Rozdział XIII
Yoochun dotarł na
lotnisko spóźniony prawie godzinę. Stojąc w gigantycznym korku modlił się do
wszystkich znanych sobie bóstw, żeby samolot też nie był planowo. Szalonym
sprintem pokonał drogę z parkingu do hali przylotów, gdzie teraz kręcił się w
kółko, szukając znajomej twarzy. Prawie krzyknął czując czyjś silny uścisk na
ramieniu. Odwrócił się gwałtownie i ujrzał uśmiechniętą twarz swojego brata.
Chłopak po chwili spoważniał, przybierając niezadowolony wyraz twarzy.
- Dwa lata nie
było mnie w kraju i co? Żadnego komitetu powitalnego, tylko jeden zziajany
hyung*?
- Zawsze możesz
wezwać taksówkę, Yoohwan-ah.
Yoochun spojrzał
na brata z wyższością. Przez dłuższy czas patrzyli sobie w oczy zachowując
kamienne twarze. W końcu jednak obaj uśmiechnęli się i serdecznie uścisnęli.
- Witaj w domu,
młody! - Chun poklepał Yoohwana po plecach.
Dobre pół godziny
zajęło im zapakowanie wszystkich bagaży do samochodu. Bagażnik i tylne
siedzenie pękały w szwach. Pomimo że Yoochun przez ostatnie dwa lata naprawdę
tęsknił za swoim młodszym braciszkiem, powoli zaczynał czuć to charakterystyczne
poirytowanie, wywołane samą obecnością tego stworzenia.
- Yoohwan-ah, czy
nie łatwiej i taniej byłoby, gdybyś część tych rzeczy wysłał pocztą? - zapytał,
gdy w końcu udało mu się domknąć bagażnik.
- Oj hyung!
Przestań zrzędzić i powiedz, czy to wszystko zmieści się w twoim mieszkaniu.
Yoochun
znieruchomiał z ręką na klamce.
- Jak to u mnie w
mieszkaniu? Zwariowałeś?
- Chyba nie
myślałeś, że mam zamiar mieszkać z ojcem? - prychnął młodszy.
- Jak to nie?
- Ściągnął mnie
tu ze Stanów? Ok, spoko i tak miałem już dość. Ale użerać się z tym zgredem na
co dzień nie mam zamiaru.
Chłopak zakończył
wsiadając do auta i trzaskając drzwiami. Yoochun odetchnął
głęboko i powoli wypuścił powietrze. Kiedy stwierdził, że jest dostatecznie
spokojny usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Odezwał się dopiero, kiedy
wyjechali na autostradę.
- Yoohwan-ah,
obaj dobrze wiemy, czego oczekuje od ciebie ojciec. Nie świruj!
- Jasne! Bo w tej
rodzinie tylko ty masz prawo świrować - chłopak spojrzał na brata z wyrzutem.
- Ja i tak nigdy
nie byłem jego ulubieńcem. Ty masz jeszcze szansę.
- Dobrze wiesz,
gdzie mam taką szansę! Wiesz, czego on ode mnie zażądał?
- Zaskocz mnie! -
Yoochun przekręcił oczami na znak, że mało go to obchodzi.
- Powiedział, że
dostanę wszystkie jego udziały, jeżeli pozbędę się ciebie z wydawnictwa!
Yoochun
uśmiechnął się krzywo.
- Staruszek jest
sprytniejszy niż myślałem.
Yoohwan spojrzał
na niego zdezorientowany.
- Co to ma
znaczyć?
- To jego mało
subtelny sposób, żeby przywołać mnie do porządku. Dobrze wiedział, że mi o tym
powiesz.
- Nienawidzę go,
jak słowo honoru, nienawidzę własnego ojca!
- Młody, daj
spokój! A jeżeli zależy ci na tych udziałach, zamieszkaj z rodzicami.
- Mam gdzieś
udziały i całą tą zasraną firmę.
- W takim razie
mam dla ciebie propozycję. Jeżeli się zgodzisz, pozwolę ci zamieszkać u mnie.
Stali na
czerwonym świetle. Yoochun patrzył bratu w oczy z delikatnym uśmiechem na
ustach.
- Nie wiedziałem,
że tobie zależy na pieniądzach ojca, hyung - Yoohwan uniósł brew zdziwiony.
- Bo nie zależy.
Zależy mi na wydawnictwie, a to co innego. Ja znam się na książkach, ty na
finansach. Będziemy się potrzebować.
- Masz coś
konkretnego na myśli, prawda? Coś, co bardzo nie spodoba się ojcu?
Yoochun posłał mu
tylko perskie oko. Yoohwan zaś zaśmiał się radośnie.
- Wchodzę w to!
Tylko jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć.
- Hmm?
- Czy zdajesz
sobie sprawę, że ojciec wyznaczył ci datę ślubu?
Yoochun spojrzał
na brata marszcząc brwi.
- Nie wiem, czy
zauważyłeś, ale ja nawet nie mam dziewczyny - A jedyna, którą chce, woli
inne dziewczyny - dopowiedział w myślach.
- Z tego, co wiem
tym też już się zajął.
Starszy z braci
gwałtownie zjechał na pobocze.
- Mówisz
poważnie?
- W najbliższych
tygodniach szykują ci swaty - Yoohwan powiedział radośnie, patrząc jak kłykcie
Chuna bieleją przy zaciskaniu dłoni na kierownicy. Spodziewał się po ojcu
wszystkiego, ale to była przesada! Poza tym matka zawsze powtarzała, że
kojarzone małżeństwa, to najgorsze barbarzyństwo, jakie ma miejsce w ich
kręgach. Teraz zaś godziła się na taki los dla swojego pierworodnego syna.
Oczywiście i tak nie miał zamiaru tego robić, ale czuł się zły i rozżalony.
Uderzył pięścią w kierownicę. Wiedział, że chęć pomocy Marysi mocno komplikuje
sprawę. W tym wypadku będzie musiał działać delikatnie. Najdziwniejsze zaś było
to, że w głębi duszy był nawet gotów ożenić się z jakąkolwiek nadętą panną,
jeżeli dzięki temu mógłby spełnić prośbę Polki. Potrząsnął głową próbując
wyrzucić z głowy niechciane myśli i ponownie ruszył.
- Zaniemówiłeś? -
Yoohwan był wyraźnie rozbawiony.
- Raczej mam za
wiele do powiedzenia i wole zostawić to dla siebie - Yoochun westchnął i
postanowił zmienić temat. - Będziesz wyprowadzał Haranga dwa razy dziennie, nie
będziesz jadł na kanapie, płucz wannę po sobie, a jak znajdę choć najmniejszą
plamkę w kuchni, zamorduję!
Uśmiech na twarzy
młodszego przybladł.
- A już miałem
nadzieję, że coś się zmieniło, odkąd wyprowadziłeś się z domu - powiedział
zrezygnowany. Yoochun spojrzał na niego zdziwiony.
- Przecież się
zmieniło. Teraz dbam o porządek jeszcze bardziej.
Yoohwan
wytrzeszczył oczy w wyrazie niemego przerażenia.
Wychodząc z biura
ojca, Yoochun miał ochotę bić głową w ścianę. Zawsze, kiedy staruszek wzywał go
do siebie, oznaczało to awanturę. Tym razem dostało mu się za to, że pozwolił
bratu zamieszkać u siebie. Standardowe pretensje, za bycie czarną owcą w
rodzinie, nauczył się już puszczać mimo uszu. Choć czasem słowa ojca naprawdę
bolały. Z drugiej strony mógł zająć się wychowywaniem syna nieco wcześniej, niż
teraz, kiedy dobiegał on już prawie trzydziestki. Ojciec oczekiwał zapewne, że
dzieci będą jego wiernymi kopiami. Bezwzględnymi maszynkami do pomnażania
majątku. Nie zdawał sobie tylko sprawy, że firma i pieniądze od najmłodszych
lat były dla nich najgorszym wrogiem. Yoochun nie miał z dzieciństwa żadnych
wspomnień z ojcem. Nie wiedział, czy dlatego, że rzeczywiście nigdy go nie
było, czy też po prostu były to chwile tak mało istotne, że aż nie warte
zapamiętania. Jeszcze w liceum obwiniał się o to, że nie potrafi go zadowolić.
Szybko jednak zrozumiał, że to nie jego wina. Dobrze pamiętał pierwszy
policzek, który wymierzył mu ojciec. W dniu, w którym przyznał się, że zamiast
zdawać na studia ekonomiczne, wybrał literaturę. Zrobił to na oczach matki i
Yoohwana. Wtedy też ostatni raz widział płaczącego brata. Młody miał wtedy
trzynaście lat. Kolejny raz zarobił, kiedy ojciec dowiedział się, że
przygotowuje się do wydania książki w konkurencyjnym wydawnictwie. Dał mu wtedy
pracę w firmie, bo bał się plotek. Yoochun nie narzekał, bo ojciec dał mu wtedy
wolną rękę. Mógł bez trudu zatrudnić Jaejoonga. Wszystko ma jednak swoją cenę.
Ojciec w ten sposób chciał go od siebie uzależnić. Miał też za pewne nadzieję,
że syn z biegiem czasu straci zainteresowanie tymi bzdurami, jak zwykł nazywać
zajęcie Yoochuna. Kiedy jednak stało się jasne, że chłopak nie ma zamiaru iść w
ślady ojca, zaczęły się problemy, których kulminacja miała miejsce przed
chwilą. Yoochun dowiedział się, że znaleziono mu odpowiednią kandydatkę na
żonę. Do tej chwili miał nadzieję, że Yoohwan chce go po prostu zdenerwować.
Teraz był jednak pewny, że to nie żarty. Nie wiedział tylko jeszcze, co ojciec
chce przez to ugrać. Wiedział, że musi spotkać się z tą dziewczyną. Jeżeli
tylko okaże się, że ma taki sam stosunek do całej sprawy, będzie po problemie.
W innym wypadku... Też da sobie radę.
Dobrze, że przed
tym niefortunnym spotkaniem, zadzwoniła Marysia z informacją, że Kim Jinwoo
przekazał jej zdjęcia. Od razu zaproponował, że po nie przyjedzie. Dzięki temu istniała
szansa, że nic, ani nikt nie ucierpi z powodu jego zdenerwowania. Humor
poprawił mu już widok witającej go uśmiechem dziewczyny. Mina trochę mu zrzedła
na wieść, że Marysia właśnie wychodziła na zajęcia. Stwierdził jednak, że
przebywanie z Jaejoongiem też może zadziałać na niego uspokajająco.
- Nie gap się tak
w te drzwi! Ona już wyszła! - Jae zaśmiał się wrednie i usiadł na fotelu
trzymając Jiji w objęciach. Kot po chwili wyrwał się z jego objęć. Zgrabnie
przeskoczył na kanapę, gdzie zaczął łasić się do Yoochuna.
- Niewdzięcznik -
zaperzył się Jaejoong, patrząc na Jiji drapanego po łebku przez
jego przyjaciela.
- A Changmin
gdzie? - zapytał pisarz, zwracając w końcu uwagę na widocznie oburzonego Jae.
Ten na wspomnienie o swoim mężczyźnie cały się rozpromienił.
- Jeszcze w
pracy. Albo pije z Junsu! Zasłużył!
- Od kiedy to
jesteś taki wyrozumiały? - zdziwił się Yoochun.
- Chodził od
tygodnia zdenerwowany, bo ciągle odkładali oficjalne ogłoszenie tego ostatniego
przetargu. Chciałem go jakoś od tego oderwać, proponowałem, żeby pozował mi do
obrazu, ale to było na nic. Dziś zadzwonił, że wygrali, więc niech robi, co mu
się żywnie podoba, oby tylko się odstresował.
Yoochunowi zajęło
chwilę skojarzenie wszystkich faktów.
- Mówisz o
przetargu, na ten kompleks hotelowo konferencyjny, o którym gadali od ostatnich
kilku miesięcy?
Jaejoong w
odpowiedzi pokiwał tylko energicznie głową.
- O cholera,
muszę im pogratulować...
- Okazja będzie w
sobotę. Urządzam z tej okazji małą kolację. Będzie Marysia, Gabi i nawet Yunho.
No i oczywiście nasi cudowni architekci. Przyjdziesz, prawda?
- No jasne -
Yoochun ucieszył się, że choć na chwilę będzie mógł odetchnąć od problemów.
- No to skoro już
nie trzęsiesz się ze złości opowiedz mi, co tak cię wkurzyło.
Pisarz zdziwiony
spojrzał na uśmiechniętą twarz przyjaciela. Był pewien, że świetnie się
maskował, ale przed Jae nie potrafił ukryć swoich uczuć. Poza tym miał
wrażenie, że jeżeli zaraz nie wyrzuci z siebie tego wszystkiego najnormalniej w
świecie oszaleje.
- Mówiąc w skrócie...
Ojciec ściągnął do kraju Yoohwana i chce żebyśmy pożarli się o jego udziały.
Poza tym staruszkowie znaleźli mi żonę i wybrali nawet datę ślubu, nie pytając
mnie o zdanie. A mimo to najbardziej martwi
mnie to, że zaraz powiesz, że miałeś rację.
- W czym miałem
rację? - zapytał Jaejoong jąkając się lekko, przytłoczony nadmiarem informacji.
- Zakochałem się
w Marysi!
Po tym wyznaniu
przyjaciela Jae wiedział, że od tej pory jego życie będzie stanowczo weselsze.
Ostatnie dni
obfite w zaskakujące wydarzenia minęły błyskawicznie. Nadszedł dzień przyjęcia
organizowanego przez Jaejoonga. Wesoła gromadka zebrała się w mieszkaniu
Changmina by świętować kolejny sukces jego firmy. Obaj z Junsu promienieli
szczęściem. Wygrana tak znaczącego konkursu oznaczała ogromny prestiż i darmową
reklamę w całym kraju. Z tej okazji Jaejoong wspiął się na wyżyny swoich
kulinarnych zdolności tak, że stół wprost uginał się pod ciężarem
najróżniejszych pyszności. Chłopak zaś z wielkim, pełnym dumy uśmiechem tulił
się do ramienia swojego mężczyzny.
Wystrzeliły korki
od szampana. Toastom za dalsze powodzenie firmy nie było końca.
- Czy ja też mogę
się czymś pochwalić? - zaczęła nieśmiało Gabi, a oczy wszystkich zwróciły się w
jej stronę. - Mój profesor zaproponował, a Junsu się zgodził... - tym razem
wszyscy spojrzeli na mężczyznę, który nie odrywał wzroku od Gabrysi. Uśmiechnął
się i skinął głowo zachęcająco. - Mój obraz będzie wystawiony na najważniejszej
wystawie młodych artystów w Korei.
Marysia pierwsza
rzuciła się na przyjaciółkę z gratulacjami. Dobrze wiedziała jak wiele to dla
niej znaczy. Sama nigdy nie wątpiła w talent Gabrysi i była niezmiernie
szczęśliwa, że inni też będą mogli się o nim przekonać.
Gospodarz wzniósł
toast, tym razem za dalsze sukcesy młodej malarki. W tym czasie Yunho pochylił
się w stronę siedzącego przy nim Junsu i powiedział coś cicho. Nie minęła nawet
chwila, a tancerz leżał na podłodze, rozmasowując swoją szczękę.
- O mnie mów, co
chcesz, ale jeżeli jeszcze raz obrazisz Gabi, nie ręczę za siebie. - Junsu stał
nad chłopakiem, dysząc ciężko. Pięść wciąż miał zaciśniętą.
- Hej, panowie!
Bez takich mi tu! - Changmin podszedł do wspólnika i położył dłoń na jego
ramieniu. Jaejoong chciał pomóc wstać Ho, ale ten odtrącił jego dłoń. Podniósł
się sam i spojrzał na Su z czystą pogardą.
Marysia patrzyła
jak Gabi podrywa się z krzesła, żeby za chwilę ponownie usiąść i schować twarz
w dłoniach. Przeniosła spojrzenie na siedzącego koło niej Yoochuna, który
najwyraźniej rozumiał z tego wszystkiego tyle, co ona, bo tylko bezradnie
wzruszył ramionami.
- Su! Stary, o co
ci chodzi? - Yunho ciągle trzymał się za szczęk.
- O to, że czasem
warto pomyśleć, zanim coś powiesz, palancie! -
Junsu aż trząsł się ze złości.
- Nawet żartować
już nie wolno? - Yunho przewrócił oczami. Su zaśmiał się sztucznie zanim
odpowiedział.
- Gratuluję
poczucia humoru.
- No do jasnej
cholery, zakochałeś się w tej lesbie, czy jak? Pozwalasz, żeby namalowała cię z
gołym tyłkiem. Co więcej, pozwalasz jej pokazać to publicznie!
- Przyganiał kocioł
garnkowi! A kto co wieczór biega goły po scenie, ku uciesze stada
rozwrzeszczanych lasek?
- To co innego...
- Yunho zmieszał się lekko, ale nie dawał za wygraną. - Ta wariatka cię
omamiła! Od początku wiedziałem, że coś z nią jest nie
tak. Artystka, psia mać.
W ostatniej
chwili Changmin złapał Junsu, który znów chciał uderzyć Ho.
- Powiedziałem!
Jeszcze raz obrazisz moją dziewczynę...
- Junsu! -
wykrzyknęła przerażona Gabi. O ile było to możliwe, atmosfera stała się jeszcze
bardziej napięta.
- Junsu, coś ci
się chyba...
- Nic mi się nie
pomyliło Min! I możesz już zabrać ręce. Nie będę tracił energii na tego
kretyna.
Changmin był tak
zbity z tropu, że bez słowa protestu puścił swojego wspólnika. Ten od razu
podszedł do Gabi, patrząc na nią z czułością. Dziewczyna westchnęła głośno i ku
zdziwieniu wszystkich, przytuliła się do mężczyzny.
- Głupek z ciebie
- powiedziała cicho i uśmiechnęła się lekko. - Ale muszę przyznać, że to było
naprawdę bardzo rycerskie.
Junsu zaśmiał się
rozkosznie i pocałował Gabrysię w skroń.
Maryśka patrzyła
na to, co się dzieje, czując się jak w czasie jazdy kolejną górską. Dłuższą
chwilę zajęło jej dojście do siebie. Wtedy też zorientowała się, że oczy
wszystkich są zwrócone na nią. Ona patrzyła tylko na Gabi.
- Marysiu, wiem,
że to wszystko było moim pomysłem, że to ja cię w to kopałam. Dlatego też ja
sama to wszystko wyjaśnię.
Dziewczyna
zaczęła opowiadać i przepraszać. Prosiła też, żeby nikt za cały ten bałagan nie
winił Marysi. Na końcu zaś przeprosiła przyjaciółkę, za to jak bardzo
namieszała. I za to, że bała jej się powiedzieć o Junsu.
Marysia był zła i
zupełnie zignorowała zrozpaczoną Gabi. Wstała od stołu i popatrzyła na swoich
współlokatorów.
- Pójdę się
spakować - nie czekając na odpowiedź obróciła się na pięcie i skierowała do
swojej sypialni.
- Masz z nami
umowę na najem tego pokoju - usłyszała łagodny głos Changmina. Spojrzała za
siebie i zobaczyła delikatny uśmiech na jego twarzy. - Nie pozwolę ci jej
zerwać.
- Poza tym, kto
mi pomoże wychować Jiji na porządnego kota? - Jae szczerzył się przyjaźnie do
dziewczyny.
- Dziękuje... -
wyszeptała przez zaciśnięte gardło - Ale pozwólcie, że pójdę już do siebie. Nie
chcę już dzisiaj z nikim rozmawiać - mówiąc to wymownie spojrzała na
przyjaciółkę. Była zła, że Gabi miała przed nią tyle tajemnic. Kiedy wchodziła
do siebie minął ją Yunho, który spieszył do wyjścia
mrucząc coś o domu wariatów.
Marysia położyła
się na łóżku i zamknęła oczy. Starała się o niczym nie myśleć, ale było to
bardzo trudne, biorąc pod uwagę wszystko, co wydarzyło
się przez ostatnią godzinę.
- Gabi! Nie chcę
z tobą gadać! - wykrzyknęła, kiedy usłyszała ciche pukanie do drzwi. Pomimo
tego po chwili ktoś wszedł do pokoju. Nie była to jednak Gabrysia.
- Marysiu...
Możemy porozmawiać? - Yoochun zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie patrząc
na dziewczynę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Marysia poderwała
się z łóżka, spuściła nogi na podłogę i usiadła na samej jego krawędzi.
- Wejdź proszę -
powiedziała w końcu uparcie wpatrując się w swoje dłonie. Bała się spojrzeć na
Yoo. Nie chciała widzieć w jego oczach rozczarowania, wyrzutu, że tyle czasu go
okłamywała. Sekundy odmierzane miękkim odgłosem jego kroków dłużyły się
niemiłosiernie. Zamknęła oczy w oczekiwaniu na jego słowa. Czuła, że mężczyzna
stoi tuż przed nią, ale w pokoju nadal panowała cisza przerywana tylko ich
oddechami.
Marysia drgnęła,
kiedy poczuła delikatny dotyk na policzku. Odruchowo spojrzała na Yoochuna,
który pochylał się zbliżając ich twarze do siebie. Jej serce przyspieszyło, a
po całym ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Zamknęła ponownie oczy na chwilę
przed tym, jak ich usta się spotkały, a palce Yoo zanurzyły w jej włosach. Na
wpół świadomie objęła jego szyję i wstała nie przerywając pocałunku. Przylgnęła
do niego całym ciałem. Yoochun wolną ręką oplótł ją w pasie i przyciągnął
bliżej siebie, na co Marysia odpowiedziała cichym mruknięciem. Kiedy w końcu
oderwali się od siebie przytulił ją z całych sił.
- Nawet nie
wiesz, ile na to czekałem - szepnął jej do ucha.
Marysia poczuła ukłucie winy.
- Przepraszam
Yoo, to było głupie...
- Przyznaję!
Nigdy w życiu nie słyszałem równie niedorzecznej historii.
Marysia spojrzała
na niego smutno. Mężczyzna odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
- Ale skoro już
wszystko wyjaśnione, nie rób takiej minki, tylko pozwól mi nadrobić stracony
czas.
Zanim zdążyła
odpowiedzieć, Yoochun znów namiętnie ją całował.
__________________________________________
Hyung - starszy brat (czesto też używana w stosunku do starszej, niespokrewnionej osoby),
używane tylko przez mężczyzn.
OMG SUN! NO NARESZCIE!!!!!!!!!!!! HAHAHA..ale się wczułam! Junsu pobił Yunho!! Ja nie mogę! :o I NARESZCIE SIĘ WSZYSTKO WYDAŁO!!!!!!!!!!!!!! i ten zuo ojciec! eh...nie będzie żadnego aranżowanego małżeństwa! AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!! i ten POCAŁUNEK! *-* już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :)
OdpowiedzUsuńHahahaha! Jak ja Cię kocham za te komentarze <3
Usuńhahahahahhahaha...bo Twój fick jest jas;hfdskjfdhaldsjfsalkhfsakjdfhsjdhfaskjd B O S K I! *o* <3
Usuń