wtorek, 11 marca 2014

Punkt Widzenia Część XIII

Rozdział XIII

Yoochun dotarł na lotnisko spóźniony prawie godzinę. Stojąc w gigantycznym korku modlił się do wszystkich znanych sobie bóstw, żeby samolot też nie był planowo. Szalonym sprintem pokonał drogę z parkingu do hali przylotów, gdzie teraz kręcił się w kółko, szukając znajomej twarzy. Prawie krzyknął czując czyjś silny uścisk na ramieniu. Odwrócił się gwałtownie i ujrzał uśmiechniętą twarz swojego brata. Chłopak po chwili spoważniał, przybierając niezadowolony wyraz twarzy.
- Dwa lata nie było mnie w kraju i co? Żadnego komitetu powitalnego, tylko jeden zziajany hyung*?
- Zawsze możesz wezwać taksówkę, Yoohwan-ah.
Yoochun spojrzał na brata z wyższością. Przez dłuższy czas patrzyli sobie w oczy zachowując kamienne twarze. W końcu jednak obaj uśmiechnęli się i serdecznie uścisnęli.
- Witaj w domu, młody! - Chun poklepał Yoohwana po plecach.
Dobre pół godziny zajęło im zapakowanie wszystkich bagaży do samochodu. Bagażnik i tylne siedzenie pękały w szwach. Pomimo że Yoochun przez ostatnie dwa lata naprawdę tęsknił za swoim młodszym braciszkiem, powoli zaczynał czuć to charakterystyczne poirytowanie, wywołane samą obecnością tego stworzenia.
- Yoohwan-ah, czy nie łatwiej i taniej byłoby, gdybyś część tych rzeczy wysłał pocztą? - zapytał, gdy w końcu udało mu się domknąć bagażnik.
- Oj hyung! Przestań zrzędzić i powiedz, czy to wszystko zmieści się w twoim mieszkaniu.
Yoochun znieruchomiał z ręką na klamce.
- Jak to u mnie w mieszkaniu? Zwariowałeś?
- Chyba nie myślałeś, że mam zamiar mieszkać z ojcem? - prychnął młodszy.
- Jak to nie?
- Ściągnął mnie tu ze Stanów? Ok, spoko i tak miałem już dość. Ale użerać się z tym zgredem na co dzień nie mam zamiaru.
Chłopak zakończył wsiadając do auta i trzaskając drzwiami. Yoochun odetchnął głęboko i powoli wypuścił powietrze. Kiedy stwierdził, że jest dostatecznie spokojny usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Odezwał się dopiero, kiedy wyjechali na autostradę.
- Yoohwan-ah, obaj dobrze wiemy, czego oczekuje od ciebie ojciec. Nie świruj!
- Jasne! Bo w tej rodzinie tylko ty masz prawo świrować - chłopak spojrzał na brata z wyrzutem.
- Ja i tak nigdy nie byłem jego ulubieńcem. Ty masz jeszcze szansę.
- Dobrze wiesz, gdzie mam taką szansę! Wiesz, czego on ode mnie zażądał?
- Zaskocz mnie! - Yoochun przekręcił oczami na znak, że mało go to obchodzi.
- Powiedział, że dostanę wszystkie jego udziały, jeżeli pozbędę się ciebie z wydawnictwa!
Yoochun uśmiechnął się krzywo.
- Staruszek jest sprytniejszy niż myślałem.
Yoohwan spojrzał na niego zdezorientowany.
- Co to ma znaczyć?
- To jego mało subtelny sposób, żeby przywołać mnie do porządku. Dobrze wiedział, że mi o tym powiesz.
- Nienawidzę go, jak słowo honoru, nienawidzę własnego ojca!
- Młody, daj spokój! A jeżeli zależy ci na tych udziałach, zamieszkaj z rodzicami.
- Mam gdzieś udziały i całą tą zasraną firmę.
- W takim razie mam dla ciebie propozycję. Jeżeli się zgodzisz, pozwolę ci zamieszkać u mnie.
Stali na czerwonym świetle. Yoochun patrzył bratu w oczy z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Nie wiedziałem, że tobie zależy na pieniądzach ojca, hyung - Yoohwan uniósł brew zdziwiony.
- Bo nie zależy. Zależy mi na wydawnictwie, a to co innego. Ja znam się na książkach, ty na finansach. Będziemy się potrzebować.
- Masz coś konkretnego na myśli, prawda? Coś, co bardzo nie spodoba się ojcu?
Yoochun posłał mu tylko perskie oko. Yoohwan zaś zaśmiał się radośnie.
- Wchodzę w to! Tylko jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć.
- Hmm?
- Czy zdajesz sobie sprawę, że ojciec wyznaczył ci datę ślubu?
Yoochun spojrzał na brata marszcząc brwi.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ja nawet nie mam dziewczyny - A jedyna, którą chce, woli inne dziewczyny - dopowiedział w myślach.
- Z tego, co wiem tym też już się zajął.
Starszy z braci gwałtownie zjechał na pobocze.
- Mówisz poważnie?
- W najbliższych tygodniach szykują ci swaty - Yoohwan powiedział radośnie, patrząc jak kłykcie Chuna bieleją przy zaciskaniu dłoni na kierownicy. Spodziewał się po ojcu wszystkiego, ale to była przesada! Poza tym matka zawsze powtarzała, że kojarzone małżeństwa, to najgorsze barbarzyństwo, jakie ma miejsce w ich kręgach. Teraz zaś godziła się na taki los dla swojego pierworodnego syna. Oczywiście i tak nie miał zamiaru tego robić, ale czuł się zły i rozżalony. Uderzył pięścią w kierownicę. Wiedział, że chęć pomocy Marysi mocno komplikuje sprawę. W tym wypadku będzie musiał działać delikatnie. Najdziwniejsze zaś było to, że w głębi duszy był nawet gotów ożenić się z jakąkolwiek nadętą panną, jeżeli dzięki temu mógłby spełnić prośbę Polki. Potrząsnął głową próbując wyrzucić z głowy niechciane myśli i ponownie ruszył.
- Zaniemówiłeś? - Yoohwan był wyraźnie rozbawiony.
- Raczej mam za wiele do powiedzenia i wole zostawić to dla siebie - Yoochun westchnął i postanowił zmienić temat. - Będziesz wyprowadzał Haranga dwa razy dziennie, nie będziesz jadł na kanapie, płucz wannę po sobie, a jak znajdę choć najmniejszą plamkę w kuchni, zamorduję!
Uśmiech na twarzy młodszego przybladł.
- A już miałem nadzieję, że coś się zmieniło, odkąd wyprowadziłeś się z domu - powiedział zrezygnowany. Yoochun spojrzał na niego zdziwiony.
- Przecież się zmieniło. Teraz dbam o porządek jeszcze bardziej.
Yoohwan wytrzeszczył oczy w wyrazie niemego przerażenia.

Wychodząc z biura ojca, Yoochun miał ochotę bić głową w ścianę. Zawsze, kiedy staruszek wzywał go do siebie, oznaczało to awanturę. Tym razem dostało mu się za to, że pozwolił bratu zamieszkać u siebie. Standardowe pretensje, za bycie czarną owcą w rodzinie, nauczył się już puszczać mimo uszu. Choć czasem słowa ojca naprawdę bolały. Z drugiej strony mógł zająć się wychowywaniem syna nieco wcześniej, niż teraz, kiedy dobiegał on już prawie trzydziestki. Ojciec oczekiwał zapewne, że dzieci będą jego wiernymi kopiami. Bezwzględnymi maszynkami do pomnażania majątku. Nie zdawał sobie tylko sprawy, że firma i pieniądze od najmłodszych lat były dla nich najgorszym wrogiem. Yoochun nie miał z dzieciństwa żadnych wspomnień z ojcem. Nie wiedział, czy dlatego, że rzeczywiście nigdy go nie było, czy też po prostu były to chwile tak mało istotne, że aż nie warte zapamiętania. Jeszcze w liceum obwiniał się o to, że nie potrafi go zadowolić. Szybko jednak zrozumiał, że to nie jego wina. Dobrze pamiętał pierwszy policzek, który wymierzył mu ojciec. W dniu, w którym przyznał się, że zamiast zdawać na studia ekonomiczne, wybrał literaturę. Zrobił to na oczach matki i Yoohwana. Wtedy też ostatni raz widział płaczącego brata. Młody miał wtedy trzynaście lat. Kolejny raz zarobił, kiedy ojciec dowiedział się, że przygotowuje się do wydania książki w konkurencyjnym wydawnictwie. Dał mu wtedy pracę w firmie, bo bał się plotek. Yoochun nie narzekał, bo ojciec dał mu wtedy wolną rękę. Mógł bez trudu zatrudnić Jaejoonga. Wszystko ma jednak swoją cenę. Ojciec w ten sposób chciał go od siebie uzależnić. Miał też za pewne nadzieję, że syn z biegiem czasu straci zainteresowanie tymi bzdurami, jak zwykł nazywać zajęcie Yoochuna. Kiedy jednak stało się jasne, że chłopak nie ma zamiaru iść w ślady ojca, zaczęły się problemy, których kulminacja miała miejsce przed chwilą. Yoochun dowiedział się, że znaleziono mu odpowiednią kandydatkę na żonę. Do tej chwili miał nadzieję, że Yoohwan chce go po prostu zdenerwować. Teraz był jednak pewny, że to nie żarty. Nie wiedział tylko jeszcze, co ojciec chce przez to ugrać. Wiedział, że musi spotkać się z tą dziewczyną. Jeżeli tylko okaże się, że ma taki sam stosunek do całej sprawy, będzie po problemie. W innym wypadku... Też da sobie radę.
Dobrze, że przed tym niefortunnym spotkaniem, zadzwoniła Marysia z informacją, że Kim Jinwoo przekazał jej zdjęcia. Od razu zaproponował, że po nie przyjedzie. Dzięki temu istniała szansa, że nic, ani nikt nie ucierpi z powodu jego zdenerwowania. Humor poprawił mu już widok witającej go uśmiechem dziewczyny. Mina trochę mu zrzedła na wieść, że Marysia właśnie wychodziła na zajęcia. Stwierdził jednak, że przebywanie z Jaejoongiem też może zadziałać na niego uspokajająco.
- Nie gap się tak w te drzwi! Ona już wyszła! - Jae zaśmiał się wrednie i usiadł na fotelu trzymając Jiji w objęciach. Kot po chwili wyrwał się z jego objęć. Zgrabnie przeskoczył na kanapę, gdzie zaczął łasić się do Yoochuna.
- Niewdzięcznik - zaperzył się Jaejoong, patrząc na Jiji drapanego po łebku przez jego przyjaciela.
- A Changmin gdzie? - zapytał pisarz, zwracając w końcu uwagę na widocznie oburzonego Jae. Ten na wspomnienie o swoim mężczyźnie cały się rozpromienił.
- Jeszcze w pracy. Albo pije z Junsu! Zasłużył!
- Od kiedy to jesteś taki wyrozumiały? - zdziwił się Yoochun.
- Chodził od tygodnia zdenerwowany, bo ciągle odkładali oficjalne ogłoszenie tego ostatniego przetargu. Chciałem go jakoś od tego oderwać, proponowałem, żeby pozował mi do obrazu, ale to było na nic. Dziś zadzwonił, że wygrali, więc niech robi, co mu się żywnie podoba, oby tylko się odstresował.
Yoochunowi zajęło chwilę skojarzenie wszystkich faktów.
- Mówisz o przetargu, na ten kompleks hotelowo konferencyjny, o którym gadali od ostatnich kilku miesięcy?
Jaejoong w odpowiedzi pokiwał tylko energicznie głową.
- O cholera, muszę im pogratulować...
- Okazja będzie w sobotę. Urządzam z tej okazji małą kolację. Będzie Marysia, Gabi i nawet Yunho. No i oczywiście nasi cudowni architekci. Przyjdziesz, prawda?
- No jasne - Yoochun ucieszył się, że choć na chwilę będzie mógł odetchnąć od problemów.
- No to skoro już nie trzęsiesz się ze złości opowiedz mi, co tak cię wkurzyło.
Pisarz zdziwiony spojrzał na uśmiechniętą twarz przyjaciela. Był pewien, że świetnie się maskował, ale przed Jae nie potrafił ukryć swoich uczuć. Poza tym miał wrażenie, że jeżeli zaraz nie wyrzuci z siebie tego wszystkiego najnormalniej w świecie oszaleje.
- Mówiąc w skrócie... Ojciec ściągnął do kraju Yoohwana i chce żebyśmy pożarli się o jego udziały. Poza tym staruszkowie znaleźli mi żonę i wybrali nawet datę ślubu, nie pytając mnie o zdanie. A mimo to najbardziej martwi mnie to, że zaraz powiesz, że miałeś rację.
- W czym miałem rację? - zapytał Jaejoong jąkając się lekko, przytłoczony nadmiarem informacji.
- Zakochałem się w Marysi!
Po tym wyznaniu przyjaciela Jae wiedział, że od tej pory jego życie będzie stanowczo weselsze.

Ostatnie dni obfite w zaskakujące wydarzenia minęły błyskawicznie. Nadszedł dzień przyjęcia organizowanego przez Jaejoonga. Wesoła gromadka zebrała się w mieszkaniu Changmina by świętować kolejny sukces jego firmy. Obaj z Junsu promienieli szczęściem. Wygrana tak znaczącego konkursu oznaczała ogromny prestiż i darmową reklamę w całym kraju. Z tej okazji Jaejoong wspiął się na wyżyny swoich kulinarnych zdolności tak, że stół wprost uginał się pod ciężarem najróżniejszych pyszności. Chłopak zaś z wielkim, pełnym dumy uśmiechem tulił się do ramienia swojego mężczyzny.
Wystrzeliły korki od szampana. Toastom za dalsze powodzenie firmy nie było końca.
- Czy ja też mogę się czymś pochwalić? - zaczęła nieśmiało Gabi, a oczy wszystkich zwróciły się w jej stronę. - Mój profesor zaproponował, a Junsu się zgodził... - tym razem wszyscy spojrzeli na mężczyznę, który nie odrywał wzroku od Gabrysi. Uśmiechnął się i skinął głowo zachęcająco. - Mój obraz będzie wystawiony na najważniejszej wystawie młodych artystów w Korei.
Marysia pierwsza rzuciła się na przyjaciółkę z gratulacjami. Dobrze wiedziała jak wiele to dla niej znaczy. Sama nigdy nie wątpiła w talent Gabrysi i była niezmiernie szczęśliwa, że inni też będą mogli się o nim przekonać.
Gospodarz wzniósł toast, tym razem za dalsze sukcesy młodej malarki. W tym czasie Yunho pochylił się w stronę siedzącego przy nim Junsu i powiedział coś cicho. Nie minęła nawet chwila, a tancerz leżał na podłodze, rozmasowując swoją szczękę.
- O mnie mów, co chcesz, ale jeżeli jeszcze raz obrazisz Gabi, nie ręczę za siebie. - Junsu stał nad chłopakiem, dysząc ciężko. Pięść wciąż miał zaciśniętą.
- Hej, panowie! Bez takich mi tu! - Changmin podszedł do wspólnika i położył dłoń na jego ramieniu. Jaejoong chciał pomóc wstać Ho, ale ten odtrącił jego dłoń. Podniósł się sam i spojrzał na Su z czystą pogardą.
Marysia patrzyła jak Gabi podrywa się z krzesła, żeby za chwilę ponownie usiąść i schować twarz w dłoniach. Przeniosła spojrzenie na siedzącego koło niej Yoochuna, który najwyraźniej rozumiał z tego wszystkiego tyle, co ona, bo tylko bezradnie wzruszył ramionami.
- Su! Stary, o co ci chodzi? - Yunho ciągle trzymał się za szczęk.
- O to, że czasem warto pomyśleć, zanim coś powiesz, palancie! - Junsu aż trząsł się ze złości.
- Nawet żartować już nie wolno? - Yunho przewrócił oczami. Su zaśmiał się sztucznie zanim odpowiedział.
- Gratuluję poczucia humoru.
- No do jasnej cholery, zakochałeś się w tej lesbie, czy jak? Pozwalasz, żeby namalowała cię z gołym tyłkiem. Co więcej, pozwalasz jej pokazać to publicznie!
- Przyganiał kocioł garnkowi! A kto co wieczór biega goły po scenie, ku uciesze stada rozwrzeszczanych lasek?
- To co innego... - Yunho zmieszał się lekko, ale nie dawał za wygraną. - Ta wariatka cię omamiła! Od początku wiedziałem, że coś z nią jest nie tak. Artystka, psia mać.
W ostatniej chwili Changmin złapał Junsu, który znów chciał uderzyć Ho.
- Powiedziałem! Jeszcze raz obrazisz moją dziewczynę...
- Junsu! - wykrzyknęła przerażona Gabi. O ile było to możliwe, atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta.
- Junsu, coś ci się chyba...
- Nic mi się nie pomyliło Min! I możesz już zabrać ręce. Nie będę tracił energii na tego kretyna.
Changmin był tak zbity z tropu, że bez słowa protestu puścił swojego wspólnika. Ten od razu podszedł do Gabi, patrząc na nią z czułością. Dziewczyna westchnęła głośno i ku zdziwieniu wszystkich, przytuliła się do mężczyzny.
- Głupek z ciebie - powiedziała cicho i uśmiechnęła się lekko. - Ale muszę przyznać, że to było naprawdę bardzo rycerskie.
Junsu zaśmiał się rozkosznie i pocałował Gabrysię w skroń.
Maryśka patrzyła na to, co się dzieje, czując się jak w czasie jazdy kolejną górską. Dłuższą chwilę zajęło jej dojście do siebie. Wtedy też zorientowała się, że oczy wszystkich są zwrócone na nią. Ona patrzyła tylko na Gabi.
- Marysiu, wiem, że to wszystko było moim pomysłem, że to ja cię w to kopałam. Dlatego też ja sama to wszystko wyjaśnię.
Dziewczyna zaczęła opowiadać i przepraszać. Prosiła też, żeby nikt za cały ten bałagan nie winił Marysi. Na końcu zaś przeprosiła przyjaciółkę, za to jak bardzo namieszała. I za to, że bała jej się powiedzieć o Junsu.
Marysia był zła i zupełnie zignorowała zrozpaczoną Gabi. Wstała od stołu i popatrzyła na swoich współlokatorów.
- Pójdę się spakować - nie czekając na odpowiedź obróciła się na pięcie i skierowała do swojej sypialni.
- Masz z nami umowę na najem tego pokoju - usłyszała łagodny głos Changmina. Spojrzała za siebie i zobaczyła delikatny uśmiech na jego twarzy. - Nie pozwolę ci jej zerwać.
- Poza tym, kto mi pomoże wychować Jiji na porządnego kota? - Jae szczerzył się przyjaźnie do dziewczyny.
- Dziękuje... - wyszeptała przez zaciśnięte gardło - Ale pozwólcie, że pójdę już do siebie. Nie chcę już dzisiaj z nikim rozmawiać - mówiąc to wymownie spojrzała na przyjaciółkę. Była zła, że Gabi miała przed nią tyle tajemnic. Kiedy wchodziła do siebie minął ją Yunho, który spieszył do wyjścia mrucząc coś o domu wariatów.
Marysia położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Starała się o niczym nie myśleć, ale było to bardzo trudne, biorąc pod uwagę wszystko, co wydarzyło się przez ostatnią godzinę.
- Gabi! Nie chcę z tobą gadać! - wykrzyknęła, kiedy usłyszała ciche pukanie do drzwi. Pomimo tego po chwili ktoś wszedł do pokoju. Nie była to jednak Gabrysia.
- Marysiu... Możemy porozmawiać? - Yoochun zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie patrząc na dziewczynę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Marysia poderwała się z łóżka, spuściła nogi na podłogę i usiadła na samej jego krawędzi.
- Wejdź proszę - powiedziała w końcu uparcie wpatrując się w swoje dłonie. Bała się spojrzeć na Yoo. Nie chciała widzieć w jego oczach rozczarowania, wyrzutu, że tyle czasu go okłamywała. Sekundy odmierzane miękkim odgłosem jego kroków dłużyły się niemiłosiernie. Zamknęła oczy w oczekiwaniu na jego słowa. Czuła, że mężczyzna stoi tuż przed nią, ale w pokoju nadal panowała cisza przerywana tylko ich oddechami.
Marysia drgnęła, kiedy poczuła delikatny dotyk na policzku. Odruchowo spojrzała na Yoochuna, który pochylał się zbliżając ich twarze do siebie. Jej serce przyspieszyło, a po całym ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Zamknęła ponownie oczy na chwilę przed tym, jak ich usta się spotkały, a palce Yoo zanurzyły w jej włosach. Na wpół świadomie objęła jego szyję i wstała nie przerywając pocałunku. Przylgnęła do niego całym ciałem. Yoochun wolną ręką oplótł ją w pasie i przyciągnął bliżej siebie, na co Marysia odpowiedziała cichym mruknięciem. Kiedy w końcu oderwali się od siebie przytulił ją z całych sił.
- Nawet nie wiesz, ile na to czekałem - szepnął jej do ucha. Marysia poczuła ukłucie winy.
- Przepraszam Yoo, to było głupie...
- Przyznaję! Nigdy w życiu nie słyszałem równie niedorzecznej historii.
Marysia spojrzała na niego smutno. Mężczyzna odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
- Ale skoro już wszystko wyjaśnione, nie rób takiej minki, tylko pozwól mi nadrobić stracony czas.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, Yoochun znów namiętnie ją całował.

__________________________________________
Hyung - starszy brat (czesto też używana w stosunku do starszej, niespokrewnionej osoby), 

używane tylko przez mężczyzn.



3 komentarze:

  1. OMG SUN! NO NARESZCIE!!!!!!!!!!!! HAHAHA..ale się wczułam! Junsu pobił Yunho!! Ja nie mogę! :o I NARESZCIE SIĘ WSZYSTKO WYDAŁO!!!!!!!!!!!!!! i ten zuo ojciec! eh...nie będzie żadnego aranżowanego małżeństwa! AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!! i ten POCAŁUNEK! *-* już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha! Jak ja Cię kocham za te komentarze <3

      Usuń
    2. hahahahahhahaha...bo Twój fick jest jas;hfdskjfdhaldsjfsalkhfsakjdfhsjdhfaskjd B O S K I! *o* <3

      Usuń

Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D