Ten rozdział może być niespójny... Pisałam go w końcu prawie rok.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania,
Yoru
Część XXII
Junsu nie
wierzył własnym oczom. Gdyby przed drzwiami jego mieszkania latał
teraz różowy kucyk pony, byłby mniej zaskoczony.
- Kim
Junsu, stęskniłeś się za mną?
Kobieta w
obcisłej, czarnej sukience, starannie wystylizowanych długich
włosach i w nienagannym makijażu ruszyła w jego stronę, stukając
obcasami niebotycznie wysokich szpilek. Su nieświadomie zrobił krok
do tyłu, jakby obawiając się jej zachowania.
- Go
Miyoung... Nie wiedziałem, że wróciłaś do Korei.
- Jestem tu
od... - spojrzała na zegarek – Trzech godzin? Zostawiłam tylko
rzeczy w domu i postanowiłam cię odwiedzić. Miałam już wracać,
ale jak widać było nam pisane dziś się spotkać. Miyoung
uśmiechnęła się trochę drapieżnie, a Junsu spiął się jeszcze
bardziej. Przypomniał sobie, jak bardzo działał na niego kiedyś
ten uśmiech, to zadziorne spojrzenie. Teraz jednak musiał z całą
pewnością przyznać, że wszystkie uczucia, jakie żywił kiedyś
do tej kobiety zniknęły.
- Nie wiem,
czego tu szukasz, ale cokolwiek by to nie było, nie mam teraz czasu.
- powiedział zimno. Kobieta nawet nie starała się ukryć
zaskoczenia, ale szybko przywołała na twarz ten sam uśmiech.
- Oppa,
chciałam tylko porozmawiać – wymruczała i podeszła do niego.
Wyciągnęła dłoń, kładąc ją na szyi mężczyzny. Dobrze
pamiętała, jak bardzo to lubił.
Junsu
zaczął tracić cierpliwość. Strącił dłoń Miyoung i chciał ja
wyminąć. Kobieta nie chcąc mu na to pozwolić, zarzuciła ręce na
jego szyję i łapczywie wpiła w jego usta.
Gabi
śpieszyła się do domu. Ostatnie dni spędziła pochłonięta
przygotowaniami do wystawy, na której miała po raz pierwszy
wystawić swój obraz i przez to brakowało jej czasu dla Junsu.
Dlatego tak bardzo cieszyła się na dzisiejszy wieczór. Zaplanowali
wspólną kolację, dobry film i relaksującą kąpiel. Po drodze
wstąpiła jeszcze do ulubionej cukierni Su i kupiła czekoladowy
torcik, który ostatnio tak zachwalał. To nic, że zwykle nie jadł
po godzinie osiemnastej. Była pewna, że tym razem zrobi wyjątek,
jeżeli obieca mu, że pomoże mu spalić zbędne kalorie.
Podśpiewując
weszła do windy. Pozdrowiła uroczą staruszkę, mieszkającą
piętro niżej, otrzymując w zamian uroczy uśmiech. Pełna energii,
w podskokach wyszła z windy. Spojrzała jeszcze w lustro wiszące w
korytarzu. Poprawiła kilka niesfornych, różowych kosmyków i
pociągnęła usta czerwoną pomadką. Mrugnęła do swojego odbicia
i z szerokim uśmiechem ruszyła w stronę drzwi swojego mieszkania.
Słyszała ściszone głosy, gdzieś na końcu korytarza, ale dopiero
po chwili rozpoznała głos Junsu. Po chwil zauważyła go stojącego
twarzą twarz z nieznaną jej kobietą. Nie wiedziała dlaczego, ale
poczuła, że nie chce, by ją spostrzegli. Stanęła we wnęce
prowadzącej do schodów ewakuacyjnych. Wzięła głęboki oddech i
wychyliła się zza rogu. To, co zobaczyła, sprawiło, że na chwilę
dosłownie zamarło jej serce. Patrzyła jak Junsu i nieznajoma
namiętnie się całują. Miała ochotę ich pozabijać, ale zamiast
tego, poczuła jak zupełnie bezwolnie cofa się w stronę windy.
Pakunek z ciastem zostawiła pod ścianą i czując łzy napływające
do oczu po prostu uciekła.
Tym samym
nie mogła zobaczyć, jak Junsu odpycha od siebie dziewczynę i robi
jej potworną awanturę...
Marysia
właśnie zaparzyła kawę i razem ze świeżymi babeczkami postawiła
ją na stole salonie. Wciąż czuła się odrobinę niepewnie, każdy
swój ruch poprzedzając chwilą zastanowienia. Jednak z każdym
dniem było lepiej. Spędzając czas z mamą Yoochuna zaczynała
odczuwać rosnącą między nimi nić sympatii. Miały podobne
charaktery i to pozwalało im koegzystować ze sobą zupełnie
harmonijnie. Kiedy Marysia nie miała zajęć spędzały wspólnie
czas na podwieczorku, okraszając go długimi rozmowami.
Nie inaczej
było i tym razem. Starsza z kobiet na początku nie była
przekonana, ale domowe wypieki, a przede wszystkim urocze
usposobienie dziewczyny sprawiły, że szybko przywykła do tych
wspólnych popołudni.
- Marysiu,
jak to się stało, że tak świetnie mówisz po koreańsku? -
kobieta spojrzała na dziewczynę ze szczerym zainteresowaniem.
Blondynka zachichotała nerwowo. Nie chciała kłamać, a prawda
wyrwała jej się dość wstydliwa.
- Kiedy z
moją przyjaciółką, Gabrysia, miałyśmy po dwanaście, czy
trzynaście lat w jakimś programie telewizyjnym obejrzałyśmy film
o koreańskiej muzyce. Pokazali tam teledysk Shinhwa. Obie dostałyśmy
obsesji! I w końcu doszło do tego, że namówiłyśmy rodziców,
żeby znaleźli nam nauczyciela koreańskiego. Z perspektywy czasu
myślę, że zależało im, żebyśmy z tej całej manii wyniosły
coś pożytecznego. I chyba im się udało, bo miłość do zespołu
po jakimś czasie odeszła w zapomnienie, ale jak widać miłość do
Korei została.
Pani Park
zachichotała, ale był to śmiech serdeczny, bez śladu szyderstwa i
Marysia odetchnęła z ulgą. I dopiero wtedy zauważyła, że
kobieta lekko się czerwieni.
- Czyżby
pani też? - dziewczyna mrugnęła porozumiewawczo.
-
Powiedzmy, że jak Yoochun miał jakieś trzynaście lat chciałam go
wysłać na lekcje śpiewu i tańca, pod wpływem ich jednego
teledysku - Pani Park przegryzła wargę w zakłopotaniu, zupełnie
jak jej syn. Kobiety spojrzały na siebie i jednocześnie wybuchnęły
serdecznym śmiechem. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Niech
pani zje babeczkę, a ja sprawdzę kto to.
Marysia nie
pozwoliła wstać mamie Yoo. Kiedy tylko otworzyła drzwi, rzuciło
się na nią różowe stworzonko wyrzucając z siebie niewyraźny
potok słów.
- Gabi! Co
się stało?
Blondynka
starała się spojrzeć przyjaciółce w zapłakane oczy.
- Wszyscy
faceci to najgorsze, obrzydliwe świnie - wychlipała z trudem
Gabrysia.
Pani Park
zważywszy zamieszanie podeszła do dziewczyn, ale widząc stan
różowowłosej spojrzała tylko pytająco na Marysię. Ta wzruszyła
ramionami, dając do zrozumienia, że sama nie wie, co się dzieje.
- Chodźcie
do salonu - zakomenderowała w końcu starsza kobieta - Marysiu,
postaraj się uspokoić koleżankę, a ja poszukam jakiegoś wina.
Znając moich synów mają gdzieś pochowane i coś mocniejszego, ale
na razie i wino wystarczy!
Maryśka
była lekko osłupiała, ale bez szemrania poprowadziła przyjaciółkę
w stronę kanapy. Jeszcze chwilę zajęło jej kontemplowanie
dźwięków dochodzących z pokoju mamy Yoo, zanim skupiła się na
załamanej Gabi.
Yoochun
wracał do domu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Nazajutrz
mieli sfinalizować umowę dotyczącą książki Jasińskiego i sama
ta myśl napawała go optymizmem. Tylko na chwilę jego wyśmienity
nastrój popsuł Junsu, wydzwaniający co chwila, żeby dowiedzieć
się, czemu Marysia nie odbiera telefonu od kilku godzin. Jednak
kiedy tylko przekonał się, że nie ma powodów do zmartwień i
porozmawiał, ze swoją dziewczyną znów poczuł się wyśmienicie.
Był
pewien, że jego kobiety już śpią. Yoohwana zaś nie spodziewał
się do świtu. Dobrze wiedział, czym kończą się te firmowe
spotkania przy jednym piwie. Jemu na szczęście udało się wymigać.
Okazuje się, że nikt nie ma na tyle odwagi, by być zbyt
natarczywym w stosunku do prezesa. A tego dnia marzył tylko o tym,
żeby przytulić się do swojej kobiety i głęboko zasnąć.
Trudno więc
opisać, jakież było jego zdziwienie, kiedy tylko uchylił drzwi, a
z salonu dobiegły go roześmiane kobiece głosy. Zdziwienie to
pogłębił tylko widok Marysi, mamy i Gabi rozpartych na kanapach,
każda ze szklaneczką bursztynowego płynu w ręku. Na stole obok
stała opróżniona do połowy butelka whiskey, w której rozpoznał
tą, jaką schował głęboko na czarną godzinę.
- Cześć
synku! – matka powitała go z przesadnym entuzjazmem.
- Popatrz
Misiaczku, co przed chwilą przyniósł posłaniec.
Marysia
trochę niezgrabnie zgramolił się z kanapy i podeszła do wciąż
oniemiałego Yoo, stojącego na środku salonu. W ręku trzymała
książkę. Podała ją mężczyźnie, a on przez chwilę przyglądał
się jej nieprzytomnie.
- Nasza
książka, Misiaczku! Zobacz, jaka śliczna wyszła.
Dziewczyna
cmoknęła go w policzek i chwiejąc się ponownie opadła na kanapę.
Yoochun normalnie czuł ogromną ekscytację na widok swoich nowych
wydawnictw. Tym razem też by tak było, ale sytuacja wydawała mu
się zbyt absurdalna. Na jego kanapie siedziały trzy, całkowicie
pijane kobiety. Co gorsze jedna z nich była jego matką, a druga
ukochaną. Widząc jak Gabi próbuje rozlać im kolejne porcje
alkoholu, postanowił zakończyć imprezę.
- Gabrysiu,
już późno… Może zadzwonię po Junsu i…
- Spróbuj
tylko, a będziesz spał na kanapie - wykrzyknęła Marysia.
- Chyba
raczej na wycieraczce! – zawtórowała jej matka.
Widząc
gwałtowną reakcję kobiet Yoochun zmienił taktykę i choć zżerała
go ciekawość, jego priorytetem było położenie ich po prostu
spać. Uniósł ręce w geście poddania.
- Dobrze…
Żadnego Junsu… Ale chyba już macie dość, moje drogie panie.
Nie
czekając na reakcję kobiet zabrał im butelkę. Miał szczęście,
że ich stan nie pozwalał im na bardziej zdecydowaną walkę, niż
pomruki dezaprobaty. Widząc, że jego mama opadła uroczo na poręcz
i wtulając się w nią usypia, a Marysia i Gabi chwieją się
niebezpiecznie, postanowił działać jak najszybciej. Podszedł do
swojej rodzicielki i nie zważając na jej protesty pociągnął ją
do pozycji stojącej. Znienacka doskoczył do niego Harang, warcząc
groźnie.
- Zdrajca!
- mrukną Yoo, ale nie puścił matki. Na szczęście rozchichotana
Maryśka zanurzyła dłonie w gęstym futrze psa, skutecznie
odwracając jego uwagę. Dzięki temu mężczyźnie udało się
zaprowadzić swoją rodzicielkę do jej sypialni. Kiedy przykrywał
ją kołdrą, kobieta otworzyła jedno oko i uśmiechnęła się
słodko.
- Fajną
synową mi znalazłeś, wiesz? - wymruczała jeszcze zapadając w
sen.
- Wiem,
mamo – wyszeptał i pocałował kobietę w czoło.
Yoochun
wrócił do salonu, gdzie powitała go pusta kanapa. Zaczął
nawoływać dziewczyny, ale zareagował tylko pies, tym razem łasząc
się do pana.
- Teraz to
możesz iść się gonić – Chun odpędził do siebie zwierzaka,
który spojrzał na niego z wyrzutem i zwinął się w kłębek na
swoim posłaniu.
Mężczyznę
zaniepokoiła cisza, która zapadła w mieszkaniu. Szybkim krokiem
udał się do swojej sypialni. Kiedy otworzył drzwi oparł się o
futrynę i z trudem powstrzymał wybuch śmiechu.
Przyjaciółki
spały w poprzek łóżka, oplatając się nawzajem wszystkimi
kończynami. Musiała minąć chwila, zanim uświadomił sobie, że
ten słodki obrazek, dla niego nie oznacza niczego przyjemnego.
Podszedł do szafy, wyciągnął z niej zapasowy koc i z ciężki
westchnieniem skierował się do pracowni Marysi, w duchu gratulując
sobie pomysłu wstawienia tam kanapy. Zanim zasnął, powziął mocne
postanowienie zrobienia krzywdy Junsu, będąc pewnym, że całe to
zamieszanie to jego wina.
Changmin
siedział w salonie, bezmyślnie głaszcząc Jiji, który rozłożył
się na jego kolanach. Byli w domu sami, co ostatnio zdarzało się
notorycznie. Jaejoong całe noce spędzał zamknięty w swojej
pracowni, a w ciągu dnia latał jak szczeniaczek za tym wymuskanym
nowym sąsiadem. Min cieszył się, że jego mężczyzna wyszedł w
końcu z dołka. Może nikt oprócz niego nie zauważył, że przez
miesiące, kiedy nie miał pracy Jae był przybity, ale też nikt
inny nie znał go tak dobrze. Był też naprawdę wdzięczny
Yoochunowi, że znów pozwolił mu na ilustrowanie dla swojego
wydawnictwa. Wiedział również, że Jaejoong potrzebuje nowych
przyjaciół, kontaktu z ludźmi, którego on sam, ze względu na
obowiązki, nie mógł mu zapewnić. Jednak świadomość, że te
lukę zajmuje właśnie Jang Geunsuk, doprowadzała młodego
architekta do szewskiej pasji. Ten wymuskany goguś z czarującym
uśmiechem, stał się jego najgorszym koszmarem.
-
Changmin-ah! Jak dobrze, że nie kazaliście mi oddawać kluczy!
Matko boska! Wyglądasz jak upiór!
Min
podskoczył zaskoczony, a Jiji w przerażeniu czmychnął z jego
kolan. Mężczyzna spojrzał na stojącą nad nim z groźną miną.
- Marysia?
Co ty tu robisz? - na widok dawnej współlokatorki jego twarz
rozświetlił szeroki uśmiech.
- A co? Nie
mogę już was odwiedzić z tęsknoty? - dziewczyna wystawiła język
i rozejrzała się dookoła. - A gdzie Jae-oppa?
Changminowi
nachmurzył się na wspomnienie o chłopaku i prychnął tylko z
dezaprobatą. Maryśka słyszała co nieco o sytuacji w jej starym
mieszkaniu do Yoohwana, który ostatnio podejrzanie dużo czasu
spędzał u Mina i Jae. Dlatego zamiast naciskać, opadła ciężko
na kanapę z zamiarem przejścia do ataku. Tak jak podejrzewał Min,
wizyta Marysi nie była zupełnie bezinteresowna.
-
Changmin-ah! Jeżeli twój wspólnik zginie nagle, w niewyjaśnionych
okolicznościach… Czy będzie ci smutno?
- Tak –
mężczyzna odparł z poważną miną, w duchu zastanawiając się do
czego dąży blondynka – Zawsze jest mi smutno, gdy mam za dużo
pracy.
- Szkoda…
Nie lubię, jak jesteś smutny, ale to chyba nieuniknione. Ja staram
się być rozsądna, ale nie lubię, kiedy ktoś doprowadza do płaczu
moją najlepszą przyjaciółkę. Yoochun z kolei ma totalnie dość
spania na kanapie. W końcu komuś się wymsknie i będzie kłopot.
Dziewczyna
mówiła spokojnie, podgryzając krakersy leżące na stoliku.
Changmin przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu, po czym
prawie usłyszał kliknięcie, kiedy wszystkie fakty ułożyły się
w logiczną całość. Nagle jasne stało się, dlaczego ostatnio
Junsu chodził jak struty i na większość pytań odpowiadał
ponurym warknięciem.
- Dlaczego
Gabi mieszka z wami? – tylko tej informacji mu brakowało.
- Miałam
nadzieję, że ty mi powiesz.
- Junsu od
jakiegoś czasu pracuje w domu. Mówił, że złapał jakieś
choróbsko i nie chce zarazić całego biura. Wywiązuje się ze
wszystkich obowiązków, więc nawet nie pomyślałem, że coś może
być nie tak.
Min w
zakłopotaniu przeczesał włosy palcami. W tej samej chwili
postanowił, że koniecznie musi odwiedzić przyjaciela. Czuł się
okropnie, ze świadomością, że nie zauważył jego problemów.
- Marysiu,
postaram się dowiedzieć, o co chodzi. Nie rób nic pochopnego,
dobrze? Jeżeli ten kretyn zrobił coś głupiego, sam urwę mu tą
pustą głowę.
Dziewczyna
spojrzała w oczy mężczyzny, wahając się przez chwilę, ale w
końcu niepewnie skinęła głową.
W tym samym
budynku, na praktycznie nieużywanej klatce schodowej siedziała
dwójka młodych ludzi patrząc sobie w oczy. Błogie uśmiechy przez
cały czas nie schodziły im z twarzy. Chłopak pochylił się i
delikatnie pocałował dziewczynę w usta. Nie było to nic więcej
niż leciutkie muśnięcie warg, ale wystarczyło by pokryła się
uroczym rumieńcem. Na ten widok jego uśmiech jeszcze się
powiększył, tak że na jego policzki pojawił się mały dołeczek.
- Eunji...
- powiedział w końcu, po czym zacisnął zęby na dolnej wardze w
geście niepewności. - Pójdziesz ze mną na przyjęcie z okazji
wydania książki hyunga?
- Naprawdę
chcesz mnie ze sobą zabrać?
W
odpowiedzi skinął tylko lekko głową.
- Chcę z
tobą iść. Bardzo chcę, ale Yoohwan... Myślisz, że dam sobie
radę? Nie przywykłam do takich imprez. I będą tam twoi rodzice,
brat! Co jeśli mnie nie polubią?
- Nie martw
się – mówiąc to objął ją ramieniem – Żadne z nich nie jest
tak porywcze, jak twój kuzyn.
Eunji
szturchnęła młodszego z braci Park w żebra, widząc jego
ironiczny uśmieszek. Z drugiej strony, nie mogła mieć mu za złe
niechęci, jaką żywił do Geunsuka. Niecodziennie obrywa się w
końcu klapkiem w potylicę. A cios jej kuzyna był wyjątkowo silny
i wyjątkowo perfidny, bo wymierzony podczas ich pocałunku.
- Dobrze!
Pójdę tam z tobą.
Na
przypieczętowanie swoich słów, Eunji cmoknęła Yoohwana w
policzek i znów lekko się zaczerwieniła.
Kim
Jaejoong miał niepewną minę. Stał przed niesamowicie ekskluzywnym
apartamentowcem obok Yunho, który bez słowa wypalał już trzeciego
z kolei papierosa.... Z drugiej z kolei paczki. Malarz patrzył na
przyjaciela z rosnącym zdenerwowaniem.
- Stary! -
warknął w końcu i wytrącił tlący się niedopałek rąk
tancerza. Dopiero wtedy Ho zwrócił na niego uwagę, ale wciąż się
nie odzywał.
- Yunho,
powiedz mi w końcu, co chcesz osiągnąć?
Mężczyzna
zamiast odpowiedzieć, podał przyjacielowi plik dokumentów, które
do tej pory kurczowo ściskał w dłoni. Jae patrzył raz na niego,
raz na jego wyciągniętą rękę, wciąż nie rozumiejąc.
-
Przeczytaj! - Ho wcisną mu papiery i usiadł na pobliskiej ławce,
wyciągając kolejnego papierosa.
Jaejoong
ostatni raz obrzucił drugiego mężczyznę spojrzeniem i
przerzucił je na skrupulatnie spięte kartki. Nigdy nie rozumiał
prawniczego bełkotu, ale dzielnie przedzierał się przez kolejne
strony, a jego oczy rozszerzały się w coraz większym
niedowierzaniu. Miał w ręku pozew sądowy. Yunho naprawdę musiał
być zdesperowany skoro miał zamiar ustalić, czy jest ojcem w toku
rozprawy. Lee Shimhee na pewno nie oczekiwała takiego obrotu sprawy
i Jae był pewien, że kobieta będzie robiła wszystko, żeby sprawa
nie miała jednak swojego finału na sali sądowej. Była sprytna,
ale przeliczyła się myśląc, że Yunho jest skończonym idiotą.
On też potrafił być zdeterminowany i prawie zawsze dostawał to,
na czym mu zależało. Był lekkoduchem i bawidamkiem, to
niezaprzeczalny fakt, ale teraz postanowił walczyć. Do tej pory
pewnie nigdy nie widział się w roli ojca, jednak teraz, kiedy
pojawił się szansa, że w drodze jest jego pierwszy potomek, nie
miał zamiaru z niego zrezygnować i pozwolić, żeby wychowywał go
inny mężczyzna.
-
I do czego jestem ci potrzebny? - zapytał Jae, kiedy udało mu się
otrząsnąć.
-
Będziesz pilnował, żebym nie zrobił niczego, czego potem mógłbym
żałować.
Ledwo
skończył zdanie,Yunho zerwał się z ławki i zmiął w dłoni
zgaszonego papierosa. Wyrwał dokumenty z rąk zszokowanego
przyjaciela i zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie. Zrównał
krok z kobietą, która przed chwilą wyszła ze sportowego auta i
ruszyła do wejścia budynku. Ta dopiero po chwili spostrzegła, że
ktoś jej towarzyszy i podniosła na niego spojrzenie. Widząc jego
ironiczny uśmiech, zmięła w ustach przekleństwo i przyśpieszyła.
-
Hola, hola! - zawołał za nią nie przestając się uśmiechać –
Mam coś dla ciebie. Chyba lubisz prezenty?
Lee
Shimhee odwróciła się w stronę mężczyzny. Starała się
przybrać maskę obojętności, ale w jej oczach czaił się strach i
niepewność.
-
Czego chcesz? - wysyczała – Czego znowu ode mnie chcesz? Chyba
jasno dałam ci do zrozumienia, że między nami wszystko skończone.
Uśmiech
Ho przerodził się w nieprzyjemny grymas, kiedy ponownie się do
niej zbliżył. Wcisnął jej w ręce dokumenty, a ona patrzyła na
nie zdezorientowana, tak jak wcześniej Jaejoong.
-
Napisałeś dla mnie poemat? - próbowała drwić, ale głos lekko
jej zadrżał.
-
Tak Shimhee, razem z moim adwokatem wspięliśmy się na szczyt
finezji.
Jego
spojrzenie było tak zimne, że kobieta mimowolnie wzdrygnęła się.
-
O czym... O czym ty mówisz?
-
Przeczytaj i zastanów się, czy chcesz robić z tego taki cyrk. Ja
nie odpuszczę. Moje dziecko będzie wiedziało, kto jest jego ojcem.
-
To nie jest twoje dziecko, zrozum to wreszcie.
Mówił to
pewnym głosem, ale unikała jego spojrzenia.
- To się
jeszcze okaże – wyszczerzył zęby, próbując się uśmiechnąć,
ale wyglądał bardziej, jak rozśierodzony drapieżnik.
- Idziemy
Jae, już nic tu po nas – odwrócił sie i
skierował w stronę parkingu. Jego przyjaciel stał jeszcze chwilę
skonsternowany, ale kiedy w końcu zrównał się z Ho, dobiegł ich
rozwścieczony głos Shimhee.
-
Nie zrobisz tego, Jung Yunho! Słyszysz mnie? Nie masz prawa!
Zniszczę cię, rozumiesz?
Histeria
w jej głosie dała mężczyźnie widoczną satysfakcję, ale nie
miał zamiaru się odwracać. Nie mógł więc zobaczyć jak rzuca
ona plik dokumentów na ziemię i w dzikiej bezsilność depcze po
nich zapamiętale. Opamiętała się po dłuższej chwili i
rozejrzała dookoła. Upewniwszy się, że zwróciła uwagę
wszystkich dookoła, szybko podniosła papiery. Upchnęła je w
torbie i szybko zniknęła we wnętrzu budynku. Nie wiedziała, że
świadkiem sceny, był inny mężczyzna, również przekonany, że
jest ojcem jej dziecka.
Yoochun
patrzył, jak jego kobieta krąży po pokoju z telefonem
przyciśniętym do ucha. Rozmawiał z Changminem już od dobrych
dwudziestu minut. A raczej nie rozmawiała, a wysłuchiwała jakiegoś
monologu, wydając z siebie tylko krótkie monosylaby, dając swojemu
rozmówcy do zrozumienia, że cały czas go słucha. Czuł
poirytowanie, bo był to pierwszy raz od dnia, kiedy wprowadziła się
do nich Gabrysia, kiedy byli w mieszkaniu sami. Chciał wykorzystać
to w jakiś bardziej konstruktywny sposób, niż samotne siedzenie na
kanapie z butelką piwa w dłoni. Kilka razy starał się zwrócić
na siebie uwagę Marysi, przyciągnąć ją, usadzić na swoich
kolanach, ale ona machała wtedy ręką jakby chciała odgonić od
siebie natrętną muchę. W jego oczach zalśniła nadzieja, kiedy
dziewczyna zatrzymał się i utkwiła w nim swoje spojrzenie. Mina
zrzedła mu, kiedy usłyszał, w jaki sposób zakończyła rozmowę.
-
Zaraz tam będę.
Marysia
kocim krokiem podeszła do Yoo i zarzucając mu ręce na szyję
usadowiła się na jego kolanach.
-
Misiaczku... - zaszczebiotała, a mężczyzna znają ten ton, aż za
dobrze wiedział, czego może się spodziewać – Pojedźmy teraz do
biura Changmina.
Maryśka
niedawno odkryła, że słodki głosik i chwila czułości mają
ogromny wpływ na jej zdolności perswazji. Mężczyzna jednak tym
razem postanowił być nieugięty.
-
Wystarczająco już się z nim nagadałaś. Teraz zajmij się mną.
Spojrzał
na nią maślanymi oczkami, a ona w odpowiedzi pocałował go w
policzek i nachyliła się do jego ucha.
-
Wiem, co zrobić, żebym mogła się teraz zajmować każdego
wieczora. Żebyś mógł odzyskać swoje łóżko, żeby Gabi
pogodziła się z Junsu.
Stanęła
na nogi i wyciągnęła rękę do mężczyzny. Widziała jak na jego
twarzy pojawia się uśmiech, ale z oczu nie znika podejrzliwość.
-
Naprawdę? - zapytał tylko, a kiedy skinęła głową poderwał się
nagle i obdarzył ją krótkim, ale głębokim pocałunkiem, po czym
pociągnął za sobą na parking.
Kiedy
byli już w drodze, oboje wyglądali jakby gwiazdka przyszła
wcześniej. I nie chodziło tu wcale o to, że nie lubili Gabrysi.
Szczególnie Marysia, kochała swoją przyjaciółkę, która była
dla niej jak siostra. Ale oboje marzyli o odrobinie prywatności, o
wspólnych wieczorach, do których w tym krótkim czasie tak bardzo
przywykli. Dlatego wchodząc do biurowca, gdzie znajdowało się
biuro architektów nie mogli przestać się uśmiechać.
-
Możesz mi w końcu powiedzieć, co takiego wymyśliliście z
Changminem? - Yoochun przez całą drogę próbował wyciągnąć
choć część planu ze swojej dziewczyny, ale ta tylko zbywała go
milczeniem. Teraz w windzie, podjął kolejną próbę.
-
Ślub – odpowiedziała, kiedy drzwi otworzyły się na ich piętrze.
Był tak oniemiały, że prawie nie zdążył wysiąść, ale
otrząsnął się i po chwili podążał za rozpromienioną Marysią.
Dziewczyna
wpadła do biura niemal w podskokach.
-
Kim Jusnu!
Dopadła
swoją ofiarę z chytrym uśmieszkiem na ustach. Za raz za nią stał
Changmin z podobną miną.
-
Marysiu! On miał ci wszystko wyjaśnić. Myślę, że Gabrysia mnie
wtedy widziała. A ja nie chciałem. Odepchnąłem ją. Wiem jak to
wyglądało. Ale to nie tak. Ja kocham tylko Gabi.
Su
plątał się w zeznaniach. Był przerażony, bo niestety
przyjaciółka jego ukochanej miała w tym pojedynku za sekundanta
jego wspólnika. Jeden fałszywy ruch i mogło być po nim. Wiedział
jednak, że ta rozmowa to dla niego ostatnia szansa. Kobieta jego
życia nie chciała go widzieć, nie odbierała telefonów. Zniknęła
dokładnie w dniu pojawienia się jego byłej,
Go Miyoung. Był pewien, że ich wtedy widziała i cholernie żałował,
że jej wybuchowy charakterek nie dał o sobie znać właśnie w
tamtej chwili. Wolałby wściekłą awanturą, a nawet rękoczyny, a
nie jej ucieczkę. Czuł się bezradny, a najgorsze byłe chwile,
które spędzał samotnie w ICH mieszkaniu. Teraz zaś spuścił
głowę i czekał na słowa Marysi jak skazaniec na wyrok.
-
Wierzę ci. Naprawdę ci wierzę. Dlatego mam pomysł, jak przekonać
do twojej wierności moją przyjaciółkę. Jest on trochę szalony,
ale razem z Minem uznaliśmy, że to dla was jedyna szansa.
Dziewczyna
odwróciła się do swojego byłego współlokatora, żeby wymienić
z nim przebiegłe uśmiechy. Junsu spojrzał na stojącego w drzwiach
Yoochuna, próbując wyczytać coś z jego twarzy. Ten jednak
wzruszył tylko ramionami dają znać, że sam nie wie, o co może
chodzić. Był bowiem przekonany, że odpowiedź w windzie była
tylko niewinnym żartem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D