co za mną leziesz? - zapytał Yoochun, kiedy spostrzegł drepczącego za nim chłopaka.
- Tak mnie ręka boli, że i już bym nie usnął. Więc wybrałem się na spacer.
- Wybierz się inną ulicą, proszę cię - Yoochun nie miał już siły na kłótnie.
- Hyung, co cię ugryzło?
Yoohwan dobrze wiedział, że jego brat ma swoje humorki, ale to zachowanie nie było normalne.
- Nie mogę wyjść z własnym psem na spacer?
Chun wiedział, że młody łatwo nie odpuści. Zawsze był upierdliwy i wścibski. Szczególnie, kiedy się go wkurzyło, a zwalenie go z łóżka w niedzielny poranek mogło wywołać taki efekt. Pisarz zmierzył brata badawczym wzrokiem, zastanawiając się czy może mu powiedzieć, co rzeczywiście go trapi. W końcu zmierzwił swoje włosy palcami i odetchną ciężko.
- Bo ja już w ogóle nie rozumiem kobiet - powiedział w końcu rozpaczliwie.
- Dała ci jakaś kosza, co? -Yoohwan zarechotał złośliwie.
- Żeby to było takie proste...
- Azjatki to są akurat proste w obsłudze! Amerykanki z resztą też. Za to za Europejkami nie idzie nadążyć. Rok spotykałem się z Czeszką i było ciężko. Tylko, że miała w sobie to coś - młody rozmarzył się, a Chun zastanowił się, jak to się stało, że nie miał pojęcia o życiu brata w Stanach.
- W każdym razie z Azjatką na pewno dasz sobie radę. Przecież do tej pory nie miałeś żadnych problemów - Yoohwan puścił do brata perskie oko i uśmiechnął się szeroko.
- Marysia jest Polką - Yoochun przybrał minę zbitego psa - Jest piękna, utalentowana, trochę szalona i wydaje się być taka namiętna...
- Wydaje się? - Yoohwan uniósł brwi zdziwiony.
- Pozwoliła mi się pocałować. W końcu mogłem ją przytulić i nie czuć się jak skończony kretyn.  I nawet nie zdajesz sobie sprawy, że można TAK całować!
Yoochun oblizał wargi, jakby szukając na nich pozostałości smaku ust dziewczyny. Poczuł dreszcz na samo wspomnienie jej palców przeczesujących jego włosy. Paznokci znaczących ślady na szyi. Opuszków delikatnie przesuwających się po karku.
- Hyung! Odpłynąłeś!
Chun ponownie zwilżył usta językiem i niechętnie wrócił do rzeczywistości. Dopiero wtedy zauważył, że dotarli już do mikroskopijnego, jedynego w okolicy parku. Spuścił Haranga ze smyczy i opadł na pobliską ławeczkę.
- Z tego, co mówisz nie wygląda to źle - stwierdził Yoohwan siadając obok brata.
- Tylko, że zaraz potem stwierdziła, że powinienem już iść. Ot tak. Bez żadnego tłumaczenia. Po czym jeszcze raz mnie pocałowała i odprowadziła do drzwi.
- Długo się znacie?
- Ze dwa miesiące. To dziewczyna, która robi ilustracje do mojej nowej książki.
- Może to dlatego, że formalnie jesteś jej szefem - Yoohwan wzruszył ramionami.
- To nie to, na pewno. Nasze relacje nigdy nie były czysto zawodowe. Ona mieszka z Jaejoongiem i Changmin, więc siłą rzeczy...
- A kiedyś dała ci w ogóle do zrozumienia, że ją interesujesz?
- Nie wiem - odpowiedział Chun z rozbrajającą szczerością.
- Jak to nie wiesz? - Yoohwan był naprawdę zaskoczony. Znał miłość swojego brata do kobiet i to jak bardzo lubił im imponować, a potem obserwować jak starają się zwrócić na siebie jego uwagę. Był pewien, że ten zawadiacki uśmiech zadziałałby na każdą kobietę, bez względu na narodowość.
- Bo widzisz Yoohwan-ah... - Chun wiedział, jak niedorzecznie zabrzmi to, co miał zamiar powiedzieć - Ja jeszcze wczoraj w południe byłem przekonany, że Marysia jest... Szczęśliwie zakochaną lesbijką.
Yoohwan prawie zadławił się własnym językiem śmiejąc się opętańczo. Jego brat przewrócił tylko oczami.
- Nie rżyj tak! To długa historia...
- Przepraszam Hyung... - chłopak z całych sił starał się utrzymać powagę - Trzymajmy się tego, że dała ci się pocałować. Jak dla mnie to coś znaczy, nawet u nieobliczalnych Europejek. Tylko Hyung... Jest coś jeszcze.
- Hmm? - mruknął Yoochun przyglądając się hasającemu między drzewkami Harangowi.
- Zależy ci na tej dziewczynie, prawda? - Yoohwan tak naprawdę nie musiał pytać. Pierwszy raz widział brata w takim stanie wywołanym przez kobietę.
- Yoohwan-ah... Ja za nią szaleję. Zwariowałem dla niej - mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.
- Więc za nim sam się zaangażujesz jeszcze bardziej i wciągniesz w to ją, ogarnij tą sprawę z twoim ślubem.
Yoochun spojrzał na chłopaka szeroko otwartymi oczami. Wydarzenia z ostatniego wieczoru sprawiły, że zupełnie o tym zapomniał. I znów powróciło, towarzyszące mu ostatnio niemal bez przerwy, uczucie wściekłości. Tym razem większe niż kiedykolwiek. Ojciec niszczy mu życie nawet zupełnie nieświadomie. Ale on na to nie pozwoli. Wyjaśni całą sprawę z Marysią. Pierwszy raz w życiu czuł się zakochany i nawet jeżeli dziewczyna jeszcze nie odwzajemnia tego uczucie, on zrobi wszystko, żeby to zmienić. A ten nieszczęsny ślub? Z tym poradzi sobie sam. Nie chciał wciągać Marysi w swoje rodzinne niesnaski.
Z takim postanowieniem uczepił psa na smyczy i ruszył w stronę domu. Yoohwan dreptał za nim, nie do końca rozumiejąc wesoły uśmiech, który rozjaśnił twarz brata.


- Zachciało ci się grać rycerza!
- A co miałem siedzieć jak ta lama i pozwolić, żeby cię prymityw obrażał!?
Gabi i Junsu stali na środku kawalerki chłopaka. Oboje z zaciętymi minami patrzyli sobie prosto w oczy, próbując złamać chęć walki przeciwnika.
- To mogłeś to zrobić w inny sposób. Ale nie, musiałeś grać macho! Moja dziewczyna i w gębę, no gratuluję!
Gabi dyszała ciężko. Dłonie zacisnęła w pięści tak mocno, aż pobielały jej kłykcie.
- Na początku nie narzekałaś!
- Nie myślałam, że przez twój wyskok przyjaciółka się na mnie obrazi. Dzwonie do niej od rana i ciągle nie odbiera.
- Dawno ci mówiłem, że powinnaś z nią porozmawiać! - Junsu zaczął już krzyczeć, nieco piskliwie, co dodatkowo wyprowadzało z uwagi jego dziewczynę.
- Dobrze wiesz, że to nie takie proste!
- Wtedy było proste, teraz z resztą też wystarczy po prostu porozmawiać!
- Jak ona nie chce, to co ja mam niby zrobić, geniuszu?!
- Zmuś ją?
- Jak?
- A tak!
Junsu niemal rzucił się na zdziwioną dziewczynę i mimo głośnych protestów chwycił ją i bezceremonialnie przerzucił sobie przez ramię. Po drodze do drzwi chwycił z biurka kluczyki od samochodu. Złapał breloczek zębami, tak żeby mieć większą swobodę ruchu.
Niosąc przez korytarz, windę, a później pól parkingu wierzgającą i krzyczącą Gabi, mężczyzna zwracał uwagę wszystkich napotkanych osób. Było mu to jednak absolutnie obojętne. Każdego pozdrawiał skinieniem głowy i z uśmiechem na ustach, który przez zwisające mu z buzi kluczyki wyglądał odrobinę groteskowo.

- Wsiądziesz po dobroci, czy mam cię związać? - zapytał kiedy dotarli do jego samochodu. Dziewczyna wciąż nie dawał rady się wyswobodzić.
- Wsiądę, tylko mnie w końcu puść!
Junsu spełnił prośbę dziewczyny i postawił ją na ziemi. Spojrzał jej w oczy uśmiechając się słodko.
- I nie próbuj uciekać, bo na pewno biegam szybciej od ciebie.
Z tymi słowami pocałował Gabrysię w czoło i pełnym nonszalancji gestem otworzył przed nią drzwi. Dziewczyna wydęła policzki, wsiadła do auta i zamaszystym ruchem zapięła pasy, po czym splotła ręce na piersi. We wszystkim, co robiła starała się wyrazić jak bardzo jest obrażona. Junsu zaś niewzruszony uśmiechnął się jeszcze szerzej i zatrzasną za nią drzwi. Mrucząc jakąś wesołą melodię zajął swoje miejsce i odpalił silnik.


Changmin z Jaejoongiem popijali kawę na kanapie w salonie. Obaj ubrani w powyciągane dresy i zwykłe T-shirty skakali po kanałach telewizyjnych w nadziei, że znajdą coś ciekawego. I jak to bywa w niedzielne południa, skończyli oglądając jakiś kiepski film. Jae i tak był bardziej zainteresowany opatrunkiem na swojej dłoni. Co chwila próbował zajrzeć pod bandaż. W końcu Changmin złapał go za rękę.
- Zostaw to w już!
- Ale widziałeś jak tam się śmiesznie kły odbiły?
- Miałem czas się przyjrzeć jak to przemywałem i zawijałem, wiesz?
Changmin był szczerze rozbawiony, kiedy rozdrażniony Jiji ugryzł swojego właściciela, gdy ten chciał zmusić go do zabawy. Kociak szybko nauczył się, że przycięte pazurki nie są już tak dobrą bronią, więc był zmuszony znaleźć jakąś alternatywę. Jednak kiedy okazało się, że te małe ząbki potrafią tak skutecznie przegryźć skórę, trochę się zaniepokoił. Wiedział, że z tym podejściem do Jiji, Jae już niedługo będzie cały w podobnych opatrunkach. Nie dość, że był urodzoną kaleką, to jeszcze sprawił sobie kota sadystę.

- Myślisz, że między Yoo i Maryśką to coś więcej? - Jaejoong zapytał po pewnym czasie, wciąż oglądając zabandażowaną rękę.
- Znów zaczynasz się bać, że stracisz pracę na dobre? - zakpił Min.
- Przecież wiesz, że nie o to chodzi...  Znamy się od niedawna, a Marysia jest dla mnie jak młodsza siostra, a Chun to mój przyjaciel. Martwię się o nich - chłopak spojrzał poważnie na Mina.
- Jaejoong, jeżeli chcesz znać moje zdanie, to szczerze, ci powiem, że nie wiem. Ale myślę, że wczoraj w jej pokoju raczej o pogodzie nie rozprawiali.
- Pewnie się całowali, jak później pod drzwiami...
- Kim Jaejoong, co ja ci mówiłem o podglądaniu!
Chłopak uśmiechnął się niewinnie do Changmina, który patrzył na niego z wyrzutem.
- Przecież wiesz, jak ciężko mi się powstrzymać - powiedział przymilnym głosem. Wiedział, że Min przygotowuje się do wygłoszenia jednego z tych swoich moralizatorskich kazań, więc starał się jakoś uratować. Ku jego radości w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Jaejoong niczym strzała popędził otworzyć.
- Marysia w domu? - zapytał Junsu, szczerząc się wesoło. Obok niego stała Gabi z miną ponurą, jak chmura burzowa.
- Jeszcze śpi, położyła się grubo po północy - wyjaśnił Jae, kiedy weszli do salonu. Su przywitał się ze wspólnikiem. Tylko Gabi, co w jej przypadku było podejrzane, nie odzywała się w ogóle.
- Idź do niej - powiedział Junsu teatralnym szeptem - Idź, albo sam cię zaniosę, a wiesz, że jestem do tego zdolny!
- Przecież idę, nie widać? - dziewczyna odpowiedziała nie ruszając się z miejsca. Wystarczyło jednak, że Su spojrzał na nią znacząco, a postanowiła spełnić jego rozkaz, jako, że prośbą nazwać tego nie mogła.

Najciszej jak potrafiła, bez pukania weszła do pokoju Maryśki. Gabrysia miała nadzieję, że jeżeli nie obudzi przyjaciółki uniknie konfrontacji, a Junsu przestanie na nią naciskać. Dlatego widząc zawiniętą w kołdrę, cicho pochrapujcą blondynkę, odwróciła się na pięcie i naciskając klamkę, chciała wrócić do salonu. Problem polegał na tym, że drzwi nie chciały ustąpić...

- Junsu, co ty robisz? - zapytał zdziwiony Changmin, patrząc na przyjaciela zapierającego się o drzwi pokoju Marysi
- Godzę dziewczyny - odpowiedział mężczyzna, jednocześnie dziękując bogu, że drzwi w tym mieszkaniu otwierają się do zewnątrz. Czując coraz mocniejszy nacisk, musiał wymyślić w jaki sposób na dobre zabarykadować wyjście.
- Dajcie tu kanapę!
- To chyba jakiś żart? - zapytał Changmin, mocno zniesmaczony zarówno pomysłem zamykania kogokolwiek w pokoju, jak i wizją przemeblowania w jego salonie.
- Min-ah! Nie marudź, tylko chodź mi pomóż!
Jaejoong już trzymał jeden brzeg kanapy, próbując ciągnąc ją po podłodze. Mężczyzna w lot pojął intencje Su i doszedł do wniosku, że będzie to lepsza zabawa, niż oglądanie telewizji. Changmin nie widząc innej drogi na uratowanie dobrego stanu drewnianego parkietu, był zmuszony pomóc Jaejoongowi przesunąć mebel. Nie minęło pięć minut, a jednego tarasującego drzwi Junsu zastąpiła kanapa, z trzema mężczyznami na niej siedzącymi. Przy czym tylko Min miał niezadowoloną minę i patrzył na pozostałą dwójkę wilkiem.

Gabi dokładnie słyszała głosy z salonu. Zaczęła mocniej szarpać klamkę, a za chwilę też walić pięścią w drzwi.
- Kim Junsu! Wypuść mnie natychmiast, albo uduszę cię gołymi rękami! Czy ty to rozumiesz?
- Mogę wiedzieć po jaką cholerę próbujesz rozwalić moje drzwi?
Maryśka siedziała na łóżku i sztyletowała spojrzeniem Gabrysię. Była niewyspana, a co za tym idzie, zła jak szerszeń po ataku na jego gniazdo. Grozę potęgował jej wygląd. Blada twarz, sińce pod oczami i włosy ułożone w dwa gustowne kołtuny. Gabi przełknęła głośno ślinę nie będąc w stanie wydać z siebie nawet słowa.
- Czekam na wyjaśnienia!
- Bo Junsu... Przeprosić chciałam. To on mnie przyniósł. Bo ja się bałam. I mnie zamknął. A potem kanapa.
Różowowłosa dziewczyna plątała się w zeznaniach żywo gestykulując.  Marysia ziewnęła potężnie, wyciągnęła się i podrapała po głowie. Dopiero wtedy zaczęła kojarzyć fakty.
- Czekaj, czekaj. O czym ty mówisz? Jaka kanapa?
Gabi wzięła kilka głębszych oddechów, starając się stworzyć bardziej składną wypowiedź.
- Junsu mnie zmusił, żebym tu przyjechała, bo od wczoraj ciągle mu wyrzucam, że przez niego jesteś na mnie zła. I chyba bał się, że ucieknę, bo najpierw sam trzymał drzwi, a teraz razem z Jae zastawili je kanapą. Ale to wszystki nie ważne! Przepraszam! - Gabi spojrzała żałośnie na przyjaciółkę.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy tu zamknięte na amen?
Gabi kiwnęła tylko głową.
- Jaejoong urwę ci głowę, jak mamę kocham - blondynka wydarła się po koreańsku. Zza drzwi odpowiedział jej jedynie radosny śmiech. Marysia skrzywiła się słysząc donośne rżenie Jae.
- No zabije gada, słowo honoru! Nawet Changmin mu nie pomoże - mamrotała do siebie przez dobrą minutę zanim przypomniała sobie o stojącej na środku pokoju Gabrysi.
- No tak! Zapomniałam, że miałam się na ciebie gniewać! - przybrała groźną minę, ale za chwilę jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- To... To znaczy, że wszystko ok? - spytała zaskoczona Gabi.
- Chodź tu wariatko!
Marysia zachęcająco odkryła skrawek łóżka. Gabryśka z uśmiechem na ustach skorzystała z zaproszenia. Wsunęła się pod kołdrę i przytuliła do przyjaciółki.
- Ale o to, że nie przyznałaś mi się, że złapałaś takie ciasteczko mam lekki żal.
Marysia przyglądała się bacznie Gabrysi, na twarzy której malowało się głębokie poczucie winy.
- Nie rób takiej miny, pewnie też bałabym się przyznać. Poza tym tyle się działo. No i wszystkie twoje winy odkupił Yoochun jednym pocałunkiem.
Maryśka zachichotała na samo wspomnienie. Gabi poderwał się do pozycji siedzącej i odwróciła w taki sposób, żeby widzieć twarz dziewczyny.
- Ja wiedziałam! On już dawno patrzył na ciebie, jak na coś do schrupania.
- Chyba chciał się zabrać do konsumpcji, więc go odprawiłam z kwitkiem.
Gabryśce chwilę zajęło pozbieranie się i uspokojenie dzikiego ataku śmiechu. Marysia zupełnie nie rozumiała jej rozbawienia. Dla niej to była bardzo poważna i złożona sprawa.
- Gabi! Wiem, że śliniłam się do niego odkąd tylko go zobaczyłam... Z czasem zaczęło mi na nim co raz bardziej zależeć. Tylko ja czułam się bezpiecznie udając lesbijkę.
Marysia widział w oczach wpatrzonej w nią przyjaciółki, że ta nie nadąża za jej tłumaczeniem. Musiała chwilę zastanowić się nad odpowiednim doborem słów, bo był to pierwszy raz, kiedy próbowała mówić głośno o swoich uczuciach do Yoochuna.
- Myślę, że mogłabym się w nim zakochać. Pociąga mnie, jak jeszcze nikt w moim życiu. Kiedy przytulał mnie, jak był pijany czułam, że mogłabym tak tkwić całe życie. Kiedy patrzy na mnie i uśmiecha się tak słodko miękną mi kolana, ale...
- Wybaczam ci, że nie wiedziałam, że gziłaś się z pijanym Yoochunem, bo ja też przecież też szczera nie byłam... - Gabrysia przerwała przyjaciółce, ale Marysia od razu wpadła jej w słowo
- Nie gziłam się!
- Jak zwał tak zwał - różowowłosa zniecierpliwiona zamachała ręką - Ja tu dążę do tego, że nie rozumiem jakie możesz mieć ale! Jemu na tobie zależy. Gdybyś go widziała jak tu wpadł, kiedy zemdlałaś! Szalał ze zmartwienia!
- Jackowi też podobno na mnie zależało - głos Marysi był przepełniony goryczą. Chyba pierwszy raz od burzliwego zerwania, wypowiedziała imię swojego byłego narzeczonego. Może to dlatego, że ostatnio jego wspomnienie co raz częściej pojawiało się w jej myślach. Nie tak łatwo przekreślić tyle lat życia. Był przy niej w najważniejszych chwilach jego chwilach. Ich związek był zbudowany na silnych fundamentach przyjaźni. Ufała mu jak nikomu innemu, bo potrafił sprawić, że czuła się bezpieczna. Aż do tego momentu, kiedy całe jej dotychczasowe życie i przyszłość, które zaczęła budować, runęły jan domek z kart. Od czasu śmierci ojca nie czuła się tak źle. Musiała szczerze przyznać, że nie wiele pamiętała z tamtego wieczoru. Wyrzuciła go z pamięci jak zły sen. Nie była nawet pewna, czy płakała, czy może krzyczała, kiedy nakryła Jacka w swoim pokoju w akademiku na upojnych chwilach z inną dziewczyną. Tą samą, która jeszcze tydzień wcześniej utrzymywał, że zaliczeniowy obraz Marysi jest kopią innej osoby. Nie wiedziała, czy Lee Shimhee zrobiła to z zemsty, że kiedy jej intryga wyszła na jaw władze uczelni zawiesiły ją na pół roku, czy po prostu czysta złośliwość. Maryśka nigdy nie zrobiła nic, co mogłoby wywołać jawną niechęć jaką okazywała jej Shimhee.  Faktem jednak było, że zmagała się z nią praktycznie od samego przyjazdu do Korei. Na szczęście miała wsparcie Gabrysi, Jacka, a szybko też zaprzyjaźniła się z Jinwoo, który na początku był po prostu ich opiekunem, jako studentów z wymiany. Może to dlatego tamtego wieczoru poczuła się podwójnie zdradzona. Straciła swojego mężczyznę i przyjaciela. Kiedy Jacek wyjechał, po wielu próbach zyskania przebaczenia od dziewczyny, miała nadzieję, że szybko o nim zapomni. Poza tym w jej życiu tak wiele się działo. Przeprowadzka, nowa praca, nowi ludzie, którzy tak szybko stali się dla niej niemal rodziną i on. Pojawił się Yoochun. Taki przystojny, czarujący, zabawny, inteligentny. Był jak ideał wyjęty wprost z jej marzeń...
- Maryśka! Czy ty mnie słuchasz? - Gabi trąciła zamyśloną dziewczynę - Mówię, że ten kretyn nie ma tu nic do rzeczy. Zapomnij o nim!
- Uwierz, że moje uczucia do Jacka zgasły już dawno. Ciągle jest ta nostalgia, ale tego pewnie nie pozbędę się nigdy - blondynka westchnęła cicho - Tylko teraz się boję. Jak mogę zaufać komuś, kogo znam nie całe trzy miesiące?
- Nie przekonasz się jeżeli nie spróbujesz - na twarz Gabi wpłyną znaczący uśmieszek - Więc daj mu się przynajmniej przelecieć!
Maryśka prawie zadławiła się własną śliną. Wytrzeszczyła oczy na przyjaciółkę i wpatrywała się w nią z szeroko otwartą buzią, aż w końcu przetrawiła usłyszane przed chwilą słowa.
- Gabrielo! O czym ty do mnie mówisz!
Głos dziewczyny był tak przepełniony zgorszeniem, że różowowłosa wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Tyle lat się ze mną przyjaźnisz, a nadal takie z ciebie niewiniątko. Nie wiem, co zrobiłam źle - Gabi przybrała protekcjonalny ton, co tylko pogłębiło tylko rumieniec na twarzy Marysi.
- Nie pójdę do łóżka z pierwszym lepszym - wybąkała zawstydzona.
- A jaki tam z niego pierwszy lepszy. Toć to już swój misiaczek jest!
Maryśka czuła, że musi zmienić temat, bo twarz paliła ją żywym ogniem i obawiała się, że zaraz cała stanie w płomieniach. Wtedy jej wzrok padł na leżącą na biurku książkę, którą przysłała jej siostra. Dopiero wtedy przypomniała sobie dlaczego nie mogła usnąć do rana.
- Po waszym wyjściu w nocy zadzwoniłam do mamy, żeby się uspokoić...
- Mówisz to tonem jakby nie pomogło - Gabrysia zmarszczyła brwi.
- Bo nie pomogło, ale przynajmniej wiem skąd Zośka miała mój adres - Marysia skrzywiła się nieznacznie na myśl o siostrze.
- Twoja mama dała jej twój adres? Oszalała?
Marysia skarciła przyjaciółkę ostrym spojrzeniem.
- Ze zdrowiem psychicznym mojej mamy wszystko w porządku, dzięki za troskę! Myślisz, że Zośka zwróciła by się do niej bezpośrednio? Skontaktowało się z nią wydawnictwo taty. Fakt, że mogła się domyślić... W końcu po co im mój adres. Ale mama jak zwykle okazała się troszkę naiwna.
- Przynajmniej wiemy, po kim to masz - Gabi pokazała język przyjaciółce. Marysia pominęła tą uwagę milczeniem.
- Chciałabym tylko wiedzieć, po co Zośka zadała sobie trudu.
Gabi dobrze wiedziała ile trudu kosztuje jej przyjaciółkę zachowanie opanowanego tonu, dlatego spojrzała na nią współczująco. Marysia jako mała dziewczynka marzyła o tym, że kiedyś pozna swoją starszą siostrę, o której tyle słyszała od ojca. Potrafiła mówić o niej bez przerwy, a będąc nastolatką ciągle malowała jej portrety, na podstawie zdjęc jakie pokazywał jej tata, wyobrażała sobie jej dorosłą wersję. Teraz zaś przekonywała się, że siostra nawet w ułamku nie odwzajemnia tych uczuć. Gabrysia wiedziała, że ten temat zawsze przygnębia Marysię.
- Chodźmy zrobić krwawą łaźnię tym patałachom za drzwiami, co? - różowowłosa mrugnęła, uśmiechając się zadziornie.
- Ale musi być totalna masakra - blondynka zaśmiała się upiornie.
- Musimy ich podejść!
Gabrysia podeszła do drzwi i gestem przywołała Marysię.
- Junsu-yah! Skarbie, dziękuje! - powiedziała na tyle głośno, żeby panowie za drzwiami mogli dokładnie usłyszeć.
- Jaejoong-oppa! - zawołała Maryśka, od razu łapiąc intencję Gabi. Przypomniało jej się jak jej współlokator narzekał, że żadna dziewczyna od czasów liceum nie zwracała się do niego w ten sposób. Wiedziała, że musi to wykorzystać.
- Oppa! Jesteś genialny! - ciągnęła słodkim głosikiem - Ty też Junsu! Bez was nie pogodziłyśmy się tak szybko.
Zza drzwi dobiegło ich szuranie, potem dyszenie, kilka przekleństw, a na koniec głośny łomot i krzyk Changmina. Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i Marysia nacisnęła klamkę. Drzwi ustąpiły natychmiast. Przyjaciółki wpadły do salonu i rzuciły się na Jae i Su, mszcząc się za barykadę. Changmin zaś klęczał przy kanapie i oglądał ją z każdej strony, żeby upewnić się, że po tym jak została bezceremonialnie rzucona na swoje miejsce, aby na pewno nie ucierpiała.