wtorek, 8 kwietnia 2014

Punkt Widzenia Część XV


- Dzięki Yoochun! Ratujesz mi życie! - Jaejoong uśmiechnął się do przyjaciela znad filiżanki kawy. Siedzieli w biurze pisarza, wyjątkowo omawiając sprawy służbowe.
- Ten pisarz sam prosił o ciebie. Tylko mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że będziemy potrzebować stanowczo innego rodzaju ilustracji niż to, co robiłeś do tej pory - Jae gorliwie pokiwał głową więc Yoo mógł kontynuować. - Dziś zapraszam do podpisania umowy, a jutro dostaniesz powieść ze wskazówkami autora.
- Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy! Przez ostatnie miesiące... - Jae potrzebował chwili oddechu, żeby słowa przeszły mu przez gardło - Byłem utrzymankiem, więc miło w końcu znów mieć pracę.
Yoochun zachichotał.
- Dopóki mam jeszcze coś do powiedzenia w tej firmie, możesz na mnie liczyć.
- Co to znaczy dopóki? - zdziwił się Jaejoong. Chun spoważniał i spojrzał wymownie na pochyloną nad jakimiś dokumentami Shimhee.
- Nie teraz - powiedział tylko. Nie chciał mieszać w te sprawy swojej asystentki. Jae zrozumiał,  że czas zmienić temat.
- Nie zgadniesz , co się stało - mężczyzna podskoczył na krześle, przypominając sobie o czymś ważnym - Był u nas Yunho i przeprosił za sobotnią burdę. Nawet zadzwonił do Junsu! Sam Jung Yunho zniżył się do poziomu przepraszania!
Jaejoong tak świetnie naśladował głos tancerza, że Yoochun śmiejąc się, prawie zadławił się kawą. Shimhee też była rozbawiona, ale nie dała tego po sobie poznać.  Teraz jednak była pewna, że przyjaciele mają o Ho takie samo zdanie jak ona. A o tym, co ten kretyn znowu narobił, porozmawia z nim przy najbliższej okazji.
- Ale to nie wszystko - kontynuował Jae dalej naśladując sposób mówienia kumpla - Jung Yunho ma dla nas wszystkich niespodziankę!
Mężczyzna puścił zalotne perskie oko, bezbłędnie naśladując firmową minę Ho, ba filmowego amanta.
- Matko boska! Chyba nie będzie robił przed nami jednego z tych swoich pokazów - Yoochun przestraszył się nie na żarty - Nie każdy w naszym towarzystwie chciałby to widzieć!
Tym razem to Jae zaśmiał się w głos.
- Jego klata nie kręci nawet mnie! On ma biust!
Shimhee zmarszczyła brwi, słuchając rozmowy mężczyzn. Dla niej Yunho miał idealny tors. Po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, że w myślach broni tego nieudacznika. Otrząsnęła się szybko i zagłębiła w pracy ignorując dalszą część rozmowy.
- Nie powiedział, co ma na myśli? - zapytał Yoochun.
- Ani słowem. Pewnie i tak się nie dowiemy. On ciągle coś planuje, a i tak nic z tego.
- I chwała bogu - wymruczał Yoo. Jae zachichotał.
- Może oblejemy dziś moje nowe zlecenie? - zaproponował po chwili
- Z chęcią stary, ale dziś mnie czeka stypa, znaczy kolacja z rodzin - Yoochun skrzywił się na samą myśl.
- Rozumiem. Ale co się odwlecze to nie uciecze! I przypomnij Yoohwanowi o moim istnieniu! Żeby już tyle czasu był w kraju i nie przywitał się ze swoim ulubionym hyungiem! Wstyd!
- Przekaże mu na pewno - Yoo spojrzał na zegarek i zaklął pod nosem - Jaejoong nie chce cię wyganiać, ale za pół godziny mam spotkanie z edytorami...
- I tak na mnie już czas. Zasiedziałem się
Jae uśmiechnął się promiennie, kiedy Chun zaproponował mu, że odprowadzi go do biura, w którym czekała na niego nowa umowa. Chciał się jeszcze z nim podroczyć, ale przy Shimhee nie czuł się swobodnie.

Mężczyźni żartowali beztrosko przemierzając korytarze wydawnictwa. Ich wygłupy zwracały uwagę wszystkich mijanych osób. Yoochun zaczął zastanawiać się, kiedy wyląduje na dywaniku u ojca, za nieodpowiednie zachowanie w firmie. Szczerze nawet nie mógł się tego doczekać. Każda okazja, żeby wyprowadzić go z równowagi była dobra. Może było to szczeniackie podejście, ale dawało Yoochunowi niewielkie, ale bardzo przyjemne poczucie satysfakcji.

Jaejoong opowiadał właśnie historię, o tym jak Junsu postanowił pogodzić Marysię i Gabi, rozśmieszając go przy tym niemal do łez.
- Ale wczoraj Marysia powiedziała, że jak tak bardzo mi zależy, to może do mnie mówić oppa! - Jae, który był najmłodszym, a na dodatek jedynym chłopcem z ośmiorga rodzeństwa, cieszył się jak dziecko - I teraz tak w kółko Jaejoong-oppa i Jaejoong-oppa! Jak to pięknie brzmi!
Yoochun nachmurzył się nagle. Ręce włożył do kieszeni spodni, spuścił głowę i wydął policzki jak niezadowolony dzieciak. Mruknął coś niezrozumiałego i wbił oskarżycielskie spojrzenie w Jae.
- Możesz powtórzyć, co tam seplenisz?
Yoochun pokręcił głową znów mrucząc coś cicho.
- Chun-ah! Powiedz, o co ci chodzi!
- Bo do mnie nigdy nie powiedziała oppa... - wydusił z siebie już bardziej zrozumiale, wciąż z miną pięciolatka, któremu zabrano lizaka. Jaejoong najpierw spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem. Przechylił głowę w bok zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze zrozumiał. Od kiedy to Yoochunowi zależało na takich drobnostkach!?
- Matko boska! Ty naprawdę jesteś w niej zakochany! - powiedział w końcu tonem odkrywcy. Yoochun uśmiechnął się krzywo.
- Przecież już ci to mówiłem!
- A powiedziałeś to jej?
Proste pytanie sprawiło, że Yoochun poczuł ja zasycha mu w gardle, a dłonie pokrywa zimny pot. Nigdy w swoim życiu nie zdobył się jeszcze na takie wyznanie i teraz sama myśl głęboko go przerażała.
- Muszę już iść! - powiedział tylko, udając, że patrzy na zegarek. Oddalił się błyskawicznie i bez pożegnania.
Jaejoong zostali sam, na początku trochę zbity z tropu. Po chwili doszedł jednak do siebie.
- Yoochun-ah! Ale z ciebie czasami ciapa! - uśmiechnął się do siebie i wszedł do biura, gdzie na jego podpis czekała nowa umowa.


Pierwszy raz jadąc na spotkanie z Yoochunem Marysia cieszyła się, że  będzie im towarzyszyć Shimhee. Dziewczyna była gwarantem zupełnie służbowych lub co najwyżej neutralnych rozmów. Była pewna, że przy swojej asystentce mężczyzna nie poruszy tematu wydarzeń z przyjęcia. Nie była jeszcze na to gotowa. Gabrysia nieustannie przekonywała ją, że powinna dać Yoochunowi szansę, bo może obudzić się, kiedy będzie już za późno. Obiecała sobie, że spróbuje, ale na pewno nie tym razem, bo sama myśl przyprawiała ją o mdłości ze zdenerwowania.

Był początek kwietnia i Seul toną w promieniach wiosennego słońca. Marzec był wyjątkowo zimny, jak na tutejszy klimat, ale pogoda poprawiała się z dnia na dzień. A pewnego dnia wiosna po prostu wybuchła świeżą zielenią i płatkami kwitnących drzew.  Ta przyjemna aura skłoniła Marysię do wyjścia z domu na długo przed umówionym spotkaniem. Postanowiła pospacerować po mieście, wiedząc że zawsze ją to uspokaja. Wysiadła z metra dwa przystanki wcześniej i ruszyła przed siebie, z trudem przeciskając się przez tłumy ludzi. Godziny popołudniowego szczytu nie były jej ulubioną porą podróżowania po mieście, ale dzień był tak piękny, że nic nie było w stanie popsuć jej humoru. Wyrzuciła z głowy wszystkie problemy. Choć na chwilę, chciała poczuć się wolna od wszystkich złych wspomnień. Do uszu włożyła słuchawki i maszerując w rytm skocznej muzyki uśmiechnęła się do siebie.

Yoochun czekał niecierpliwie w kawiarni. Palcami wybijał szybki rytm na blacie stolika, uparcie wpatrując się w widok za oknem. Specjalnie wybrał miejsce, z którego będzie mógł widzieć nadchodzącą Marysię. Nie często bywał gdzieś przed czasem, ale tym razem piękna pogoda i perspektywa popołudnia spędzonego z piękną dziewczyną nie dały mu dłużej siedzieć za biurkiem. Tym razem powiedział zdziwionej Shimhee, że nie potrzebuje jej towarzystwa. Wymyślił na poczekaniu jakąś wymówkę. Asystentka naprawdę była mu zbędna, bo nie miał już się czego obawiać. No, może poza odrzuceniem, ale w tej kwestii miał dobre przeczucia. A nawet jeśli, nie podda się tak łatwo!

Marysia była już lekko spóźniona. Zawsze zachwycali ją uliczni tancerze, a grupa, którą widziała po drodze była tak doskonała, że zupełnie zapomniała o upływie czasu. Ostatnią część drogi pokonała więc bardzo szybkim marszem i dochodząc do dobrze już sobie znanej kawiarni miała niezła zadyszkę. Zanim weszła do środka stanęła przed wielkim oknem, żeby złapać oddech i skontrolować swój wygląd. Kiedy próbowała poprawić lekko zmierzwione włosy spostrzegła, że przegląda się w szybie, zza której patrzy na nią Yoochun z szerokim uśmiechem na twarzy. Był sam, co sprawiło, że serce Marysi znów nabrało szaleńczego tempa. Tylko tym razem nie miało to nic wspólnego z wysiłkiem fizycznym. Szczerze powiedziawszy miała ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Zamiast tego zebrała resztki odwagi i przybierając lekko wymuszony uśmiech, czując niebezpieczną miękkość kolan weszła do kawiarni.
- Przepraszam za spóźnienie - dziewczyna nieśmiało spuściła wzrok siadając na miękkiej pufie z oparciem. Wyjmując teczki ze szkicami cały czas unikała wzroku pisarza.
- Nic się nie stało... - Yoochun odpowiedział bardzo cicho. Spostrzegłszy zachowanie Marysi, nagle utracił całą pewność siebie. Kolejne pół godziny spędzili na czysto służbowych rozmowach. Przeglądając prace dziewczyny każde uważało, żeby nie dotknąć przypadkiem dłoni drugiego. W końcu Yoo spakował materiały, które wybrali dla edytorów i na stoliku pozostały tylko filiżanki z kawą. Wtedy zapadła krępująca cisza, której żadne nie potrafiło przerwać.

Marysia upił łyk napoju,  krzywiąc się lekko. Przegryzła dolną wargę i zmusiła się, żeby spojrzeć w twarz Yoochuna. Napotkała jego pełen czułości wzrok. Po chwili poczuła jak mężczyzna delikatnie chwycił jej spoczywającą na stoliku dłoń. W pierwszej chwili chciała ją zabrać, ale jak zwykle patrząc w oczy tego mężczyzny, przestała myśleć racjonalnie.
- Zrobiłem coś nie tak? - zapytał cicho pochylając się w jej stronę.
- Nie... Skąd ten pomysł? - dziewczyna nieświadomie sama przybliżyła się do pisarza.
Yoochun westchnął ciężko i oblizał nerwowo usta.
- Więc dlaczego zachowujesz się tak, jakby nic się nie wydarzyło? - nie chciał tego, ale w jego głosie dało się wyczuć nutkę zawodu.

Marysia nie wiedziała, co powiedzieć, więc postanowiła ratować się ucieczką. Wyswobodziła dłoń z uścisku mężczyzny, zarzuciła torbę na ramię i niemal wybiegła z kawiarni. Yoochun przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Kiedy udało mu się otrząsnąć rzucił na stolik banknot i popędził za dziewczyną. Udało mu się złapać ją przy wejściu na stację metra. Chwycił ją za ramię i obrócił tak, żeby móc spojrzeć jej w oczy. W jego głowie przeplatało się tysiące myśli i uczuć. Nie mógł zrozumieć tej dziewczyny i doprowadzało go to do szału. Nie był pewien, czy chce ją teraz przytulić, czy okrzyczeć.
Stali tak zapatrzeni w swoje oczy, nie zwracając uwagi na potrącających ich co chwila przechodniów. Marysia nagle zdala sobie sprawę, że jeżeli teraz nie powie mu o wszystkim, nigdy już nie zdobędzie się na odwagę.
- W Polsce, w moim pokoju... - przełknęła ślinę - Czeka na mnie suknia ślubna.
Yoochun zamrugał szybko kilka razy.
- Ty... Jesteś zaręczona?
Marysia uśmiechnęła się gorzko.
- Byłam. Jeszcze na miesiąc przed tym jak się poznaliśmy, Dopracowywałam listę gości. Ślub miał się odbyć trzy tygodnie po naszym powrocie do Polski.
- Co to ma wspólnego z nami? - pisarz bał się, że za chwilę usłyszy, że dziewczyna wciąż kocha tamtego mężczyznę.
- Yoochun... Ja się boję! Nie jestem gotowa... Nie wytrzymałabym, gdyby zobaczyła cię z z inną, tak jak jego!
Nie chciała powiedzieć kim byla ta inna i że tak naprawdę obawiała się, że znów zabierze jej tak ważną osobę. Była bliska płaczu, ale wtedy poczuła jak mężczyzna przysuwa ją bliżej siebie i obejmuje mocno.  Wtulił twarz w jej włosy wdychając waniliową woń szamponu.
- Daj nam szansę proszę... - wyszeptał tak, że ledwo była w stanie go dosłyszeć - Obiecałem ci, że pomogę ci spełnić ostatnią wolę twojego taty. Zaufałaś mi. Teraz zaufaj nam, dobrze?
Odsunął ją od siebie, żeby móc znów spojrzeć jej w oczy. Czaiło się w nich jeszcze kilka łez, ale na ustach pojawił się delikatny uśmiech. Po chwili wspięła się na palce i delikatnie musnęła wargi mężczyzny swoimi. Objęła go za szyję.
- Zaufam - powiedziała miękko, a Yoochun ponownie porwał ją w ramiona. Gdzieś z tyłu głowy odzywał się cichy, ale bardzo natrętny głosik, przypominający mu, że z formalnego punktu widzenia on też ma wyznaczoną datę ślubu. Z jednej strony czuł, że powinien jej o wszystkim powiedzieć. Postanowił jednak, że załatwi tą sprawę sam. Nie miał zamiaru przysparzać żadnych zmartwień tej dziewczynie. Jego dziewczynie.


Yunho co chwila zaglądał przez ramie pracującej Shimhee. Dziewczyna od wyjścia z biura była wyjątkowo cicha, co zaczynało irytować mężczyznę.
- Co robisz? - zapytał już chyba po raz setny. Opadł na kanapę obok niej i starał się zajrzeć w ekran laptopa, którego trzymała na kolanach.
- Próbuję pracować! Ale jakiś natręt ciągle mi przeszkadza!
Yunho spojrzał na poirytowaną dziewczynę z miną zbitego szczeniaka. Shimhee westchnęła.
- Bądź tak miły i zrób coś pożytecznego. Na przykład herbatę zaparz... - Powiedziała zrezygnowana. Mężczyzna pognał do kuchni, a  ona znów spojrzała na ekran. Nie mogła się skupić, ale nie była to do końca wina Yunho. W sumie już przyzwyczaiła się, że ten facet praktycznie u niej zamieszkał. Była ciekawa jak zareaguje, kiedy go wyrzuci stąd i w ogóle ze swojego życia. Miała nadzieję, że nie będzie tego komplikował. Ale tak naprawdę nie to zaprzątało teraz jej myśli. Yoochun miał dziś spotkać się z Maryśką sam na sam, a jej dał to głupie zadanie. Jej szef zachowywał się ostatnio inaczej i Shimhee czuła, że coś jej umyka. Kiedy była tak bliska realizacji swojego planu, nie mogła pozwolić, żeby coś go zepsuło. Poza tym irytowało ją zadanie, które zlecił jej Yoochun. Dał jej karteczkę z nazwą i adresem jakiegoś europejskiego wydawnictwa i kazał się z nimi skontaktować. Najgorsze, że okazało się, że była to polska firma, a do tego kraju Shimhee czuła po prostu wielką niechęć. Polacy, których miała wątpliwą przyjemność poznać nie byli, według niej, dobrą reklamą swojego kraju. Zaczęła się zastanawiać, czy Yoochun nie robił jej tego na złość. Może ta mała blondyneczka pobiegła do niego na skargę... Przecież ostatnio został utworzony specjalny dział do spraw pozyskiwania praw do zagranicznych tytułów. Więc dlaczego teraz ona ślęczała nad tym listem, w którym w imieniu Yoochuna prosiła o niezwłoczny kontakt bezpośrednio z nim. Nie miała pojęcia, czy w ogóle ktoś tam rozumie angielski, jako że nawet ich strona internetowa nie uznawała tego języka. Miała nadzieję, że dzięki niej dowie się dlaczego Yoochunowi osobiście tak bardzo zależy na tym wydawnictwie, ale brak innych niż polski wersji językowych skutecznie ją zniechęcił.

Wklepała ostatnie grzecznościowe formułki, zapisała plik i z impetem zatrzasnęła laptopa. Zaraz potem z kuchni wyszedł Yunho z dwoma parującymi kubkami w dłoniach.
- Skończyłaś? - zapytał stawiając przed nią jeden z nich. Usiadł koło dziewczyny i upił łyk gorącej herbaty, po czym objął ją ramieniem. Ku jego zdziwieniu Shimhee oparła się o niego bez słowa protestu i zamknęła oczy.
- Nie przyzwyczajaj się - mruknęła sennie - Po prostu jestem zmęczona.
Yunho mimo to uśmiechnął się radośnie
- Zapomniałem ci powiedzieć o czymś zabawnym - powiedział po dłuższej chwili ciszy.
- Hmm? - Shimhee udała zainteresowanie najlepiej jak potrafiła.
- Okazało się, że te Polki to jednak nie lesbijki!
Dziewczyna otworzyła oczy i zmieniła pozycję tak, żeby móc spojrzeć na Ho.
- O czym ty mówisz?
Mężczyzna opowiedział jej, co wydarzyło się podczas przyjęcia. Był tak przejęty, że nawet nie zauważył,  że z każdym jego słowem Shimhee jest co raz bardziej spięta.
- No i byłem u nich ostatnio przeprosić, ale Jaejoong stwierdził, że nawet dobrze się stało. Nic nie mówil w prost, ale jak dla mnie to nie tylko różowa paskuda i Junsu mają się ku sobie.
Shimhee chyba wiedziała do czego zmierza Yunho, ale nie chciała dopuścić tej myśli do głosu.
- Co masz na myśli? - zapytała udając umiarkowane zainteresowanie, choć w środku była stanowczo mniej opanowana.
- Myślę, że twój szef zakochał się w swojej blond ilustratorce. I myślę, że nawet ze wzajemnością.
- Pleciesz głupoty - powiedziała lekko i zupełnie niespodziewanie wciągnęła mężczyznę w namiętny pocałunek. Chciała skończyć ten nieprzyjemny temat, ale myślami była daleko od Ho, który właśnie wsunął ręce pod jej bluzkę i gładząc po plecach całował szyję.  Wiedziała, że to co przed chwilą usłyszała może być prawdą. Na szczęście miała jeszcze jednego asa w rękawie. Nie planowała wyciągać go tak szybko, ale nie widziała innego wyjścia. Uśmiechnęła się do siebie i już w stanowczo lepszym nastroju zaczęła rozpinać guziki koszuli Yunho.


Yoochun szedł na umówione spotkanie, jak na ścięcie. Był niespokojny i rozdrażniony. Nienawidził ekskluzywnych restauracji w drogich hotelach, gdzie obsługa ociekała wazeliną, a tak naprawdę oczekiwała tylko na wpadkę któregoś z bogatych gości, żeby sprzedać później newsa brukowcom. Był pewien, że ojciec celowo wybrał takie miejsce. Tylko to gwarantowało odpowiednie zachowanie jego syna.

Prowadzony przez kelnera w stronę stolika miał nadzieję, że tej dziewczyny jeszcze tam nie ma. Nie był jeszcze gotów zobaczyć osoby, którą jego kochany tatuś wybrał mu na żonę. Okazało się, że jego modły zostały wysłuchane, więc opadł na krzesło oddychając z ulgą. Był zdeterminowany zakończyć tą szopkę już dziś, ale to nie sprawiało, że czuł się pewniej. Cała ta sytuacja była dla niego tak abstrakcyjna, że czasem chciało mu się śmiać. Czekał w restauracji na kobietę, która według jego rodziców już za pół roku powinna zostać jego żoną. A w tym czasie nieświadoma niczego kobieta, którą kochał czekała na niego w swoim domu, bo obiecał jej, że wieczorem zabierze ją do kina. Tak bardzo nie chciał, żeby Marysia wplątała się w te żałosne intrygi jego rodziny. Nawet o to w jaki sposób zdobędzie prawa do wydania książki jej ojca w Korei nie zamierzał jej do końca informować. Nie mogła się dowiedzieć, że taka decyzja, kiedy dowie się o niej jego szanowny tatuś, może kosztować go miejsce w firmie. Kiedy tylko opowiedziała mu, jak chce spełnić ostatnią wolę swojego taty, wiedział że zrobi wszystko, żeby jej pomóc. Nie ważne jaki koszt sam przez to poniesie. Ważne, żeby w końcu jej ilustracje zapełniły tą książkę. W razie problemów, stroną formalną miał zająć się Yoohwan. Miał lepszą smykałkę do interesów i w sumie miał już gotowy projekt umowy, która pozwoli im wydać książkę w dowolnej formie. Yoochun musiał przyznać, że sam dałby się na to nabrać. Jego młodszy braciszek potrafił ugrać wszystko czego chciał, wmawiając przy tym drugiej stronie, że to ona ejest zwycięską. Dlatego dobrze było mieć go zawsze w swojej drużynie. Choć przeciwko ojcu nawet ich zgrany duet mógł okazać się za słaby. A Marysia była ostatnią osobą, która powinna o tym wiedzieć. Należało jej się trochę beztroski i spokoju, a on miał zamiar jej to zapewnić!

Yoochun był tak zatopiony w myślach, że nie zauważył, że ktoś podchodzi do stolika. Nie usłyszał też cichego przywitania. Dopiero, kiedy dziewczyna usiadła na przeciwko niego obudził się z transu. Na jej widok nie był w stanie jednak nic powiedzieć. Był gotowy na wiele, ale ta sytuacja stanowczo go przerosła.
- Wydajesz się strasznie zdziwiony. Myślałam, że twój ojciec ci powiedział - uśmiechnęła się nieznacznie.
- Co to ma znaczyć? Co ty tu robisz Shimhee?
Yoochun był oszołomiony. Jak to możliwe, że próbowano go swatać z jego własną asystentką? I dlaczego ona nie wydawała się w ogóle zdziwiona jego widokiem.
- Nigdy ci nie wspominał, że jestem siostrzenicą Choi Jaehaka?
Yoochun znał to nazwisko. Choi Jaehak był właścicielem dobrze prosperującego wydawnictwa prasowego, które miało pod swoimi skrzydłami kilka znaczących tytułów. Wiedział też, że ojcu zależy na wejściu również na ten rynek.
- I co ma to wspólnego z tą sytuacją? - zapytał czując delikatne poirytowanie.
- Wuj nie ma dzieci, a ja zawsze byłam jego ulubienicą. Postanowił zadbać o moją przyszłość.
Ton jakim mówiła dziewczyna był zupełnie inny niż ten, który znał do tej pory. Nie wiedział tylko skąd ta zmiana.
- Dalej nie rozumiem... - patrzył jej w oczy próbując odgadnąć jej intencje.
- Myślę, że wuj chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Twój ojciec zaproponował mu współpracę. Oboje wiemy, że sektor prasowy to coś, o czym marzył od dawna. Ale mój wujek zażądał czegoś trwalszego niż papierowa umowa. Małżeństwo między dwiema rodzinami powinno być lepszym gwarantem współpracy. A tym samym mógłby zapewnić godne życie mi.
Pisarz nie mógł uwierzyć we wszystko co usłyszał. W to, że jego życie traktowano jak kartę przetargową w interesach i w to, że dziewczyna, która szczerze lubił, z którą myślał, że łączy go przyjaźń, zachowywała się jak zupełnie obca osoba.
- Shimhee, chyba nie chcesz brać w tym wszystkim udziału? To nie ma sensu! - miał nadzieję, że ten wirafinowany ton sprzed chwili to tylko ironia i za chwilę usłyszy, że dziewczyna też jest tym wszystkim zniesmaczona.
- Yoochun, znamy się nie od dziś. Nie mówię, że masz mnie nagle pokochać, ale sam przyznaj, że nasze małżeństwo to byłby świetny układ.
Mówiła tak, jakby tłumaczyło coś małemu dziecku.
- Słuchaj, nie ważne kto siedziałby na twoim miejscu... Przyszedłem tu dzisiaj, żeby załatwić to bez niepotrzebnych nieporozumień. Jest mi trochę ciężej, bo okazuje się, wcale cię nie znam i musiałem wyjść na idiotę, wierząc, że niewinna i miła z ciebie dziewczyna. - skrzywił się na samą myśl o tym jam bardzo był naiwny - W każdym razie zapamiętaj jedno, żadnego ślubu nie będzie.
Chciał wstać, ale Shimhee zatrzymała go łapiąc za rękę.
- Dobrze wiesz, że twój ojciec nigdy nie zaakceptuje Maryśki - uśmiechnęła się sztucznie.
- Nie próbuj jej w to mieszać! - czuł jak ogarnia go wściekłość. Wyrwał rękę i szybko ruszył do wyjścia.


Shimhee oparła się i upiła łyk czerwonego wina. Nie była pewna czy to dobry moment, żeby zagrać w otwarte karty. Tylko czy miała inne wyjście. Grzeczna dziewczynka, jak udawała do tej pory nie zgodziłaby się na aranżowany ślub, szczególnie gdyby przyszły pan młody postawił sprawę tak jasno jak teraz. Musiała podjąć najbardziej stanowcze kroki. A to spotkanie było dopiero początkiem.
Kiedy upiła z kieliszka kolejny łyk sięgnęła po telefon.
- Panie Park? Tu Lee Shimhee - mówiła cicho, łamiącym się głosem - Tak, spotkaliśmy się... Ale... Ale pański syn... - jej głos przerywało ciche łkanie - Tak panie Park, też myślę, że powinniśmy się spotkać... Dobrze, będę czekać.
Odłożyła telefon i dalej delektowała się czerwonym winem, a z jej ust nie schodził uśmieszek satysfakcji.

2 komentarze:

  1. Strasznie lubię 'Twojego' Jaejoong'a, jest jakiś taki... bliski memu sercu :P
    Wyczuwam jaką intrygę i kłopoty ;) i już nie mogę doczekać kolejnej części ;)
    P.S. Ostatnio przez Ciebie słucham duuuuuuuuuuużo piosenek chłopaków w dawnym, pierwotnym składzie ;p Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak to jest, ale nawet moja siostra, która nie ma pojęcia, kim są Szynki, stwierdziła, że postać Jae to jej ulubiona ;) Może dlatego, że lubię o nim pisać i sprawia mi to dużo przyjemności.
      Ehhh, Shimhee to mistrzyni intryg, więc będzie się działo ;)
      Co do starych Szynków, to sama mam teraz całą dyskografię na telefonie, tak motywacyjnie ;) W końcu 5 Szynków jest lepsze niż 2, a nawet 3 ;)

      Usuń

Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D