poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Punkt Widzenia Część XXIV

Cześć XXIV


Dwaj mężczyźni siedzieli na kanapie ze spuszczonymi głowami. Obaj rzucali pełne obawa spojrzenia na blondynkę, która w furii krążyła po pokoju. Kiedy tylko napotykali jej wzrok ponownie zwracali oczy ku podłodze. Starszy po kilku minutach postanowił się odezwać.
- Marysiu!
- Milcz Yoochun! Dla własnego dobra.
- Ale noona... - drugi zrobił żałosną minę.
- Ty też, Yoohwan-ah! - Stanęła naprzeciwko nich i oskarżycielsko wskazywała palcem to jednego to drugiego – Jesteście... Bezczelni! Wydaje wam się, że jesteście tacy sprytni, tacy błyskotliwy. Tylko, że moje życie nie jest waszym poligonem doświadczalnym, na którym możecie testować swoje wątpliwe zalety! Jeszcze raz zrobicie coś bez mojej zgody.... Jeszcze raz...
Poczuła, jak pod powiekami zbierają jej się łzy bezsilności. Zrzuciła z nóg szpilki, które ciągle miała na sobie, wsunęła wygodne baleriny i zawołała psa. Przypięła Harangowi smycz i bez słowa wyszła z mieszkania. Pozwoliła, żeby to jej towarzysz wybrał kierunek spaceru. Kiedy dotarli do pobliskiego parku, opadła zrezygnowała na ławkę. Pozwoliła psu buszować po okolicy bez smyczy, ale on wyjątkowo nie chciał się od niej oddalać. Położył łeb na kolanach dziewczyny i przyglądał jej się swoimi brązowymi oczami. Marysia zatopił palce w sierści na jego karku.
- Harang-ah, twój pan jest strasznym idiotą, wiesz? Zresztą jego brat też. Jak oni mogli mi to zrobić?
Zwierzak szczeknął cicho.
- Myślisz, że chcieli dobrze? Szkoda tylko, że im nie wyszło.
Westchnęła i przytuliła się do psa. Było już po dwudziestej drugiej, ale po parku wciąż krążyli ludzie, spacerujące pary, biegacze, czy po prostu przechodnie. Każdy zwracała uwagę na białą, blondwłosą kobietę, mówiącą do swojego pupila w jakimś dziwnym języku. Ona natomiast była całkowicie zatopiona we wspomnieniach ostatnich kilku godzin.

Szok na twarzy Zośki, szybko zastąpił krzywy uśmiech.
- W co ty pogrywasz? - zapytała siostrę.
- Ja nic nie wiedziałam... To znaczy, o książce taty wiedziałam. Ale nie wiedziałam, że tu będziesz... Chciałam wyjaśnić, ale Yoochun... Nie gniewaj się.
Mówiły po polsku, więc nikt nie mógł ich zrozumieć.
- Nie wiedziałam, że jesteś taka cwana – Zośka spojrzała na nią z pogardą – Wiedziałam, że ci zależy na tych bzdurach, ale żeby aż tak?
- Jakich bzdurach?
- To najgorsza książka naszego tatusia – ostatnie słowo niemal wypluła tonem przepełnionym niechęcią. Marysia poczuła niemiłe ukłucie sercu. Oczy zaczynały jej wilgotnieć, ale nie chciała robić scen.
- Wyjdźmy na taras, proszę. Porozmawiajmy.
- Nie wiem, czy mamy o czym, ale skoro nalegasz.
Głos starsze z sióstr był przepełniony kpiną. Maryśka starała się zachować spokój i ruszyła do wyjścia. Yoochun chciał iść za nią, ale wystarczyło jedno ostre spojrzenie, żeby zrezygnował z tych zamiarów.

- Jeżeli myślisz, że mnie przechytrzyłaś, to się mylisz, dziewczynko.
Zośka odezwała się pierwsza, po długiej chwili krępującej ciszy. Marysia nie mogła zrozumieć, dlaczego głos jej siostry był tak przepełniony ironią. Nie rozmawiały od lat i dziewczyna miała nadzieję, że kiedy wszystkie emocje związane ze śmiercią ojca opadną, będą mogły się w końcu dogadać.
- Nie chciałam, żeby tak wyszło. Uwierz. - zaczęła powoli, dokładnie studiując twarz stojącej przed nią kobiety. Jej krzywy uśmiech i zwężone oczy nie pozwalały jej się skupić, ale starała się być dzielna. - Zosiu, kiedy zobaczyłam te książkę, ja... Nie powinnaś była. To było dla mnie za wiele. Wiedziałaś, jakie to było dla mnie ważne.
Zośka upiła łyk wina z trzymanego w ręku pękatego kieliszka.
- Dlatego ją wysłałam.
Jej uśmiech był tak zimny, że Maryśka mimowolnie się wzdrygnęła.
- Mi też się coś należy! - starsza warknęła cicho, ale bardzo nieprzyjemnie – Ty byłaś ukochaną córeczką tatusia, miałaś wszystko.
- Nie miałam siostry...
- Bo on zapomniał, że ma dwie córki!
- To ty nigdy nie odpowiadałaś na listy! - Marysi drżał głos, ale robiła wszystko, żeby się nie rozpłakać.
- Bo nie było na co odpowiadać. Nie było żadnych listów. Matka czasem pokazywała mi artykuły z polskich gazet. Wybitny pisarz i jego idealna rodzina. Nikt nie pamiętał, że on miał już rodzinę, o której zapomniał.
Z każdym słowem kobieta mówiła głośniej i zbliżała się do siostry. Złapała ją za ramię i ścisnęła mocno, czerpiąc satysfakcję z widocznego bólu, jak jej sprawiała.
- Cokolwiek chcecie zrobić ze swoim kochasiem, nie pozwolę wam na to.
Uśmiechnęła się szeroko i wylała resztę wina na sukienkę Marysi, po czym pewnym krokiem opuściła przyjęcie.

Dziewczyna spojrzała na zaschniętą już plamę na dekolcie i zaśmiała się gorzko. Nie tak wyobrażała sobie rozmowę z Zośką. Myślała, że będzie w stanie powiedzieć coś więcej, bardziej składnie, z większym sensem. Skończyło się zaś na tym, że stała jak głupia gąska i słuchała jej wyrzutów. Po wszystkim nawet nie wiedziała w jaki sposób znalazła się w mieszkaniu. Była jak w transie, pamiętała tylko, że ta urocza dziewczyna, która była z Yoohwanem cały czas trzymała ją za rękę, a ona o dziwo nawet nie zapytała o jej imię. A może ktoś je sobie przedstawił, a ona tego nawet nie odnotowała.

Poczuła na ramieniu delikatny dotyk i wiedziała, że ktoś koło niej usiadł.
- Masz siniaka, zrobiła ci krzywdę... - Yoochun powiedział cicho, a ona spojrzała najpierw na niego, a potem na swoją rękę.
- To nic, nic się nie stało.
Wstała z ławki i chciała odejść od mężczyzny, ale on stanął za nią i objął w pasie przyciągając do siebie.
- Stało się. I to przeze mnie. Marysiu, przepraszam. Nigdy więcej cię nie zawiodę. Obiecuję.
Dziewczyna obróciła się w jego ramionach i wtulając twarz w jego ramię pozwoliła płynąc tak długo wstrzymywanym łzom.
- Ona mnie nienawidzi. Moja własna siostra mnie nienawidzi. Dlaczego to tak boli, Yoochun-ah?
Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko gładził ją delikatnie po plecach i kołysał lekko. Spodziewał się, że spotkanie tych dwóch kobiet będzie trudne. Te kilka czysto biznesowych spotkań z Zośka wystarczyło, żeby nabrał przekonania o jej trudnym i tak odmiennym od siostry charakterze. Nie był jednak przygotowany na taki obrót sprawy, na takie okrucieństwo z jej strony. Teraz jednak nie chciał o niej myśleć, by skupić całą swoją uwagę, na kruchej istocie, która tak ufnie wtulała się w jego ramiona. Mimo tego, jak bardzo ją zawiódł, tej złości jaka jeszcze niedawno płonęła w jej oczach, pozwalała mu na bycie blisko. Pocałował ją w czoło i zmusił, żeby spojrzała na niego.
- Chodźmy do domu. Yoohwan na pewno się niepokoi.
W odpowiedzi skinęła tylko głową. Mężczyzna zabrał od niej smycz i przywołał Haranga, który teraz radośnie merdał ogonem biegając dookoła. Zadowolony, że jego państwo już się nie kłócą, pozwolił poprowadzić się w stronę domu.

Szli powoli, objęci, zatopieni w kojącej ciszy. Marysia spojrzała na mężczyznę u swojego boku i uśmiechnęła się do siebie. Nie mogła uwierzyć, że nie potrafi się na niego gniewać. Za to co zrobił powinna kazać mu błagać o przebaczenie przez co najmniej tydzień. Problem w tym, że nie mogła, bo potrzebowała jego bliskości, jego dotyku, po prostu jego. Kochała go, a teraz była tego pewna, jak jeszcze nigdy przedtem.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytał unosząc brew w zaciekawieniu. Dziewczyna pokręciła tylko głową.
- Yoochun, kim była ta dziewczyna z Yoohwanem? Była dla mnie taka miła. Myślę, że tylko dzięki niej jeszcze żyjecie.
Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Nazywa się Jang Eunji. Od jakiegoś czasu jest sąsiadką Jae i Changmina. Nie wiedziałem, że młody ją zna. Sam spotkałem ją raz, kiedy się wprowadzali, pomogłem jej spacyfikować tego różowego pacana – Yoo skrzywił się na samo wspomnienie. W głowie Marysi zaś zapaliła się mała, ale jasna żaróweczka.
- Różowy pacan powiadasz... Poznałam kogoś, kto idealnie pasuje do opisu, jak odwiedziłam ostatnio Jaejoonga. Jang Geunsuk, chyba tak się przedstawił.
- To on! Jest jej kuzynem... A nasz Yoohwan-ah chyba jej chłopakiem. Czym sobie zasłużył na zaszczytne miano pacana twoim zdaniem?
- Groził mi wezwaniem policji, za zakłócanie spokoju – powiedziała ze śmiechem, widząc gniew na twarzy Yoochuna. Postanowiła zmienić temat.
- Mama jeszcze nie wróciła?
- Nie. Dzwoniła i powiedziała, że będzie jutro – uśmiechnął się znacząco.
- Park Yoochun, o czym ty myślisz? - zachichotała niekontrolowanie.
- Mama jest dorosła, prawie wolna – mrugnął do dziewczyny zawadiacko – Niech się bawi! A co z Gabrysią?
- Jest w Daegu do końca tygodnia. To warsztaty dla najlepszych na roku – powiedziała z dumą, bez cienia zawiści.
Yoochun przytulił dziewczynę mocniej do swojego boku.
- Młody pojechał do Eunji, pewnie też nie wróci – wymruczał dziewczynie do ucha. 
- Przecież mówiłeś, że będzie się martwił... Yoochun, coś kręcisz.
- Chciałem cię mieć jak najszybciej w domu - powiedział prosto w jej usta.
Byli już w swoim apartamentowcu i właśnie zamykały się za nimi drzwi windy. Harang przekręcił głowę w lewo przyglądając się państwu, którzy objęci byli tak mocno, że zdawali się być jedną osobą. Oderwali od siebie usta dopiero, kiedy winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Spojrzeli sobie w oczy z uśmiechami na ustach i wciąż w szczelnym uścisku ruszyli w stronę mieszkania. Pies nie był pocieszony, że zapomnieli mu odpiąć smycz. Pan był zbyt zajęty rozpinaniem sukienki pani, a ona jego koszuli. Miał nadzieję, że jeszcze uda mu się zwrócić ich uwagę, ale wtedy pan porwał panią w ramiona i zaniósł do ich pokoju zatrzaskując drzwi przed zwierzakiem. Harang zaskomlał cicho, ale ponieważ nie przyniosło to spodziewanego rezultatu wrócił do salonu i zwinął się w kłębek, zapadając w sen.

Changmin był spięty, jak zwykle kiedy wracał do domu w ostatnich dniach. Teoretycznie pogodził się z Jaejoongiem, ale między nimi pojawiła się bariera, jakby ściana zbudowana z niedomówień. Niewidzialna, ale bardzo dobrze wyczuwalna. Spędzali wspólnie wieczory, starali się rozmawiać, ale nie tak jak wcześniej. Nie tak, jak przed pojawieniem się Geunsuka. Dlatego teraz wchodząc do budynku skierował się na klatkę schodową zamiast do windy. Chciał odwlec moment spotkania z Jae do maksimum, bo widząc go nie wiedział, co ma robić. Był bezradny i zagubiony, a to stanowczo nie były jego ulubione uczucia. Chciał być racjonalny, ale przy Jae to nie było możliwe, bo ten facet już od przeszło dziesięciu lat mąci mu w głowie.
Jego irytacja rosła z każdym przemierzanym stopniem, choć cel był przecież zupełnie inny. Śmiech, który słyszał z każdym krokiem coraz wyraźniej też nie pomagał. Bo jak ktoś mógł być taki radosny, kiedy on przechodził najgorsze dni w swoim życiu.
Zatrzymał się nagle, kiedy rozpoznał ten śmiech, a także drugi, towarzyszący mu głos. Poczuł jak wściekłość przesłania mu wzrok i w kilku susach pokonał brakującą odległość. Biegiem wpadł na swoje piętro i bez zbędnych wstępów złapał swojego sąsiada i największe utrapienie za koszulkę i z całej siły uderzył go w twarz. Geunsuk upadł nieprzytomny, ale mężczyzna rzucił się na niego, gotowy zamordować gada. Powstrzymał go mocny uścisk w pasie.
- Shim Changmin, do jasnej cholery, co ty wyprawiasz? - Jaejoong krzyczał prosto do jego ucha – Przecież on miał się dziś oświadczyć swojej dziewczynie! Jak to zrobi w takim stanie.
Min nagle przestał się wyrywać. Obrócił się i z dziwnym wyrazem twarzy przyglądał się swojemu chłopakowi.
- Dziewczynie? Oświadczyć? On ma dziewczynę?
Jae patrzył na niego, jak na wariata, a on jak mantrę powtarzał ciągle te same słowa.
- No a co w tym dziwnego?
- No bo on... Wy... Ja myślałem, że ty – Changmin jąkał się strasznie, więc zamiast mówić, przycisnął mężczyznę do ściany i pocałował namiętnie – Kocham Cię, Jae – wyszeptał gdy na chwilę oderwał się od jego ust. Tamten na początku nie protestował, stęskniony za takimi pieszczotami, ale po chwili przypomniał sobie o Geunsuku.
- Kociaczku, zabiłeś nam sąsiada! I co teraz będzie z moją autorską wystawą?
Jaejoong uklęknął obok leżącego mężczyzny i próbował go cucić.
- Wystawy? Jakiej wystawy? To dlatego spędzasz z nim tyle czasu?
- Chciałem ci zrobić niespodziankę – mężczyzna spojrzał na Mina, który kręcił głową w niedowierzaniu i śmiał się cicho – Co ty sobie, Kociaczku mój kochany, wyobrażałeś?
- Chyba myślał, że próbuje mu cię odbić – odezwał się zachrypniętym głosem Geunsuk, który oparł się na łokciach i przyglądał swoim sąsiadom z uśmiechem. Fakt, bolała go szczęka, będzie miał sińca i czuł się fatalnie, ale to nie było dla niego w tamtej chwili ważne.
- Min-ah! Byłeś o mnie zazdrosny... To dlatego?
Jaejoong na początku poczuł złość, nie mógł uwierzyć, że jego ukochany może wątpić w jego wierność. Przeszło mu od razu, kiedy tylko spojrzał mu w oczy, teraz patrzące na niego niepewnie. I pierwszy raz widział na jego policzkach rumieniec.
- Przepraszam Jaejoong-ah, naprawdę przepraszam – Changmin wyciągnął dłoń do sąsiada i pomógł mu wstać – Ciebie też przepraszam, głupio wyszło. Nie wiem, co mnie napadło.
- Nie ma o czym mówić! Dam sobie jakoś radę – złapał się za policzek i skrzywił lekko – Ale dalibyście mi jakiś okład, zanim moja śliczna buźka całkiem spuchnie!
Mężczyzna zrobił żałosną minę zbitego szczeniaka.
- Chodźmy do nas...
Changmin mówił cicho, ciągle zawstydzony, a Jaejoongowi uśmiech pełen satysfakcji nie schodził z twarzy.
Młody architekt wciąż zawstydzony przygotował zimny okład dla sąsiada, któremu w zastraszającym tempie rosła opuchlizna pod okiem.
- Nie widziałem jej od pół roku, a teraz wyglądam... Wyglądam jak kotlet mielony.
Geunsuk wrócił do swojego zwyczajowego, pretensjonalnego tonu, ale z twarzy nie chodził mu uśmiech.
- Może pomyśli, że w końcu ma prawdziwego mężczyznę.
Jae przewrócił oczami, słysząc ironię w głosie Mina. Wszystko wracało do normy.

Młoda kobieta z niewielką walizką stała na dworcu autobusowym. Wpatrywała się w tablicę z rozkładem jazdy, ale nie widziała, co jest na niej wyświetlona. Pogrążona w myślach nie zwracała uwagi na otaczający ją świat. Nie mogła uwierzyć, że dała się tak podejść. Jej misternie prowadzone intrygi w jednej chwili rozsypały się jak domek z kart. Nie wierzyła, że pozwoliła sobie na utratę czujności, ale jednak stało się. Najlepszy dowód ściskała właśnie w dłoniach. Pomięta koperta pełna zdjęć jej i Yunho. Lee Shimhee nie wiedziała, jak to możliwe, że podczas tamtego spotkania z mężczyzną nie zauważyła, że jest śledzona. I co gorsze, nie był to pierwszy raz. Kiedy Park senior zimnym głosem kazał jej się spakować, nie mogła pojąć co się stało. Wtedy podał jej zdjęci i z kamiennym wyrazem twarzy opowiedział, jak słyszał ich rozmowę i wynajął detektywa. Nie tłumaczyła się, nie miał to sensu. Zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i wciągu pół godziny znalazła się na ulicy, pierwszy raz od dawna nie mają żadnego planu. Zawsze była zdana tylko na siebie, ale teraz nie chodziło tylko o nią, ale też o dziecko. Musiała wyjechać z dala od Yunho. Na wuja nie mogła liczyć, wściekłby się, gdyby dowiedział się o jej ciąży. Została jej tylko jedna możliwość. Westchnęła i ruszyła do kasy, kupić bilet do miejsca, z którego uciekła pięć lat wcześniej. Marzyła o luksusowym życiu w wielkim mieście, światowym życiu. Od tego czasu ani razu nie zadzwoniła, nie wysłała ani jednego listu. Teraz nie widziała innego wyjścia. Czas zapomnieć o dumie, o ambicjach. Przegrała. Tylko na myśl kołatała jej w głowie, kiedy znalazła miejsce w autobusie, który miał zabrać ją do rodzinnej wioski.

Pani Park była pewna, że to spotkanie będzie dla niej trudniejsze. Jednak obecność męża nie była dla niej wcale krępująca. Od kiedy wyrzucił ją z domu, miała dużo czasu by spojrzeć na ich związek z dystansem. Mimo to nie myślała, że tak łatwo uda jej się przezwyciężyć uczucie niższości, które przy nim odczuwała. Pierwszy raz od trzydziestu lat czuła się wolna, musiała tylko tę wolność sformalizować. Przesunęła dokumenty, które do tej pory spoczywały przy jej filiżance, w stronę mężczyzny. Przyjrzał się im i uśmiechnął krzywo.
- Co to ma być? - syknął cicho, nie chcąc zwracać uwagi innych gości restauracji.
- Byłam pewna, że umiesz czytać – odpowiedziała przesadnie uprzejmie.
- Słuchaj, rozwód jest już nieaktualny. Tamtej dziewczyny już nie ma.
- To mnie nie interesuje, mój prawnik już przesłał odpowiednie dokumenty, ale możemy jeszcze zdążyć załatwić to polubownie.
- Nie wygłupiaj się. Potrzebujesz mnie – mężczyzna czuł, że traci grunt pod nogami.
- Poprawka, to ty potrzebujesz mnie. Twoja reputacja jest już wystarczająco zszargana, głośny rozwód tylko pogorszy twoją sytuację.
- Nie masz prawa mi grozić. Beze mnie jesteś nikim.
- Bez ciebie mam szansę w końcu stać się kimś. Masz tydzień na podjęcie decyzji.
Kobieta upiła ostatni łyk kawy i wstała od stolika, by z podniesioną głową wyjść z restauracji. Wiedziała, że na parkingu czeka na nią jej starszy syn i w dużej mierze to tej świadomości zawdzięczała swoją pewność siebie. Nie odwróciła się nawet by spojrzeć na mężczyznę, z którym tak długo dzieliła swoje życie. Nie mogła więc widzieć całej palety emocji, które malowały się na jego twarzy. Szok, niedowierzanie, rozczarowanie, złość, gniew... i niepewność. Wciąż jednak brakowało tam skruchy.

Recepcjonistka w siedzibie wydawnictwa należącego do rodziny Parków już dawno nie miała tak ciężkiego dnia. Nic nie szło po jej myśli, a teraz na dodatek ten wredny babsztyl postanowił popsuć jej humor do reszty. Kojarzyła ją. Wiedziała, że miała ostatnio kilka spotkań z prezesem i jego bratem, ale tego dnia nie było jej na liście gości. Młody pan Park miał bardzo napięty grafik, więc uprzejmie poinformowała blondynkę, że może ją umówić pod koniec następnego tygodnia. I właśnie wtedy rozpętało się piekło. Została obrażona, wnioskując z tonu głosu, w co najmniej trzech językach, a babsko wpadło w prawdziwą furię. Miała już prosić o interwencję ochronę, kiedy w holu pojawili się prezes i jego brat. Wtedy atak przeniósł się na nich, a oni mimo to wydawali się idealnie rozluźnieni.
- Pani Zofia, cóż panią do nas sprowadza – Yoohwan nie potrafił ukryć chytrego uśmieszku – Dokumenty są już zatwierdzone przez polską stronę, jeżeli chciała pani to potwierdzić.
- Potwierdzone? - wycedziła przez zaciśnięte zęby – To nic nie znaczy! Anuluję naszą umowę.
- Ależ szanowna pani, nie rozumiem tej reakcji. Sama pani przecież przyznała, że kontrakt jest sprawiedliwy. Poza tym chyba pamięta pani paragraf dotyczący warunków jego zerwania.
Zośka gotowała się ze złości. Zapomniała o tym fragmencie. Wtedy wydawał jej się taki nieistotny. Nie myślała, że sporawy mogą przybrać taki obrót, ale ci dwaj jak najbardziej zabezpieczyli się na taką ewentualność.
- Nie pozwolę, żeby ilustrację tej małej szmaty znalazły się w tej książce, rozumiecie?
Yoochun do tej chwili stał z boku, nie chcąc się angażować. Teraz jednak nie mógł się powstrzymać.
- Ona jest twoją siostrą! - rykną, nie zważając, że przyglądają im się jego pracownicy - Z tego co wiem, jedyną jaką masz! Nigdy w życiu nic ci nie zrobiła, a ty zachowujesz się, jakbyś za coś się na niej mściła. Odpuść w końcu.
- To, że jesteś jej kochasiem, nie znaczy, że możesz mnie pouczać.
- Jesteś... - miał kilka obelg na końcu języka, ale przełknął je z trudem – Zniknij z jej życia, albo porozmawiaj z nią bez jakiś chorych uprzedzeń. I wiedz jedno, nic już nie wskórasz w ramach tej umowy. Nie marnuj więc ani swojego, ani tym bardziej naszego czasu. A teraz żegnam.
Yoochun wyminął wściekłą kobietę nie zaszczycając jej już nawet przelotnym spojrzeniem. Yoohwan pomachał jej radośnie, czym jeszcze bardziej ją rozsierdził i ruszył za bratem. Zośka stała w holu jeszcze kilka chwil, nie wiedząc jak powinna zareagować. Zaczerwienione ze złości policzki piekły ją, a pod powiekami poczuła łzy bezsilności. Musiała przyznać, że przegrała, ale nie miała zamiaru pozwolić, żeby ta historia tak się skończyła.

- Co piszesz? - Marysia starała się zajrzeć przez ramie siedzącego na kanapie mężczyzny, ale ten szybko zamknął laptopa.
- Niespodzianka.
- Oj, Yoochun-ah, no powiedz – wymruczała mu do ucha siadając koło niego, ale był nieugięty – Oppa! - zawołała słodkim głosem, ale nie uzyskała oczekiwanego efektu. Pisarz odłożył komputer na pobliski stolik i przyciągnął dziewczynę do siebie. Pocałował ją w odkrytą szyję.
- Wiesz, jak na mnie działa, kiedy tak do mnie mówisz?
Zaśmiała się.
- Jak, oppa?
- Nie drażnij się ze mną – warknął i ugryzł ją w miejsce, które dopiero co pocałował. Dziewczyna pisnęła, po czym szybko odnalazła jego usta swoimi. Oboje byli tak zaabsorbowani sobą, że nie usłyszeli, kiedy ktoś wszedł do salonu. Dopiero ciche kaszlnięcie i stłumiony śmiech sprawiły, że oderwali się od siebie.
- Nie no, nie przeszkadzajcie sobie, już zmykamy – Yoohwan prawie dusił się ze śmiechu, a zawstydzona Eunji patrzyła w podłogę. Marysia schowała twarz w zagłębieniu szyi swojego faceta i zaśmiała się cicho, skrępowana. Tylko Yoochun wydawał się niewzruszony zaistniałą sytuacją.
- Mama jest u prawnika, myślałem, że ty też się zmyłeś na jakiś czas.
- Idziemy na kolację z Geunsukiem...
- I jego narzeczoną! - dodała szybko Eunji. Miała nadzieję, że taka forma przedstawienia kuzynowi jej chłopaka, pozwoli uniknąć niepotrzebnych scen.
- To ta sierota ma narzeczoną? - Chun uniósł brew w niedowierzaniu.
- Hyung! - Yoohwan chciał skarcić brata, ale wtedy usłyszał śmiech swojej dziewczyny.
- Ja też nie mogłam uwierzyć, że jakaś kobieta z nim wytrzymuje. Ale kiedy poznałam Emmę... Z resztą kiedyś na pewno wszyscy się przekonacie.
- Nie jest Koreanką? - zainteresowała się Marysia.
- W połowie, ale do tej pory mieszkała w Australii. Tam poznali się z Geunsukiem. Długo ją namawiał, żeby przyjechała do Seulu, a kiedy tylko się zgodziła kupił jej pierścionek. Nie mogę sobie wyobrazić ich wesela... - znowu zaśmiała się do siebie – To będzie szaleństwo.
Yoochun spojrzał na swoją kobietę, która zatopiła się w rozmowie z Eunji. Przegryzł dolną wargę, jak zawsze, kiedy bił się z myślami. Podjął już decyzję, ale bał się. Ta kobieta przewróciła jego życie do góry nogami, zmieniła go, zmieniła jego priorytety. Spojrzał na swój komputer. Był pewien, że powstające pierwsze zdania nowej powieści zawdzięcza właśnie jej. To dla niej dorósł i nie czuł już potrzeby pisania dla dzieci. W jego głowie już od jakiegoś czasu pojawiał się te pomysł, ale nie mając jej przy boku pewnie nigdy się nie zdecydował na jego realizację. Kiedy skończy pierwszy rozdział pokaże go jej. Mówiła, że lubi kryminały, więc zostanie jego pierwszym krytykiem. Chciał, żeby było tak z każdą książką, którą odtąd napisze.
- Yoochuna-ah! Ktoś dzwoni, otwórz drzwi – z zamyślenia wyrwał ją głos Marysi i dopiero wtedy usłyszał dzwonek. Cmoknął ja w policzek i wstał z kanapy.
Wrócił trzymając w ręku średniej wielkości paczkę.
- Dla ciebie – podał pakunek blondnce.
- Od mamy! - wykrzyknęła z ekscytacją – Dzwoniła przedwczoraj, że wysłała.
- Coś ważnego? - zapytała Eunji. Marysia tylko pokiwała głową i zabrała się za rozrywanie papieru.
- Co to? - do salonu wrócił Yoohwan, zmagając się z krawatem.
- Są laminowane, będzie ciężko przenieść je na komputer – wyciągnęła z koperty pierwszy rysunek i przyjrzała mu się krytycznie.
- To do książki twojego taty? - kiedy padło pytanie, Marysia zaskoczona spojrzała w oczy Eunji – Przepraszam, po przyjęciu Yoohwan opowiedział mi o wszystkim.
- Nie tylko.
Dziewczyna wyjęła z paczki plik związanych różową wstążką kopert i przyjrzała im się z dziwnym smutkiem w oczach.
- To wszystkie listy, które razem z tatą wysyłaliśmy do Zosi. Wracały z adnotacją „adresat nieznany”. Jej matka nigdy nie poinformowała go, że się przeprowadzili. Chce je jej pokazać.
- Marysiu, to nie ma sensu... - Yoochun próbował zaprotestować, ale dziewczyna uciszyła go skinieniem głowy.
- Pojedź tam ze mną jutro. Proszę, Yoochun-ah.
Mężczyzna westchnął ciężko, ale skinął głową, poddając się.








wtorek, 25 sierpnia 2015

Punkt Widzenia Część XXIII

Nabrałam tempa @_@ aż sama jestem zaskoczona! Jeszcze tylko 2-3 rozdziały i... koniec.
Pozdrawiam,
Yoru

Część XXIII


Zofia Jasińska lubiła wygrywać, szczególnie jeżeli wygrana miała zwiększyć ilość zer na jej koncie. A negocjacje z panami Park stanowczo mogła uznać za sprawę wygraną. Dlatego w wyśmienitym humorze wstała dziś z łóżka i zeszła do hotelowej restauracji. Tylko godziny dzieliły ją od złożenia podpisu na lukratywnym kontrakcie, a to oznaczało, że już niedługo będzie mogła wrócić do Europy. Miała już tylko jeden cel, musiała spotkać się ze swoją młodszą siostrzyczką. Ta gąska dobrze się schowała, ale Zośka była pewna, że uda jej się ją znaleźć. Wiedziała, że Marysia już niedługo wraca do Polski i nie zdąży zobaczyć książki na półkach koreańskich księgarni. Chciała więc pochwalić jej się kontraktem. Czy robiła to z czystej złośliwości? Pewnie tak, bo sama dobrze nie wiedziała, dlaczego przypiekanie siostrze tak ją bawiło. Nie było w tym nic głębszego... Wmawiał sobie to od zawsze, odkąd matka powiedziała jej, że ojciec ma nową córkę i teraz zapomni o niej całkowicie. Miała rację, od tego momentu nie dostała ani jednego listu, ani jednego telefonu. A skoro ona nie mogła mieć ojca za jego życia, Maryśka nie dostanie nic po jego śmierci.

W porze lunchu weszła do największego seulskiego wydawnictwa z triumfem wypisanym na twarzy. Kilka uprzejmości, dwa podpisy, uściśnięcie dłoni i po wszystkim. Była już w drodze powrotnej do windy, kiedy usłyszała, jak ktoś woła ją po imieniu. Obejrzała się powoli, a przed nią stał już młody pan prezesik, Park Yoochun. Obdarzyła go szerokim uśmiechem, ale nie umknęło jej uwadze, że jego mina była dużo bardziej powściągliwa.
- Chciałem pani to dać. - powiedział po angielsku, ze śmiesznym akcentem, ale zupełnie zrozumiale. Pierwszy raz porozumiewali się bez tłumacza, więc z zaciekawieniem spojrzała na kopertę, którą trzymał w wyciągniętej dłoni.
- A cóż to takiego? - zapytała z nutką kokieterii.
- Za kilka dni wydajemy przyjęcie z okazji premiery mojej najnowszej książki. O ile mi wiadomo, będzie pani wtedy jeszcze w Korei. Czułbym się zaszczycony, gdyby zechciała pani przyjść.
Kobieta przyjrzała się zaproszeniu, po czym skierowała spojrzenie na Yoochuna.
- Z przyjemnością panie Park. Z ogromną przyjemnością.
Uśmiechnęła się do niego zalotnie i już bez oglądania za siebie wsiadła do windy. Mężczyzna zaś odetchnął głęboko. Obawiał się, że jego spokojna zwykle kobieta, może mu za ten pomysł urwać głowę. Tym bardziej, że zamierzał postawić ją przed faktem dokonanym.

Jaejoong złapał łyk kawy, patrząc na swój najnowszy obraz krytycznie. Odstawił kubek i musnął pędzlem w kilku miejscach. Znów oddalił się kilka kroków od sztalugi i po chwili na jego twarz wpłynął wyraz całkowitego samozadowolenia. Był tak zaabsorbowany, że nie usłyszał skrzypnięcia otwieranych drzwi, ani cichych kroków zmierzających w jego stronę. Dopiero, kiedy silne ramiona oplotły go w tali, a do nozdrzy dotarł zapach znajomych perfum, zauważył, że nie jest sam.
- Pracuję, Kociaczku – mruknął i zwinnie wyswobodził się z objęć Changmina.
- Zrób sobie przerwę, kupiłem wino i zamówiłem kolację, z twojej ulubionej restauracji.
- Min-ah, naprawdę nie mogę. Obiecałem Geunsukowi, że na jutro ten obraz będzie skończony.
Jae w ramach przeprosin chciał pocałować swojego ukochanego, ale tym razem to on się odsunął.
- Jasne, przecież ten nienormalny hipis jest najważniejszy.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i wyszedł z pracowni trzaskając drzwiami. Jae poszedł za nim, chcąc w końcu zrozumieć jego zachowanie. Odkąd zaprzyjaźnił się z nowym sąsiadem Min był nie do poznania. Oddalali się od siebie, a on nie wiedział, co mu umyka.
- O co ci do jasnej cholery chodzi? - krzyknął wchodząc do sypialni. Changmin prychnął tylko w odpowiedzi i uśmiechnął się krzywo, ale Jaejoong nie miał zamiaru dać się zbyć. - Odpowiedz!
- Jak potrzebujesz rozmowy, to idź do swojego nowego, cudownego przyjaciela!
Changmin poderwał się z łóżka i podszedł do mężczyzny, którego spojrzenie ciskało teraz pioruny.
- On nie ma tu nic do rzeczy!
- Oprócz tego, że cały czas poświęcasz jemu, a ze mną nawet nie chcesz zjeść jednej durnej kolacji!
- To ty nie masz dla mnie czasu! - Jae krzyczał do pleców Changmina, który złapał marynarkę i wyszedł do salonu.
- Wyobraź sobie, że ja pracuje! - młodszy mężczyzna warknął w odpowiedzi. Zabolało, bo Jaejoong zawsze podejrzewał, że Min nie traktuje jego zajęcia do końca poważnie.
- Ja też... - odpowiedział cicho.
- Nie wydaje mi się.
Changmin wsunął na nogi buty i złapał klamkę.
- Dokąd idziesz?
- Do biura. Nie czekaj na mnie, prześpię się na kanapie.
Nie oglądając się za siebie wyszedł z mieszkania. Jaejoong podszedł do drzwi i kopnął w nie z całe siły, po czym opadł na podłogę. Wmawiał sobie, że łzy, których coraz więcej spływało po jego policzkach, są spowodowane bólem stopy.

Junsu od pamiętnej rozmowy z Marysią był... Tak naprawdę sam nie potrafił opisać targających nim emocji. Uczepił się jej pomysłu, jak ostatniej deski ratunku i nie dopuszczał do świadomości możliwości niepowodzenia. Musiało się udać. Bez Gabrysi nic nie było na swoim miejscu. Mieszkanie, które tak długo było jego prywatnym królestwem, teraz wydawało mu się za duże i puste. Małe i duże sukcesy w pracy były bez znaczenia, bo nie miał z kim się nimi podzielić. Poranna kawa w ulubionym miejscu też nie smakowała tak, jak powinna, bo znów przy swoim stoliku siedział sam. Dlatego ostatnio więcej czasu spędzał w pracy. Kiedy był zajęty, nie miał czasu myśleć i ten stan stanowczo mu odpowiadał. Tego dnia przytłoczony nieznośną ciszą, jaka panowała w domu, również postanowił spędzić wieczór nad stołem kreślarskim. Zdziwił się, widząc już z ulicy, że w biurze palą się światła, ale nie spodziewał się tego, co zastał po wejściu do środka.
Na podłodze, opary o kanapę siedział Changmin. Błękitną koszulę miał rozpiętą pod szyją, rękawy podwinięte, a w ręku trzymał butelkę soju. Junsu omiótł pomieszczenie wzrokiem i bez trudu zauważył, że jego wspólnik wlał w siebie o wiele więcej alkoholu. Podszedł do niego i złapał go za ramię, nie pozwalając wypić kolejnego łyka. Min podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela z nieprzytomnym uśmiechem.
- Junsu-yah, chcesz? Napij się, tobie też to dobrze zrobi. Nic tak nie leczy z miłości, jak picie, serio.
Mężczyzna wyciągnął rękę z butelką do góry. Su zabrał mu ją i odstawił poza zasięg jego wzroku. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ostatnio, jego przyjaciel zachowywał się inaczej. Był ciągle rozdrażniony, niechętnie wracał do domu. Musiał mieć problemy, a znalazł jeszcze czas na to, żeby pomagać jemu.
- Chodź Changmin... Jedziemy do domu.
- Ja już nie mam chyba domu, wiesz? Jae mnie nie potrzebuje.
Junsu pierwszy raz słyszał swojego wspólnika, tak zrezygnowanego. Nie zważając na jego protesty pociągnął go za ramię i siłą poprowadził do drzwi.
- Jedziemy do mnie, dobrze?
- Wszystko mi jedno, Su, zupełnie wszystko jedno.

Marysia szła w stronę swojego starego mieszkania. Po krótkiej, ale rzeczowej telefonicznej rozmowie z Junsu, wiedziała, że Jaejoong nie powinien być sam. Czuła się źle, bo nie zauważyła, że jej bliscy przyjaciele mają kłopoty. Bała się tej konfrontacji, ale chciała pomóc. Rękę schowaną w kieszeni zaciskała na swoim kluczu, ale postanowiła użyć go tylko w ostateczności.
Zapukała, a kiedy to nie dało żadnego rezultatu, nacisnęła dzwonek.
- Oppa! Otwórz! Wiem, że tam jesteś i nie odejdę dopóki mi nie otworzyć.
Traciła nad sobą panowanie. Martwiła się o tego kretyna. Wiedziała, że jest wrażliwy i kłótnia z ukochanym na pewno źle na niego wpłynęła.
- Do jasnej cholery! Kim Jaejoong, daję ci pięć minut i wchodzę, czy ci się to podoba, czy nie.
Stała zniecierpliwiona, co jakiś czas pukają do drzwi. Do momentu, aż ktoś złapał ją za nadgarstek.
- Szanowna pani, proszę nie zakłócać spokoju moim sąsiadom. Jeżeli będzie trzeba nie zawaham się zadzwonić po policję.
Maryśka odwróciła się wściekła i wyrwała rękę z uścisku mężczyzny. Spojrzała na niego z niechęcią. Prychnęła widząc długie włosy z różowymi końcówkami, które tak bardzo kontrastowały z jego głębokim, męskim głosem. Bez odpowiedzi wyciągnęła z kieszeni klucz.
- Co pani wyprawia?
- Wchodzę do mieszkania przyjaciół, do którego, jak pan widzi, mam klucz! A poza tym, co to pana w ogóle obchodzi!? Proszę mnie zostawić!
Mężczyzna zauważył, że dziewczyna jest zdenerwowana, a wręcz spanikowana.
- Jest pani przyjaciółka Jaejoonga? Jestem Jang Geunsuk, sąsiad. Coś się stało?
- Maria Jasińska, przyjaciółka. Nie pana sprawa, do widzenia.
Blondynka zatrzasnęła drzwi przed jego nosem.

- Jaejoong-oppa! - weszła do salonu, ale odpowiedziała jej tylko cisza.
- Jiji-yah, gdzie jest twój pan?- zapytała, biorąc na ręce kota, który łasił się do jej nóg. Trzymając go w ramionach, po ciuchu otworzyła drzwi do sypialni przyjaciół. Odetchnęła z ulgą widząc mężczyznę śpiącego na środku łóżka. Na nocnej szafce stało kilka opróżnionych puszek po piwie. Maryśka westchnęła i usiadło koło Jae. Pogłaskała go po głowie i schyliła się, żeby pocałować go w czoło.
- Moje biedactwo... Co się stało? - zapytała, patrząc w jego twarz. Była pewna, że płakał.
Chciała wyjść do kuchni, ale wtedy poczuła, jak przyjaciel zaciska dłoń na jej koszulce, nie pozwalając jej wstać.
- Nie zostawiaj mnie samego.
Dziewczyna położyła się na łóżku, a Jaejoong przytulił się do niej, jak małe, przestraszone dziecko. Gładziła go po włosach nie wiedząc, co powiedzieć. Dopiero po kilku minutach ciszę przerwał jego głos.
- Wiesz... Myślę, że Changmin mnie już nie kocha.
- To niemożliwe! Nie ma nawet takiej opcji, oppa.
- Robię wszystko, żeby mu dorównać. On zawsze był we wszystkim lepszy. Bardziej ambitny. Nie chcę, żeby musiał się mnie wstydzić. Jego rodzina nie akceptuje jego... Nas. Dlatego tak się staram, ale on tego nie widzi. Przygotowuję dla niego niespodziankę. Chcę, żeby był ze mnie dumny, ale on... - przerwał na chwilę i odetchnął kilka razy. Marysia była pewna, że próbuje powstrzymać łzy – On nie traktuje mnie poważnie.
Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. Była pewna, że Jae nie ma racji. Changmin nie był najbardziej wylewnym mężczyzną na świecie, ale w każdym spojrzeniu, w każdym drobnym geście okazywał miłość do swojego partnera. Nie wiedziała, co mogło ich tak poróżnić, ale nie chciała się wtrącać. Postanowiła ich wspierać, ale to oni musieli znaleźć rozwiązanie swoich problemów. Miała tylko jedną radę.
- Po prostu porozmawiajcie, co? Pamiętaj, że jesteście zaproszeni na przyjęcie Yoochuna. Mam nadzieję, że będziecie tam obaj.
- Jeżeli tylko on wróci – wyszeptał, po czym zapadła cisza. Usnął szybko, uspokojony miarowym oddechem swojej przyjaciółki i dotykiem jej dłoni ciągle przeczesującej kosmyki jego włosów.

Lee Shimhee siedziała sama w luksusowym mieszkaniu. Lubiła takie wieczory. Przynajmniej sama przed sobą nie musiała udawać, że jest szczęśliwa ze swoim partnerem. Ten związek traktowała, jak zwykłą inwestycję, nic więcej. Kolejny raz przeglądała dokumenty, które dał jej Yunho. Marzyła o kieliszku wina, ale wystarczyło, że położyła rękę na delikatnie zaokrąglonym brzuchu, a bez problemu zadowalała się wodą. Nie pozwoli, żeby temu dziecku stała się jakaś krzywda i uczyni jego życie lepszym niż było jej.
Chwyciła telefon i wybrała dawno nieużywany numer.
- Spotkajmy się. W moim starym mieszkaniu za godzinę.

Yunho stał nonszalancko oparty o ścianę przy drzwiach, jednak jego opanowanie było tylko pozorne. Targały nic emocje tak sprzeczne, że było to prawie niemożliwe. Nienawidził tej kobiety, a z drugiej strony nie mógł doczekać się, aż ją zobaczy. Słysząc stukot jej obcasów za plecami, zamknął oczy i próbował uspokoić swój oddech. Minęła go bez słowa i otworzyła drzwi. Weszła do środka nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Zanim ruszył za nią policzył w myślach do dziesięciu. Dopiero wtedy udało mu się przybrać obojętny wyraz twarzy. Nie dane było mu go jednak utrzymać, bo kiedy tylko przekroczył próg kobieta zatrzasnęła za nim drzwi i obejmując za szyję pocałowała głęboko. Objął ją i zapomniał o nienawiści, kiedy zrywając z siebie ubrania zmierzali w stronę tak dobrze znanej im sypialni.

- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, kiedy leżeli przytuleni, a ich oddechy uspokoiły się nieco.
- Nie wiem, o co ci chodzi – wymruczała zamykając oczy.
- Po prostu chcę zrozumieć, dlaczego jesteś tu teraz ze mną, skoro i tak do niego wrócisz.
Poczuł jak Shimhee zesztywniała. Odwróciła się plecami do mężczyzny.
-Yunho – zająknęła się, kiedy poczuła, dłoń spoczywającą na jej brzuchu – Yunho, tak po prostu będzie lepiej. Moje dziecko będzie miało wszystko, co najlepsze.
Może robił się miękka, może to hormony, ale czuła, że należą mu się wyjaśnienia.
- Nasze dziecko nie będzie miało ojca.
- On będzie dobrym ojcem.
Poczuła, że Yunho odsuwa się od niej i wstaje. Ubierał się szybko unikając jej spojrzenia.
- Powiedz coś – poprosiła cicho.
- Nie poddam się Shimhee. Nie jestem milionerem, nie dam wam wielkiego domu i nieskończonych wygód, ale nie poddam się. Pierwszy raz w życiu mam, o co walczyć. Teraz wszystko zależy od ciebie.
Wyszedł z sypialni, a za chwilę usłyszała dźwięk zamykanych drzwi. Ukryła twarz w poduszce i pierwszy raz od dawna rozpłakała się. Kiedy w końcu udało jej się uspokoić spojrzała na zegarek i zaczęła w pośpiechu zbierać swoje rzeczy. Jednak nie mogła odmówić sobie szybkiego prysznica. Wychodząc z łazienki poczuła się już znacznie spokojniejsza. Przed wyjściem przejrzała się w lustrze i z ulgą zauważyła, że udało jej się przybrać swoja zwyczajową maskę chłodnej obojętności. Schodząc na parking starała się zapomnieć o wydarzeniach ostatnich godzin. Była tak skupiona, że nie zauważyła podążającej za nią postaci z aparatem fotograficznym w ręku,

- Wyglądasz pięknie.
Yoochun z błyskiem w oku patrzył na kobietę, która właśnie okręciła się zalotnie na środku salonu. Miała na sobie wrzosową sukienkę do kolan, z głębokim, ale eleganckim dekoltem. Dziewczęca kokarda pod biustem podkreślała jej szczupłą talię. Niżej, rozkloszowana spódnica układała się w miękkie fałdy. Sam dół przyozdobiony był skrawkami materiału, układającymi się w kwiatowy wzór. Na nogach miała wysokie szpilki w tym samym kolorze, wycięte na palcach. Całości dopełniała delikatna, srebrna biżuteria.
Marysia podeszła do Yoochuna i uśmiechnęła się lekko, gdy mężczyzna założył za jej ucho niesforny kosmyk włosów, ułożonych w pozornie niedbałego koczka. Zarumieniona spojrzała na swoje stopy.
- Twoja mama chyba przesadziła z tymi butami – powiedziała cicho – Nie jestem przyzwyczajona...
Przerwał jej delikatnym pocałunkiem.
- Jeżeli będą ci przeszkadzać, będziemy mieć pretekst, żeby wyjść wcześniej. Wtedy będziesz mogła pozbyć się butów... - nachylił się do jej ucha, muskając je ustami – Możemy wtedy pozbyć się też innych części garderoby.
Dziewczyna zadrżała słysząc ton jego głosu, ale wiedziała, że nie ma teraz czasu na kontynuowanie rozpoczętej przez niego gry, więc dzięki resztkom silnej woli odepchnęła go delikatnie od siebie. Roześmiała się widząc jego naburmuszoną minę.
- Przepraszam Misiaczku, ale naprawdę musimy się śpieszyć. Jesteś gościem honorowym i nieelegancko byłoby się spóźnić.
Widząc, że tłumaczenie nic nie daje, przyciągnęła go do siebie i wpiła w jego usta. Pierwszy raz nie musiała wspinać się na palce i stwierdziła, że szpilki nie są takie złe. Z trudem udało jej się oderwać od Yoo, który ciągle trzymał ją mocno w objęciach. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Jeżeli będziesz dzisiaj grzecznym misiem, czeka cię nagroda – wymruczała i cmoknęła go szybko w usta. Korzystając z chwili jego nieuwagi, wyswobodziła się z jego objęć i ruszyła do drzwi, kołysząc zalotnie biodrami.
Mężczyzna zmierzwił swoje włosy, mając ochotę wyrwać je sobie wszystkie. Jego misterny plan, nagle przestał wydawać mu się taki genialny.
- Gratuluję Yoochun-ah, nie masz mózgu... - szepną do siebie zanim poszedł za dziewczyną.

Pani Park, jako matka prezesa czuła się w obowiązku dopięcia przygotowań przyjęcia na ostatni guzik. Wcześniej robiła to samo jak żona prezesa i musiało zostać jej to we krwi. Nigdy jednak nie przynosiło jej to tak wiele satysfakcji. Może dlatego, że robiła to dla swojego ukochanego syna, a nie męża, z którym była tylko z obowiązku i przyzwyczajenia. Nigdy wcześniej nie witała gości z tak pięknym i szczerym uśmiechem na twarzy. Ci, którzy ją znali, byli zaskoczeni jej wyraźnie dobrym humorem. Plotki o rozpadzie małżeństwa Parków rozniosły się w towarzystwie w tempie błyskawicy i każdy spodziewał się raczej dobrej miny do złej gry, a nie zaraźliwego uśmiechu i kaskad dobrego humoru.
Kiedy minęła dziewiętnasta kobieta zaczęła niecierpliwie spoglądać na zegarek. Obaj jej synowie byli już spóźnieni, a w takim wypadku to nią spadała konieczność szukania im wymówki. Odetchnęła z ulgą, kiedy w drzwiach stanął Yoochun, trzymając za rękę Marysię. Była zachwycona dziewczyną, ubraną w sukienkę, którą razem wybrały. Wybranka jej syna za nic w świecie nie chciała kupić tych pięknych szpilek, ale w końcu skapitulowała i teraz wyglądała obłędnie, a w jej oczach najlepiej, ze wszystkich pań na przyjęciu.
- Gdzie Yoohwan? - zapytała, gdy para podeszła by się przywitać.
- Dzwonił jakiś czas temu, powiedział, że się spóźni, ale nie wiem jak bardzo.
Zanim kobieta zdołała wyrazić swoje niezadowolenie z postawy młodszego syna, Yoo i Marysia zostali porwani przez gości chcących porozmawiać z gwiazdą wieczoru. Zdążyła jeszcze spytać o Gabrysię, zanim zniknęli w tłumie.
- Nie mogła. Wystawa – rzuciła szybko blondynka.
Mężczyzna z nieukrywana dumą przedstawiał swoją partnerkę, nie ukrywając przy tym, że piękna ilustratorka jest jego kobietą. Ona czuła się niepewnie, pierwszy raz towarzysząc mu na publicznej imprezie. Wiedziała przecież, z kim się wiąże, pamiętała też czasy, kiedy jej rodzice wychodzili na bankiety organizowane przez wydawnictwo ojca. Mimo to, peszyły ją błyski fleszy i ciekawskie spojrzenia. Ucieszyła się, kiedy z grona podstarzałych biznesmenów wyciągnął ich Jaejoong. Z uśmiechem przeprosił dżentelmenów, tłumacząc, że sam nie miał jeszcze okazji pogratulować autorowi i swojej następczyni na posadzie ilustratora. Pociągnął ich w stronę naburmuszonego Changmina, który na widok przyjaciół nieco się rozchmurzył. Marysia uśmiechnęła się szeroko widząc, że mężczyźni trzymali się za ręce. Nikt z nich nie zwrócił uwagi na nowego gościa.

Yoohwan nie potrafił przestać się uśmiechać. Szedł z dumnie podniesioną głową, a na jego ramieniu opierała się najcudowniejsza kobieta na świecie. W eleganckiej, zielonej sukni i włosami ułożonymi w miękkie fale wyglądała jak gwiazda filmowa. Prawił jej komplementy całą drogę i nie miał zamiaru przestać przez całą noc. Jego Eunji tak słodko się rumieniła, kiedy była zawstydzona. Dopiero przy wejściu był zmuszony oderwać od niej wzrok, słysząc, jak ktoś woła go po angielsku.
- Panie Park! Proszę poczekać.
Skrzywił się słysząc charakterystyczny akcent, ze słowiańskim zaśpiewem. Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się uprzejmie, zanim odwrócił głowę. Zmiana, jak w ciągu kilku sekund zaszła w jego wyrazie twarzy zaintrygowała Eunji. Spojrzała w stronę, z której dobiegło wołanie. W ich stronę szła niska blondynka ubrana w krótką, ale wytworną czarną sukienkę. Obcasy jej czerwonych szpilek stukały o chodnik, a dziewczyna poczuła, jak Yoohwan chwyta ją za rękę i ściska mocno, jakby szukając w niej oparcia.
- Dobry wieczór, pani Zofio. Brat wspominał, że o zaproszeniu. Cieszę się, że postanowiła pani skorzystać.
- Nie mogłam odmówić sobie wieczoru w miłym towarzystwie.
Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała znacząco na Eunji. Yoo szybko się zreflektował i przedstawił sobie obie panie. Kiedy w końcu otworzył drzwi zapraszając je do środka, czuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Zrównał się z kobietami i ponownie złapał dłoń swojej towarzyszki. Nachylił się i pocałował ją w policzek.
- Zajmij ją czymś na pięć minut. Muszę uprzedzić brata, że zaczynają się kłopoty.
Odszedł od dziewczyny, zatapiając się w tłumie gości. Eunji była zdezorientowana, ale miała zaufanie do chłopaka i postanowiła spełnić jego prośbę. Tłumaczyć każe mu się później.

Yoohwan zauważył Yoochuna w drugim końcu sali. Mężczyzna obejmował Marysię w talii i widocznie brylował w towarzystwie, bo po każdym jego komentarzu skupione wokół niego osoby wybuchały śmiechem. Szybkim krokiem podszedł do niego i złapał go za ramię.
- Gdzieś ty był, mama się o ciebie... - Starszy z braci nie zdążył dokończyć, bo Yoohwan zbliżył się do niego i powiedział kilka zadań ściszonym głosem. Marysia widziała, jak na czoło jej partnera marszczy się, a z ust znika uśmiech. Wiedziała, że stało się coś niedobrego.
- Dobrze młody, daj mi jeszcze chwilę.
Yoohwan zniknął tak nagle, jak się pojawił.
- Przepraszam państwa, ale obowiązki gospodarza wzywają. Musimy przywitać nowych gości.
Ukłonił się lekko i pociągnął Maryśkę w stronę stolika z szampanem.
- Możesz być zła, za to, co zrobiłem, ale razem z Yoohwanem doszliśmy do wniosku, że tak będzie dla ciebie najlepiej – zaczął powoli, a zmarszczka na jego czole ciągle się pogłębiała.
- Nie strasz mnie. Powiedz, po prostu, co znowu wymyśliliście?
Dziewczyna zaczynała się denerwować. Tych dwóch wariatów, zawsze stawiało ją przed faktem dokonanym, ale patrząc na ich miny, domyśliła się, że tym razem może nie być tak miło jak dotychczas.
- Zaprosiliśmy tu twoją siostrę.
Powiedział to szybko, z zamkniętymi oczami, jakby bojąc się ataku z jej strony. Kiedy nic się nie wydarzyło spojrzał na dziewczynę, która wpatrywała się w niego, zupełnie nieruchoma.
- Co zrobiliście? - wykrztusiła w końcu.
- Jest tu twoja siostra. Wiedzieliśmy, że chcesz się z nią spotkać i uznaliśmy, że to będzie najlepsze miejsce. Z nami w pobliżu, na neutralnym gruncie.
- Mogłeś mnie, do jasnej cholery uprzedzić! - Marysia wpatrywała się w Yoo z dziką furią płonącą w oczach – Potraktowałeś mnie, jak głupią smarkulę, za którą trzeba planować życie.
Nie chciała robić sceny, więc przybliżyła się do niego. Mówiła cicho, ale ton miała tak lodowaty, że mógłby zmrozić wszystkie siedem piekielnych kręgów.
- Kochanie, ja... - Yoochun nie wiedział, co powiedzieć, zaskoczony zachowaniem kobiety.
- Nie przerywaj mi – syknęła przez zaciśnięte zęby – Tłumaczyłam ci już, że nie musisz chronić mnie przed życiem. Sama doskonale daję sobie radę. Nie decyduj za mnie nigdy więcej, rozumiesz?
Marysia odetchnęła głęboko kilka razy i złapała mężczyznę za rękę.
- Chodź, miejmy to już za sobą.
Yoochun ze spuszczoną głową ruszył za dziewczyną. Dawno nie czuł się tak podle, ale wiedział, że musi przybrać teraz dobrą minę do złej gry.
Maryśka zauważyła swoją siostrę. Uśmiechnięta rozmawiała z Yoohwanem i nieznaną jej dziewczyną, którą chłopak obejmował. Zatrzymała się tak nagle, że jej chłopak wpadł na nią.
- Ciągle jestem zła, ale proszę, nie puszczaj mojej ręki, nawet na chwilę – poprosiła słabym głosem.
Splótł ich palce i teraz to on ruszył przodem. Przywołał na twarz delikatny uśmiech.
- Dobry wieczór. Miło tu panią widzieć.
Zośka spojrzała na pisarza. Wymieniła z nim kilka grzeczności, ale nie mogła oderwać wzroku od jego dłoni, na której zaciskała się druga, kobieca. Towarzyszka pisarza stała schowana za nim, tak że nie mogła zobaczyć jej twarzy.
- Może przedstawi mi pan swoją partnerkę? - zapytała nie mogąc powstrzymać wrodzonej ciekawości.
- Moja dziewczyna i ilustratorka mojej najnowszej książki... Ale przecież panie się doskonale znają, prawda Marysiu?
Yoochun jednym zgrabnym ruchem zmienił ich pozycję. Teraz to on stał za dziewczyną, wciąż trzymając jej dłoń.
- Cześć Zosiu.
Starsza z sióstr Jasińskich pierwszy raz w życiu nie wiedziała, co powiedzieć.



wtorek, 18 sierpnia 2015

Punkt Widzenia Część XXII

Nie było mnie tu długo... Całe mnóstwo zawirowań osobistych i zawodowych odciągnęło mnie na jakiś czas od pisania. Muszę jednak stwierdzić, że jest to dla mnie najlepszy sposób na stres. Poza tym, tej historii jest już tak blisko do końca, że aż wstyd kończyć ją w tym momencie. 
Ten rozdział może być niespójny... Pisałam go w końcu prawie rok.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania,
Yoru

Część XXII


Junsu nie wierzył własnym oczom. Gdyby przed drzwiami jego mieszkania latał teraz różowy kucyk pony, byłby mniej zaskoczony.
- Kim Junsu, stęskniłeś się za mną?
Kobieta w obcisłej, czarnej sukience, starannie wystylizowanych długich włosach i w nienagannym makijażu ruszyła w jego stronę, stukając obcasami niebotycznie wysokich szpilek. Su nieświadomie zrobił krok do tyłu, jakby obawiając się jej zachowania.
- Go Miyoung... Nie wiedziałem, że wróciłaś do Korei.
- Jestem tu od... - spojrzała na zegarek – Trzech godzin? Zostawiłam tylko rzeczy w domu i postanowiłam cię odwiedzić. Miałam już wracać, ale jak widać było nam pisane dziś się spotkać. Miyoung uśmiechnęła się trochę drapieżnie, a Junsu spiął się jeszcze bardziej. Przypomniał sobie, jak bardzo działał na niego kiedyś ten uśmiech, to zadziorne spojrzenie. Teraz jednak musiał z całą pewnością przyznać, że wszystkie uczucia, jakie żywił kiedyś do tej kobiety zniknęły.
- Nie wiem, czego tu szukasz, ale cokolwiek by to nie było, nie mam teraz czasu. - powiedział zimno. Kobieta nawet nie starała się ukryć zaskoczenia, ale szybko przywołała na twarz ten sam uśmiech.
- Oppa, chciałam tylko porozmawiać – wymruczała i podeszła do niego. Wyciągnęła dłoń, kładąc ją na szyi mężczyzny. Dobrze pamiętała, jak bardzo to lubił.
Junsu zaczął tracić cierpliwość. Strącił dłoń Miyoung i chciał ja wyminąć. Kobieta nie chcąc mu na to pozwolić, zarzuciła ręce na jego szyję i łapczywie wpiła w jego usta.


Gabi śpieszyła się do domu. Ostatnie dni spędziła pochłonięta przygotowaniami do wystawy, na której miała po raz pierwszy wystawić swój obraz i przez to brakowało jej czasu dla Junsu. Dlatego tak bardzo cieszyła się na dzisiejszy wieczór. Zaplanowali wspólną kolację, dobry film i relaksującą kąpiel. Po drodze wstąpiła jeszcze do ulubionej cukierni Su i kupiła czekoladowy torcik, który ostatnio tak zachwalał. To nic, że zwykle nie jadł po godzinie osiemnastej. Była pewna, że tym razem zrobi wyjątek, jeżeli obieca mu, że pomoże mu spalić zbędne kalorie.

Podśpiewując weszła do windy. Pozdrowiła uroczą staruszkę, mieszkającą piętro niżej, otrzymując w zamian uroczy uśmiech. Pełna energii, w podskokach wyszła z windy. Spojrzała jeszcze w lustro wiszące w korytarzu. Poprawiła kilka niesfornych, różowych kosmyków i pociągnęła usta czerwoną pomadką. Mrugnęła do swojego odbicia i z szerokim uśmiechem ruszyła w stronę drzwi swojego mieszkania. Słyszała ściszone głosy, gdzieś na końcu korytarza, ale dopiero po chwili rozpoznała głos Junsu. Po chwil zauważyła go stojącego twarzą twarz z nieznaną jej kobietą. Nie wiedziała dlaczego, ale poczuła, że nie chce, by ją spostrzegli. Stanęła we wnęce prowadzącej do schodów ewakuacyjnych. Wzięła głęboki oddech i wychyliła się zza rogu. To, co zobaczyła, sprawiło, że na chwilę dosłownie zamarło jej serce. Patrzyła jak Junsu i nieznajoma namiętnie się całują. Miała ochotę ich pozabijać, ale zamiast tego, poczuła jak zupełnie bezwolnie cofa się w stronę windy. Pakunek z ciastem zostawiła pod ścianą i czując łzy napływające do oczu po prostu uciekła.
Tym samym nie mogła zobaczyć, jak Junsu odpycha od siebie dziewczynę i robi jej potworną awanturę...

Marysia właśnie zaparzyła kawę i razem ze świeżymi babeczkami postawiła ją na stole salonie. Wciąż czuła się odrobinę niepewnie, każdy swój ruch poprzedzając chwilą zastanowienia. Jednak z każdym dniem było lepiej. Spędzając czas z mamą Yoochuna zaczynała odczuwać rosnącą między nimi nić sympatii. Miały podobne charaktery i to pozwalało im koegzystować ze sobą zupełnie harmonijnie. Kiedy Marysia nie miała zajęć spędzały wspólnie czas na podwieczorku, okraszając go długimi rozmowami.
Nie inaczej było i tym razem. Starsza z kobiet na początku nie była przekonana, ale domowe wypieki, a przede wszystkim urocze usposobienie dziewczyny sprawiły, że szybko przywykła do tych wspólnych popołudni.
- Marysiu, jak to się stało, że tak świetnie mówisz po koreańsku? - kobieta spojrzała na dziewczynę ze szczerym zainteresowaniem. Blondynka zachichotała nerwowo. Nie chciała kłamać, a prawda wyrwała jej się dość wstydliwa.
- Kiedy z moją przyjaciółką, Gabrysia, miałyśmy po dwanaście, czy trzynaście lat w jakimś programie telewizyjnym obejrzałyśmy film o koreańskiej muzyce. Pokazali tam teledysk Shinhwa. Obie dostałyśmy obsesji! I w końcu doszło do tego, że namówiłyśmy rodziców, żeby znaleźli nam nauczyciela koreańskiego. Z perspektywy czasu myślę, że zależało im, żebyśmy z tej całej manii wyniosły coś pożytecznego. I chyba im się udało, bo miłość do zespołu po jakimś czasie odeszła w zapomnienie, ale jak widać miłość do Korei została.
Pani Park zachichotała, ale był to śmiech serdeczny, bez śladu szyderstwa i Marysia odetchnęła z ulgą. I dopiero wtedy zauważyła, że kobieta lekko się czerwieni.
- Czyżby pani też? - dziewczyna mrugnęła porozumiewawczo.
- Powiedzmy, że jak Yoochun miał jakieś trzynaście lat chciałam go wysłać na lekcje śpiewu i tańca, pod wpływem ich jednego teledysku - Pani Park przegryzła wargę w zakłopotaniu, zupełnie jak jej syn. Kobiety spojrzały na siebie i jednocześnie wybuchnęły serdecznym śmiechem. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.

- Niech pani zje babeczkę, a ja sprawdzę kto to.
Marysia nie pozwoliła wstać mamie Yoo. Kiedy tylko otworzyła drzwi, rzuciło się na nią różowe stworzonko wyrzucając z siebie niewyraźny potok słów.
- Gabi! Co się stało?
Blondynka starała się spojrzeć przyjaciółce w zapłakane oczy.
- Wszyscy faceci to najgorsze, obrzydliwe świnie - wychlipała z trudem Gabrysia.
Pani Park zważywszy zamieszanie podeszła do dziewczyn, ale widząc stan różowowłosej spojrzała tylko pytająco na Marysię. Ta wzruszyła ramionami, dając do zrozumienia, że sama nie wie, co się dzieje.
- Chodźcie do salonu - zakomenderowała w końcu starsza kobieta - Marysiu, postaraj się uspokoić koleżankę, a ja poszukam jakiegoś wina. Znając moich synów mają gdzieś pochowane i coś mocniejszego, ale na razie i wino wystarczy!
Maryśka była lekko osłupiała, ale bez szemrania poprowadziła przyjaciółkę w stronę kanapy. Jeszcze chwilę zajęło jej kontemplowanie dźwięków dochodzących z pokoju mamy Yoo, zanim skupiła się na załamanej Gabi.

Yoochun wracał do domu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Nazajutrz mieli sfinalizować umowę dotyczącą książki Jasińskiego i sama ta myśl napawała go optymizmem. Tylko na chwilę jego wyśmienity nastrój popsuł Junsu, wydzwaniający co chwila, żeby dowiedzieć się, czemu Marysia nie odbiera telefonu od kilku godzin. Jednak kiedy tylko przekonał się, że nie ma powodów do zmartwień i porozmawiał, ze swoją dziewczyną znów poczuł się wyśmienicie.
Był pewien, że jego kobiety już śpią. Yoohwana zaś nie spodziewał się do świtu. Dobrze wiedział, czym kończą się te firmowe spotkania przy jednym piwie. Jemu na szczęście udało się wymigać. Okazuje się, że nikt nie ma na tyle odwagi, by być zbyt natarczywym w stosunku do prezesa. A tego dnia marzył tylko o tym, żeby przytulić się do swojej kobiety i głęboko zasnąć.
Trudno więc opisać, jakież było jego zdziwienie, kiedy tylko uchylił drzwi, a z salonu dobiegły go roześmiane kobiece głosy. Zdziwienie to pogłębił tylko widok Marysi, mamy i Gabi rozpartych na kanapach, każda ze szklaneczką bursztynowego płynu w ręku. Na stole obok stała opróżniona do połowy butelka whiskey, w której rozpoznał tą, jaką schował głęboko na czarną godzinę.
- Cześć synku! – matka powitała go z przesadnym entuzjazmem.
- Popatrz Misiaczku, co przed chwilą przyniósł posłaniec.
Marysia trochę niezgrabnie zgramolił się z kanapy i podeszła do wciąż oniemiałego Yoo, stojącego na środku salonu. W ręku trzymała książkę. Podała ją mężczyźnie, a on przez chwilę przyglądał się jej nieprzytomnie.
- Nasza książka, Misiaczku! Zobacz, jaka śliczna wyszła.
Dziewczyna cmoknęła go w policzek i chwiejąc się ponownie opadła na kanapę. Yoochun normalnie czuł ogromną ekscytację na widok swoich nowych wydawnictw. Tym razem też by tak było, ale sytuacja wydawała mu się zbyt absurdalna. Na jego kanapie siedziały trzy, całkowicie pijane kobiety. Co gorsze jedna z nich była jego matką, a druga ukochaną. Widząc jak Gabi próbuje rozlać im kolejne porcje alkoholu, postanowił zakończyć imprezę.
- Gabrysiu, już późno… Może zadzwonię po Junsu i…
- Spróbuj tylko, a będziesz spał na kanapie - wykrzyknęła Marysia.
- Chyba raczej na wycieraczce! – zawtórowała jej matka.
Widząc gwałtowną reakcję kobiet Yoochun zmienił taktykę i choć zżerała go ciekawość, jego priorytetem było położenie ich po prostu spać. Uniósł ręce w geście poddania.
- Dobrze… Żadnego Junsu… Ale chyba już macie dość, moje drogie panie.




Nie czekając na reakcję kobiet zabrał im butelkę. Miał szczęście, że ich stan nie pozwalał im na bardziej zdecydowaną walkę, niż pomruki dezaprobaty. Widząc, że jego mama opadła uroczo na poręcz i wtulając się w nią usypia, a Marysia i Gabi chwieją się niebezpiecznie, postanowił działać jak najszybciej. Podszedł do swojej rodzicielki i nie zważając na jej protesty pociągnął ją do pozycji stojącej. Znienacka doskoczył do niego Harang, warcząc groźnie.
- Zdrajca! - mrukną Yoo, ale nie puścił matki. Na szczęście rozchichotana Maryśka zanurzyła dłonie w gęstym futrze psa, skutecznie odwracając jego uwagę. Dzięki temu mężczyźnie udało się zaprowadzić swoją rodzicielkę do jej sypialni. Kiedy przykrywał ją kołdrą, kobieta otworzyła jedno oko i uśmiechnęła się słodko.
- Fajną synową mi znalazłeś, wiesz? - wymruczała jeszcze zapadając w sen.
- Wiem, mamo – wyszeptał i pocałował kobietę w czoło.
Yoochun wrócił do salonu, gdzie powitała go pusta kanapa. Zaczął nawoływać dziewczyny, ale zareagował tylko pies, tym razem łasząc się do pana.
- Teraz to możesz iść się gonić – Chun odpędził do siebie zwierzaka, który spojrzał na niego z wyrzutem i zwinął się w kłębek na swoim posłaniu.
Mężczyznę zaniepokoiła cisza, która zapadła w mieszkaniu. Szybkim krokiem udał się do swojej sypialni. Kiedy otworzył drzwi oparł się o futrynę i z trudem powstrzymał wybuch śmiechu.
Przyjaciółki spały w poprzek łóżka, oplatając się nawzajem wszystkimi kończynami. Musiała minąć chwila, zanim uświadomił sobie, że ten słodki obrazek, dla niego nie oznacza niczego przyjemnego. Podszedł do szafy, wyciągnął z niej zapasowy koc i z ciężki westchnieniem skierował się do pracowni Marysi, w duchu gratulując sobie pomysłu wstawienia tam kanapy. Zanim zasnął, powziął mocne postanowienie zrobienia krzywdy Junsu, będąc pewnym, że całe to zamieszanie to jego wina.
Changmin siedział w salonie, bezmyślnie głaszcząc Jiji, który rozłożył się na jego kolanach. Byli w domu sami, co ostatnio zdarzało się notorycznie. Jaejoong całe noce spędzał zamknięty w swojej pracowni, a w ciągu dnia latał jak szczeniaczek za tym wymuskanym nowym sąsiadem. Min cieszył się, że jego mężczyzna wyszedł w końcu z dołka. Może nikt oprócz niego nie zauważył, że przez miesiące, kiedy nie miał pracy Jae był przybity, ale też nikt inny nie znał go tak dobrze. Był też naprawdę wdzięczny Yoochunowi, że znów pozwolił mu na ilustrowanie dla swojego wydawnictwa. Wiedział również, że Jaejoong potrzebuje nowych przyjaciół, kontaktu z ludźmi, którego on sam, ze względu na obowiązki, nie mógł mu zapewnić. Jednak świadomość, że te lukę zajmuje właśnie Jang Geunsuk, doprowadzała młodego architekta do szewskiej pasji. Ten wymuskany goguś z czarującym uśmiechem, stał się jego najgorszym koszmarem.
- Changmin-ah! Jak dobrze, że nie kazaliście mi oddawać kluczy! Matko boska! Wyglądasz jak upiór!
Min podskoczył zaskoczony, a Jiji w przerażeniu czmychnął z jego kolan. Mężczyzna spojrzał na stojącą nad nim z groźną miną.
- Marysia? Co ty tu robisz? - na widok dawnej współlokatorki jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
- A co? Nie mogę już was odwiedzić z tęsknoty? - dziewczyna wystawiła język i rozejrzała się dookoła. - A gdzie Jae-oppa?
Changminowi nachmurzył się na wspomnienie o chłopaku i prychnął tylko z dezaprobatą. Maryśka słyszała co nieco o sytuacji w jej starym mieszkaniu do Yoohwana, który ostatnio podejrzanie dużo czasu spędzał u Mina i Jae. Dlatego zamiast naciskać, opadła ciężko na kanapę z zamiarem przejścia do ataku. Tak jak podejrzewał Min, wizyta Marysi nie była zupełnie bezinteresowna.
- Changmin-ah! Jeżeli twój wspólnik zginie nagle, w niewyjaśnionych okolicznościach… Czy będzie ci smutno?
- Tak – mężczyzna odparł z poważną miną, w duchu zastanawiając się do czego dąży blondynka – Zawsze jest mi smutno, gdy mam za dużo pracy.
- Szkoda… Nie lubię, jak jesteś smutny, ale to chyba nieuniknione. Ja staram się być rozsądna, ale nie lubię, kiedy ktoś doprowadza do płaczu moją najlepszą przyjaciółkę. Yoochun z kolei ma totalnie dość spania na kanapie. W końcu komuś się wymsknie i będzie kłopot.
Dziewczyna mówiła spokojnie, podgryzając krakersy leżące na stoliku. Changmin przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu, po czym prawie usłyszał kliknięcie, kiedy wszystkie fakty ułożyły się w logiczną całość. Nagle jasne stało się, dlaczego ostatnio Junsu chodził jak struty i na większość pytań odpowiadał ponurym warknięciem.
- Dlaczego Gabi mieszka z wami? – tylko tej informacji mu brakowało.
- Miałam nadzieję, że ty mi powiesz.
- Junsu od jakiegoś czasu pracuje w domu. Mówił, że złapał jakieś choróbsko i nie chce zarazić całego biura. Wywiązuje się ze wszystkich obowiązków, więc nawet nie pomyślałem, że coś może być nie tak.
Min w zakłopotaniu przeczesał włosy palcami. W tej samej chwili postanowił, że koniecznie musi odwiedzić przyjaciela. Czuł się okropnie, ze świadomością, że nie zauważył jego problemów.
- Marysiu, postaram się dowiedzieć, o co chodzi. Nie rób nic pochopnego, dobrze? Jeżeli ten kretyn zrobił coś głupiego, sam urwę mu tą pustą głowę.
Dziewczyna spojrzała w oczy mężczyzny, wahając się przez chwilę, ale w końcu niepewnie skinęła głową.

W tym samym budynku, na praktycznie nieużywanej klatce schodowej siedziała dwójka młodych ludzi patrząc sobie w oczy. Błogie uśmiechy przez cały czas nie schodziły im z twarzy. Chłopak pochylił się i delikatnie pocałował dziewczynę w usta. Nie było to nic więcej niż leciutkie muśnięcie warg, ale wystarczyło by pokryła się uroczym rumieńcem. Na ten widok jego uśmiech jeszcze się powiększył, tak że na jego policzki pojawił się mały dołeczek.
- Eunji... - powiedział w końcu, po czym zacisnął zęby na dolnej wardze w geście niepewności. - Pójdziesz ze mną na przyjęcie z okazji wydania książki hyunga?
- Naprawdę chcesz mnie ze sobą zabrać?
W odpowiedzi skinął tylko lekko głową.
- Chcę z tobą iść. Bardzo chcę, ale Yoohwan... Myślisz, że dam sobie radę? Nie przywykłam do takich imprez. I będą tam twoi rodzice, brat! Co jeśli mnie nie polubią?
- Nie martw się – mówiąc to objął ją ramieniem – Żadne z nich nie jest tak porywcze, jak twój kuzyn.
Eunji szturchnęła młodszego z braci Park w żebra, widząc jego ironiczny uśmieszek. Z drugiej strony, nie mogła mieć mu za złe niechęci, jaką żywił do Geunsuka. Niecodziennie obrywa się w końcu klapkiem w potylicę. A cios jej kuzyna był wyjątkowo silny i wyjątkowo perfidny, bo wymierzony podczas ich pocałunku.
- Dobrze! Pójdę tam z tobą.
Na przypieczętowanie swoich słów, Eunji cmoknęła Yoohwana w policzek i znów lekko się zaczerwieniła.

Kim Jaejoong miał niepewną minę. Stał przed niesamowicie ekskluzywnym apartamentowcem obok Yunho, który bez słowa wypalał już trzeciego z kolei papierosa.... Z drugiej z kolei paczki. Malarz patrzył na przyjaciela z rosnącym zdenerwowaniem.
- Stary! - warknął w końcu i wytrącił tlący się niedopałek rąk tancerza. Dopiero wtedy Ho zwrócił na niego uwagę, ale wciąż się nie odzywał.
- Yunho, powiedz mi w końcu, co chcesz osiągnąć?
Mężczyzna zamiast odpowiedzieć, podał przyjacielowi plik dokumentów, które do tej pory kurczowo ściskał w dłoni. Jae patrzył raz na niego, raz na jego wyciągniętą rękę, wciąż nie rozumiejąc.
- Przeczytaj! - Ho wcisną mu papiery i usiadł na pobliskiej ławce, wyciągając kolejnego papierosa.
Jaejoong ostatni raz obrzucił drugiego mężczyznę spojrzeniem i przerzucił je na skrupulatnie spięte kartki. Nigdy nie rozumiał prawniczego bełkotu, ale dzielnie przedzierał się przez kolejne strony, a jego oczy rozszerzały się w coraz większym niedowierzaniu. Miał w ręku pozew sądowy. Yunho naprawdę musiał być zdesperowany skoro miał zamiar ustalić, czy jest ojcem w toku rozprawy. Lee Shimhee na pewno nie oczekiwała takiego obrotu sprawy i Jae był pewien, że kobieta będzie robiła wszystko, żeby sprawa nie miała jednak swojego finału na sali sądowej. Była sprytna, ale przeliczyła się myśląc, że Yunho jest skończonym idiotą. On też potrafił być zdeterminowany i prawie zawsze dostawał to, na czym mu zależało. Był lekkoduchem i bawidamkiem, to niezaprzeczalny fakt, ale teraz postanowił walczyć. Do tej pory pewnie nigdy nie widział się w roli ojca, jednak teraz, kiedy pojawił się szansa, że w drodze jest jego pierwszy potomek, nie miał zamiaru z niego zrezygnować i pozwolić, żeby wychowywał go inny mężczyzna.
- I do czego jestem ci potrzebny? - zapytał Jae, kiedy udało mu się otrząsnąć.
- Będziesz pilnował, żebym nie zrobił niczego, czego potem mógłbym żałować.

Ledwo skończył zdanie,Yunho zerwał się z ławki i zmiął w dłoni zgaszonego papierosa. Wyrwał dokumenty z rąk zszokowanego przyjaciela i zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie. Zrównał krok z kobietą, która przed chwilą wyszła ze sportowego auta i ruszyła do wejścia budynku. Ta dopiero po chwili spostrzegła, że ktoś jej towarzyszy i podniosła na niego spojrzenie. Widząc jego ironiczny uśmiech, zmięła w ustach przekleństwo i przyśpieszyła.
- Hola, hola! - zawołał za nią nie przestając się uśmiechać – Mam coś dla ciebie. Chyba lubisz prezenty?
Lee Shimhee odwróciła się w stronę mężczyzny. Starała się przybrać maskę obojętności, ale w jej oczach czaił się strach i niepewność.
- Czego chcesz? - wysyczała – Czego znowu ode mnie chcesz? Chyba jasno dałam ci do zrozumienia, że między nami wszystko skończone.
Uśmiech Ho przerodził się w nieprzyjemny grymas, kiedy ponownie się do niej zbliżył. Wcisnął jej w ręce dokumenty, a ona patrzyła na nie zdezorientowana, tak jak wcześniej Jaejoong.
- Napisałeś dla mnie poemat? - próbowała drwić, ale głos lekko jej zadrżał.
- Tak Shimhee, razem z moim adwokatem wspięliśmy się na szczyt finezji.
Jego spojrzenie było tak zimne, że kobieta mimowolnie wzdrygnęła się.
- O czym... O czym ty mówisz?
- Przeczytaj i zastanów się, czy chcesz robić z tego taki cyrk. Ja nie odpuszczę. Moje dziecko będzie wiedziało, kto jest jego ojcem.
- To nie jest twoje dziecko, zrozum to wreszcie.
Mówił to pewnym głosem, ale unikała jego spojrzenia.
- To się jeszcze okaże – wyszczerzył zęby, próbując się uśmiechnąć, ale wyglądał bardziej, jak rozśierodzony drapieżnik.
- Idziemy Jae, już nic tu po nas – odwrócił sie i skierował w stronę parkingu. Jego przyjaciel stał jeszcze chwilę skonsternowany, ale kiedy w końcu zrównał się z Ho, dobiegł ich rozwścieczony głos Shimhee.
- Nie zrobisz tego, Jung Yunho! Słyszysz mnie? Nie masz prawa! Zniszczę cię, rozumiesz?
Histeria w jej głosie dała mężczyźnie widoczną satysfakcję, ale nie miał zamiaru się odwracać. Nie mógł więc zobaczyć jak rzuca ona plik dokumentów na ziemię i w dzikiej bezsilność depcze po nich zapamiętale. Opamiętała się po dłuższej chwili i rozejrzała dookoła. Upewniwszy się, że zwróciła uwagę wszystkich dookoła, szybko podniosła papiery. Upchnęła je w torbie i szybko zniknęła we wnętrzu budynku. Nie wiedziała, że świadkiem sceny, był inny mężczyzna, również przekonany, że jest ojcem jej dziecka.

Yoochun patrzył, jak jego kobieta krąży po pokoju z telefonem przyciśniętym do ucha. Rozmawiał z Changminem już od dobrych dwudziestu minut. A raczej nie rozmawiała, a wysłuchiwała jakiegoś monologu, wydając z siebie tylko krótkie monosylaby, dając swojemu rozmówcy do zrozumienia, że cały czas go słucha. Czuł poirytowanie, bo był to pierwszy raz od dnia, kiedy wprowadziła się do nich Gabrysia, kiedy byli w mieszkaniu sami. Chciał wykorzystać to w jakiś bardziej konstruktywny sposób, niż samotne siedzenie na kanapie z butelką piwa w dłoni. Kilka razy starał się zwrócić na siebie uwagę Marysi, przyciągnąć ją, usadzić na swoich kolanach, ale ona machała wtedy ręką jakby chciała odgonić od siebie natrętną muchę. W jego oczach zalśniła nadzieja, kiedy dziewczyna zatrzymał się i utkwiła w nim swoje spojrzenie. Mina zrzedła mu, kiedy usłyszał, w jaki sposób zakończyła rozmowę.
- Zaraz tam będę.
Marysia kocim krokiem podeszła do Yoo i zarzucając mu ręce na szyję usadowiła się na jego kolanach.
- Misiaczku... - zaszczebiotała, a mężczyzna znają ten ton, aż za dobrze wiedział, czego może się spodziewać – Pojedźmy teraz do biura Changmina.
Maryśka niedawno odkryła, że słodki głosik i chwila czułości mają ogromny wpływ na jej zdolności perswazji. Mężczyzna jednak tym razem postanowił być nieugięty.
- Wystarczająco już się z nim nagadałaś. Teraz zajmij się mną.
Spojrzał na nią maślanymi oczkami, a ona w odpowiedzi pocałował go w policzek i nachyliła się do jego ucha.
- Wiem, co zrobić, żebym mogła się teraz zajmować każdego wieczora. Żebyś mógł odzyskać swoje łóżko, żeby Gabi pogodziła się z Junsu.
Stanęła na nogi i wyciągnęła rękę do mężczyzny. Widziała jak na jego twarzy pojawia się uśmiech, ale z oczu nie znika podejrzliwość.
- Naprawdę? - zapytał tylko, a kiedy skinęła głową poderwał się nagle i obdarzył ją krótkim, ale głębokim pocałunkiem, po czym pociągnął za sobą na parking.
Kiedy byli już w drodze, oboje wyglądali jakby gwiazdka przyszła wcześniej. I nie chodziło tu wcale o to, że nie lubili Gabrysi. Szczególnie Marysia, kochała swoją przyjaciółkę, która była dla niej jak siostra. Ale oboje marzyli o odrobinie prywatności, o wspólnych wieczorach, do których w tym krótkim czasie tak bardzo przywykli. Dlatego wchodząc do biurowca, gdzie znajdowało się biuro architektów nie mogli przestać się uśmiechać.

- Możesz mi w końcu powiedzieć, co takiego wymyśliliście z Changminem? - Yoochun przez całą drogę próbował wyciągnąć choć część planu ze swojej dziewczyny, ale ta tylko zbywała go milczeniem. Teraz w windzie, podjął kolejną próbę.
- Ślub – odpowiedziała, kiedy drzwi otworzyły się na ich piętrze. Był tak oniemiały, że prawie nie zdążył wysiąść, ale otrząsnął się i po chwili podążał za rozpromienioną Marysią.
Dziewczyna wpadła do biura niemal w podskokach.
- Kim Jusnu!
Dopadła swoją ofiarę z chytrym uśmieszkiem na ustach. Za raz za nią stał Changmin z podobną miną.
- Marysiu! On miał ci wszystko wyjaśnić. Myślę, że Gabrysia mnie wtedy widziała. A ja nie chciałem. Odepchnąłem ją. Wiem jak to wyglądało. Ale to nie tak. Ja kocham tylko Gabi.
Su plątał się w zeznaniach. Był przerażony, bo niestety przyjaciółka jego ukochanej miała w tym pojedynku za sekundanta jego wspólnika. Jeden fałszywy ruch i mogło być po nim. Wiedział jednak, że ta rozmowa to dla niego ostatnia szansa. Kobieta jego życia nie chciała go widzieć, nie odbierała telefonów. Zniknęła dokładnie w dniu pojawienia się jego byłej, Go Miyoung. Był pewien, że ich wtedy widziała i cholernie żałował, że jej wybuchowy charakterek nie dał o sobie znać właśnie w tamtej chwili. Wolałby wściekłą awanturą, a nawet rękoczyny, a nie jej ucieczkę. Czuł się bezradny, a najgorsze byłe chwile, które spędzał samotnie w ICH mieszkaniu. Teraz zaś spuścił głowę i czekał na słowa Marysi jak skazaniec na wyrok.
- Wierzę ci. Naprawdę ci wierzę. Dlatego mam pomysł, jak przekonać do twojej wierności moją przyjaciółkę. Jest on trochę szalony, ale razem z Minem uznaliśmy, że to dla was jedyna szansa.
Dziewczyna odwróciła się do swojego byłego współlokatora, żeby wymienić z nim przebiegłe uśmiechy. Junsu spojrzał na stojącego w drzwiach Yoochuna, próbując wyczytać coś z jego twarzy. Ten jednak wzruszył tylko ramionami dają znać, że sam nie wie, o co może chodzić. Był bowiem przekonany, że odpowiedź w windzie była tylko niewinnym żartem.