Nabrałam tempa @_@ aż sama jestem zaskoczona! Jeszcze tylko 2-3 rozdziały i... koniec.
Pozdrawiam,
Yoru
Część XXIII
Zofia Jasińska lubiła wygrywać,
szczególnie jeżeli wygrana miała zwiększyć ilość zer na jej
koncie. A negocjacje z panami Park stanowczo mogła uznać za sprawę
wygraną. Dlatego w wyśmienitym humorze wstała dziś z łóżka i
zeszła do hotelowej restauracji. Tylko godziny dzieliły ją od
złożenia podpisu na lukratywnym kontrakcie, a to oznaczało, że
już niedługo będzie mogła wrócić do Europy. Miała już tylko
jeden cel, musiała spotkać się ze swoją młodszą siostrzyczką.
Ta gąska dobrze się schowała, ale Zośka była pewna, że uda jej
się ją znaleźć. Wiedziała, że Marysia już niedługo wraca do
Polski i nie zdąży zobaczyć książki na półkach koreańskich
księgarni. Chciała więc pochwalić jej się kontraktem. Czy robiła
to z czystej złośliwości? Pewnie tak, bo sama dobrze nie
wiedziała, dlaczego przypiekanie siostrze tak ją bawiło. Nie było
w tym nic głębszego... Wmawiał sobie to od zawsze, odkąd matka
powiedziała jej, że ojciec ma nową córkę i teraz zapomni o niej
całkowicie. Miała rację, od tego momentu nie dostała ani jednego
listu, ani jednego telefonu. A skoro ona nie mogła mieć ojca za jego
życia, Maryśka nie dostanie nic po jego śmierci.
W porze lunchu weszła do największego
seulskiego wydawnictwa z triumfem wypisanym na twarzy. Kilka
uprzejmości, dwa podpisy, uściśnięcie dłoni i po
wszystkim. Była już w drodze powrotnej do windy, kiedy usłyszała,
jak ktoś woła ją po imieniu. Obejrzała się powoli, a przed nią
stał już młody pan prezesik, Park Yoochun. Obdarzyła go szerokim
uśmiechem, ale nie umknęło jej uwadze, że jego mina była dużo
bardziej powściągliwa.
- Chciałem pani to dać. - powiedział
po angielsku, ze śmiesznym akcentem, ale zupełnie zrozumiale.
Pierwszy raz porozumiewali się bez tłumacza, więc z zaciekawieniem
spojrzała na kopertę, którą trzymał w wyciągniętej dłoni.
- A cóż to takiego? - zapytała z
nutką kokieterii.
- Za kilka dni wydajemy przyjęcie z
okazji premiery mojej najnowszej książki. O ile mi wiadomo, będzie
pani wtedy jeszcze w Korei. Czułbym się zaszczycony, gdyby
zechciała pani przyjść.
Kobieta przyjrzała się zaproszeniu,
po czym skierowała spojrzenie na Yoochuna.
- Z przyjemnością panie Park. Z
ogromną przyjemnością.
Uśmiechnęła się do niego zalotnie i
już bez oglądania za siebie wsiadła do windy. Mężczyzna zaś
odetchnął głęboko. Obawiał się, że jego spokojna zwykle
kobieta, może mu za ten pomysł urwać głowę. Tym bardziej, że
zamierzał postawić ją przed faktem dokonanym.
Jaejoong złapał łyk kawy, patrząc
na swój najnowszy obraz krytycznie. Odstawił kubek i musnął
pędzlem w kilku miejscach. Znów oddalił się kilka kroków od
sztalugi i po chwili na jego twarz wpłynął wyraz całkowitego
samozadowolenia. Był tak zaabsorbowany, że nie usłyszał
skrzypnięcia otwieranych drzwi, ani cichych kroków zmierzających w
jego stronę. Dopiero, kiedy silne ramiona oplotły go w tali, a do
nozdrzy dotarł zapach znajomych perfum, zauważył, że nie jest
sam.
- Pracuję, Kociaczku – mruknął i
zwinnie wyswobodził się z objęć Changmina.
- Zrób sobie przerwę, kupiłem wino i
zamówiłem kolację, z twojej ulubionej restauracji.
- Min-ah, naprawdę nie mogę.
Obiecałem Geunsukowi, że na jutro ten obraz będzie skończony.
Jae w ramach przeprosin chciał pocałować
swojego ukochanego, ale tym razem to on się odsunął.
- Jasne, przecież ten nienormalny
hipis jest najważniejszy.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie
i wyszedł z pracowni trzaskając drzwiami. Jae poszedł za nim,
chcąc w końcu zrozumieć jego zachowanie. Odkąd zaprzyjaźnił się
z nowym sąsiadem Min był nie do poznania. Oddalali się od siebie,
a on nie wiedział, co mu umyka.
- O co ci do jasnej cholery chodzi? -
krzyknął wchodząc do sypialni. Changmin prychnął tylko w
odpowiedzi i uśmiechnął się krzywo, ale Jaejoong nie miał
zamiaru dać się zbyć. - Odpowiedz!
- Jak potrzebujesz rozmowy, to idź do
swojego nowego, cudownego przyjaciela!
Changmin poderwał się z łóżka i
podszedł do mężczyzny, którego spojrzenie ciskało teraz pioruny.
- On nie ma tu nic do rzeczy!
- Oprócz tego, że cały czas
poświęcasz jemu, a ze mną nawet nie chcesz zjeść jednej durnej
kolacji!
- To ty nie masz dla mnie czasu! - Jae
krzyczał do pleców Changmina, który złapał marynarkę i wyszedł
do salonu.
- Wyobraź sobie, że ja pracuje! -
młodszy mężczyzna warknął w odpowiedzi. Zabolało, bo Jaejoong
zawsze podejrzewał, że Min nie traktuje jego zajęcia do końca
poważnie.
- Ja też... - odpowiedział cicho.
- Nie wydaje mi się.
Changmin wsunął na nogi buty i złapał
klamkę.
- Dokąd idziesz?
- Do biura. Nie czekaj na mnie,
prześpię się na kanapie.
Nie oglądając się za siebie wyszedł
z mieszkania. Jaejoong podszedł do drzwi i kopnął w nie z całe
siły, po czym opadł na podłogę. Wmawiał sobie, że łzy, których
coraz więcej spływało po jego policzkach, są spowodowane bólem
stopy.
Junsu od pamiętnej rozmowy z Marysią
był... Tak naprawdę sam nie potrafił opisać targających nim
emocji. Uczepił się jej pomysłu, jak ostatniej deski ratunku i nie
dopuszczał do świadomości możliwości niepowodzenia. Musiało się
udać. Bez Gabrysi nic nie było na swoim miejscu. Mieszkanie, które
tak długo było jego prywatnym królestwem, teraz wydawało mu się
za duże i puste. Małe i duże sukcesy w pracy były bez znaczenia,
bo nie miał z kim się nimi podzielić. Poranna kawa w ulubionym
miejscu też nie smakowała tak, jak powinna, bo znów przy swoim
stoliku siedział sam. Dlatego ostatnio więcej czasu spędzał w
pracy. Kiedy był zajęty, nie miał czasu myśleć i ten stan
stanowczo mu odpowiadał. Tego dnia przytłoczony nieznośną ciszą,
jaka panowała w domu, również postanowił spędzić wieczór nad
stołem kreślarskim. Zdziwił się, widząc już z ulicy, że w
biurze palą się światła, ale nie spodziewał się tego, co zastał
po wejściu do środka.
Na podłodze, opary o kanapę siedział
Changmin. Błękitną koszulę miał rozpiętą pod szyją, rękawy
podwinięte, a w ręku trzymał butelkę soju. Junsu omiótł
pomieszczenie wzrokiem i bez trudu zauważył, że jego wspólnik
wlał w siebie o wiele więcej alkoholu. Podszedł do niego i złapał
go za ramię, nie pozwalając wypić kolejnego łyka. Min podniósł
głowę i spojrzał na przyjaciela z nieprzytomnym uśmiechem.
- Junsu-yah, chcesz? Napij się, tobie
też to dobrze zrobi. Nic tak nie leczy z miłości, jak picie,
serio.
Mężczyzna wyciągnął rękę z
butelką do góry. Su zabrał mu ją i odstawił poza zasięg jego
wzroku. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ostatnio, jego
przyjaciel zachowywał się inaczej. Był ciągle rozdrażniony,
niechętnie wracał do domu. Musiał mieć problemy, a znalazł
jeszcze czas na to, żeby pomagać jemu.
- Chodź Changmin... Jedziemy do domu.
- Ja już nie mam chyba domu, wiesz?
Jae mnie nie potrzebuje.
Junsu pierwszy raz słyszał swojego
wspólnika, tak zrezygnowanego. Nie zważając na jego protesty
pociągnął go za ramię i siłą poprowadził do drzwi.
- Jedziemy do mnie, dobrze?
- Wszystko mi jedno, Su, zupełnie
wszystko jedno.
Marysia szła w stronę swojego starego
mieszkania. Po krótkiej, ale rzeczowej telefonicznej rozmowie z
Junsu, wiedziała, że Jaejoong nie powinien być sam. Czuła się
źle, bo nie zauważyła, że jej bliscy przyjaciele mają kłopoty.
Bała się tej konfrontacji, ale chciała pomóc. Rękę schowaną w
kieszeni zaciskała na swoim kluczu, ale postanowiła użyć go tylko
w ostateczności.
Zapukała, a kiedy to nie dało żadnego
rezultatu, nacisnęła dzwonek.
- Oppa! Otwórz! Wiem, że tam jesteś
i nie odejdę dopóki mi nie otworzyć.
Traciła nad sobą panowanie. Martwiła
się o tego kretyna. Wiedziała, że jest wrażliwy i kłótnia z
ukochanym na pewno źle na niego wpłynęła.
- Do jasnej cholery! Kim Jaejoong, daję
ci pięć minut i wchodzę, czy ci się to podoba, czy nie.
Stała zniecierpliwiona, co jakiś czas
pukają do drzwi. Do momentu, aż ktoś złapał ją za nadgarstek.
- Szanowna pani, proszę nie zakłócać
spokoju moim sąsiadom. Jeżeli będzie trzeba nie zawaham się
zadzwonić po policję.
Maryśka odwróciła się wściekła i
wyrwała rękę z uścisku mężczyzny. Spojrzała na niego z
niechęcią. Prychnęła widząc długie włosy z różowymi
końcówkami, które tak bardzo kontrastowały z jego głębokim,
męskim głosem. Bez odpowiedzi wyciągnęła z kieszeni klucz.
- Co pani wyprawia?
- Wchodzę do mieszkania przyjaciół,
do którego, jak pan widzi, mam klucz! A poza tym, co to pana w ogóle
obchodzi!? Proszę mnie zostawić!
Mężczyzna zauważył, że dziewczyna
jest zdenerwowana, a wręcz spanikowana.
- Jest pani przyjaciółka Jaejoonga?
Jestem Jang Geunsuk, sąsiad. Coś się stało?
- Maria Jasińska, przyjaciółka. Nie
pana sprawa, do widzenia.
Blondynka zatrzasnęła drzwi przed
jego nosem.
- Jaejoong-oppa! - weszła do salonu,
ale odpowiedziała jej tylko cisza.
- Jiji-yah, gdzie jest twój pan?-
zapytała, biorąc na ręce kota, który łasił się do jej nóg.
Trzymając go w ramionach, po ciuchu otworzyła drzwi do sypialni
przyjaciół. Odetchnęła z ulgą widząc mężczyznę śpiącego na
środku łóżka. Na nocnej szafce stało kilka opróżnionych puszek
po piwie. Maryśka westchnęła i usiadło koło Jae. Pogłaskała go
po głowie i schyliła się, żeby pocałować go w czoło.
- Moje biedactwo... Co się stało? -
zapytała, patrząc w jego twarz. Była pewna, że płakał.
Chciała wyjść do kuchni, ale wtedy
poczuła, jak przyjaciel zaciska dłoń na jej koszulce, nie
pozwalając jej wstać.
- Nie zostawiaj mnie samego.
Dziewczyna położyła się na łóżku,
a Jaejoong przytulił się do niej, jak małe, przestraszone dziecko.
Gładziła go po włosach nie wiedząc, co powiedzieć. Dopiero po
kilku minutach ciszę przerwał jego głos.
- Wiesz... Myślę, że Changmin mnie
już nie kocha.
- To niemożliwe! Nie ma nawet takiej
opcji, oppa.
- Robię wszystko, żeby mu dorównać.
On zawsze był we wszystkim lepszy. Bardziej ambitny. Nie chcę, żeby
musiał się mnie wstydzić. Jego rodzina nie akceptuje jego... Nas.
Dlatego tak się staram, ale on tego nie widzi. Przygotowuję dla
niego niespodziankę. Chcę, żeby był ze mnie dumny, ale on... -
przerwał na chwilę i odetchnął kilka razy. Marysia była pewna,
że próbuje powstrzymać łzy – On nie traktuje mnie poważnie.
Dziewczyna nie wiedziała, co
powiedzieć. Była pewna, że Jae nie ma racji. Changmin nie był
najbardziej wylewnym mężczyzną na świecie, ale w każdym
spojrzeniu, w każdym drobnym geście okazywał miłość do
swojego partnera. Nie wiedziała, co mogło ich tak poróżnić, ale
nie chciała się wtrącać. Postanowiła ich wspierać, ale to oni
musieli znaleźć rozwiązanie swoich problemów. Miała tylko jedną
radę.
- Po prostu porozmawiajcie, co?
Pamiętaj, że jesteście zaproszeni na przyjęcie Yoochuna. Mam
nadzieję, że będziecie tam obaj.
- Jeżeli tylko on wróci –
wyszeptał, po czym zapadła cisza. Usnął szybko, uspokojony
miarowym oddechem swojej przyjaciółki i dotykiem jej dłoni ciągle
przeczesującej kosmyki jego włosów.
Lee Shimhee siedziała sama w
luksusowym mieszkaniu. Lubiła takie wieczory. Przynajmniej sama
przed sobą nie musiała udawać, że jest szczęśliwa ze swoim
partnerem. Ten związek traktowała, jak zwykłą inwestycję, nic
więcej. Kolejny raz przeglądała dokumenty, które dał jej Yunho.
Marzyła o kieliszku wina, ale wystarczyło, że położyła rękę
na delikatnie zaokrąglonym brzuchu, a bez problemu zadowalała się
wodą. Nie pozwoli, żeby temu dziecku stała się jakaś krzywda i
uczyni jego życie lepszym niż było jej.
Chwyciła telefon i wybrała dawno
nieużywany numer.
- Spotkajmy się. W moim starym
mieszkaniu za godzinę.
Yunho stał nonszalancko oparty o
ścianę przy drzwiach, jednak jego opanowanie było tylko pozorne.
Targały nic emocje tak sprzeczne, że było to prawie niemożliwe.
Nienawidził tej kobiety, a z drugiej strony nie mógł doczekać
się, aż ją zobaczy. Słysząc stukot jej obcasów za plecami,
zamknął oczy i próbował uspokoić swój oddech. Minęła go bez
słowa i otworzyła drzwi. Weszła do środka nie zaszczycając go
nawet spojrzeniem. Zanim ruszył za nią policzył w myślach do
dziesięciu. Dopiero wtedy udało mu się przybrać obojętny wyraz
twarzy. Nie dane było mu go jednak utrzymać, bo kiedy tylko
przekroczył próg kobieta zatrzasnęła za nim drzwi i obejmując za
szyję pocałowała głęboko. Objął ją i zapomniał o nienawiści,
kiedy zrywając z siebie ubrania zmierzali w stronę tak dobrze
znanej im sypialni.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał,
kiedy leżeli przytuleni, a ich oddechy uspokoiły się nieco.
- Nie wiem, o co ci chodzi –
wymruczała zamykając oczy.
- Po prostu chcę zrozumieć, dlaczego
jesteś tu teraz ze mną, skoro i tak do niego wrócisz.
Poczuł jak Shimhee zesztywniała.
Odwróciła się plecami do mężczyzny.
-Yunho – zająknęła się, kiedy
poczuła, dłoń spoczywającą na jej brzuchu – Yunho, tak po
prostu będzie lepiej. Moje dziecko będzie miało wszystko, co
najlepsze.
Może robił się miękka, może to
hormony, ale czuła, że należą mu się wyjaśnienia.
- Nasze dziecko nie będzie miało
ojca.
- On będzie dobrym ojcem.
Poczuła, że Yunho odsuwa się od niej
i wstaje. Ubierał się szybko unikając jej spojrzenia.
- Powiedz coś – poprosiła cicho.
- Nie poddam się Shimhee. Nie jestem
milionerem, nie dam wam wielkiego domu i nieskończonych wygód, ale
nie poddam się. Pierwszy raz w życiu mam, o co walczyć. Teraz
wszystko zależy od ciebie.
Wyszedł z sypialni, a za chwilę
usłyszała dźwięk zamykanych drzwi. Ukryła twarz w poduszce i
pierwszy raz od dawna rozpłakała się. Kiedy w końcu udało jej
się uspokoić spojrzała na zegarek i zaczęła w pośpiechu zbierać
swoje rzeczy. Jednak nie mogła odmówić sobie szybkiego prysznica.
Wychodząc z łazienki poczuła się już znacznie spokojniejsza.
Przed wyjściem przejrzała się w lustrze i z ulgą zauważyła, że
udało jej się przybrać swoja zwyczajową maskę chłodnej
obojętności. Schodząc na parking starała się zapomnieć o
wydarzeniach ostatnich godzin. Była tak skupiona, że nie zauważyła
podążającej za nią postaci z aparatem fotograficznym w ręku,
-
Wyglądasz pięknie.
Yoochun
z błyskiem w oku patrzył na kobietę, która właśnie okręciła
się zalotnie na środku salonu. Miała na sobie wrzosową sukienkę
do kolan, z głębokim, ale eleganckim dekoltem. Dziewczęca kokarda
pod biustem podkreślała jej szczupłą talię. Niżej,
rozkloszowana spódnica układała się w miękkie fałdy. Sam dół
przyozdobiony był skrawkami materiału, układającymi się w
kwiatowy wzór. Na nogach miała wysokie szpilki w tym samym kolorze,
wycięte na palcach. Całości dopełniała delikatna, srebrna
biżuteria.
Marysia
podeszła do Yoochuna i uśmiechnęła się lekko, gdy mężczyzna
założył za jej ucho niesforny kosmyk włosów, ułożonych w
pozornie niedbałego koczka. Zarumieniona spojrzała na swoje stopy.
-
Twoja mama chyba przesadziła z tymi butami – powiedziała cicho –
Nie jestem przyzwyczajona...
Przerwał
jej delikatnym pocałunkiem.
-
Jeżeli będą ci przeszkadzać, będziemy mieć pretekst, żeby
wyjść wcześniej. Wtedy będziesz mogła pozbyć się butów... -
nachylił się do jej ucha, muskając je ustami – Możemy wtedy
pozbyć się też innych części garderoby.
Dziewczyna
zadrżała słysząc ton jego głosu, ale wiedziała, że nie ma
teraz czasu na kontynuowanie rozpoczętej przez niego gry, więc
dzięki resztkom silnej woli odepchnęła go delikatnie od siebie.
Roześmiała się widząc jego naburmuszoną minę.
-
Przepraszam Misiaczku, ale naprawdę musimy się śpieszyć. Jesteś
gościem honorowym i nieelegancko byłoby się spóźnić.
Widząc,
że tłumaczenie nic nie daje, przyciągnęła go do siebie i wpiła
w jego usta. Pierwszy raz nie musiała wspinać się na palce i
stwierdziła, że szpilki nie są takie złe. Z trudem udało jej się
oderwać od Yoo, który ciągle trzymał ją mocno w objęciach.
Spojrzała mu prosto w oczy.
-
Jeżeli będziesz dzisiaj grzecznym misiem, czeka cię nagroda –
wymruczała i cmoknęła go szybko w usta. Korzystając z chwili jego
nieuwagi, wyswobodziła się z jego objęć i ruszyła do drzwi,
kołysząc zalotnie biodrami.
Mężczyzna
zmierzwił swoje włosy, mając ochotę wyrwać je sobie wszystkie.
Jego misterny plan, nagle przestał wydawać mu się taki genialny.
-
Gratuluję Yoochun-ah, nie masz mózgu... - szepną do siebie zanim
poszedł za dziewczyną.
Pani
Park, jako matka prezesa czuła się w obowiązku dopięcia
przygotowań przyjęcia na ostatni guzik. Wcześniej robiła to samo
jak żona prezesa i musiało zostać jej to we krwi. Nigdy jednak nie
przynosiło jej to tak wiele satysfakcji. Może dlatego, że robiła
to dla swojego ukochanego syna, a nie męża, z którym była tylko z
obowiązku i przyzwyczajenia. Nigdy wcześniej nie witała gości z
tak pięknym i szczerym uśmiechem na twarzy. Ci, którzy ją znali,
byli zaskoczeni jej wyraźnie dobrym humorem. Plotki o rozpadzie
małżeństwa Parków rozniosły się w towarzystwie w tempie
błyskawicy i każdy spodziewał się raczej dobrej miny do złej
gry, a nie zaraźliwego uśmiechu i kaskad dobrego humoru.
Kiedy
minęła dziewiętnasta kobieta zaczęła niecierpliwie spoglądać
na zegarek. Obaj jej synowie byli już spóźnieni, a w takim wypadku
to nią spadała konieczność szukania im wymówki. Odetchnęła z
ulgą, kiedy w drzwiach stanął Yoochun, trzymając za rękę
Marysię. Była zachwycona dziewczyną, ubraną w sukienkę, którą
razem wybrały. Wybranka jej syna za nic w świecie nie chciała
kupić tych pięknych szpilek, ale w końcu skapitulowała i teraz
wyglądała obłędnie, a w jej oczach najlepiej, ze wszystkich pań
na przyjęciu.
-
Gdzie Yoohwan? - zapytała, gdy para podeszła by się przywitać.
-
Dzwonił jakiś czas temu, powiedział, że się spóźni, ale nie
wiem jak bardzo.
Zanim
kobieta zdołała wyrazić swoje niezadowolenie z postawy młodszego
syna, Yoo i Marysia zostali porwani przez gości chcących
porozmawiać z gwiazdą wieczoru. Zdążyła jeszcze spytać o
Gabrysię, zanim zniknęli w tłumie.
-
Nie mogła. Wystawa – rzuciła szybko blondynka.
Mężczyzna
z nieukrywana dumą przedstawiał swoją partnerkę, nie ukrywając
przy tym, że piękna ilustratorka jest jego kobietą. Ona czuła się
niepewnie, pierwszy raz towarzysząc mu na publicznej imprezie.
Wiedziała przecież, z kim się wiąże, pamiętała też czasy,
kiedy jej rodzice wychodzili na bankiety organizowane przez
wydawnictwo ojca. Mimo to, peszyły ją błyski fleszy i ciekawskie
spojrzenia. Ucieszyła się, kiedy z grona podstarzałych biznesmenów
wyciągnął ich Jaejoong. Z uśmiechem przeprosił dżentelmenów,
tłumacząc, że sam nie miał jeszcze okazji pogratulować autorowi
i swojej następczyni na posadzie ilustratora. Pociągnął ich w
stronę naburmuszonego Changmina, który na widok przyjaciół nieco
się rozchmurzył. Marysia uśmiechnęła się szeroko widząc, że
mężczyźni trzymali się za ręce. Nikt z nich nie zwrócił uwagi
na nowego gościa.
Yoohwan
nie potrafił przestać się uśmiechać. Szedł z dumnie podniesioną
głową, a na jego ramieniu opierała się najcudowniejsza kobieta na
świecie. W eleganckiej, zielonej sukni i włosami ułożonymi w
miękkie fale wyglądała jak gwiazda filmowa. Prawił jej
komplementy całą drogę i nie miał zamiaru przestać przez całą
noc. Jego Eunji tak słodko się rumieniła, kiedy była zawstydzona.
Dopiero przy wejściu był zmuszony oderwać od niej wzrok, słysząc,
jak ktoś woła go po angielsku.
-
Panie Park! Proszę poczekać.
Skrzywił
się słysząc charakterystyczny akcent, ze słowiańskim zaśpiewem.
Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się uprzejmie, zanim
odwrócił głowę. Zmiana, jak w ciągu kilku sekund zaszła w jego
wyrazie twarzy zaintrygowała Eunji. Spojrzała w stronę, z której
dobiegło wołanie. W ich stronę szła niska blondynka ubrana w
krótką, ale wytworną czarną sukienkę. Obcasy jej czerwonych
szpilek stukały o chodnik, a dziewczyna poczuła, jak Yoohwan chwyta
ją za rękę i ściska mocno, jakby szukając w niej oparcia.
-
Dobry wieczór, pani Zofio. Brat wspominał, że o zaproszeniu.
Cieszę się, że postanowiła pani skorzystać.
-
Nie mogłam odmówić sobie wieczoru w miłym towarzystwie.
Kobieta
uśmiechnęła się i spojrzała znacząco na Eunji. Yoo szybko się
zreflektował i przedstawił sobie obie panie. Kiedy w końcu
otworzył drzwi zapraszając je do środka, czuł, jak serce
podchodzi mu do gardła. Zrównał się z kobietami i ponownie złapał
dłoń swojej towarzyszki. Nachylił się i pocałował ją w
policzek.
-
Zajmij ją czymś na pięć minut. Muszę uprzedzić brata, że
zaczynają się kłopoty.
Odszedł
od dziewczyny, zatapiając się w tłumie gości. Eunji była
zdezorientowana, ale miała zaufanie do chłopaka i postanowiła
spełnić jego prośbę. Tłumaczyć każe mu się później.
Yoohwan
zauważył Yoochuna w drugim końcu sali. Mężczyzna obejmował
Marysię w talii i widocznie brylował w towarzystwie, bo po każdym
jego komentarzu skupione wokół niego osoby wybuchały śmiechem.
Szybkim krokiem podszedł do niego i złapał go za ramię.
-
Gdzieś ty był, mama się o ciebie... - Starszy z braci nie zdążył
dokończyć, bo Yoohwan zbliżył się do niego i powiedział kilka
zadań ściszonym głosem. Marysia widziała, jak na czoło jej
partnera marszczy się, a z ust znika uśmiech. Wiedziała, że stało
się coś niedobrego.
-
Dobrze młody, daj mi jeszcze chwilę.
Yoohwan
zniknął tak nagle, jak się pojawił.
-
Przepraszam państwa, ale obowiązki gospodarza wzywają. Musimy
przywitać nowych gości.
Ukłonił
się lekko i pociągnął Maryśkę w stronę stolika z szampanem.
-
Możesz być zła, za to, co zrobiłem, ale razem z Yoohwanem
doszliśmy do wniosku, że tak będzie dla ciebie najlepiej –
zaczął powoli, a zmarszczka na jego czole ciągle się pogłębiała.
-
Nie strasz mnie. Powiedz, po prostu, co znowu wymyśliliście?
Dziewczyna
zaczynała się denerwować. Tych dwóch wariatów, zawsze stawiało
ją przed faktem dokonanym, ale patrząc na ich miny, domyśliła
się, że tym razem może nie być tak miło jak dotychczas.
-
Zaprosiliśmy tu twoją siostrę.
Powiedział
to szybko, z zamkniętymi oczami, jakby bojąc się ataku z jej
strony. Kiedy nic się nie wydarzyło spojrzał na dziewczynę, która
wpatrywała się w niego, zupełnie nieruchoma.
-
Co zrobiliście? - wykrztusiła w końcu.
-
Jest tu twoja siostra. Wiedzieliśmy, że chcesz się z nią spotkać
i uznaliśmy, że to będzie najlepsze miejsce. Z nami w pobliżu, na
neutralnym gruncie.
-
Mogłeś mnie, do jasnej cholery uprzedzić! - Marysia wpatrywała
się w Yoo z dziką furią płonącą w oczach – Potraktowałeś
mnie, jak głupią smarkulę, za którą trzeba planować życie.
Nie
chciała robić sceny, więc przybliżyła się do niego. Mówiła
cicho, ale ton miała tak lodowaty, że mógłby zmrozić wszystkie
siedem piekielnych kręgów.
-
Kochanie, ja... - Yoochun nie wiedział, co powiedzieć, zaskoczony
zachowaniem kobiety.
-
Nie przerywaj mi – syknęła przez zaciśnięte zęby –
Tłumaczyłam ci już, że nie musisz chronić mnie przed życiem.
Sama doskonale daję sobie radę. Nie decyduj za mnie nigdy więcej,
rozumiesz?
Marysia
odetchnęła głęboko kilka razy i złapała mężczyznę za rękę.
-
Chodź, miejmy to już za sobą.
Yoochun
ze spuszczoną głową ruszył za dziewczyną. Dawno nie czuł się
tak podle, ale wiedział, że musi przybrać teraz dobrą minę do
złej gry.
Maryśka
zauważyła swoją siostrę. Uśmiechnięta rozmawiała z Yoohwanem i
nieznaną jej dziewczyną, którą chłopak obejmował. Zatrzymała
się tak nagle, że jej chłopak wpadł na nią.
-
Ciągle jestem zła, ale proszę, nie puszczaj mojej ręki, nawet na
chwilę – poprosiła słabym głosem.
Splótł
ich palce i teraz to on ruszył przodem. Przywołał na twarz
delikatny uśmiech.
-
Dobry wieczór. Miło tu panią widzieć.
Zośka
spojrzała na pisarza. Wymieniła z nim kilka grzeczności, ale nie
mogła oderwać wzroku od jego dłoni, na której zaciskała się
druga, kobieca. Towarzyszka pisarza stała schowana za nim, tak że
nie mogła zobaczyć jej twarzy.
-
Może przedstawi mi pan swoją partnerkę? - zapytała nie mogąc
powstrzymać wrodzonej ciekawości.
-
Moja dziewczyna i ilustratorka mojej najnowszej książki... Ale
przecież panie się doskonale znają, prawda Marysiu?
Yoochun
jednym zgrabnym ruchem zmienił ich pozycję. Teraz to on stał za
dziewczyną, wciąż trzymając jej dłoń.
-
Cześć Zosiu.
Starsza
z sióstr Jasińskich pierwszy raz w życiu nie wiedziała, co
powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D