poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Punkt Widzenia Część XXIV

Cześć XXIV


Dwaj mężczyźni siedzieli na kanapie ze spuszczonymi głowami. Obaj rzucali pełne obawa spojrzenia na blondynkę, która w furii krążyła po pokoju. Kiedy tylko napotykali jej wzrok ponownie zwracali oczy ku podłodze. Starszy po kilku minutach postanowił się odezwać.
- Marysiu!
- Milcz Yoochun! Dla własnego dobra.
- Ale noona... - drugi zrobił żałosną minę.
- Ty też, Yoohwan-ah! - Stanęła naprzeciwko nich i oskarżycielsko wskazywała palcem to jednego to drugiego – Jesteście... Bezczelni! Wydaje wam się, że jesteście tacy sprytni, tacy błyskotliwy. Tylko, że moje życie nie jest waszym poligonem doświadczalnym, na którym możecie testować swoje wątpliwe zalety! Jeszcze raz zrobicie coś bez mojej zgody.... Jeszcze raz...
Poczuła, jak pod powiekami zbierają jej się łzy bezsilności. Zrzuciła z nóg szpilki, które ciągle miała na sobie, wsunęła wygodne baleriny i zawołała psa. Przypięła Harangowi smycz i bez słowa wyszła z mieszkania. Pozwoliła, żeby to jej towarzysz wybrał kierunek spaceru. Kiedy dotarli do pobliskiego parku, opadła zrezygnowała na ławkę. Pozwoliła psu buszować po okolicy bez smyczy, ale on wyjątkowo nie chciał się od niej oddalać. Położył łeb na kolanach dziewczyny i przyglądał jej się swoimi brązowymi oczami. Marysia zatopił palce w sierści na jego karku.
- Harang-ah, twój pan jest strasznym idiotą, wiesz? Zresztą jego brat też. Jak oni mogli mi to zrobić?
Zwierzak szczeknął cicho.
- Myślisz, że chcieli dobrze? Szkoda tylko, że im nie wyszło.
Westchnęła i przytuliła się do psa. Było już po dwudziestej drugiej, ale po parku wciąż krążyli ludzie, spacerujące pary, biegacze, czy po prostu przechodnie. Każdy zwracała uwagę na białą, blondwłosą kobietę, mówiącą do swojego pupila w jakimś dziwnym języku. Ona natomiast była całkowicie zatopiona we wspomnieniach ostatnich kilku godzin.

Szok na twarzy Zośki, szybko zastąpił krzywy uśmiech.
- W co ty pogrywasz? - zapytała siostrę.
- Ja nic nie wiedziałam... To znaczy, o książce taty wiedziałam. Ale nie wiedziałam, że tu będziesz... Chciałam wyjaśnić, ale Yoochun... Nie gniewaj się.
Mówiły po polsku, więc nikt nie mógł ich zrozumieć.
- Nie wiedziałam, że jesteś taka cwana – Zośka spojrzała na nią z pogardą – Wiedziałam, że ci zależy na tych bzdurach, ale żeby aż tak?
- Jakich bzdurach?
- To najgorsza książka naszego tatusia – ostatnie słowo niemal wypluła tonem przepełnionym niechęcią. Marysia poczuła niemiłe ukłucie sercu. Oczy zaczynały jej wilgotnieć, ale nie chciała robić scen.
- Wyjdźmy na taras, proszę. Porozmawiajmy.
- Nie wiem, czy mamy o czym, ale skoro nalegasz.
Głos starsze z sióstr był przepełniony kpiną. Maryśka starała się zachować spokój i ruszyła do wyjścia. Yoochun chciał iść za nią, ale wystarczyło jedno ostre spojrzenie, żeby zrezygnował z tych zamiarów.

- Jeżeli myślisz, że mnie przechytrzyłaś, to się mylisz, dziewczynko.
Zośka odezwała się pierwsza, po długiej chwili krępującej ciszy. Marysia nie mogła zrozumieć, dlaczego głos jej siostry był tak przepełniony ironią. Nie rozmawiały od lat i dziewczyna miała nadzieję, że kiedy wszystkie emocje związane ze śmiercią ojca opadną, będą mogły się w końcu dogadać.
- Nie chciałam, żeby tak wyszło. Uwierz. - zaczęła powoli, dokładnie studiując twarz stojącej przed nią kobiety. Jej krzywy uśmiech i zwężone oczy nie pozwalały jej się skupić, ale starała się być dzielna. - Zosiu, kiedy zobaczyłam te książkę, ja... Nie powinnaś była. To było dla mnie za wiele. Wiedziałaś, jakie to było dla mnie ważne.
Zośka upiła łyk wina z trzymanego w ręku pękatego kieliszka.
- Dlatego ją wysłałam.
Jej uśmiech był tak zimny, że Maryśka mimowolnie się wzdrygnęła.
- Mi też się coś należy! - starsza warknęła cicho, ale bardzo nieprzyjemnie – Ty byłaś ukochaną córeczką tatusia, miałaś wszystko.
- Nie miałam siostry...
- Bo on zapomniał, że ma dwie córki!
- To ty nigdy nie odpowiadałaś na listy! - Marysi drżał głos, ale robiła wszystko, żeby się nie rozpłakać.
- Bo nie było na co odpowiadać. Nie było żadnych listów. Matka czasem pokazywała mi artykuły z polskich gazet. Wybitny pisarz i jego idealna rodzina. Nikt nie pamiętał, że on miał już rodzinę, o której zapomniał.
Z każdym słowem kobieta mówiła głośniej i zbliżała się do siostry. Złapała ją za ramię i ścisnęła mocno, czerpiąc satysfakcję z widocznego bólu, jak jej sprawiała.
- Cokolwiek chcecie zrobić ze swoim kochasiem, nie pozwolę wam na to.
Uśmiechnęła się szeroko i wylała resztę wina na sukienkę Marysi, po czym pewnym krokiem opuściła przyjęcie.

Dziewczyna spojrzała na zaschniętą już plamę na dekolcie i zaśmiała się gorzko. Nie tak wyobrażała sobie rozmowę z Zośką. Myślała, że będzie w stanie powiedzieć coś więcej, bardziej składnie, z większym sensem. Skończyło się zaś na tym, że stała jak głupia gąska i słuchała jej wyrzutów. Po wszystkim nawet nie wiedziała w jaki sposób znalazła się w mieszkaniu. Była jak w transie, pamiętała tylko, że ta urocza dziewczyna, która była z Yoohwanem cały czas trzymała ją za rękę, a ona o dziwo nawet nie zapytała o jej imię. A może ktoś je sobie przedstawił, a ona tego nawet nie odnotowała.

Poczuła na ramieniu delikatny dotyk i wiedziała, że ktoś koło niej usiadł.
- Masz siniaka, zrobiła ci krzywdę... - Yoochun powiedział cicho, a ona spojrzała najpierw na niego, a potem na swoją rękę.
- To nic, nic się nie stało.
Wstała z ławki i chciała odejść od mężczyzny, ale on stanął za nią i objął w pasie przyciągając do siebie.
- Stało się. I to przeze mnie. Marysiu, przepraszam. Nigdy więcej cię nie zawiodę. Obiecuję.
Dziewczyna obróciła się w jego ramionach i wtulając twarz w jego ramię pozwoliła płynąc tak długo wstrzymywanym łzom.
- Ona mnie nienawidzi. Moja własna siostra mnie nienawidzi. Dlaczego to tak boli, Yoochun-ah?
Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko gładził ją delikatnie po plecach i kołysał lekko. Spodziewał się, że spotkanie tych dwóch kobiet będzie trudne. Te kilka czysto biznesowych spotkań z Zośka wystarczyło, żeby nabrał przekonania o jej trudnym i tak odmiennym od siostry charakterze. Nie był jednak przygotowany na taki obrót sprawy, na takie okrucieństwo z jej strony. Teraz jednak nie chciał o niej myśleć, by skupić całą swoją uwagę, na kruchej istocie, która tak ufnie wtulała się w jego ramiona. Mimo tego, jak bardzo ją zawiódł, tej złości jaka jeszcze niedawno płonęła w jej oczach, pozwalała mu na bycie blisko. Pocałował ją w czoło i zmusił, żeby spojrzała na niego.
- Chodźmy do domu. Yoohwan na pewno się niepokoi.
W odpowiedzi skinęła tylko głową. Mężczyzna zabrał od niej smycz i przywołał Haranga, który teraz radośnie merdał ogonem biegając dookoła. Zadowolony, że jego państwo już się nie kłócą, pozwolił poprowadzić się w stronę domu.

Szli powoli, objęci, zatopieni w kojącej ciszy. Marysia spojrzała na mężczyznę u swojego boku i uśmiechnęła się do siebie. Nie mogła uwierzyć, że nie potrafi się na niego gniewać. Za to co zrobił powinna kazać mu błagać o przebaczenie przez co najmniej tydzień. Problem w tym, że nie mogła, bo potrzebowała jego bliskości, jego dotyku, po prostu jego. Kochała go, a teraz była tego pewna, jak jeszcze nigdy przedtem.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytał unosząc brew w zaciekawieniu. Dziewczyna pokręciła tylko głową.
- Yoochun, kim była ta dziewczyna z Yoohwanem? Była dla mnie taka miła. Myślę, że tylko dzięki niej jeszcze żyjecie.
Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Nazywa się Jang Eunji. Od jakiegoś czasu jest sąsiadką Jae i Changmina. Nie wiedziałem, że młody ją zna. Sam spotkałem ją raz, kiedy się wprowadzali, pomogłem jej spacyfikować tego różowego pacana – Yoo skrzywił się na samo wspomnienie. W głowie Marysi zaś zapaliła się mała, ale jasna żaróweczka.
- Różowy pacan powiadasz... Poznałam kogoś, kto idealnie pasuje do opisu, jak odwiedziłam ostatnio Jaejoonga. Jang Geunsuk, chyba tak się przedstawił.
- To on! Jest jej kuzynem... A nasz Yoohwan-ah chyba jej chłopakiem. Czym sobie zasłużył na zaszczytne miano pacana twoim zdaniem?
- Groził mi wezwaniem policji, za zakłócanie spokoju – powiedziała ze śmiechem, widząc gniew na twarzy Yoochuna. Postanowiła zmienić temat.
- Mama jeszcze nie wróciła?
- Nie. Dzwoniła i powiedziała, że będzie jutro – uśmiechnął się znacząco.
- Park Yoochun, o czym ty myślisz? - zachichotała niekontrolowanie.
- Mama jest dorosła, prawie wolna – mrugnął do dziewczyny zawadiacko – Niech się bawi! A co z Gabrysią?
- Jest w Daegu do końca tygodnia. To warsztaty dla najlepszych na roku – powiedziała z dumą, bez cienia zawiści.
Yoochun przytulił dziewczynę mocniej do swojego boku.
- Młody pojechał do Eunji, pewnie też nie wróci – wymruczał dziewczynie do ucha. 
- Przecież mówiłeś, że będzie się martwił... Yoochun, coś kręcisz.
- Chciałem cię mieć jak najszybciej w domu - powiedział prosto w jej usta.
Byli już w swoim apartamentowcu i właśnie zamykały się za nimi drzwi windy. Harang przekręcił głowę w lewo przyglądając się państwu, którzy objęci byli tak mocno, że zdawali się być jedną osobą. Oderwali od siebie usta dopiero, kiedy winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Spojrzeli sobie w oczy z uśmiechami na ustach i wciąż w szczelnym uścisku ruszyli w stronę mieszkania. Pies nie był pocieszony, że zapomnieli mu odpiąć smycz. Pan był zbyt zajęty rozpinaniem sukienki pani, a ona jego koszuli. Miał nadzieję, że jeszcze uda mu się zwrócić ich uwagę, ale wtedy pan porwał panią w ramiona i zaniósł do ich pokoju zatrzaskując drzwi przed zwierzakiem. Harang zaskomlał cicho, ale ponieważ nie przyniosło to spodziewanego rezultatu wrócił do salonu i zwinął się w kłębek, zapadając w sen.

Changmin był spięty, jak zwykle kiedy wracał do domu w ostatnich dniach. Teoretycznie pogodził się z Jaejoongiem, ale między nimi pojawiła się bariera, jakby ściana zbudowana z niedomówień. Niewidzialna, ale bardzo dobrze wyczuwalna. Spędzali wspólnie wieczory, starali się rozmawiać, ale nie tak jak wcześniej. Nie tak, jak przed pojawieniem się Geunsuka. Dlatego teraz wchodząc do budynku skierował się na klatkę schodową zamiast do windy. Chciał odwlec moment spotkania z Jae do maksimum, bo widząc go nie wiedział, co ma robić. Był bezradny i zagubiony, a to stanowczo nie były jego ulubione uczucia. Chciał być racjonalny, ale przy Jae to nie było możliwe, bo ten facet już od przeszło dziesięciu lat mąci mu w głowie.
Jego irytacja rosła z każdym przemierzanym stopniem, choć cel był przecież zupełnie inny. Śmiech, który słyszał z każdym krokiem coraz wyraźniej też nie pomagał. Bo jak ktoś mógł być taki radosny, kiedy on przechodził najgorsze dni w swoim życiu.
Zatrzymał się nagle, kiedy rozpoznał ten śmiech, a także drugi, towarzyszący mu głos. Poczuł jak wściekłość przesłania mu wzrok i w kilku susach pokonał brakującą odległość. Biegiem wpadł na swoje piętro i bez zbędnych wstępów złapał swojego sąsiada i największe utrapienie za koszulkę i z całej siły uderzył go w twarz. Geunsuk upadł nieprzytomny, ale mężczyzna rzucił się na niego, gotowy zamordować gada. Powstrzymał go mocny uścisk w pasie.
- Shim Changmin, do jasnej cholery, co ty wyprawiasz? - Jaejoong krzyczał prosto do jego ucha – Przecież on miał się dziś oświadczyć swojej dziewczynie! Jak to zrobi w takim stanie.
Min nagle przestał się wyrywać. Obrócił się i z dziwnym wyrazem twarzy przyglądał się swojemu chłopakowi.
- Dziewczynie? Oświadczyć? On ma dziewczynę?
Jae patrzył na niego, jak na wariata, a on jak mantrę powtarzał ciągle te same słowa.
- No a co w tym dziwnego?
- No bo on... Wy... Ja myślałem, że ty – Changmin jąkał się strasznie, więc zamiast mówić, przycisnął mężczyznę do ściany i pocałował namiętnie – Kocham Cię, Jae – wyszeptał gdy na chwilę oderwał się od jego ust. Tamten na początku nie protestował, stęskniony za takimi pieszczotami, ale po chwili przypomniał sobie o Geunsuku.
- Kociaczku, zabiłeś nam sąsiada! I co teraz będzie z moją autorską wystawą?
Jaejoong uklęknął obok leżącego mężczyzny i próbował go cucić.
- Wystawy? Jakiej wystawy? To dlatego spędzasz z nim tyle czasu?
- Chciałem ci zrobić niespodziankę – mężczyzna spojrzał na Mina, który kręcił głową w niedowierzaniu i śmiał się cicho – Co ty sobie, Kociaczku mój kochany, wyobrażałeś?
- Chyba myślał, że próbuje mu cię odbić – odezwał się zachrypniętym głosem Geunsuk, który oparł się na łokciach i przyglądał swoim sąsiadom z uśmiechem. Fakt, bolała go szczęka, będzie miał sińca i czuł się fatalnie, ale to nie było dla niego w tamtej chwili ważne.
- Min-ah! Byłeś o mnie zazdrosny... To dlatego?
Jaejoong na początku poczuł złość, nie mógł uwierzyć, że jego ukochany może wątpić w jego wierność. Przeszło mu od razu, kiedy tylko spojrzał mu w oczy, teraz patrzące na niego niepewnie. I pierwszy raz widział na jego policzkach rumieniec.
- Przepraszam Jaejoong-ah, naprawdę przepraszam – Changmin wyciągnął dłoń do sąsiada i pomógł mu wstać – Ciebie też przepraszam, głupio wyszło. Nie wiem, co mnie napadło.
- Nie ma o czym mówić! Dam sobie jakoś radę – złapał się za policzek i skrzywił lekko – Ale dalibyście mi jakiś okład, zanim moja śliczna buźka całkiem spuchnie!
Mężczyzna zrobił żałosną minę zbitego szczeniaka.
- Chodźmy do nas...
Changmin mówił cicho, ciągle zawstydzony, a Jaejoongowi uśmiech pełen satysfakcji nie schodził z twarzy.
Młody architekt wciąż zawstydzony przygotował zimny okład dla sąsiada, któremu w zastraszającym tempie rosła opuchlizna pod okiem.
- Nie widziałem jej od pół roku, a teraz wyglądam... Wyglądam jak kotlet mielony.
Geunsuk wrócił do swojego zwyczajowego, pretensjonalnego tonu, ale z twarzy nie chodził mu uśmiech.
- Może pomyśli, że w końcu ma prawdziwego mężczyznę.
Jae przewrócił oczami, słysząc ironię w głosie Mina. Wszystko wracało do normy.

Młoda kobieta z niewielką walizką stała na dworcu autobusowym. Wpatrywała się w tablicę z rozkładem jazdy, ale nie widziała, co jest na niej wyświetlona. Pogrążona w myślach nie zwracała uwagi na otaczający ją świat. Nie mogła uwierzyć, że dała się tak podejść. Jej misternie prowadzone intrygi w jednej chwili rozsypały się jak domek z kart. Nie wierzyła, że pozwoliła sobie na utratę czujności, ale jednak stało się. Najlepszy dowód ściskała właśnie w dłoniach. Pomięta koperta pełna zdjęć jej i Yunho. Lee Shimhee nie wiedziała, jak to możliwe, że podczas tamtego spotkania z mężczyzną nie zauważyła, że jest śledzona. I co gorsze, nie był to pierwszy raz. Kiedy Park senior zimnym głosem kazał jej się spakować, nie mogła pojąć co się stało. Wtedy podał jej zdjęci i z kamiennym wyrazem twarzy opowiedział, jak słyszał ich rozmowę i wynajął detektywa. Nie tłumaczyła się, nie miał to sensu. Zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i wciągu pół godziny znalazła się na ulicy, pierwszy raz od dawna nie mają żadnego planu. Zawsze była zdana tylko na siebie, ale teraz nie chodziło tylko o nią, ale też o dziecko. Musiała wyjechać z dala od Yunho. Na wuja nie mogła liczyć, wściekłby się, gdyby dowiedział się o jej ciąży. Została jej tylko jedna możliwość. Westchnęła i ruszyła do kasy, kupić bilet do miejsca, z którego uciekła pięć lat wcześniej. Marzyła o luksusowym życiu w wielkim mieście, światowym życiu. Od tego czasu ani razu nie zadzwoniła, nie wysłała ani jednego listu. Teraz nie widziała innego wyjścia. Czas zapomnieć o dumie, o ambicjach. Przegrała. Tylko na myśl kołatała jej w głowie, kiedy znalazła miejsce w autobusie, który miał zabrać ją do rodzinnej wioski.

Pani Park była pewna, że to spotkanie będzie dla niej trudniejsze. Jednak obecność męża nie była dla niej wcale krępująca. Od kiedy wyrzucił ją z domu, miała dużo czasu by spojrzeć na ich związek z dystansem. Mimo to nie myślała, że tak łatwo uda jej się przezwyciężyć uczucie niższości, które przy nim odczuwała. Pierwszy raz od trzydziestu lat czuła się wolna, musiała tylko tę wolność sformalizować. Przesunęła dokumenty, które do tej pory spoczywały przy jej filiżance, w stronę mężczyzny. Przyjrzał się im i uśmiechnął krzywo.
- Co to ma być? - syknął cicho, nie chcąc zwracać uwagi innych gości restauracji.
- Byłam pewna, że umiesz czytać – odpowiedziała przesadnie uprzejmie.
- Słuchaj, rozwód jest już nieaktualny. Tamtej dziewczyny już nie ma.
- To mnie nie interesuje, mój prawnik już przesłał odpowiednie dokumenty, ale możemy jeszcze zdążyć załatwić to polubownie.
- Nie wygłupiaj się. Potrzebujesz mnie – mężczyzna czuł, że traci grunt pod nogami.
- Poprawka, to ty potrzebujesz mnie. Twoja reputacja jest już wystarczająco zszargana, głośny rozwód tylko pogorszy twoją sytuację.
- Nie masz prawa mi grozić. Beze mnie jesteś nikim.
- Bez ciebie mam szansę w końcu stać się kimś. Masz tydzień na podjęcie decyzji.
Kobieta upiła ostatni łyk kawy i wstała od stolika, by z podniesioną głową wyjść z restauracji. Wiedziała, że na parkingu czeka na nią jej starszy syn i w dużej mierze to tej świadomości zawdzięczała swoją pewność siebie. Nie odwróciła się nawet by spojrzeć na mężczyznę, z którym tak długo dzieliła swoje życie. Nie mogła więc widzieć całej palety emocji, które malowały się na jego twarzy. Szok, niedowierzanie, rozczarowanie, złość, gniew... i niepewność. Wciąż jednak brakowało tam skruchy.

Recepcjonistka w siedzibie wydawnictwa należącego do rodziny Parków już dawno nie miała tak ciężkiego dnia. Nic nie szło po jej myśli, a teraz na dodatek ten wredny babsztyl postanowił popsuć jej humor do reszty. Kojarzyła ją. Wiedziała, że miała ostatnio kilka spotkań z prezesem i jego bratem, ale tego dnia nie było jej na liście gości. Młody pan Park miał bardzo napięty grafik, więc uprzejmie poinformowała blondynkę, że może ją umówić pod koniec następnego tygodnia. I właśnie wtedy rozpętało się piekło. Została obrażona, wnioskując z tonu głosu, w co najmniej trzech językach, a babsko wpadło w prawdziwą furię. Miała już prosić o interwencję ochronę, kiedy w holu pojawili się prezes i jego brat. Wtedy atak przeniósł się na nich, a oni mimo to wydawali się idealnie rozluźnieni.
- Pani Zofia, cóż panią do nas sprowadza – Yoohwan nie potrafił ukryć chytrego uśmieszku – Dokumenty są już zatwierdzone przez polską stronę, jeżeli chciała pani to potwierdzić.
- Potwierdzone? - wycedziła przez zaciśnięte zęby – To nic nie znaczy! Anuluję naszą umowę.
- Ależ szanowna pani, nie rozumiem tej reakcji. Sama pani przecież przyznała, że kontrakt jest sprawiedliwy. Poza tym chyba pamięta pani paragraf dotyczący warunków jego zerwania.
Zośka gotowała się ze złości. Zapomniała o tym fragmencie. Wtedy wydawał jej się taki nieistotny. Nie myślała, że sporawy mogą przybrać taki obrót, ale ci dwaj jak najbardziej zabezpieczyli się na taką ewentualność.
- Nie pozwolę, żeby ilustrację tej małej szmaty znalazły się w tej książce, rozumiecie?
Yoochun do tej chwili stał z boku, nie chcąc się angażować. Teraz jednak nie mógł się powstrzymać.
- Ona jest twoją siostrą! - rykną, nie zważając, że przyglądają im się jego pracownicy - Z tego co wiem, jedyną jaką masz! Nigdy w życiu nic ci nie zrobiła, a ty zachowujesz się, jakbyś za coś się na niej mściła. Odpuść w końcu.
- To, że jesteś jej kochasiem, nie znaczy, że możesz mnie pouczać.
- Jesteś... - miał kilka obelg na końcu języka, ale przełknął je z trudem – Zniknij z jej życia, albo porozmawiaj z nią bez jakiś chorych uprzedzeń. I wiedz jedno, nic już nie wskórasz w ramach tej umowy. Nie marnuj więc ani swojego, ani tym bardziej naszego czasu. A teraz żegnam.
Yoochun wyminął wściekłą kobietę nie zaszczycając jej już nawet przelotnym spojrzeniem. Yoohwan pomachał jej radośnie, czym jeszcze bardziej ją rozsierdził i ruszył za bratem. Zośka stała w holu jeszcze kilka chwil, nie wiedząc jak powinna zareagować. Zaczerwienione ze złości policzki piekły ją, a pod powiekami poczuła łzy bezsilności. Musiała przyznać, że przegrała, ale nie miała zamiaru pozwolić, żeby ta historia tak się skończyła.

- Co piszesz? - Marysia starała się zajrzeć przez ramie siedzącego na kanapie mężczyzny, ale ten szybko zamknął laptopa.
- Niespodzianka.
- Oj, Yoochun-ah, no powiedz – wymruczała mu do ucha siadając koło niego, ale był nieugięty – Oppa! - zawołała słodkim głosem, ale nie uzyskała oczekiwanego efektu. Pisarz odłożył komputer na pobliski stolik i przyciągnął dziewczynę do siebie. Pocałował ją w odkrytą szyję.
- Wiesz, jak na mnie działa, kiedy tak do mnie mówisz?
Zaśmiała się.
- Jak, oppa?
- Nie drażnij się ze mną – warknął i ugryzł ją w miejsce, które dopiero co pocałował. Dziewczyna pisnęła, po czym szybko odnalazła jego usta swoimi. Oboje byli tak zaabsorbowani sobą, że nie usłyszeli, kiedy ktoś wszedł do salonu. Dopiero ciche kaszlnięcie i stłumiony śmiech sprawiły, że oderwali się od siebie.
- Nie no, nie przeszkadzajcie sobie, już zmykamy – Yoohwan prawie dusił się ze śmiechu, a zawstydzona Eunji patrzyła w podłogę. Marysia schowała twarz w zagłębieniu szyi swojego faceta i zaśmiała się cicho, skrępowana. Tylko Yoochun wydawał się niewzruszony zaistniałą sytuacją.
- Mama jest u prawnika, myślałem, że ty też się zmyłeś na jakiś czas.
- Idziemy na kolację z Geunsukiem...
- I jego narzeczoną! - dodała szybko Eunji. Miała nadzieję, że taka forma przedstawienia kuzynowi jej chłopaka, pozwoli uniknąć niepotrzebnych scen.
- To ta sierota ma narzeczoną? - Chun uniósł brew w niedowierzaniu.
- Hyung! - Yoohwan chciał skarcić brata, ale wtedy usłyszał śmiech swojej dziewczyny.
- Ja też nie mogłam uwierzyć, że jakaś kobieta z nim wytrzymuje. Ale kiedy poznałam Emmę... Z resztą kiedyś na pewno wszyscy się przekonacie.
- Nie jest Koreanką? - zainteresowała się Marysia.
- W połowie, ale do tej pory mieszkała w Australii. Tam poznali się z Geunsukiem. Długo ją namawiał, żeby przyjechała do Seulu, a kiedy tylko się zgodziła kupił jej pierścionek. Nie mogę sobie wyobrazić ich wesela... - znowu zaśmiała się do siebie – To będzie szaleństwo.
Yoochun spojrzał na swoją kobietę, która zatopiła się w rozmowie z Eunji. Przegryzł dolną wargę, jak zawsze, kiedy bił się z myślami. Podjął już decyzję, ale bał się. Ta kobieta przewróciła jego życie do góry nogami, zmieniła go, zmieniła jego priorytety. Spojrzał na swój komputer. Był pewien, że powstające pierwsze zdania nowej powieści zawdzięcza właśnie jej. To dla niej dorósł i nie czuł już potrzeby pisania dla dzieci. W jego głowie już od jakiegoś czasu pojawiał się te pomysł, ale nie mając jej przy boku pewnie nigdy się nie zdecydował na jego realizację. Kiedy skończy pierwszy rozdział pokaże go jej. Mówiła, że lubi kryminały, więc zostanie jego pierwszym krytykiem. Chciał, żeby było tak z każdą książką, którą odtąd napisze.
- Yoochuna-ah! Ktoś dzwoni, otwórz drzwi – z zamyślenia wyrwał ją głos Marysi i dopiero wtedy usłyszał dzwonek. Cmoknął ja w policzek i wstał z kanapy.
Wrócił trzymając w ręku średniej wielkości paczkę.
- Dla ciebie – podał pakunek blondnce.
- Od mamy! - wykrzyknęła z ekscytacją – Dzwoniła przedwczoraj, że wysłała.
- Coś ważnego? - zapytała Eunji. Marysia tylko pokiwała głową i zabrała się za rozrywanie papieru.
- Co to? - do salonu wrócił Yoohwan, zmagając się z krawatem.
- Są laminowane, będzie ciężko przenieść je na komputer – wyciągnęła z koperty pierwszy rysunek i przyjrzała mu się krytycznie.
- To do książki twojego taty? - kiedy padło pytanie, Marysia zaskoczona spojrzała w oczy Eunji – Przepraszam, po przyjęciu Yoohwan opowiedział mi o wszystkim.
- Nie tylko.
Dziewczyna wyjęła z paczki plik związanych różową wstążką kopert i przyjrzała im się z dziwnym smutkiem w oczach.
- To wszystkie listy, które razem z tatą wysyłaliśmy do Zosi. Wracały z adnotacją „adresat nieznany”. Jej matka nigdy nie poinformowała go, że się przeprowadzili. Chce je jej pokazać.
- Marysiu, to nie ma sensu... - Yoochun próbował zaprotestować, ale dziewczyna uciszyła go skinieniem głowy.
- Pojedź tam ze mną jutro. Proszę, Yoochun-ah.
Mężczyzna westchnął ciężko, ale skinął głową, poddając się.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D