sobota, 13 września 2014

24 Godziny - One Shot


24 Godziny

Była trzecia nad ranem. Do holu jednego z najdroższych apartamentowców w Seulu weszło dwóch mężczyzn. A raczej jeden wciągnął drugiego, wyraźnie pijanego, który ledwo utrzymywał się na nogach.
- Yoochun! Współpracuj! - Mężczyzna, który podtrzymywał kolegę sapał ze zmęczenia. Próbował postawić go samodzielnie, ale ten za każdym razem ponownie prawie upadał. Odetchnął głęboko kilka razy. Zarzucił rękę Yoochuna na swoje ramiona, objął go w pasie i pociągnął do windy.
- Gdzie masz klucze? - zapytał, gdy dotarli pod drzwi. Odpowiedział mu niezrozumiały, pijacki bełkot. - Do jasnej cholery! Za jakie grzechy? - jęknął, zanim zabrał się za przeszukiwanie kieszeni Yoochuna. Nie było to łatwe, bo ciągle musiał go podtrzymywać. W końcu klucze znalazły się w tylnej kieszeni jeansów.
Gdy udało im się dostać do mieszkania, Yoochun został dość bezceremonialnie rzucony na kanapę w salonie.
- Jaejoong-ah... Dziękuję – powiedział cicho i prawie natychmiast zasnął.
Jae klęknął obok kanapy i odgarnął włosy z czoła przyjaciela.
- Dla ciebie wszystko – uśmiechnął się smutno.
Jaejoong obudził się na podłodze. Bolały go wszystkie kości, ale gdy upewnił się, że Yoochun jeszcze śpi, ruszył do kuchni by przygotować śniadanie. To był już zwyczaj. Kiedy Yoo rozstawał się z dziewczyną upijał się do nieprzytomności, ostatkiem sił dzwonił do Jae, który odstawiał go do domu, a rano karmił i faszerował tabletkami na ból głowy.
Po kwadransie ustawił taką z jedzeniem, kawą, wodą i aspiryną na stoliku w salonie i po cichu wyszedł z mieszkania.
Nie lubił kłamać, ale jechał na spotkanie z przedstawicielami wytwórni, wymyślając usprawiedliwienie nieobecności Yoochuna. Nie lubił też rozmawiać przez telefon, kiedy prowadził, ale gdy zobaczył imię rozmówcy na wyświetlaczu, natychmiast odebrał.
- Jaejoong-ah! Co ja bym bez ciebie zrobił? - Yoochun nie czekał na żadne przywitanie. Jae zaśmiał się cicho.
- Prawdopodobnie zginąłbyś marnie w rynsztoku! Czy wiesz, jaki dzisiaj jest dzień?
- Eee... Wtorek? - odpowiedział mu niepewny głos.
- Dzień miesiąca?
- Chyba czwarty... - Po chwili Jae usłyszał w słuchawce wiązankę siarczystych przekleństw. – Jae! Przepraszam, naprawdę przepraszam. Zupełnie zapomniałem.
- Dobra... Daruj sobie. Tylko obiecaj, że to już się nigdy więcej nie powtórzy. Nie mogę wiecznie świecić za ciebie oczami.
- Jaejoong-ah! Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie wyobrazić! Kocham cię! - Po tych słowach muzyk rozłączył się. Jaejoong nie zauważył, że światło już dawno zmieniło się na zielone. Dopiero dźwięk klaksonów obudził go. Gdy zatrzymał się na następnym skrzyżowaniu uderzył czołem o kierownicę i zaśmiał się gorzko.
- Kim Jaejoong! Jesteś idiotą – powiedział do siebie.

Wieczorem ktoś zapukał do jego drzwi.
- To na przeprosiny – Yoochun wyciągnął przed siebie butelkę tequili i nie czekając na zaproszenie wcisnął się do środka.
- Jeszcze ci mało?
- Przecież jutro nie mamy żadnego ważnego spotkania, tak?
- Wpadniesz w alkoholizm... - Jae jak zwykle musiał pomatkować trochę Yoo. Z nich dwóch to zawsze Jaejoong był głosem rozsądku. Wyskoki Yoochuna czasem doprowadzały go do szału. Nie mógł znieść jego lenistwa, chwil, kiedy każda wymówka była dobra, żeby uciec od pracy. Dziecinne podejście Yoochuna do życia nie raz było powodem ich kłótni. Ale potem przychodził, przepraszał, a Jae zawsze mu wybaczał. Yoo wprowadzał w jego uporządkowane życie odrobinę szaleństwa, on w zamian potrafił go przystopować w odpowiednim momencie. Po prostu idealnie się uzupełniali.
- Napisałem dziś nową piosenkę. – Yoochun wpatrywał się w pusty kieliszek przed sobą.
- Dla niej? - Jaejoong pytając miał na myśli ostatnią dziewczynę przyjaciela. Dobrze wiedział, że Yoo wszystkie uczucia przelewa w swoją muzykę. Jeżeli w jego życiu wydarzyło się coś ważnego, kiedy poznał kogoś wyjątkowego, zawsze przenosiło się to na jego twórczość. Jae Często siadał gdzieś w kącie i obserwował jak jego przyjaciel przy fortepianie, w wielkim skupieniu tworzy nową piosenkę. Był wtedy zupełnie inny, dojrzalszy.
- Dla ciebie – padło po chwili, a Jaejoong poczuł, jak jego serce przyspiesza – Przyjaciele są ważniejsi od kobiet. One przychodzą i odchodzą – przyjaciele są zawsze.
Jaejoong przeprosił na chwilę przyjaciela i wyszedł do łazienki. Zupełnie nad sobą nie panował. Z całej siły uderzył pięścią w lustro, które roztrzaskało się na drobne kawałeczki. Bezwładnie upadł na podłogę. Beznamiętnie wpatrywał się w swoją rękę, po której z licznych ranek płynęła krew. Wmówił sobie, że łzy, które zaczęły spływać po jego policzkach wywołał ból, choć tak naprawdę dobrze wiedział, że to nie o ból ręki chodziło.
- Jae! Co się stało? - Yoo musiał usłyszeć hałas, bo już po chwili stał przy nim.
- Ja... Ja się potknąłem – głos Jaejoonga drżał.
- Już dobrze... Nic nie mów – Yoochun chwycił jakiś ręcznik, owinął nim rękę przyjaciela i pomógł mu wyjść z łazienki.

******
Siedział przy nim całą noc, choć lekarz zapewnił, że to nic poważnego. Założyli mu kilka szwów i nafaszerowali środkami przeciwbólowymi, po których spał teraz w swoim łóżku. Yoochun lubił patrzeć na śpiącego Jaejoonga. Był wtedy taki spokojny, z jego twarzy znikały wszystkie troski. Choć był dorosły, a na co dzień zawsze starał się być poważny i zrównoważony, kiedy zasypiał wyglądał jak małe, słodkie dziecko. Jednak tej nocy Yoo, nie mógł cieszyć się tym uroczym obrazkiem jak zazwyczaj. Zbyt się przestraszył. Nie pamiętał, by kiedyś tak bał się o kogoś.
Najpierw usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, a kiedy wszedł do łazienki zobaczył skulonego na podłodze Jae, a przy nim kałuże krwi. Na dodatek jego przyjaciel płakał, a to było naprawdę do niego niepodobne. To zawsze Jae pocieszał jego, kiedy płakał. Wtedy Yoo zasypiał z głową na jego kolanach, uspokajany przez delikatną dłoń przyjaciela, gładzącą go po włosach. Nikt nie wiedział ile by dał za więcej takich chwil, kiedy Jae okazywał mu tyle czułości. Dziś chciał mu powiedzieć całą prawdę. Powiedzieć, że te wszystkie dziewczyny, z którymi się spotykał były tylko odskocznią, że tak naprawdę kocha jego, Jaejoonga. Już nie chciał dłużej go okłamywać, ale kiedy zobaczył minę przyjaciela, gdy powiedział, że napisał dla niego piosenkę, wycofał się. A kiedy znów zebrał w sobie odwagę, zdarzył się ten wypadek. Pomyślał, że może tak już ma być, widocznie nie powinien niczego między nimi zmieniać.
Yoochun spojrzał na zegarek przy łóżku. Była 2:30 w nocy. Poczuł jak bardzo jest zmęczony. Nie myśląc wiele położył się koło Jaejoonga, przecież często zdarzało im się tak spać. Popatrzył w jego spokojną twarz i uśmiechnął się do siebie.
- Napędziłeś mi dziś stracha – szepnął i odgarnął włosy z czoła Jae, a zanim zorientował się, co robi, złożył tam mały pocałunek. Przeraził się, kiedy jego przyjaciel poruszył się. Po chwili zaś miejsce strachu zajęło zdziwienie, kiedy Jaejoong przysunął się do niego i mocno wtulił w jego tors. Yoo zawahał się przez chwilę, po czym objął go delikatnie.
- Przepraszam, Yoochun-ah, przepraszam... - usłyszał stłumiony szept.
- Za co? Głupku, nie masz za co mnie przepraszać.
- To wszystko moja wina Yoo – wydawało mu się, że głos Jae przerywa cichy szloch. - Kiedy powiedziałeś, że napisałeś dla mnie piosenkę, myślałem... Miałem nadzieję... - Jae przerwał i wziął kilka głębokich wdechów – A potem powiedziałeś coś o przyjaźni... Ja... Nie wiedziałem, co robię i rozbiłem to lustro... Martwiłeś się o mnie, przepraszam Yoo... Przepraszam, że cię kocham...
Yoochun nagle spiął się, całkowicie zaskoczony słowami przyjaciele. Jae musiał to wyczuć, bo odsunął się od niego, jakby przestraszony. Yoo szybko zreflektował się i przyciągnął do siebie przyjaciela.
- Mówiłem głupku, że nie masz za co przepraszać. - Spojrzał na Jae, który teraz swoimi wielkimi oczami spoglądał na niego z wysokości jego klatki piersiowej. Yoo zaśmiał się na ten słodki widok. - Zawsze byłeś ode mnie mądrzejszy, bardziej zrównoważony. A teraz ze łzami w oczach przepraszasz mnie za coś, czego pragnę najbardziej na świecie.
Jae zamrugał szybko.
- O czym ty mówisz? - zapytał zdziwiony
- O tym, że też cię kocham, Jaejoong-ah.
Była trzecia nad ranem. W sypialni pewnego seulskiego apartamentu dwóch mężczyzn właśnie wymieniało swój pierwszy pocałunek, obaj pewni, że w tamtej chwili są najszczęśliwszymi ludźmi na całym świecie.

wtorek, 9 września 2014

Punkt Widzenia Część XX

Część XX

- I co teraz zrobimy, mądralo? 
Yoochun nerwowym gestem rozluźnił krawat. Właśnie razem z Yoohwanem wychodzili z biura, obaj w ponurych nastrojach.
- Skubana, jest dobra. Wyłapała część moich trików, szczególnie, jeśli chodzi o finanse. Ale nie wspomniała nic o ustępach mówiących o szacie graficznej, więc jest duża szansa. – Młodszy niechętnie, ale musiał przyznać, że siostra Marysi była godną rywalką w negocjacjach.
- Mamy dwa dni, żeby znaleźć jakiś kompromis. Wiem, że obiecałem Marysi, że wydamy tą książkę, ale cena, której żąda ta kobieta jest nie do przyjęcia.
- Masz rację, ale myślę, że to tylko pozory. Sprawdza nas. Tak naprawdę, to nie o to się martwię, bo tu jestem w stanie coś wymyślić. – Yoohwan spojrzał poważnie na brata – Odniosłem wrażenie, że te rozmowy, to nie jedyny cel, dla którego przyjechała do Korei.
- Myślisz, że będzie chciała spotkać się z Marysią? – Yoochun nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli.
- Zna jej adres. Wszystko jest możliwe i bez urazy, ale jeżeli do tego dojdzie, Marysia może wszystko popsuć. Jest zbyt prawdomówna i łatwowierna.
- Cholera jasna! Powiedz mi Yoohwan-ah, co jeszcze może się spieprzyć?
Właśnie weszli do windy i kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, starszy z braci oparł czoło o zimną taflę lustra, pokrywającego tylną ścianę. Nie czekał na odpowiedź tylko kontynuował.
- Pojedziesz do domu i powiesz mamie o wczorajszym wybryku ojca, proszę cię.
Yoohwan zgodził się niechętnie, delikatnym skinieniem głowy.
- Ale jeżeli bardzo źle to przyjmie, wracasz natychmiast. Rozumiem, że ty jedziesz do Marysi.
- Miałem dzwonić po tej rozmowie, ale w tej sytuacji wolę powiedzieć jej o wszystkim osobiście.
Mężczyźni rozstali się na parkingu, każdy przekonany, że to jemu przypadło gorsze zadanie.


Marysia nie odrywała wzroku od ekranu telefonu. Była przekonana, że spotkanie musiało się już skończyć, a Yoochun ciągle nie dzwonił. Przez ostatnie godziny Jaejoong starał się skierować jej myśli na przyjemniejsze tematy. Wystarczyło jednak, żeby zostawił ją samą tylko na chwilę, a znów wpadała w paranoję. Nie usłyszała nawet dzwonka do drzwi wejściowych, który rozległ się chwilę wcześniej, dlatego tak bardzo zdziwiło ją, że wracając do jej pokoju Jae nie był sam.

- Jinwoo! Co tu robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić, ale jak przeszkadzam, mogę już sobie iść.
Mężczyzna uśmiechnął się do przyjaciółki zadziornie, a ona pokazała mu język.
- Cieszę się, że jesteś. Mam ciężki dzień i potrzebuje towarzystwa.
- No dzięki! – obruszył się stojący w progu Jaejoong – Ja to już ci nie wystarczam, tak?
Marysia zaśmiała się.
- Nie, ty głuptasie, ale im więcej ludzi tym dla mnie lepiej.
- Skoro tak, to wybaczam. Zrobię dodatkową herbatę i zaraz wracam.

Kiedy Jae zniknął za drzwiami, Jinwoo przysunął krzesło i usiadł naprzeciwko dziewczyny.
- No to, co się dzieje?
- Nie gniewaj się, ale nie chcę o tym mówić, żeby nie zapeszać. Obiecuje jednak, że opowiem ci o wszystkim jak najszybciej.
- Jak chcesz! Postaram się być cierpliwy – Jinwoo puścił perskie oko – I tak naprawdę to nie przyszedłem tu tak zupełnie bezinteresownie…
- Wiedziałam, że czegoś chcesz – Maryśka westchnęła teatralnie. W tym momencie do sypialni dziewczyny wrócił Jaejoong. Na biurku postawił tacę z trzema parującymi kubkami herbaty. Sam usiadł po turecku na podłodze, tak, aby widzieć pozostałą dwójkę.
- Jae-yah! On czegoś ode mnie chce. Nie przyszedł na przyjacielską pogawędkę – dziewczyna wygięła usta w podkówkę, udając rozpacz.
- Życie jest okrutne! – współlokator odpowiedział jej śpiewnym tonem.
- Myślę, że jesteście nienormalni – Jinwoo pokiwał głową, zrezygnowany – Ale może jakoś sobie poradzę.
- Pamięta, że z kim przystajesz takim się stajesz – dziewczyna wstała z łóżka i chwyciła swój różowy kubek. Jae zawsze pamiętał, że to jej ulubiony.
- Przysłali mnie z uczelni. Chcą zorganizować przyjęcie pożegnalne dla waszej grupy. Za miesiąc.
Marysia upiła łyk gorącego napoju, a Jaejoong poruszył się niespokojnie.
- To chyba nie najlepszy pomysł… - chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna mu przerwała.
- Chyba powoli muszę przyzwyczajać się do myśli o wyjeździe – powiedziała smutno.
Patrząc na łzy, które zalśniły w kącikach jej oczu, Jae postanowił, że zmusi Yoochuna do poważnej rozmowy z Marysią jeszcze tego samego dnia. Choćby miał użyć siły.


Yoochuna zdziwiło zamieszanie na parkingu, kiedy podjechał pod budynek, w którym mieszkała Marysia. Kilkanaście kartonów różnej wielkości wyglądało tak, jakby przed chwilą zaliczyły porządny upadek. Były rozrzucone na dwóch miejscach parkingowych. Dopiero po chwili zauważył samochód firmy przewozowej stojący przy wyjeździe na ulicę. Zza otwartych drzwi do szoferki nie wiele było widać, ale kłótnie, która stamtąd dobiegała słychać było w promieniu kilku kilometrów. Mężczyzna chciał zignorować całą sytuację, wiedząc, że ma na głowie ważniejsze sprawy niż uliczne sceny. Po chwili jednak podeszła do niego niziutka, drobna dziewczyna. Wyglądał na nie więcej niż dwadzieścia lat.
- Proszę pana! Musi mi pan pomóc – głos miała zaskakująco niski, ale przyjemny – Mój kuzyn i ten kierowca zaraz się pozbijają.  
Yoo nawet nie miał jak się wymigać, bo nieznajoma już złapała go za rękaw i ciągnęła w stronę kłócących się osób. Z każdym krokiem ich słowa stawały się coraz wyraźniejsze. I z każdą chwilą coraz bardziej niecenzuralne. Panowie byli zaaferowani do tego stopnia, że nie zauważyli przysłuchujących się im osób.

- No niech pan coś zrobi! Bo to już przestaje być zabawne! – dziewczyna brzmiała tak żałośnie, że Yoochun wiedział, że musi jej pomóc. Problem w tym, że nie bardzo wiedział jak. Zauważył poza tym, że sytuacją nie jest tak poważna. Szczerze im dłużej był jej świadkiem, tym zabawniejsza mu się wydawała.

Wysoki, szczupły chłopak wymachiwał rękoma wyrzucając z siebie bardzo kreatywne obelgi. Przy kierowcy ubranym w zwykły firmowy uniform wyglądał bardzo malowniczo. Ubranie w stylu boho przywodzące na myśl upalne wakacje na Bora-Bora i mnóstwo kolorowych dodatków plus półdługie włosy z różowymi końcówkami stanowczo wyróżniały go z tłumu.
- Będę żądał odszkodowania! Rozjechałeś człowieku moje kadzidełka! Ja nie umiem pracować bez kadzidełek!
- Panie! Ja mam grafik! Tragarzem też nie jestem! Co do mnie należało zrobiłem! Nie moja wina, żeś pan te kartony mi pod koła poustawiał!
Dla kolorowego hipisa było to już chyba za wiele. Nie siląc się już na słowne riposty, postanowił przejść do rękoczynów.

Yoochun chętnie popatrzyłby jak rozwija się sytuacja, ale wiedział, że stojąca obok niego dziewczyn oczekuje z jego strony stanowczej reakcji. Bez słowa złapał chłopaka w pasie, gdy ten zaczął niezgrabnie wymachiwać pięściami w stronę kierowcy. Pisarz mógł przysiąc, że atakujący ma zamknięte oczy.
- Puść mnie, Eunji-yah! Puść, a tak mu dokopie, że będzie następnym razem uważał na cudze kadzidełka!
Dziewczyna stojąca wtedy za Yoochunem zachichotała, więc mężczyzna wywnioskował, że to ona ma na imię Eunji.
- Geunsuk-oppa! To nie ja cię trzymam.
Z gardła chłopaka wydobył się wysoki, nieartykułowany dźwięk.
- Zboczeniec! Zboczeniec napadł na mnie! Eunji-yah! Eunji-yah, zrób coś!
Korzystając z zamieszania i tego, że napastnik został odsunięty na bezpieczną odległość, kierowca wskoczył do szoferki i natychmiast odjechał.

Geunsuk zajęty wymachiwaniem kończynami i wydawaniem okrzyków przerażenia, dopiero po chwili zauważył, że jest już wolny. Obrócił się na pięcie i przybrał bojową pozę podpatrzoną w filmach z Jackie Chanem.
- Kim jesteś i dlaczego mnie dotykałeś?
Chun nie miał ochoty odpowiadać i był gotowy odejść bez słowa, ale zatrzymała go Eunji.
- Bardzo panu dziękuję.
- Za co ty dziękujesz temu zboczeńcowi!?
- Za to, że nie pozwolił ci na największą głupotę w życiu, oppa!
Yoochun nie chciał być świadkiem narastającej kłótni tej dwójki.
- Zrobiłem, o co pani prosiła, więc naprawdę muszę iść.
- Ty zboczeńcu nigdzie nie pójdziesz! Moją kuzynkę też napastowałeś?

Chun powoli tracił cierpliwość. Żył ostatnio w ciągłym stresie, który poważnie pogłębił się w ciągu ostatniej doby. Teraz na dodatek został wciągnięty w jakąś chorą sytuacje z różowym pajacem, któremu wydaje się, że jest hipisem, w roli głównej.
- Człowieku! Ta miła pani poprosiła mnie, żebym ci pomógł. I miała rację, bo jakbym cię nie odciągnął, to by ci koleś w końcu tą wymuskaną buźkę przestawił. Normalny człowiek, jak nie umie się bić to nie wymachuje do innych łapami jak baba. Więc zamiast mnie obrażać, pomyśl trochę. No chyba, że te kadzidełka, o które tak się awanturowałeś wyżarły ci mózg.
Ku swojemu zaskoczeniu po tym wybuchu poczuł się znacznie lepiej, więc uśmiechnął się uprzejmie do Eunji.
- Dowidzenia pani – zawahał się przez chwilę – I powodzenia.

Geunsuk z niedowierzaniem patrzył na odchodzącego mężczyznę.
- Co za prostak! – rzucił oburzony. Po chwili przypomniał sobie o kartonach ze swoim całym dobytkiem, porozrzucanych po parkingu. – Eunji-yah! Musimy ratować moje kadzidełka!
Rzucił się biegiem w ich stronę, a dziewczyna śmiejąc się cicho ruszyła za nim.                                                                                          


Jaejoong nie mógł uwierzyć, że Yoochun stoi nonszalancko oparty o futrynę jego drzwi, na dodatek uśmiechając się lekko.
- Czemu nie zadzwoniłeś? – zapytał, ale nie dał swojemu przyjacielowi dojść do słowa. Pociągnął go za poły marynarki i bezceremonialnie wepchnął do swojej sypialni.
- Jae, daj mi wyjaśnić…
- Ty najpierw pozwól, że to ja ci coś wyjaśnię, albo cię po prostu strzelę w ten pusty łeb! – mężczyzna chodził z kąta w kąt, rzucając co chwilę gniewne spojrzenia na Yoochuna. – Wiesz, że Marysia i ten Jinwoo właśnie obgadują przyjęcie pożegnalne, które ma odbyć się za miesiąc? Ona jest gotowa stąd wyjeżdżać! Dlaczego? Bo do tej pory nie poprosiłeś jej, żeby tu z tobą została!
Yoo wiedział, że jego przyjaciel ma rację. Chciał, żeby to była wyjątkowa chwila, stąd ciągle ją odkładał. Po wyjściu z firmy podjął jednak inną decyzję.
- Jaejoong! Ja chcę ją stąd zabrać jeszcze dziś. Mieszkanie jest prawie gotowe, jakoś damy radę.
Na to mężczyzna nie był przygotowany. Usiadł na łóżku i nie był w stanie wydobyć z siebie słowa przez kilka naprawdę długich chwil.
- Wiesz Yoochun-ah… - zaczął w końcu nie bardzo wiedząc, co chce powiedzieć. – Nie to miałem na myśli. Jest przecież tak wiele rzeczy do zrobienia. Chodził mi o to, żebyś się zadeklarował. Dał jej powód, żeby nie wyjeżdżała.
- Wiesz, z kim dziś prowadziliśmy negocjacje?
- No przecież wiem. Chodziło przecież o tą książkę ojca Marysi – Jaejoong wzruszył ramionami. Nie rozumiał, do czego dążył jego przyjaciel.
- Oni przysłali siostrę Marysi…
To już zupełnie przekraczało wyobrażenie Jaejoonga.
- Możesz, ze mnie nie żartować?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo nie jest mi do śmiechu…

Napięta atmosfera, która narastała między mężczyznami została przerwana niespodziewanym pojawieniem się Marysi. Dziewczyna zdziwiła się na widok pisarza. Jeszcze bardziej zaskoczyły ją poważne spojrzenia, jakimi została przywitana.
- Jinwoo właśnie wychodzi… Chciał się pożegnać.
- Odprowadzę go do drzwi. Lepiej, żebyście porozmawiali sami.
Jaejoong wyszedł z sypialni, a Maryśka była co raz bardziej skołowana. Tym bardziej, że Yoochun bez słowa podszedł do niej i mocno przytulił.
- Hej, trochę się boję twojego zachowania… - powiedziała z wahaniem. – Coś nie poszło, tak? – dodała po przedłużającej się chwili ciszy.
- Negocjacje poszły sprawnie. Yoohwan mówi, że dojdzie do ceny, którą zarząd zaakceptuje.
Dziewczyna wspięła się na palce i delikatnie pocałowała mężczyznę, ale ku jej zdziwieniu ten odsunął się prawie natychmiast.
- Marysiu… To nie wszystko.
Yoochun złapał dziewczynę za ramiona i delikatnie posadził na łóżku. Nie wiedział, co powinien powiedzieć, widząc jej zdziwione i przestraszone spojrzenie. Trudno było mu znaleźć odpowiednie słowa. I tak naprawdę, wiedział, że Marysia zmartwi się na wieść, że jej siostra jest w Korei, sam bardziej obawiał się jej reakcji na propozycję, którą miał.
- Yoochun! Powiedz coś w końcu, bo to naprawdę przestaje być zabawne.
- Nie będę owijał w bawełnę. Wydawnictwo przysłało do negocjacji twoją siostrę.
Marysia zbladła i wbiła w niego przestraszone spojrzenie, nie będąc w stanie wydobyć z siebie słowa.
- Co więcej – kontynuował Yoo – Myślimy, że będzie chciała się z tobą spotkać. Skoro posunęła się do wysłania ci książki…
- Porozmawiam z nią.
Maryśka poderwała się z miejsca i zaczęła szybkim krokiem krążyć po pokoju.
- Wszystko jej wyjaśnię… Wytłumaczę! Może w końcu dojdziemy do porozumienia.

Yoochun patrzył jak jego dziewczyna dosłownie wydeptuje dziurę w Jaejoongowym dywanie i mamrocze coś do siebie. Co gorsza, w pewnej chwili przerzuciła się na język polski, więc nie miał pojęcia, jakie jeszcze pomysły wpadły jej do głowy. Cała ta sytuacja utwierdziła go jednak w przekonani, że nie może dopuścić do spotkania sióstr. Yoohwan miał całkowitą rację, twierdząc, że Maryśka od razu wyda ich misterny plan.  Dlatego też musiał działać, czyli najpierw zapanować nad sytuacją.
- Marysiu! Usiądź, uspokój się i zacznij mówić po koreańsku!
Dziewczyna spojrzała na niego, jakby nagle obudzona z transu, ale spełniła polecenie Yoochuna.
- Możesz się z nią spotykać ile chcesz, ale dopiero jak sfinalizujemy umowę! Na razie musimy robić wszystko, żebyście się nie spotkały do tego czasu.
- Przecież ona zna mój adres! Jak będzie chciała, to tu przyjdzie i co? Mam nie otwierać nikomu drzwi i chować się w szafie?
- Mam lepsze rozwiązanie – Chun przełknął ślinę, wahając się przez chwilę – Zamieszkasz ze mną w moim nowym mieszkaniu…


Jaejoong spędzał czas w swojej przytulnej kuchni. Testował właśnie jakiś polski przepis, którego nauczyła go współlokatorka. Nie pamiętał nazwy tej dziwnej potrawy, ale połączenie mięsa zawiniętego w liście kapusty z pomidorowym, aromatycznym sosem okazało się strzałem w dziesiątkę. Podejrzewał, że łatwiej byłoby mu się skupić, gdyby zza ściany nie dobiegały odgłosy gwałtownej, trwającej już od dobrej godziny kłótni. Nawet Jiji schował się pod kanapą i ani myślał stamtąd wyjść, a jego pan martwił się czy jego sypialnia wytrzyma ten wybuch emocji.

W tym zamyśleniu nie zauważył nawet, kiedy do domu wrócił jego ukochany i zwabiony apetycznym zapachem od razu ruszył do kuchni.
- Dzień dobry, Gołąbku! – Changmin zaświergotał, stojąc zaraz za plecami Jae.
- Jesteś geniuszem, Min-ah! – mężczyzna z impetem odwrócił się – Te pyszności w garnku, to gołąbki są! Przez te ich krzyki, zupełnie nie mogłem sobie przypomnieć.
Changmin nagle zapomniał o jedzeniu, które do tej pory skutecznie rozpraszało jego uwagę.
- Jakie krzyki? Jest zupełnie cicho. Nawet ten przeklęty futrzak nie biega jak szalony po salonie.
Jaejoong w panice wybiegł z kuchni.
- Matko święta! Pozabijali się! – krzyknął z salonu.

Min nie wiedział, co dokładnie się dzieje, ale widząc zachowanie swojego faceta popędził za nim. Razem wpadli do swojej sypialni, gdzie zastał ich widok zgoła nieoczekiwany.  Maryśka i Yoochun siedzieli na przeciwnych stronach łóżka i odwróceni do siebie plecami rzucali na siebie co chwila ukradkowe, pełne złości spojrzenia.
- Co tu się dzieje? – Changmin, jak zwykle czuł się pominięty i niedoinformowany.
- Pierwsza burza w raju. – Jaejoong bezpardonowo rzucił się na łóżko między skłóconą parą – Rozumiem, że nie udało wam się dojść do porozumienia.
Stwierdzenie Jaejoonga wywołało kolejną falę wzajemnych pretensji. Chun i Maryśka mówili jednocześnie, szybko, niewyraźnie i przekrzykując się wzajemnie. Changmin nie był pewien, czy rzeczywiście chce wiedzieć, na czym polega problem. Jaejoong przewrócił się na brzuch i zatapiając twarz w poduszce jęknął przeciągle. Nagle wstał i zmierzył oboje przyjaciół zimnym spojrzeniem.
- Ja wszystko rozumiem! Ty chcesz ją zabrać, ona się nie zgadza! Zresztą, ja ci się Marysiu nie dziwię, też nie chciałbym mieszkać z tym pedantem. Ale na litość boską, dogadajcie się w jakiś cywilizowany sposób.
Changmin słuchał tyrady swojej drugiej połowy i coś zaczęło mu świtać. Wiedział, że Yoochun chciał zamieszkać z Marysią. Wiedział też, że kupił to mieszkanie z myślą o niej. Widać coś nie poszło po jego myśli.

Dalsze przemyślenia Mina przerwała niespodziewana reakcja Maryśki. Dziewczyna uśmiechnęła się i podeszła najpierw do niego, potem do Jae i obu uściskała.
- Chłopcy… Wyprowadzam się jeszcze dzisiaj.
- Ty… Jak to? Co? Ale się kłóciliście przecież – Jaejoong wyglądał na całkowicie zagubionego.
- To nic ważnego… - powiedział Yoochun. Przegryzł wargę i z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądał się Marysi. – A teraz pozwólcie, że pójdziemy spakować dopytek pięknej pani.. Yoohwan będzie tu za godzinę.
Mężczyzna złapał dziewczynę za rękę i wyprowadził z pokoju.
- Jeszcze raz spróbujesz się do mnie dobierać, a zginiesz – szepnęła tak, aby pozostała dwójka nie mogła dosłyszeć.
- Jaejoong-ah, czy ja chce wiedzieć? – zapytał Min, patrząc za parą, która zamknęła się w drugiej sypialni.
- Najpierw gołąbki i piwo… Dużo piwa. – Jaejoong westchnął i nie mówiąc nic więcej wrócił do kuchni.


Yunho czekał od kilku godzin. Był już bliski zrezygnowania, ale wtedy ją zobaczył. Wydawała mu się piękniejsza niż zwykle, może dlatego, że tak długo jej nie widział. Nie bawił się już w żadne kwiaty, w żadne końskie zaloty. Dziwił się sam sobie, że dla kobiety był w stanie robić z siebie takiego idiotę. Zwykle to one szalały na jego punkcie, a on mógł robić z nimi, co tylko chciał. Tym razem to on był skazany na łaskę jednej z nich. Do tej pory nawet nie był w stanie wyobrazić sobie, że można tak tęsknić, tak mocno pragnąć bliskości drugiego człowieka.

Włożył ręce do kieszeni i powolnym krokiem podszedł do niej, dosłownie zagradzając jej drogę. Spojrzała w górę i westchnęła na widok jego twarzy.
- To ty…
- Spodziewałem się cieplejszego przywitania. – Ho patrzył na Shimhee z czułością, która nieco ją zaskoczyła. Odsunęła się od niego i ruszyła przed siebie.
- Chcę tylko porozmawiać…
Mężczyzna nie dawał za wygraną, a ona czuła, że ta rozmowa nie może się dobrze skończyć.
- Słuchaj Yunho… Nie wiem, czy to twoje dziecko, ale nawet jeśli… Daj nam spokój.  Ojciec Yoochuna zapewni nam na pewno lepszą przyszłość niż ty.

Ho sparaliżowało. Nie był w stanie się ruszyć, ani wydobyć z siebie słowa. Nie liczył na spokojną rozmowę. Znał Shimhee za dobrze. Na pewno jednak nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego.
- Możesz w końcu, coś powiedzieć.? – kobieta była zniecierpliwiona i zdenerwowana.
- Shimhee… O czym ty mówisz? – zdołał w końcu z siebie wydusić.
To ją zaskoczyło. Była pewna, że Yunho już wie o wszystkim i przyszedł tu, żeby zrobić jej awanturę. Nie spodziewała się, że syn jej kochanka, rzeczywiście da jej czas, by mogła wyjaśnić to sama.
- O cholera… Ty nie rozmawiałeś z Yoochunem – jęknęła zakrywając twarz dłońmi.