wtorek, 25 sierpnia 2015

Punkt Widzenia Część XXIII

Nabrałam tempa @_@ aż sama jestem zaskoczona! Jeszcze tylko 2-3 rozdziały i... koniec.
Pozdrawiam,
Yoru

Część XXIII


Zofia Jasińska lubiła wygrywać, szczególnie jeżeli wygrana miała zwiększyć ilość zer na jej koncie. A negocjacje z panami Park stanowczo mogła uznać za sprawę wygraną. Dlatego w wyśmienitym humorze wstała dziś z łóżka i zeszła do hotelowej restauracji. Tylko godziny dzieliły ją od złożenia podpisu na lukratywnym kontrakcie, a to oznaczało, że już niedługo będzie mogła wrócić do Europy. Miała już tylko jeden cel, musiała spotkać się ze swoją młodszą siostrzyczką. Ta gąska dobrze się schowała, ale Zośka była pewna, że uda jej się ją znaleźć. Wiedziała, że Marysia już niedługo wraca do Polski i nie zdąży zobaczyć książki na półkach koreańskich księgarni. Chciała więc pochwalić jej się kontraktem. Czy robiła to z czystej złośliwości? Pewnie tak, bo sama dobrze nie wiedziała, dlaczego przypiekanie siostrze tak ją bawiło. Nie było w tym nic głębszego... Wmawiał sobie to od zawsze, odkąd matka powiedziała jej, że ojciec ma nową córkę i teraz zapomni o niej całkowicie. Miała rację, od tego momentu nie dostała ani jednego listu, ani jednego telefonu. A skoro ona nie mogła mieć ojca za jego życia, Maryśka nie dostanie nic po jego śmierci.

W porze lunchu weszła do największego seulskiego wydawnictwa z triumfem wypisanym na twarzy. Kilka uprzejmości, dwa podpisy, uściśnięcie dłoni i po wszystkim. Była już w drodze powrotnej do windy, kiedy usłyszała, jak ktoś woła ją po imieniu. Obejrzała się powoli, a przed nią stał już młody pan prezesik, Park Yoochun. Obdarzyła go szerokim uśmiechem, ale nie umknęło jej uwadze, że jego mina była dużo bardziej powściągliwa.
- Chciałem pani to dać. - powiedział po angielsku, ze śmiesznym akcentem, ale zupełnie zrozumiale. Pierwszy raz porozumiewali się bez tłumacza, więc z zaciekawieniem spojrzała na kopertę, którą trzymał w wyciągniętej dłoni.
- A cóż to takiego? - zapytała z nutką kokieterii.
- Za kilka dni wydajemy przyjęcie z okazji premiery mojej najnowszej książki. O ile mi wiadomo, będzie pani wtedy jeszcze w Korei. Czułbym się zaszczycony, gdyby zechciała pani przyjść.
Kobieta przyjrzała się zaproszeniu, po czym skierowała spojrzenie na Yoochuna.
- Z przyjemnością panie Park. Z ogromną przyjemnością.
Uśmiechnęła się do niego zalotnie i już bez oglądania za siebie wsiadła do windy. Mężczyzna zaś odetchnął głęboko. Obawiał się, że jego spokojna zwykle kobieta, może mu za ten pomysł urwać głowę. Tym bardziej, że zamierzał postawić ją przed faktem dokonanym.

Jaejoong złapał łyk kawy, patrząc na swój najnowszy obraz krytycznie. Odstawił kubek i musnął pędzlem w kilku miejscach. Znów oddalił się kilka kroków od sztalugi i po chwili na jego twarz wpłynął wyraz całkowitego samozadowolenia. Był tak zaabsorbowany, że nie usłyszał skrzypnięcia otwieranych drzwi, ani cichych kroków zmierzających w jego stronę. Dopiero, kiedy silne ramiona oplotły go w tali, a do nozdrzy dotarł zapach znajomych perfum, zauważył, że nie jest sam.
- Pracuję, Kociaczku – mruknął i zwinnie wyswobodził się z objęć Changmina.
- Zrób sobie przerwę, kupiłem wino i zamówiłem kolację, z twojej ulubionej restauracji.
- Min-ah, naprawdę nie mogę. Obiecałem Geunsukowi, że na jutro ten obraz będzie skończony.
Jae w ramach przeprosin chciał pocałować swojego ukochanego, ale tym razem to on się odsunął.
- Jasne, przecież ten nienormalny hipis jest najważniejszy.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i wyszedł z pracowni trzaskając drzwiami. Jae poszedł za nim, chcąc w końcu zrozumieć jego zachowanie. Odkąd zaprzyjaźnił się z nowym sąsiadem Min był nie do poznania. Oddalali się od siebie, a on nie wiedział, co mu umyka.
- O co ci do jasnej cholery chodzi? - krzyknął wchodząc do sypialni. Changmin prychnął tylko w odpowiedzi i uśmiechnął się krzywo, ale Jaejoong nie miał zamiaru dać się zbyć. - Odpowiedz!
- Jak potrzebujesz rozmowy, to idź do swojego nowego, cudownego przyjaciela!
Changmin poderwał się z łóżka i podszedł do mężczyzny, którego spojrzenie ciskało teraz pioruny.
- On nie ma tu nic do rzeczy!
- Oprócz tego, że cały czas poświęcasz jemu, a ze mną nawet nie chcesz zjeść jednej durnej kolacji!
- To ty nie masz dla mnie czasu! - Jae krzyczał do pleców Changmina, który złapał marynarkę i wyszedł do salonu.
- Wyobraź sobie, że ja pracuje! - młodszy mężczyzna warknął w odpowiedzi. Zabolało, bo Jaejoong zawsze podejrzewał, że Min nie traktuje jego zajęcia do końca poważnie.
- Ja też... - odpowiedział cicho.
- Nie wydaje mi się.
Changmin wsunął na nogi buty i złapał klamkę.
- Dokąd idziesz?
- Do biura. Nie czekaj na mnie, prześpię się na kanapie.
Nie oglądając się za siebie wyszedł z mieszkania. Jaejoong podszedł do drzwi i kopnął w nie z całe siły, po czym opadł na podłogę. Wmawiał sobie, że łzy, których coraz więcej spływało po jego policzkach, są spowodowane bólem stopy.

Junsu od pamiętnej rozmowy z Marysią był... Tak naprawdę sam nie potrafił opisać targających nim emocji. Uczepił się jej pomysłu, jak ostatniej deski ratunku i nie dopuszczał do świadomości możliwości niepowodzenia. Musiało się udać. Bez Gabrysi nic nie było na swoim miejscu. Mieszkanie, które tak długo było jego prywatnym królestwem, teraz wydawało mu się za duże i puste. Małe i duże sukcesy w pracy były bez znaczenia, bo nie miał z kim się nimi podzielić. Poranna kawa w ulubionym miejscu też nie smakowała tak, jak powinna, bo znów przy swoim stoliku siedział sam. Dlatego ostatnio więcej czasu spędzał w pracy. Kiedy był zajęty, nie miał czasu myśleć i ten stan stanowczo mu odpowiadał. Tego dnia przytłoczony nieznośną ciszą, jaka panowała w domu, również postanowił spędzić wieczór nad stołem kreślarskim. Zdziwił się, widząc już z ulicy, że w biurze palą się światła, ale nie spodziewał się tego, co zastał po wejściu do środka.
Na podłodze, opary o kanapę siedział Changmin. Błękitną koszulę miał rozpiętą pod szyją, rękawy podwinięte, a w ręku trzymał butelkę soju. Junsu omiótł pomieszczenie wzrokiem i bez trudu zauważył, że jego wspólnik wlał w siebie o wiele więcej alkoholu. Podszedł do niego i złapał go za ramię, nie pozwalając wypić kolejnego łyka. Min podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela z nieprzytomnym uśmiechem.
- Junsu-yah, chcesz? Napij się, tobie też to dobrze zrobi. Nic tak nie leczy z miłości, jak picie, serio.
Mężczyzna wyciągnął rękę z butelką do góry. Su zabrał mu ją i odstawił poza zasięg jego wzroku. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ostatnio, jego przyjaciel zachowywał się inaczej. Był ciągle rozdrażniony, niechętnie wracał do domu. Musiał mieć problemy, a znalazł jeszcze czas na to, żeby pomagać jemu.
- Chodź Changmin... Jedziemy do domu.
- Ja już nie mam chyba domu, wiesz? Jae mnie nie potrzebuje.
Junsu pierwszy raz słyszał swojego wspólnika, tak zrezygnowanego. Nie zważając na jego protesty pociągnął go za ramię i siłą poprowadził do drzwi.
- Jedziemy do mnie, dobrze?
- Wszystko mi jedno, Su, zupełnie wszystko jedno.

Marysia szła w stronę swojego starego mieszkania. Po krótkiej, ale rzeczowej telefonicznej rozmowie z Junsu, wiedziała, że Jaejoong nie powinien być sam. Czuła się źle, bo nie zauważyła, że jej bliscy przyjaciele mają kłopoty. Bała się tej konfrontacji, ale chciała pomóc. Rękę schowaną w kieszeni zaciskała na swoim kluczu, ale postanowiła użyć go tylko w ostateczności.
Zapukała, a kiedy to nie dało żadnego rezultatu, nacisnęła dzwonek.
- Oppa! Otwórz! Wiem, że tam jesteś i nie odejdę dopóki mi nie otworzyć.
Traciła nad sobą panowanie. Martwiła się o tego kretyna. Wiedziała, że jest wrażliwy i kłótnia z ukochanym na pewno źle na niego wpłynęła.
- Do jasnej cholery! Kim Jaejoong, daję ci pięć minut i wchodzę, czy ci się to podoba, czy nie.
Stała zniecierpliwiona, co jakiś czas pukają do drzwi. Do momentu, aż ktoś złapał ją za nadgarstek.
- Szanowna pani, proszę nie zakłócać spokoju moim sąsiadom. Jeżeli będzie trzeba nie zawaham się zadzwonić po policję.
Maryśka odwróciła się wściekła i wyrwała rękę z uścisku mężczyzny. Spojrzała na niego z niechęcią. Prychnęła widząc długie włosy z różowymi końcówkami, które tak bardzo kontrastowały z jego głębokim, męskim głosem. Bez odpowiedzi wyciągnęła z kieszeni klucz.
- Co pani wyprawia?
- Wchodzę do mieszkania przyjaciół, do którego, jak pan widzi, mam klucz! A poza tym, co to pana w ogóle obchodzi!? Proszę mnie zostawić!
Mężczyzna zauważył, że dziewczyna jest zdenerwowana, a wręcz spanikowana.
- Jest pani przyjaciółka Jaejoonga? Jestem Jang Geunsuk, sąsiad. Coś się stało?
- Maria Jasińska, przyjaciółka. Nie pana sprawa, do widzenia.
Blondynka zatrzasnęła drzwi przed jego nosem.

- Jaejoong-oppa! - weszła do salonu, ale odpowiedziała jej tylko cisza.
- Jiji-yah, gdzie jest twój pan?- zapytała, biorąc na ręce kota, który łasił się do jej nóg. Trzymając go w ramionach, po ciuchu otworzyła drzwi do sypialni przyjaciół. Odetchnęła z ulgą widząc mężczyznę śpiącego na środku łóżka. Na nocnej szafce stało kilka opróżnionych puszek po piwie. Maryśka westchnęła i usiadło koło Jae. Pogłaskała go po głowie i schyliła się, żeby pocałować go w czoło.
- Moje biedactwo... Co się stało? - zapytała, patrząc w jego twarz. Była pewna, że płakał.
Chciała wyjść do kuchni, ale wtedy poczuła, jak przyjaciel zaciska dłoń na jej koszulce, nie pozwalając jej wstać.
- Nie zostawiaj mnie samego.
Dziewczyna położyła się na łóżku, a Jaejoong przytulił się do niej, jak małe, przestraszone dziecko. Gładziła go po włosach nie wiedząc, co powiedzieć. Dopiero po kilku minutach ciszę przerwał jego głos.
- Wiesz... Myślę, że Changmin mnie już nie kocha.
- To niemożliwe! Nie ma nawet takiej opcji, oppa.
- Robię wszystko, żeby mu dorównać. On zawsze był we wszystkim lepszy. Bardziej ambitny. Nie chcę, żeby musiał się mnie wstydzić. Jego rodzina nie akceptuje jego... Nas. Dlatego tak się staram, ale on tego nie widzi. Przygotowuję dla niego niespodziankę. Chcę, żeby był ze mnie dumny, ale on... - przerwał na chwilę i odetchnął kilka razy. Marysia była pewna, że próbuje powstrzymać łzy – On nie traktuje mnie poważnie.
Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. Była pewna, że Jae nie ma racji. Changmin nie był najbardziej wylewnym mężczyzną na świecie, ale w każdym spojrzeniu, w każdym drobnym geście okazywał miłość do swojego partnera. Nie wiedziała, co mogło ich tak poróżnić, ale nie chciała się wtrącać. Postanowiła ich wspierać, ale to oni musieli znaleźć rozwiązanie swoich problemów. Miała tylko jedną radę.
- Po prostu porozmawiajcie, co? Pamiętaj, że jesteście zaproszeni na przyjęcie Yoochuna. Mam nadzieję, że będziecie tam obaj.
- Jeżeli tylko on wróci – wyszeptał, po czym zapadła cisza. Usnął szybko, uspokojony miarowym oddechem swojej przyjaciółki i dotykiem jej dłoni ciągle przeczesującej kosmyki jego włosów.

Lee Shimhee siedziała sama w luksusowym mieszkaniu. Lubiła takie wieczory. Przynajmniej sama przed sobą nie musiała udawać, że jest szczęśliwa ze swoim partnerem. Ten związek traktowała, jak zwykłą inwestycję, nic więcej. Kolejny raz przeglądała dokumenty, które dał jej Yunho. Marzyła o kieliszku wina, ale wystarczyło, że położyła rękę na delikatnie zaokrąglonym brzuchu, a bez problemu zadowalała się wodą. Nie pozwoli, żeby temu dziecku stała się jakaś krzywda i uczyni jego życie lepszym niż było jej.
Chwyciła telefon i wybrała dawno nieużywany numer.
- Spotkajmy się. W moim starym mieszkaniu za godzinę.

Yunho stał nonszalancko oparty o ścianę przy drzwiach, jednak jego opanowanie było tylko pozorne. Targały nic emocje tak sprzeczne, że było to prawie niemożliwe. Nienawidził tej kobiety, a z drugiej strony nie mógł doczekać się, aż ją zobaczy. Słysząc stukot jej obcasów za plecami, zamknął oczy i próbował uspokoić swój oddech. Minęła go bez słowa i otworzyła drzwi. Weszła do środka nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Zanim ruszył za nią policzył w myślach do dziesięciu. Dopiero wtedy udało mu się przybrać obojętny wyraz twarzy. Nie dane było mu go jednak utrzymać, bo kiedy tylko przekroczył próg kobieta zatrzasnęła za nim drzwi i obejmując za szyję pocałowała głęboko. Objął ją i zapomniał o nienawiści, kiedy zrywając z siebie ubrania zmierzali w stronę tak dobrze znanej im sypialni.

- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, kiedy leżeli przytuleni, a ich oddechy uspokoiły się nieco.
- Nie wiem, o co ci chodzi – wymruczała zamykając oczy.
- Po prostu chcę zrozumieć, dlaczego jesteś tu teraz ze mną, skoro i tak do niego wrócisz.
Poczuł jak Shimhee zesztywniała. Odwróciła się plecami do mężczyzny.
-Yunho – zająknęła się, kiedy poczuła, dłoń spoczywającą na jej brzuchu – Yunho, tak po prostu będzie lepiej. Moje dziecko będzie miało wszystko, co najlepsze.
Może robił się miękka, może to hormony, ale czuła, że należą mu się wyjaśnienia.
- Nasze dziecko nie będzie miało ojca.
- On będzie dobrym ojcem.
Poczuła, że Yunho odsuwa się od niej i wstaje. Ubierał się szybko unikając jej spojrzenia.
- Powiedz coś – poprosiła cicho.
- Nie poddam się Shimhee. Nie jestem milionerem, nie dam wam wielkiego domu i nieskończonych wygód, ale nie poddam się. Pierwszy raz w życiu mam, o co walczyć. Teraz wszystko zależy od ciebie.
Wyszedł z sypialni, a za chwilę usłyszała dźwięk zamykanych drzwi. Ukryła twarz w poduszce i pierwszy raz od dawna rozpłakała się. Kiedy w końcu udało jej się uspokoić spojrzała na zegarek i zaczęła w pośpiechu zbierać swoje rzeczy. Jednak nie mogła odmówić sobie szybkiego prysznica. Wychodząc z łazienki poczuła się już znacznie spokojniejsza. Przed wyjściem przejrzała się w lustrze i z ulgą zauważyła, że udało jej się przybrać swoja zwyczajową maskę chłodnej obojętności. Schodząc na parking starała się zapomnieć o wydarzeniach ostatnich godzin. Była tak skupiona, że nie zauważyła podążającej za nią postaci z aparatem fotograficznym w ręku,

- Wyglądasz pięknie.
Yoochun z błyskiem w oku patrzył na kobietę, która właśnie okręciła się zalotnie na środku salonu. Miała na sobie wrzosową sukienkę do kolan, z głębokim, ale eleganckim dekoltem. Dziewczęca kokarda pod biustem podkreślała jej szczupłą talię. Niżej, rozkloszowana spódnica układała się w miękkie fałdy. Sam dół przyozdobiony był skrawkami materiału, układającymi się w kwiatowy wzór. Na nogach miała wysokie szpilki w tym samym kolorze, wycięte na palcach. Całości dopełniała delikatna, srebrna biżuteria.
Marysia podeszła do Yoochuna i uśmiechnęła się lekko, gdy mężczyzna założył za jej ucho niesforny kosmyk włosów, ułożonych w pozornie niedbałego koczka. Zarumieniona spojrzała na swoje stopy.
- Twoja mama chyba przesadziła z tymi butami – powiedziała cicho – Nie jestem przyzwyczajona...
Przerwał jej delikatnym pocałunkiem.
- Jeżeli będą ci przeszkadzać, będziemy mieć pretekst, żeby wyjść wcześniej. Wtedy będziesz mogła pozbyć się butów... - nachylił się do jej ucha, muskając je ustami – Możemy wtedy pozbyć się też innych części garderoby.
Dziewczyna zadrżała słysząc ton jego głosu, ale wiedziała, że nie ma teraz czasu na kontynuowanie rozpoczętej przez niego gry, więc dzięki resztkom silnej woli odepchnęła go delikatnie od siebie. Roześmiała się widząc jego naburmuszoną minę.
- Przepraszam Misiaczku, ale naprawdę musimy się śpieszyć. Jesteś gościem honorowym i nieelegancko byłoby się spóźnić.
Widząc, że tłumaczenie nic nie daje, przyciągnęła go do siebie i wpiła w jego usta. Pierwszy raz nie musiała wspinać się na palce i stwierdziła, że szpilki nie są takie złe. Z trudem udało jej się oderwać od Yoo, który ciągle trzymał ją mocno w objęciach. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Jeżeli będziesz dzisiaj grzecznym misiem, czeka cię nagroda – wymruczała i cmoknęła go szybko w usta. Korzystając z chwili jego nieuwagi, wyswobodziła się z jego objęć i ruszyła do drzwi, kołysząc zalotnie biodrami.
Mężczyzna zmierzwił swoje włosy, mając ochotę wyrwać je sobie wszystkie. Jego misterny plan, nagle przestał wydawać mu się taki genialny.
- Gratuluję Yoochun-ah, nie masz mózgu... - szepną do siebie zanim poszedł za dziewczyną.

Pani Park, jako matka prezesa czuła się w obowiązku dopięcia przygotowań przyjęcia na ostatni guzik. Wcześniej robiła to samo jak żona prezesa i musiało zostać jej to we krwi. Nigdy jednak nie przynosiło jej to tak wiele satysfakcji. Może dlatego, że robiła to dla swojego ukochanego syna, a nie męża, z którym była tylko z obowiązku i przyzwyczajenia. Nigdy wcześniej nie witała gości z tak pięknym i szczerym uśmiechem na twarzy. Ci, którzy ją znali, byli zaskoczeni jej wyraźnie dobrym humorem. Plotki o rozpadzie małżeństwa Parków rozniosły się w towarzystwie w tempie błyskawicy i każdy spodziewał się raczej dobrej miny do złej gry, a nie zaraźliwego uśmiechu i kaskad dobrego humoru.
Kiedy minęła dziewiętnasta kobieta zaczęła niecierpliwie spoglądać na zegarek. Obaj jej synowie byli już spóźnieni, a w takim wypadku to nią spadała konieczność szukania im wymówki. Odetchnęła z ulgą, kiedy w drzwiach stanął Yoochun, trzymając za rękę Marysię. Była zachwycona dziewczyną, ubraną w sukienkę, którą razem wybrały. Wybranka jej syna za nic w świecie nie chciała kupić tych pięknych szpilek, ale w końcu skapitulowała i teraz wyglądała obłędnie, a w jej oczach najlepiej, ze wszystkich pań na przyjęciu.
- Gdzie Yoohwan? - zapytała, gdy para podeszła by się przywitać.
- Dzwonił jakiś czas temu, powiedział, że się spóźni, ale nie wiem jak bardzo.
Zanim kobieta zdołała wyrazić swoje niezadowolenie z postawy młodszego syna, Yoo i Marysia zostali porwani przez gości chcących porozmawiać z gwiazdą wieczoru. Zdążyła jeszcze spytać o Gabrysię, zanim zniknęli w tłumie.
- Nie mogła. Wystawa – rzuciła szybko blondynka.
Mężczyzna z nieukrywana dumą przedstawiał swoją partnerkę, nie ukrywając przy tym, że piękna ilustratorka jest jego kobietą. Ona czuła się niepewnie, pierwszy raz towarzysząc mu na publicznej imprezie. Wiedziała przecież, z kim się wiąże, pamiętała też czasy, kiedy jej rodzice wychodzili na bankiety organizowane przez wydawnictwo ojca. Mimo to, peszyły ją błyski fleszy i ciekawskie spojrzenia. Ucieszyła się, kiedy z grona podstarzałych biznesmenów wyciągnął ich Jaejoong. Z uśmiechem przeprosił dżentelmenów, tłumacząc, że sam nie miał jeszcze okazji pogratulować autorowi i swojej następczyni na posadzie ilustratora. Pociągnął ich w stronę naburmuszonego Changmina, który na widok przyjaciół nieco się rozchmurzył. Marysia uśmiechnęła się szeroko widząc, że mężczyźni trzymali się za ręce. Nikt z nich nie zwrócił uwagi na nowego gościa.

Yoohwan nie potrafił przestać się uśmiechać. Szedł z dumnie podniesioną głową, a na jego ramieniu opierała się najcudowniejsza kobieta na świecie. W eleganckiej, zielonej sukni i włosami ułożonymi w miękkie fale wyglądała jak gwiazda filmowa. Prawił jej komplementy całą drogę i nie miał zamiaru przestać przez całą noc. Jego Eunji tak słodko się rumieniła, kiedy była zawstydzona. Dopiero przy wejściu był zmuszony oderwać od niej wzrok, słysząc, jak ktoś woła go po angielsku.
- Panie Park! Proszę poczekać.
Skrzywił się słysząc charakterystyczny akcent, ze słowiańskim zaśpiewem. Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się uprzejmie, zanim odwrócił głowę. Zmiana, jak w ciągu kilku sekund zaszła w jego wyrazie twarzy zaintrygowała Eunji. Spojrzała w stronę, z której dobiegło wołanie. W ich stronę szła niska blondynka ubrana w krótką, ale wytworną czarną sukienkę. Obcasy jej czerwonych szpilek stukały o chodnik, a dziewczyna poczuła, jak Yoohwan chwyta ją za rękę i ściska mocno, jakby szukając w niej oparcia.
- Dobry wieczór, pani Zofio. Brat wspominał, że o zaproszeniu. Cieszę się, że postanowiła pani skorzystać.
- Nie mogłam odmówić sobie wieczoru w miłym towarzystwie.
Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała znacząco na Eunji. Yoo szybko się zreflektował i przedstawił sobie obie panie. Kiedy w końcu otworzył drzwi zapraszając je do środka, czuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Zrównał się z kobietami i ponownie złapał dłoń swojej towarzyszki. Nachylił się i pocałował ją w policzek.
- Zajmij ją czymś na pięć minut. Muszę uprzedzić brata, że zaczynają się kłopoty.
Odszedł od dziewczyny, zatapiając się w tłumie gości. Eunji była zdezorientowana, ale miała zaufanie do chłopaka i postanowiła spełnić jego prośbę. Tłumaczyć każe mu się później.

Yoohwan zauważył Yoochuna w drugim końcu sali. Mężczyzna obejmował Marysię w talii i widocznie brylował w towarzystwie, bo po każdym jego komentarzu skupione wokół niego osoby wybuchały śmiechem. Szybkim krokiem podszedł do niego i złapał go za ramię.
- Gdzieś ty był, mama się o ciebie... - Starszy z braci nie zdążył dokończyć, bo Yoohwan zbliżył się do niego i powiedział kilka zadań ściszonym głosem. Marysia widziała, jak na czoło jej partnera marszczy się, a z ust znika uśmiech. Wiedziała, że stało się coś niedobrego.
- Dobrze młody, daj mi jeszcze chwilę.
Yoohwan zniknął tak nagle, jak się pojawił.
- Przepraszam państwa, ale obowiązki gospodarza wzywają. Musimy przywitać nowych gości.
Ukłonił się lekko i pociągnął Maryśkę w stronę stolika z szampanem.
- Możesz być zła, za to, co zrobiłem, ale razem z Yoohwanem doszliśmy do wniosku, że tak będzie dla ciebie najlepiej – zaczął powoli, a zmarszczka na jego czole ciągle się pogłębiała.
- Nie strasz mnie. Powiedz, po prostu, co znowu wymyśliliście?
Dziewczyna zaczynała się denerwować. Tych dwóch wariatów, zawsze stawiało ją przed faktem dokonanym, ale patrząc na ich miny, domyśliła się, że tym razem może nie być tak miło jak dotychczas.
- Zaprosiliśmy tu twoją siostrę.
Powiedział to szybko, z zamkniętymi oczami, jakby bojąc się ataku z jej strony. Kiedy nic się nie wydarzyło spojrzał na dziewczynę, która wpatrywała się w niego, zupełnie nieruchoma.
- Co zrobiliście? - wykrztusiła w końcu.
- Jest tu twoja siostra. Wiedzieliśmy, że chcesz się z nią spotkać i uznaliśmy, że to będzie najlepsze miejsce. Z nami w pobliżu, na neutralnym gruncie.
- Mogłeś mnie, do jasnej cholery uprzedzić! - Marysia wpatrywała się w Yoo z dziką furią płonącą w oczach – Potraktowałeś mnie, jak głupią smarkulę, za którą trzeba planować życie.
Nie chciała robić sceny, więc przybliżyła się do niego. Mówiła cicho, ale ton miała tak lodowaty, że mógłby zmrozić wszystkie siedem piekielnych kręgów.
- Kochanie, ja... - Yoochun nie wiedział, co powiedzieć, zaskoczony zachowaniem kobiety.
- Nie przerywaj mi – syknęła przez zaciśnięte zęby – Tłumaczyłam ci już, że nie musisz chronić mnie przed życiem. Sama doskonale daję sobie radę. Nie decyduj za mnie nigdy więcej, rozumiesz?
Marysia odetchnęła głęboko kilka razy i złapała mężczyznę za rękę.
- Chodź, miejmy to już za sobą.
Yoochun ze spuszczoną głową ruszył za dziewczyną. Dawno nie czuł się tak podle, ale wiedział, że musi przybrać teraz dobrą minę do złej gry.
Maryśka zauważyła swoją siostrę. Uśmiechnięta rozmawiała z Yoohwanem i nieznaną jej dziewczyną, którą chłopak obejmował. Zatrzymała się tak nagle, że jej chłopak wpadł na nią.
- Ciągle jestem zła, ale proszę, nie puszczaj mojej ręki, nawet na chwilę – poprosiła słabym głosem.
Splótł ich palce i teraz to on ruszył przodem. Przywołał na twarz delikatny uśmiech.
- Dobry wieczór. Miło tu panią widzieć.
Zośka spojrzała na pisarza. Wymieniła z nim kilka grzeczności, ale nie mogła oderwać wzroku od jego dłoni, na której zaciskała się druga, kobieca. Towarzyszka pisarza stała schowana za nim, tak że nie mogła zobaczyć jej twarzy.
- Może przedstawi mi pan swoją partnerkę? - zapytała nie mogąc powstrzymać wrodzonej ciekawości.
- Moja dziewczyna i ilustratorka mojej najnowszej książki... Ale przecież panie się doskonale znają, prawda Marysiu?
Yoochun jednym zgrabnym ruchem zmienił ich pozycję. Teraz to on stał za dziewczyną, wciąż trzymając jej dłoń.
- Cześć Zosiu.
Starsza z sióstr Jasińskich pierwszy raz w życiu nie wiedziała, co powiedzieć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D