niedziela, 6 kwietnia 2014

Punkt Widzenia Część XIV

w końcu się udało! Dziś rozdział gadany, mało akcji, ale dwa kolejne, już chyba ciekawsze pojawią się w najbliższych dniach~~! Ciągle piszę i wstawiam na telefonie więc jeżeli pojawią się jakieś paszkwile spowodowane formatowaniem, wybaczcie!

######

Punkt Widzenia Część XIV

W niedzielne poranki Harang zwykle nie mógł liczyć na wczesne spacery. Jego pan spał wtedy co najmniej do południa, albo do momentu, kiedy zdesperowany psiak wskakiwał mu na łóżko przypominając o swoich potrzebach. Tym razem było jednak inaczej. Nie wybiła jeszcze siódma, kiedy Yoochun kręcił się niespokojnie po salonie w poszukiwaniu smyczy. Odkąd zamieszkał z nim brat, często miał problemy ze znalezieniem rzeczy w miejscach im przeznaczonych. Dlatego nie miał skrupułów i mało delikatnie, za pomocą stopy, trącił śpiącego na kanapie chłopaka. Ten przekręcił się tylko na drugi bok, zrzucając z siebie kołdrę. To co Yoochun zobaczył pod nią, sprawiło, że stracił resztki cierpliwości.
- Gdzie z tymi brudnymi buciorami? - wydarł się tak, że i zmarłego poderwał by z grobu. Yoohwan uchylił tylko jedno oko, mrucząc coś niezrozumiale. Ten brak reakcji doprowadził starszego z  braci niemal do szewskiej pasji. Złapał Yoohwana za nogę i jednym zdecydowanym szarpnięciem ściągnął go z łóżka.
- Oszalałeś? - warknął całkiem już przytomny chłopak, rozcierając bark, który dopiero co zaliczył bolesne spotkanie z podłogą.
- Jeszcze raz połóż się w butach na mojej kanapie, wtedy dowiesz się co to szaleństwo! I bezdomność też poznasz!
- Jejku, Hyung! Trochę wypiłem z kolegami, wróciłem późno. Tak jakoś wyszło - mówiąc to Yoohwan ponownie usiadł na kanapie i spojrzał na zegarek ziewając przeciągle - To nie powód, żeby robić awanturę w środku nocy!

Yoochun zamknął oczy i skupił się na swoim oddechu, żeby nie dopuścić do całkowitego wybuchu. To, że braciszek nie potrafi ustawić kubków zgodnie z kolorem, wybaczył. To, że w szufladzie znalazł widelec w przegródce na pałeczki też był w stanie zaakceptować. Z lustrem ochlapanym pastą do zębów było ciężko, ale dał radę. Natomiast ten dzisiejszy wyskok z butami przekroczył już wszystkie granice. Postanowił jednak na razie mu darować. Miał inne problemy na głowie.
- Gdzie jest smycz? - wycedził w końcu przez zaciśnięte zęby.
- Przecież to ja mam wyprowadzać psa - zdziwił się Yoohwan.
- Dziś zrobimy wyjątek, więc powiedz mi gdzie jest ta cholerna smycz! - Yoochunowi było naprawdę ciężko zachować umiarkowany spokój.
- Na wieszaku przy drzwiach, pod moją kurtką.
Yoochun postanowił nie psuć sobie nerwów, więc przewrócił tylko oczami i bez słowa już uczepił psa na smyczy. Wychodząc trzasnął drzwiami dając upust swojemu poirytowaniu. Yoohwan nie wiele myśląc szybko ruszył za bratem.

- No i po co za mną leziesz? - zapytał Yoochun, kiedy spostrzegł drepczącego za nim chłopaka.
- Tak mnie ręka boli, że i już bym nie usnął. Więc wybrałem się na spacer.
- Wybierz się inną ulicą, proszę cię - Yoochun nie miał już siły na kłótnie.
- Hyung, co cię ugryzło?
Yoohwan dobrze wiedział, że jego brat ma swoje humorki, ale to zachowanie nie było normalne.
- Nie mogę wyjść z własnym psem na spacer?
Chun wiedział, że młody łatwo nie odpuści. Zawsze był upierdliwy i wścibski. Szczególnie, kiedy się go wkurzyło, a zwalenie go z łóżka w niedzielny poranek mogło wywołać taki efekt. Pisarz zmierzył brata badawczym wzrokiem, zastanawiając się czy może mu powiedzieć, co rzeczywiście go trapi. W końcu zmierzwił swoje włosy palcami i odetchną ciężko.
- Bo ja już w ogóle nie rozumiem kobiet - powiedział w końcu rozpaczliwie.
- Dała ci jakaś kosza, co? -Yoohwan zarechotał złośliwie.
- Żeby to było takie proste...
- Azjatki to są akurat proste w obsłudze! Amerykanki z resztą też. Za to za Europejkami nie idzie nadążyć. Rok spotykałem się z Czeszką i było ciężko. Tylko, że miała w sobie to coś - młody rozmarzył się, a Chun zastanowił się, jak to się stało, że nie miał pojęcia o życiu brata w Stanach.
- W każdym razie z Azjatką na pewno dasz sobie radę. Przecież do tej pory nie miałeś żadnych problemów - Yoohwan puścił do brata perskie oko i uśmiechnął się szeroko.
- Marysia jest Polką - Yoochun przybrał minę zbitego psa - Jest piękna, utalentowana, trochę szalona i wydaje się być taka namiętna...
- Wydaje się? - Yoohwan uniósł brwi zdziwiony.
- Pozwoliła mi się pocałować. W końcu mogłem ją przytulić i nie czuć się jak skończony kretyn.  I nawet nie zdajesz sobie sprawy, że można TAK całować!
Yoochun oblizał wargi, jakby szukając na nich pozostałości smaku ust dziewczyny. Poczuł dreszcz na samo wspomnienie jej palców przeczesujących jego włosy. Paznokci znaczących ślady na szyi. Opuszków delikatnie przesuwających się po karku.
- Hyung! Odpłynąłeś!
Chun ponownie zwilżył usta językiem i niechętnie wrócił do rzeczywistości. Dopiero wtedy zauważył, że dotarli już do mikroskopijnego, jedynego w okolicy parku. Spuścił Haranga ze smyczy i opadł na pobliską ławeczkę.
- Z tego, co mówisz nie wygląda to źle - stwierdził Yoohwan siadając obok brata.
- Tylko, że zaraz potem stwierdziła, że powinienem już iść. Ot tak. Bez żadnego tłumaczenia. Po czym jeszcze raz mnie pocałowała i odprowadziła do drzwi.
- Długo się znacie?
- Ze dwa miesiące. To dziewczyna, która robi ilustracje do mojej nowej książki.
- Może to dlatego, że formalnie jesteś jej szefem - Yoohwan wzruszył ramionami.
- To nie to, na pewno. Nasze relacje nigdy nie były czysto zawodowe. Ona mieszka z Jaejoongiem i Changmin, więc siłą rzeczy...
- A kiedyś dała ci w ogóle do zrozumienia, że ją interesujesz?
- Nie wiem - odpowiedział Chun z rozbrajającą szczerością.
- Jak to nie wiesz? - Yoohwan był naprawdę zaskoczony. Znał miłość swojego brata do kobiet i to jak bardzo lubił im imponować, a potem obserwować jak starają się zwrócić na siebie jego uwagę. Był pewien, że ten zawadiacki uśmiech zadziałałby na każdą kobietę, bez względu na narodowość.
- Bo widzisz Yoohwan-ah... - Chun wiedział, jak niedorzecznie zabrzmi to, co miał zamiar powiedzieć - Ja jeszcze wczoraj w południe byłem przekonany, że Marysia jest... Szczęśliwie zakochaną lesbijką.
Yoohwan prawie zadławił się własnym językiem śmiejąc się opętańczo. Jego brat przewrócił tylko oczami.
- Nie rżyj tak! To długa historia...
- Przepraszam Hyung... - chłopak z całych sił starał się utrzymać powagę - Trzymajmy się tego, że dała ci się pocałować. Jak dla mnie to coś znaczy, nawet u nieobliczalnych Europejek. Tylko Hyung... Jest coś jeszcze.
- Hmm? - mruknął Yoochun przyglądając się hasającemu między drzewkami Harangowi.
- Zależy ci na tej dziewczynie, prawda? - Yoohwan tak naprawdę nie musiał pytać. Pierwszy raz widział brata w takim stanie wywołanym przez kobietę.
- Yoohwan-ah... Ja za nią szaleję. Zwariowałem dla niej - mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.
- Więc za nim sam się zaangażujesz jeszcze bardziej i wciągniesz w to ją, ogarnij tą sprawę z twoim ślubem.
Yoochun spojrzał na chłopaka szeroko otwartymi oczami. Wydarzenia z ostatniego wieczoru sprawiły, że zupełnie o tym zapomniał. I znów powróciło, towarzyszące mu ostatnio niemal bez przerwy, uczucie wściekłości. Tym razem większe niż kiedykolwiek. Ojciec niszczy mu życie nawet zupełnie nieświadomie. Ale on na to nie pozwoli. Wyjaśni całą sprawę z Marysią. Pierwszy raz w życiu czuł się zakochany i nawet jeżeli dziewczyna jeszcze nie odwzajemnia tego uczucie, on zrobi wszystko, żeby to zmienić. A ten nieszczęsny ślub? Z tym poradzi sobie sam. Nie chciał wciągać Marysi w swoje rodzinne niesnaski.
Z takim postanowieniem uczepił psa na smyczy i ruszył w stronę domu. Yoohwan dreptał za nim, nie do końca rozumiejąc wesoły uśmiech, który rozjaśnił twarz brata.


- Zachciało ci się grać rycerza!
- A co miałem siedzieć jak ta lama i pozwolić, żeby cię prymityw obrażał!?
Gabi i Junsu stali na środku kawalerki chłopaka. Oboje z zaciętymi minami patrzyli sobie prosto w oczy, próbując złamać chęć walki przeciwnika.
- To mogłeś to zrobić w inny sposób. Ale nie, musiałeś grać macho! Moja dziewczyna i w gębę, no gratuluję!
Gabi dyszała ciężko. Dłonie zacisnęła w pięści tak mocno, aż pobielały jej kłykcie.
- Na początku nie narzekałaś!
- Nie myślałam, że przez twój wyskok przyjaciółka się na mnie obrazi. Dzwonie do niej od rana i ciągle nie odbiera.
- Dawno ci mówiłem, że powinnaś z nią porozmawiać! - Junsu zaczął już krzyczeć, nieco piskliwie, co dodatkowo wyprowadzało z uwagi jego dziewczynę.
- Dobrze wiesz, że to nie takie proste!
- Wtedy było proste, teraz z resztą też wystarczy po prostu porozmawiać!
- Jak ona nie chce, to co ja mam niby zrobić, geniuszu?!
- Zmuś ją?
- Jak?
- A tak!
Junsu niemal rzucił się na zdziwioną dziewczynę i mimo głośnych protestów chwycił ją i bezceremonialnie przerzucił sobie przez ramię. Po drodze do drzwi chwycił z biurka kluczyki od samochodu. Złapał breloczek zębami, tak żeby mieć większą swobodę ruchu.
Niosąc przez korytarz, windę, a później pól parkingu wierzgającą i krzyczącą Gabi, mężczyzna zwracał uwagę wszystkich napotkanych osób. Było mu to jednak absolutnie obojętne. Każdego pozdrawiał skinieniem głowy i z uśmiechem na ustach, który przez zwisające mu z buzi kluczyki wyglądał odrobinę groteskowo.

- Wsiądziesz po dobroci, czy mam cię związać? - zapytał kiedy dotarli do jego samochodu. Dziewczyna wciąż nie dawał rady się wyswobodzić.
- Wsiądę, tylko mnie w końcu puść!
Junsu spełnił prośbę dziewczyny i postawił ją na ziemi. Spojrzał jej w oczy uśmiechając się słodko.
- I nie próbuj uciekać, bo na pewno biegam szybciej od ciebie.
Z tymi słowami pocałował Gabrysię w czoło i pełnym nonszalancji gestem otworzył przed nią drzwi. Dziewczyna wydęła policzki, wsiadła do auta i zamaszystym ruchem zapięła pasy, po czym splotła ręce na piersi. We wszystkim, co robiła starała się wyrazić jak bardzo jest obrażona. Junsu zaś niewzruszony uśmiechnął się jeszcze szerzej i zatrzasną za nią drzwi. Mrucząc jakąś wesołą melodię zajął swoje miejsce i odpalił silnik.


Changmin z Jaejoongiem popijali kawę na kanapie w salonie. Obaj ubrani w powyciągane dresy i zwykłe T-shirty skakali po kanałach telewizyjnych w nadziei, że znajdą coś ciekawego. I jak to bywa w niedzielne południa, skończyli oglądając jakiś kiepski film. Jae i tak był bardziej zainteresowany opatrunkiem na swojej dłoni. Co chwila próbował zajrzeć pod bandaż. W końcu Changmin złapał go za rękę.
- Zostaw to w już!
- Ale widziałeś jak tam się śmiesznie kły odbiły?
- Miałem czas się przyjrzeć jak to przemywałem i zawijałem, wiesz?
Changmin był szczerze rozbawiony, kiedy rozdrażniony Jiji ugryzł swojego właściciela, gdy ten chciał zmusić go do zabawy. Kociak szybko nauczył się, że przycięte pazurki nie są już tak dobrą bronią, więc był zmuszony znaleźć jakąś alternatywę. Jednak kiedy okazało się, że te małe ząbki potrafią tak skutecznie przegryźć skórę, trochę się zaniepokoił. Wiedział, że z tym podejściem do Jiji, Jae już niedługo będzie cały w podobnych opatrunkach. Nie dość, że był urodzoną kaleką, to jeszcze sprawił sobie kota sadystę.

- Myślisz, że między Yoo i Maryśką to coś więcej? - Jaejoong zapytał po pewnym czasie, wciąż oglądając zabandażowaną rękę.
- Znów zaczynasz się bać, że stracisz pracę na dobre? - zakpił Min.
- Przecież wiesz, że nie o to chodzi...  Znamy się od niedawna, a Marysia jest dla mnie jak młodsza siostra, a Chun to mój przyjaciel. Martwię się o nich - chłopak spojrzał poważnie na Mina.
- Jaejoong, jeżeli chcesz znać moje zdanie, to szczerze, ci powiem, że nie wiem. Ale myślę, że wczoraj w jej pokoju raczej o pogodzie nie rozprawiali.
- Pewnie się całowali, jak później pod drzwiami...
- Kim Jaejoong, co ja ci mówiłem o podglądaniu!
Chłopak uśmiechnął się niewinnie do Changmina, który patrzył na niego z wyrzutem.
- Przecież wiesz, jak ciężko mi się powstrzymać - powiedział przymilnym głosem. Wiedział, że Min przygotowuje się do wygłoszenia jednego z tych swoich moralizatorskich kazań, więc starał się jakoś uratować. Ku jego radości w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Jaejoong niczym strzała popędził otworzyć.
- Marysia w domu? - zapytał Junsu, szczerząc się wesoło. Obok niego stała Gabi z miną ponurą, jak chmura burzowa.
- Jeszcze śpi, położyła się grubo po północy - wyjaśnił Jae, kiedy weszli do salonu. Su przywitał się ze wspólnikiem. Tylko Gabi, co w jej przypadku było podejrzane, nie odzywała się w ogóle.
- Idź do niej - powiedział Junsu teatralnym szeptem - Idź, albo sam cię zaniosę, a wiesz, że jestem do tego zdolny!
- Przecież idę, nie widać? - dziewczyna odpowiedziała nie ruszając się z miejsca. Wystarczyło jednak, że Su spojrzał na nią znacząco, a postanowiła spełnić jego rozkaz, jako, że prośbą nazwać tego nie mogła.

Najciszej jak potrafiła, bez pukania weszła do pokoju Maryśki. Gabrysia miała nadzieję, że jeżeli nie obudzi przyjaciółki uniknie konfrontacji, a Junsu przestanie na nią naciskać. Dlatego widząc zawiniętą w kołdrę, cicho pochrapujcą blondynkę, odwróciła się na pięcie i naciskając klamkę, chciała wrócić do salonu. Problem polegał na tym, że drzwi nie chciały ustąpić...

- Junsu, co ty robisz? - zapytał zdziwiony Changmin, patrząc na przyjaciela zapierającego się o drzwi pokoju Marysi
- Godzę dziewczyny - odpowiedział mężczyzna, jednocześnie dziękując bogu, że drzwi w tym mieszkaniu otwierają się do zewnątrz. Czując coraz mocniejszy nacisk, musiał wymyślić w jaki sposób na dobre zabarykadować wyjście.
- Dajcie tu kanapę!
- To chyba jakiś żart? - zapytał Changmin, mocno zniesmaczony zarówno pomysłem zamykania kogokolwiek w pokoju, jak i wizją przemeblowania w jego salonie.
- Min-ah! Nie marudź, tylko chodź mi pomóż!
Jaejoong już trzymał jeden brzeg kanapy, próbując ciągnąc ją po podłodze. Mężczyzna w lot pojął intencje Su i doszedł do wniosku, że będzie to lepsza zabawa, niż oglądanie telewizji. Changmin nie widząc innej drogi na uratowanie dobrego stanu drewnianego parkietu, był zmuszony pomóc Jaejoongowi przesunąć mebel. Nie minęło pięć minut, a jednego tarasującego drzwi Junsu zastąpiła kanapa, z trzema mężczyznami na niej siedzącymi. Przy czym tylko Min miał niezadowoloną minę i patrzył na pozostałą dwójkę wilkiem.

Gabi dokładnie słyszała głosy z salonu. Zaczęła mocniej szarpać klamkę, a za chwilę też walić pięścią w drzwi.
- Kim Junsu! Wypuść mnie natychmiast, albo uduszę cię gołymi rękami! Czy ty to rozumiesz?
- Mogę wiedzieć po jaką cholerę próbujesz rozwalić moje drzwi?
Maryśka siedziała na łóżku i sztyletowała spojrzeniem Gabrysię. Była niewyspana, a co za tym idzie, zła jak szerszeń po ataku na jego gniazdo. Grozę potęgował jej wygląd. Blada twarz, sińce pod oczami i włosy ułożone w dwa gustowne kołtuny. Gabi przełknęła głośno ślinę nie będąc w stanie wydać z siebie nawet słowa.
- Czekam na wyjaśnienia!
- Bo Junsu... Przeprosić chciałam. To on mnie przyniósł. Bo ja się bałam. I mnie zamknął. A potem kanapa.
Różowowłosa dziewczyna plątała się w zeznaniach żywo gestykulując.  Marysia ziewnęła potężnie, wyciągnęła się i podrapała po głowie. Dopiero wtedy zaczęła kojarzyć fakty.
- Czekaj, czekaj. O czym ty mówisz? Jaka kanapa?
Gabi wzięła kilka głębszych oddechów, starając się stworzyć bardziej składną wypowiedź.
- Junsu mnie zmusił, żebym tu przyjechała, bo od wczoraj ciągle mu wyrzucam, że przez niego jesteś na mnie zła. I chyba bał się, że ucieknę, bo najpierw sam trzymał drzwi, a teraz razem z Jae zastawili je kanapą. Ale to wszystki nie ważne! Przepraszam! - Gabi spojrzała żałośnie na przyjaciółkę.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy tu zamknięte na amen?
Gabi kiwnęła tylko głową.
- Jaejoong urwę ci głowę, jak mamę kocham - blondynka wydarła się po koreańsku. Zza drzwi odpowiedział jej jedynie radosny śmiech. Marysia skrzywiła się słysząc donośne rżenie Jae.
- No zabije gada, słowo honoru! Nawet Changmin mu nie pomoże - mamrotała do siebie przez dobrą minutę zanim przypomniała sobie o stojącej na środku pokoju Gabrysi.
- No tak! Zapomniałam, że miałam się na ciebie gniewać! - przybrała groźną minę, ale za chwilę jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- To... To znaczy, że wszystko ok? - spytała zaskoczona Gabi.
- Chodź tu wariatko!
Marysia zachęcająco odkryła skrawek łóżka. Gabryśka z uśmiechem na ustach skorzystała z zaproszenia. Wsunęła się pod kołdrę i przytuliła do przyjaciółki.
- Ale o to, że nie przyznałaś mi się, że złapałaś takie ciasteczko mam lekki żal.
Marysia przyglądała się bacznie Gabrysi, na twarzy której malowało się głębokie poczucie winy.
- Nie rób takiej miny, pewnie też bałabym się przyznać. Poza tym tyle się działo. No i wszystkie twoje winy odkupił Yoochun jednym pocałunkiem.
Maryśka zachichotała na samo wspomnienie. Gabi poderwał się do pozycji siedzącej i odwróciła w taki sposób, żeby widzieć twarz dziewczyny.
- Ja wiedziałam! On już dawno patrzył na ciebie, jak na coś do schrupania.
- Chyba chciał się zabrać do konsumpcji, więc go odprawiłam z kwitkiem.
Gabryśce chwilę zajęło pozbieranie się i uspokojenie dzikiego ataku śmiechu. Marysia zupełnie nie rozumiała jej rozbawienia. Dla niej to była bardzo poważna i złożona sprawa.
- Gabi! Wiem, że śliniłam się do niego odkąd tylko go zobaczyłam... Z czasem zaczęło mi na nim co raz bardziej zależeć. Tylko ja czułam się bezpiecznie udając lesbijkę.
Marysia widział w oczach wpatrzonej w nią przyjaciółki, że ta nie nadąża za jej tłumaczeniem. Musiała chwilę zastanowić się nad odpowiednim doborem słów, bo był to pierwszy raz, kiedy próbowała mówić głośno o swoich uczuciach do Yoochuna.
- Myślę, że mogłabym się w nim zakochać. Pociąga mnie, jak jeszcze nikt w moim życiu. Kiedy przytulał mnie, jak był pijany czułam, że mogłabym tak tkwić całe życie. Kiedy patrzy na mnie i uśmiecha się tak słodko miękną mi kolana, ale...
- Wybaczam ci, że nie wiedziałam, że gziłaś się z pijanym Yoochunem, bo ja też przecież też szczera nie byłam... - Gabrysia przerwała przyjaciółce, ale Marysia od razu wpadła jej w słowo
- Nie gziłam się!
- Jak zwał tak zwał - różowowłosa zniecierpliwiona zamachała ręką - Ja tu dążę do tego, że nie rozumiem jakie możesz mieć ale! Jemu na tobie zależy. Gdybyś go widziała jak tu wpadł, kiedy zemdlałaś! Szalał ze zmartwienia!
- Jackowi też podobno na mnie zależało - głos Marysi był przepełniony goryczą. Chyba pierwszy raz od burzliwego zerwania, wypowiedziała imię swojego byłego narzeczonego. Może to dlatego, że ostatnio jego wspomnienie co raz częściej pojawiało się w jej myślach. Nie tak łatwo przekreślić tyle lat życia. Był przy niej w najważniejszych chwilach jego chwilach. Ich związek był zbudowany na silnych fundamentach przyjaźni. Ufała mu jak nikomu innemu, bo potrafił sprawić, że czuła się bezpieczna. Aż do tego momentu, kiedy całe jej dotychczasowe życie i przyszłość, które zaczęła budować, runęły jan domek z kart. Od czasu śmierci ojca nie czuła się tak źle. Musiała szczerze przyznać, że nie wiele pamiętała z tamtego wieczoru. Wyrzuciła go z pamięci jak zły sen. Nie była nawet pewna, czy płakała, czy może krzyczała, kiedy nakryła Jacka w swoim pokoju w akademiku na upojnych chwilach z inną dziewczyną. Tą samą, która jeszcze tydzień wcześniej utrzymywał, że zaliczeniowy obraz Marysi jest kopią innej osoby. Nie wiedziała, czy Lee Shimhee zrobiła to z zemsty, że kiedy jej intryga wyszła na jaw władze uczelni zawiesiły ją na pół roku, czy po prostu czysta złośliwość. Maryśka nigdy nie zrobiła nic, co mogłoby wywołać jawną niechęć jaką okazywała jej Shimhee.  Faktem jednak było, że zmagała się z nią praktycznie od samego przyjazdu do Korei. Na szczęście miała wsparcie Gabrysi, Jacka, a szybko też zaprzyjaźniła się z Jinwoo, który na początku był po prostu ich opiekunem, jako studentów z wymiany. Może to dlatego tamtego wieczoru poczuła się podwójnie zdradzona. Straciła swojego mężczyznę i przyjaciela. Kiedy Jacek wyjechał, po wielu próbach zyskania przebaczenia od dziewczyny, miała nadzieję, że szybko o nim zapomni. Poza tym w jej życiu tak wiele się działo. Przeprowadzka, nowa praca, nowi ludzie, którzy tak szybko stali się dla niej niemal rodziną i on. Pojawił się Yoochun. Taki przystojny, czarujący, zabawny, inteligentny. Był jak ideał wyjęty wprost z jej marzeń...
- Maryśka! Czy ty mnie słuchasz? - Gabi trąciła zamyśloną dziewczynę - Mówię, że ten kretyn nie ma tu nic do rzeczy. Zapomnij o nim!
- Uwierz, że moje uczucia do Jacka zgasły już dawno. Ciągle jest ta nostalgia, ale tego pewnie nie pozbędę się nigdy - blondynka westchnęła cicho - Tylko teraz się boję. Jak mogę zaufać komuś, kogo znam nie całe trzy miesiące?
- Nie przekonasz się jeżeli nie spróbujesz - na twarz Gabi wpłyną znaczący uśmieszek - Więc daj mu się przynajmniej przelecieć!
Maryśka prawie zadławiła się własną śliną. Wytrzeszczyła oczy na przyjaciółkę i wpatrywała się w nią z szeroko otwartą buzią, aż w końcu przetrawiła usłyszane przed chwilą słowa.
- Gabrielo! O czym ty do mnie mówisz!
Głos dziewczyny był tak przepełniony zgorszeniem, że różowowłosa wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Tyle lat się ze mną przyjaźnisz, a nadal takie z ciebie niewiniątko. Nie wiem, co zrobiłam źle - Gabi przybrała protekcjonalny ton, co tylko pogłębiło tylko rumieniec na twarzy Marysi.
- Nie pójdę do łóżka z pierwszym lepszym - wybąkała zawstydzona.
- A jaki tam z niego pierwszy lepszy. Toć to już swój misiaczek jest!
Maryśka czuła, że musi zmienić temat, bo twarz paliła ją żywym ogniem i obawiała się, że zaraz cała stanie w płomieniach. Wtedy jej wzrok padł na leżącą na biurku książkę, którą przysłała jej siostra. Dopiero wtedy przypomniała sobie dlaczego nie mogła usnąć do rana.
- Po waszym wyjściu w nocy zadzwoniłam do mamy, żeby się uspokoić...
- Mówisz to tonem jakby nie pomogło - Gabrysia zmarszczyła brwi.
- Bo nie pomogło, ale przynajmniej wiem skąd Zośka miała mój adres - Marysia skrzywiła się nieznacznie na myśl o siostrze.
- Twoja mama dała jej twój adres? Oszalała?
Marysia skarciła przyjaciółkę ostrym spojrzeniem.
- Ze zdrowiem psychicznym mojej mamy wszystko w porządku, dzięki za troskę! Myślisz, że Zośka zwróciła by się do niej bezpośrednio? Skontaktowało się z nią wydawnictwo taty. Fakt, że mogła się domyślić... W końcu po co im mój adres. Ale mama jak zwykle okazała się troszkę naiwna.
- Przynajmniej wiemy, po kim to masz - Gabi pokazała język przyjaciółce. Marysia pominęła tą uwagę milczeniem.
- Chciałabym tylko wiedzieć, po co Zośka zadała sobie trudu.
Gabi dobrze wiedziała ile trudu kosztuje jej przyjaciółkę zachowanie opanowanego tonu, dlatego spojrzała na nią współczująco. Marysia jako mała dziewczynka marzyła o tym, że kiedyś pozna swoją starszą siostrę, o której tyle słyszała od ojca. Potrafiła mówić o niej bez przerwy, a będąc nastolatką ciągle malowała jej portrety, na podstawie zdjęc jakie pokazywał jej tata, wyobrażała sobie jej dorosłą wersję. Teraz zaś przekonywała się, że siostra nawet w ułamku nie odwzajemnia tych uczuć. Gabrysia wiedziała, że ten temat zawsze przygnębia Marysię.
- Chodźmy zrobić krwawą łaźnię tym patałachom za drzwiami, co? - różowowłosa mrugnęła, uśmiechając się zadziornie.
- Ale musi być totalna masakra - blondynka zaśmiała się upiornie.
- Musimy ich podejść!
Gabrysia podeszła do drzwi i gestem przywołała Marysię.
- Junsu-yah! Skarbie, dziękuje! - powiedziała na tyle głośno, żeby panowie za drzwiami mogli dokładnie usłyszeć.
- Jaejoong-oppa! - zawołała Maryśka, od razu łapiąc intencję Gabi. Przypomniało jej się jak jej współlokator narzekał, że żadna dziewczyna od czasów liceum nie zwracała się do niego w ten sposób. Wiedziała, że musi to wykorzystać.
- Oppa! Jesteś genialny! - ciągnęła słodkim głosikiem - Ty też Junsu! Bez was nie pogodziłyśmy się tak szybko.
Zza drzwi dobiegło ich szuranie, potem dyszenie, kilka przekleństw, a na koniec głośny łomot i krzyk Changmina. Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i Marysia nacisnęła klamkę. Drzwi ustąpiły natychmiast. Przyjaciółki wpadły do salonu i rzuciły się na Jae i Su, mszcząc się za barykadę. Changmin zaś klęczał przy kanapie i oglądał ją z każdej strony, żeby upewnić się, że po tym jak została bezceremonialnie rzucona na swoje miejsce, aby na pewno nie ucierpiała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D