niedziela, 30 marca 2014

Moje skaranie boskie - one shot

W oczekiwaniu na kolejny rozdział daję Wam takiego głupiutkiego one shota~~! Chyba lekki i zabawny ;) W każdym razie - enjoy


****


Po roku, w końcu wracałam do Polski. Kiedy tylko postawiłam stopę na płycie warszawskiego lotniska poczułam, jak ogarnia mnie szczęście. Tęskniłam za tym miastem, za rodziną i za przyjaciółmi. Gdyby nie ich wsparcie pewnie już dawno rzuciłabym to wszystko i wsiadła w pierwszy lepszy samolot do Europy. Szkoda, że wymarzona praca w Korei okazała się w dużej mierze koszmarem. Większość osób, które tam spotkałam było dla mnie życzliwych, z kilkoma nawet połączyło mnie coś na kształt przyjaźni. Ktoś jednak od samego mojego przyjazdu postawił sobie chyba za cel uprzykrzanie mi życia. Nie byłam w stanie zliczyć, ile razu przez niego płakałam. Może gdyby był tak okropny dla innych, łatwiej byłoby mi to znieść, ale tylko  dla mnie był tak uszczypliwy. Krytykował wszystko, co zrobiłam, śmiał się z każdego potknięcia. A najgorszy w tym był fakt, że nie mogłam mu się postawić. W końcu on był gwiazdą, a ja tylko asystentką  menadżera.

Tak więc pierwszy raz od roku byłam w Polsce, wróciłam do domu na dwa tygodnie urlopu. Urlopu, który miała poprzedzić harówka przy europejskiej trasie zespołu. Organizacja tych koncertów była największym zawodowym osiągnięciem w moim życiu, a co za tym idzie dla niego była to największa porażka. Słyszałam, że to on najbardziej ekscytował się na myśl o wizycie w Europie. Front zmienił dopiero, kiedy dowiedział się czyja to zasługa.
Ponieważ pierwszy z pięciu koncertów miał odbyć się w Warszawie, postanowiłam przylecieć cztery dni wcześniej. Chciałam sama dopilnować ostatnich przygotowań, a przede wszystkim była to okazja do spędzenia moich urodzin z przyjaciółmi. Poza tym w ten sposób próbowałam uniknąć kilkunastu godzin lotu, podczas którego musiałabym wysłuchiwać, jak bardzo beznadziejna jestem. Skąd miałam wiedzieć, że na tą wieść pozostała dwójka członków zespołu postanowi zabrać się ze mną i zwiedzić polską stolicę. Samo w sobie nie było to złym pomysłem, bo nasze stosunki  były naprawdę dobre. Złem był fakt, że ON też postanowil lecieć z nami.

I tak oto moje szczęście uleciało ze mnie gdy tylko spojrzałam na jego twarz. Miałam nadzieję, że na miasto nie będzie chciał chodzić z nami, bo na samą myśl o spędzaniu z nim wolnego czasu robiło mi się słabo. Na szczęście już po odbiorze bagaży trzymam się od nas na bezpieczną odległość. Pomyślałam, że może nie będzie tak źle, kiedy pozostała dwójka złapała mnie pod ręce i z uśmiechami pociągnęła w stronę wyjścia.

- Sto lat! Sto lat! - gdzieś blisko mnie rozległ się gromki śpiew. Rozejrzałam się wokół i po chwili zauważyłam zmierzającą w moją stronę grupę przyjaciół. Ktoś niósł tort, ktoś bukiet kwiatów, a ja poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy wzruszenia. Wyściskałam każdego z osobna. Chyba najdłużej byłam w ramionach, kogoś dla mnie szczególnego. Marcina, mężczyzny, z którym rozstałam się na krótko przed wyjazdem z Polski. Sam fakt, że tu był wystarczająco mnie zdziwił, nawet mimo naszych częstych kontaktów. Natomiast ciche życzenia, które wyszeptał mi do ucha poruszyły moją stanowczo zbyt romantyczną duszę. Naszczęście, kiedy poczułam, że zaczynam się rumienić, ktoś ze śmiechem zapytał czy zawsze ciągam pracę ze sobą. Chodziło oczywiście o stojących nieopodal chłopaków.
- To Jaejoong i Junsu. Tym razem są tu prywatnie, a nie jako praca - powiedziałam ze śmiechem. Panowie dopiero słysząc swoje imiona otrząsnęli się i upewniwszy się, że mam urodziny sami zaczęli śpiewać i składać mi życzenia.
- A to co tu sunie z miną mordercy? - zapytała moja najlepsza przyjaciółka.
- To Yoochun. Moje skaranie boskie... - jęknęłam czując na sobie jego nieprzyjazne spojrzenie.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział tonem wskazującym, że te życzenia były dla niego przykrym obowiązkiem - Więc skoro już wszyscy cię wyściskali, to teraz zabierz mnie z łaski swojej do hotelu.
Mówił po koreańsku, więc nikt z moich znajomych nie mógł go na szczęście zrozumieć.
- Chun-ah! Daj spokój, nikt nie kazal ci tu przyjeżdżać z nami - Jaejoong zawsze bezpośrednio wyrażał swoje niezadowolenie ze sposobu w jaki traktował mnie jego kolega.
- Nie no, jasne! Świetnie traktujesz kumpla - zaperzył się Yoochun i tak rozgorzała kolejna kłótnia, której powodem byłam ja. Jak zwykle w takiej sytuacji Junsu stara się być neutralny i załagodzić sytuację, choć sam kiedyś przyznał, że robi to tylko dlatego, żebym więcej nie płakała, a tak naprawdę ma ochotę udusić Yoo za bezczelne odzywki. Zwykle podczas tych sprzeczek szczególnie się nakręcał i stawał się naprawdę kreatywny w wymyślaniu epitetów kierowanych pod moim adresem.
- Nie róbcie wsi, na litość boską - Junsu wydarł się w końcu na całe gardło, bo zauważył, że przyciągamy uwagę połowy lotniska. Nagle zapadła niezręczna cisza, ale Yoochun z Jaejoongiem wciąż mierzyli się nieprzyjaznym wzrokiem.

- Marcin, a co to miała być za niespodzianka, o której trąbiłeś całą drogę?
Ktoś trącił chłopaka w ramię, ale pytanie padło chyba tylko po to, żeby rozładować napiętą atmosferę.
- W sumie chciałem poczekać z tym do wieczora - powiedział podchodząc do mnie z nieodgadnionym uśmiechem - Ale myślę, że mogę to zrobić teraz.
Zmierzył wzrokiem chłopaków z zespołu z dziwnym błyskiem w oku, jednak później całą uwagę skupił tylko na tylko na mnie.
- Byłem głupi, że rok temu pozwoliłem ci odejść - powiedział z ogromną czułością, po czym... Klękną przede mna. Z kieszeni spodni wyciągną czarne, atłasowe pudełeczko i otworzył, kierując je w moją stronę. Otępiała wpatrywałam się złoty pierścionek, obawiając się tego, co miało nastąpić. Fakt, dalej darzyłam go sympatią, ale nie myślał chyba, że...
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał, a ja na chwilę zapomniałam jak się oddycha. Już szykowałam się do delikatnej odmowy, kiedy usłyszałam pełne dezaprobaty prychnięcie Yoochuna. Pewnie byl zdziwiony, że ktoś w ogóle może być mną zainteresowany. I wtedy nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale wiem, że tylko po to, żeby zrobić mu na złość...
- Tak! - odpowiedziałam i za chwilę byłam już w ramionach Marcina. Może i Yoochun nie znał polskiego, ale sama ta scena był przecież bardzo wymowna. Zdążyłam jeszcze zobaczyć jak szybkim krokiem rusza w stronę wyjścia, zanim porwał mnie wir gratulacji. Nie znał miasta, nie znał języka... A z resztą, dlaczego miałam się o niego martwić? Lepiej dla mnie jak zabłądzi i utopi się w Wiśle!

Niestety dla mnie Yoochun miał w sobie resztki instynktu samozachowawczego i po prostu czekał na nas na zewnątrz paląc papierosa. Szybko zostałam sama z chłopakami, bo moi znajomi rozpierzchli się do swoich zajęć. Praktycznie wszyscy urwali się z pracy, żeby tylko móc mnie przywitać. Nawet Marcin, co niezwykle mnie cieszyło. Kiedy tylko Yoochun zniknął mi z pola widzenia zaczęło do mnie docierać, co tak właściwie zrobiłam. I już w taksówce, która wiozła nas do hotelu zaczęłam zastanawiać się, jak mogę się wyplątać z tej chorej sytuacji. Pierścionek na palcu ciążył jakby ważył conajmniej tonę, a ja wpatrywałam się w niego bezsilnie. Nikt z nas nie odezwał się słowem przez całą drogę, a Yoochun nawet na chwilę nie oderwał wzroku od szyby.

Dni mijały błyskawicznie. Praca była dla mnie błogosławieństwem. Mogłam się nią zasłaniać zawsze, kiedy mój narzeczony wspominał o spotkaniu. Chciał natychmiast powiadomić naszych rodziców, ale przekonałam go, żeby poczekać do końca trasy koncertowej. Byłam pewna, że do tego czasu coś wymyśle. Coś, co sprawi, że nie będzie już o czym informować.
Przygotowania szły świetnie. Byłam pełna ekscytacji widząc jak mój pierwszy samodzielny projekt staje się rzeczywistością. To wszystko sprawiało, że nawet nie zwracałam uwagi na zachowanie Yoochuna w stosunku do mnie. Aż do momentu, kiedy na dwie godziny przed koncertem sprawdzałam listę utworów razem z dźwiękowcami.
- Kto, do jasnej cholery, pozwolił ci zmienić tą pieprzoną solówkę?
Zespół był w trakcie próby,  a ja bezceremonialnie weszłam na środek sceny i rzuciłam w niego spisem utworów, który przed chwilą otrzymałam.
- Myślałem, że lubisz niespodzianki - uśmiechnął się krzywo patrząc mi prosto w oczy. Pierwszy raz wytrzymałam i nie odwróciłam wzroku. Byłam zbyt wściekła. Nie miałam zamiaru pozwolić mu zniszczyć mojej ciężkiej pracy.
- Nie śpiewałeś tego od lat, ale nie licz na wyrozumiałość. Jeżeli coś zchrzanisz, pożałujesz.
Zeszłam ze sceny nie oglądając się za siebie. Nie wiem jak zareagował, dobiegł mnie tylko szmer rozmów zdziwionej ekipy. Cóż, nawet ja sama nie spodziewałam się, że w końcu mu się postawię.

Koncert oglądałam spod sceny, razem z fanami. A raczej rozwrzeszczanymi fankami JYJ. Nauczył mnie tego menadżer, zawsze powtarzając, że tylko tak będę wiedziała czego naprawdę chcą fani. Pechowo stanęłam koło kilkunastoletnich dziewczynek wykrzykujących co chwila "Yoochun-oppa!".  Dobrze, że nie miały okazji poznać prawdziwej twarzy swojego idola, bo bym miała tu o połowę mniej widzów. Starałam się  nie zwracać na nie uwagi i zająć się uważnym śledzeniem koncertu. Miałam złe przeczucia, że zmiana swojej solówki to nie jedyna niespodzianka, jaką przyszykował dla mnie Yoochun. Miałam tylko nadzieję, że na złość mi nie popsuje całego show. Był wredny, ale do swojej pracy zwykle miał podejście niezwykle poważne i profesjonalne. Liczyłam na to, że tym razem też tak  będzie.

Odliczałam piosenki do jego solowego wyjścia i w końcu nadszedł ten moment. Czułam jak w moim ciele napina się dosłownie każdy mięsień. Kiedy rozległy się pierwsze takty tłum oszalał. W końcu nikt nie spodziewał się piosenki z czasów DBSK. Moim zdaniem nie najlepszej, ale tak uroczej, że każdej fance topniało serce. Mi zaś serce zaczęło bić niespokojnie, kiedy zdałam sobie sprawę, że jego wzrok skierowany jest w moją stronę. Byłam przerażona widząc jak wraz z pierwszymi słowami piosenki schodzi ze sceny i zbliża się w moim kierunku. Chyba nie chciał... A jednak, wyciągnął do mnie rękę w zapraszającym geście. Dziewczynki obok były bliskie omdlenia, a ja bliska ucieczki. Dobrze wiedział, że nie mogłam tego zrobić. Złapałam jego dłoń i dałam się poprowadzić na scenę. Starałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi bardziej krzywy grymas. Stałam w blasku reflektorów, a on śpiewał patrząc mi w oczy wciąż trzymają mnie za rękę. Kiedy zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz uśmiecha się do mnie, poczułam jak się rumienie. Nie chciałam tego, próbowałam uspokoić swój oddech i nierówny rytm serca, który teraz nie miał już nic wspólnego ze złością.

Everything will gonna be fine (promise you this girl)
 God gave me an answer of my life
Look at me girl (me girl), you're lovely (you're lovely) I can tell so
 One day, it will come true
 Baby, never gonna make you cry.


Nie mogłam przestać patrzeć mu w oczy, zapominając, że go nienawidzę, że jestem asystentką jego menadżera, a nie jedną z fanek. Zapomniałam nawet, że jesteśmy w trakcie koncertu i patrzy na nas rozwrzeszczany tłum.
Kilka ostatnich nut właśnie mijało, a on pochylił się nade mną
- Dobrze wiedzieć, że na mnie lecisz, będę miał na ciebie haka   - powiedział mi do ucha, a ja poczułam się upokorzona jak nigdy w życiu. Zeszłam ze sceny czując, jak po policzkach płynął mi łzy. Wszyscy w koło myśleli za pewne, że spowodowało je bezgraniczne szczęście, a ja byłam wściekła. Na niego, a najbardziej na siebie, na to jak zareagowała na jego bliskość. A jemu zależało tylko na tym, żeby udowodnić mi, że ma nade mną przewagę. Wtedy podjęłam decyzję, którą miałam zamiar podzielić się z zespołem zaraz po koncercie.

Kiedy tylko klub opustoszał, a technicy wzięli się za zwijanie sprzętu, wparowałam do garderoby chłopaków.
- Mam do pogadania z Yoochunem, więc bardzo proszę, zostawcie nas samych - poprosiłam, a gdy usłyszała głosy sprzeciwu podniosłam głos - Cholera jasna! Dajcie mi tylko pięć minut.
Jaejoong i Junsu zdziwieni moim wybuchem ewakuowali się niezwłocznie.
- Jesteś pewna, że wystarczy nam pięć minut? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem na ustach - Nie jestem taki szybki.
Nie wytrzymałam. Cała złość i rozżalenie, jakie chowałam w sobie przez ostatni rok potrzebowały ujścia. Podeszłam do niego i z całej siły spoliczkowałam. Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale nic nie powiedział widząc w jakim byłam stanie. Ja nie widziałam nic przez potok łez, których nie potrafiłam już powstrzymać.
- Wygrałeś! Poddaje się! Po ostatnim koncercie odchodzę!
- Zwariowałaś? - zapytał po chwili.
- Zwariowałabym gdybym została. Nie wiem, za co mnie tak nienawidzisz, ale mam już tego dość. Nie chce musieć już więcej na ciebie patrzeć, nie chcę już wysłuchiwać, jak...
Nie dane było mi dokończyć, bo w jednej chwili poczułam na plecach chłód pobliskiej ściany, a na ustach brutalny, desperacki pocałunek. Odepchnęłam go od siebie, wkładając w to ostatki silnej woli.
- Co robisz? - chciałam krzyknąć, ale z mojego gardła wydobył sie tylko niepewny, piskliwy głos.
Yoochun nie odpowiedział. Patrzył na mnie tak... Inaczej. Nie widziałam w jego oczach tej zwykłej drwiny, a może tylko tak mi się zdawało. Kiedy znów zrobił krok w moją stronę znów przywarłam do ściany, uświadamiając sobie, że nie mam drogi ucieczki. Był co raz bliżej, a ja opuściłam głowę, bo bałam się na niego spojrzeć. Oparł rękę zaraz nad moim lewym ramieniem. Po chwili poczułam jak jego druga dłoń unosi mój podbródek. Zamknęłam oczy czując jak cała drżę. Najgorsze było to, że sama nie byłam pewna, jakie uczucia to drżenie wywołały. Strach i bezsilność, czy może... Narastające, tak długo skrywane porządnie. 
Wszystko stało się jasne, kiedy znów połączył nasze usta. Tym razem zrobił to delikatniej i niezwykle czule, a ja nie miałam już siły walczyć, ani z nim, ani ze swoimi uczuciami. Oddałam pocałunek z desperacką pasją. Przyciągnął mnie do siebie obejmując w pasie, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję. Kiedy się ode mnie oderwał schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, tuląc mnie mocno.
- Możesz mnie nienawidzieć. Możesz mnie bić. Możesz robić ze mną co ci się żywnie, ale nie odchodź. Możesz nawet wyjść za mąż za tamtego pajaca, nawet jeśli robisz to tylko na złość mi, ale nie znikaj mi z pola widzenia - mówił szybko i cicho, a każdy oddech muskał moją skórę. Tak bardzo chciałam wierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
- Przyrzeknij, że nie robisz tego wszystkiego, żeby mnie znowu upokorzyć - powiedziałam, zmuszając go, żeby spojrzał mi w oczy.
- Odkąd tylko się pojawiłaś głupieję - przegryzł dolną wargę, próbując chyba znaleźć odpowiedni dobór słów - Najpierw dogryzanie ci po prostu mnie bawiło... Potem zauważyłem, że tylko w ten sposób  mogę zwrócić na siebie twoją uwagę.
- Jeżeli chciałeś zwrócić moją uwagę, wystarczyło zaprosić mnie na kawę... Nie wiem jakie kobiety spotykałeś przede mną, ale myślę, że żadna nie lubiła być przez ciebie obrażana... - Naprawdę nie wiedziałam, do czego zmierzała ta rozmow, ale coraz bardziej się bałam, że za chwilę znów wrócimy do naszych stałych relacji.
- Chciałem to zrobić. Jak boga kocham, ale wtedy wygadałem się przypadkiem menadżerowi. Powiedział, że jeżeli tylko spróbuję, odprawi cię do Polski w kilka godzin. I całą swoją frustrację zacząłem przelewać na ciebie...
- Długo myślałeś nad tą bajeczką? - zapytałam czując, że znów  wzbiera we mnie złość. Bo co on sobie wyobrażał? Że nagle zapomnę, ile razy doprowadził mnie do łez? Jedna ckliwa historyjka i mam być jego? Niedoczekanie!
- Nie wierzę ci, a nie polecę na ciebie, tylko dlatego, że świetnie całujesz! - uśmiechnęłam się krzywo i wyminęłam go pozornie pewnym krokiem, choć tak naprawdę trzęsły mi się kolana. W tym czasie do garderoby wpadli zniecierpliwieni Jaejoong i Junsu, stając się świadkami słów, które zszokowały zarowno ich jak o mnie!
- Czy do jasnej kurwy nędzy nie możesz zrozumieć, że ja cię kocham! - Yoochun złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę, nie zważając na obecność kolegów - Nie będę przepraszał, za to jak cię traktowałem. Bo naprawdę jest płaczliwą, upierdliwą pracoholiczką! Ale do tego jesteś mądra, seksowna i słodko się uśmiechasz kiedy w twoim telefonie odzywa się ten dzwonek z japońską piosenką. Zawsze chciałem wiedzieć, kto wtedy do ciebie dzwoni.
Patrzyłam na niego zszokowana. Zauważył taki szczegół. Rzeczywiście telefon, który obwieszczała wpomniana przez niego melodia, zawsze wywoływał na mojej twarzy uśmiech.
- Mama... To na mamę ustawiony mam ten dzwonek... - powiedzialam w końcu jąkając się lekko - Ale jak to? Teraz nagle nie boisz się, że menadżer wywali mnie na zbity pysk, za to, że ze mną romansujesz?
- To ty jeszcze nic nie wiesz? - odwróciłam się na dźwięk głosu Junsu. Chłopak stał oparty o ścianę i uśmiechał się wesoło.
- O czym mam wiedzieć?
- Cała agencja już o tym huczy! Nasz menadżer ma przejąć jakichś świeżaków, a nas przejmujesz ty.
Otworzyłam usta i ponownie je zamknęłam nie wiedząc, co mogę powiedzieć. Junsu zawsze był świetnie poinformowany. Każda kobieta w agencji jadła mu z ręki, wystarczyło żeby tylko się uśmiechnął, więc mogłam być pewna, że to, co mówi to prawda.
- Su ma rację, sam coś słyszałem - Jaejoong do tej pory wpatrywał się we mnie i Yoochuna z szeroko otwartą buzią i nieprzytomną miną - Od kilku miesięcy i tak wszystko robisz ty. Dłużej juz nikt nie mógł się nabierać.
Czułam, że kręci mi się w głowie. Ten wieczór przyniósł za dużo wrażeń. Nie byłam wstanie wydusić z siebie słowa.
- Czy mogłabyś się odezwać? Bo wiesz, z tą miną wyglądasz jak niedorozwinięta - spojrzałam na Yoochuna, który uśmiechał się wrednie, ale  jego spojrzenie nie było już takie zimne.
- Ty nawet jak się odzywasz, wyglądasz na niedorozwiniętego - odgryzłam się, pokazując mu język.
- Ej, to skoro już tak się kochacie, to może byś już jej tak nie dręczył - Jaejoong spojrzał na przyjaciela z wyrzutem.
- A kto powiedział, że ja go kocham - odparłam oburzona - Dalej go nienawidzę!
- Kpisz sobie ze mnie? - Yoochun wyglądał jakby go piorun strzelił.
- Jesteś aroganckim, zakochanym w sobie dupkiem! - powiedziałam z naciskiem.
- To dlaczego oddałaś mi ten pocałunek?
- Bo mi się podobało - odparłam i złapałam poły jego marynarki. Przyciągnęłam go bliżej i wspinając na palce pocałowałam. Na początku był zbyt zaskoczony, ale już po chwili oddał pieszczotę. Oderwał się od moich ust zdyszany.
- Wredna baba! - warknął i ponownie złączył nasze wargi.
- Myślę, że teraz role się odwrócą - usłyszałam głos, a potem chichot Junsu. W myślach musiałam przyznać mu rację.

- Możesz mnie tak nie ciągnąć!?
- Możesz się nie drzeć!?
- Puść mnie kretynie!
- Zamknij się w końcu!
Darliśmy się na siebie od dobrej godziny. A może od poprzedniego wieczora...Nie byłam pewna. Lepiej pamiętałam inne, przyjemniejsze momenty.
- Załatwisz to teraz, rozumiesz!
- Nie będziesz mi rozkazywał!
Kłóciłam się z nim, ale on przecież nie znał drogi i to ja właśnie doprowadziłam nas na miejsce. Też chciałam wyjaśnić sytuację tamtego dnia, ale na widok wychodzącego z biura Marcina złapałam Yoochuna za rękę z zamiarem szybkiej ucieczki.
- Nie ma mowy! Jak nie ty, to ja! - pociągnął mnie w stronę mojego narzeczonego.
- No ciekawe jak się nim dogadasz, geniuszu!
- Niewerbalnie!
Marcin na początki zdębiał, widząc mnie i Yoo trzymających się za ręce. Nie zdążył się otrząsnąć, a Chun teatralnym gestem zdjął z mojego palca zaręczynowy pierścionek. Podszedł do nic nierozumiejącego chłopaka i z promiennym uśmiechem włożył złoty krążek do kieszonki w jego marynarce. Poklepał jeszcze to miejsce, zasalutował i odwrócił się na pięcie. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Bylam tak zszokowana tym co przed chwilą zaszło, że nie potrafiłam się odezwać.
- Jesteś nienormalny. Popieprzony! Egoistyczny! Zapatrzony w siebie! - zaczęłam krzyczeć, gdy tylko odzyskałam zdolność mówienia.
- Tak, wiem. I jeszcze dupek! Wymyśl, coś nowego, bo to się robi nudne!
Gestem zmusiłam go, żeby się zatrzymał. Wiedziałam, że zwariowałam. Wiedziałam, że pewnie kręcę na siebie bicz. Wiedziałam, że jeszcze nie raz tego pożałuje. I wiedziałam, że teraz nie było już odwrotu.
Przyciągnęłam go bliżej siebie, tak że mówiłam wprost w jego usta.
- Kocham cię.
Długi,  namiętny pocałunek przypieczętował moje słowa.

4 komentarze:

  1. A WŁAŚNIE MIAŁAM JUŻ IŚĆ SPAĆ! ale mówię sobie "zajrzę na bloga,może coś jest" i patrzę...a tu TO!
    OMG SUN! CO TO MIAŁOBY BYĆ?! TYLE EPITETÓW W JEDNYM SHOCIE~! O_O jfhkjdsahfakejhfdbsajbckgeefgvb PRAWIE UMARŁAM NA ZAWAŁ JAK PRZECZYTAŁAM O ZARĘCZYNACH! ale Chuna w myślach zwyzywałam od wszystkich jakich się dało XDDD w sumie...na koniec wyszło,że swój ciągnie do swojego :D haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, no bo ile można pisać, o szarmanckim, romantycznym Miśkim? XD uwierz, że nawet połowy epitetów, o których myślałam tu nie umieściłam xD

      Usuń
    2. Myślę,że to by było ciekawe :D

      Usuń
  2. też chciałabym się tak kłócić i całować na środku ulicy, chociaż marzy mi się ktoś inny ;) i pracą w Korei też bym nie pogardziła ;P reasumując moją wypowiedź: PODOBAŁO MI SIĘ! :D

    OdpowiedzUsuń

Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D