wtorek, 2 września 2014

Punkt Widzenia Część XIX

Część XIX

Yoochun nie mógł uwierzyć, że już po wszystkim. Dwa tygodnie ciężkiej pracy dobiegły końca. Może dla kogoś innego codzienne spotkania, kolacje, czy lunche byłyby przyjemnością. On jednak zawsze nie znosił tej sztywnej atmosfery, towarzyszącej tego typu okazjom. Dlatego robił wszystko pod dyktando Yoohwana i był zupełnie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Tym bardziej, że wynik był taki jak planowali. A widok ojca, jego wściekłego wyrazu twarzy przypieczętował tylko ich niewątpliwy sukces.
Nigdy nawet nie przypuszczał, że moment, w którym oficjalnie stanie się prezesem wydawnictwa, przyniesie mu tyle satysfakcji. Nawet pomimo świadomości, że większość udziałowców widziała w nim tylko łatwą w obsłudze marionetkę. Z resztą, taki po części był plan Yoohwana. Wiedzieli, że zarząd nie zaryzykuje wyboru silnego prezesa, z własnym pomysłem na kierowanie firmą. Chcieli osoby, przez która mogliby swobodnie realizować własne interesy. Dlatego Yoochun starał się pozować na interesownego cwaniaka, który próbuje wygryźć ojca z czysto materialistycznych pobudek. Już niedługo miał ich rozczarować i to jeszcze bardziej poprawiało mi nastrój.

- Hyung! Jakieś dyspozycje od nowego prezesa? - Yoohwan zadowolony rozparł się na fotelu w gabinecie brata.
- Nowy asystent taki skory do pracy? - Chun nie mógł powstrzymać uśmiechu - A swoją drogą, dlaczego nie chcesz jakiegoś bardziej prestiżowego stanowiska?
- Nie wiesz, że za wielkim przywódcą zawsze stoi przynajmniej równie wielki doradca? - Młody spojrzał na brata znacząco, a ten tylko parsknął śmiechem.
- Pozwól, że tego nie skomentuje - Yoochun pokręcił głową - Ale skoro tak bardzo chcesz coś robić, zawiadom kadry, żeby przygotowali nową umowę dla Marysi. Poza tym... Zdaję się na ciebie. Jesteś lepszy w te klocki.
- Jeżeli zawsze będziesz pozostawiał mi wolną rękę, w końcu cię wygryzę, hyung! - Yoohwan zachichotał uznając swoje słowa za święty żart.
- Na to liczę - Chun odparł zupełnie poważnie.


- No w końcu! Jakieś żywe kolory! - Jaejoong stał na środku salonu Junsu i kręcąc się w kółko, podziwiał zmiany wprowadzone przez Gabrysię.
- Zamknij buzię, bo ci ślina cieknie! I daj gospodarzom to wino, zanim je stłuczesz - Changmin skarcił swojego mężczyznę. Jae ze zdziwieniem spojrzał na trzymaną w dłoni butelkę.
- Zupełnie o niej zapomniałem. Junsu to dla ciebie. A dla pięknej pani buziak.
Jaejoong głośno cmoknął dziewczynę w policzek. Junsu wskoczył między nich i zaborczym gestem przyciągnął Gabrysię do siebie.
- Ty weź mi kobiety nie dotykaj!
- O! Jaki ci się zazdrośnik trafił.
Do mieszkania weszła roześmiana Marysia, a zaraz za nią Yoochun i Yoohwan.
- Odezwała się ta, co nie rusza się nigdzie bez swojej dwuosobowej obstawy. - Odgryzła się Gabryśka.
- Upiekłam babeczki. - Blondynka spojrzała na przyjaciółkę, której oczy zabłyszczały nagle.
- Te cytrynowe?
- I te z kawałkami czekolady.
- Ochroniarze są ci wybaczeni. - Gabi gestem pełnym namaszczenia chwyciła pudełko, które podała jej Marysia. Wszyscy przyglądali się gospodyni w osłupieniu, gdy ta ostrożnie skierowała się do kuchni. Potem wzrok mężczyzn skierował się na drugą z dziewczyn. Blondynka wyruszyła tylko ramionami.
- Po prostu robię najlepsze babeczki na świecie, a Gabi jest od nich uzależniona. - Powiedziała, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Po chwili spostrzegła wygłodniałe spojrzenie jednego ze swoich współlokatorów.
- Nie martw się Changmin! Za dwa tygodnie będę po egzaminach i tobie też zrobię.
Marysia wyszła do kuchni, żeby pomóc przyjaciółce, więc nie mogła zobaczyć pełnego wyrzuty spojrzenia, jakim Min obdarzył Yoochuna. Jaejoong wiedząc, że jego mężczyzna jest nieprzejednany w kwestiach jedzenia, postanowił rozpocząć nowy, neutralny temat.
- A gdzie Yunho?
- Dzwonił jakiś czas temu, powiedział, że jest już w drodze. – Odpowiedział Junsu, nalewając każdemu szklaneczkę whiskey.
- Myślicie, że znowu był pod domem Shimhee? – Yoochun westchnął ciężko sięgając po swoją porcję trunku.
Panowie rozsiedli się wygodnie, jednak na twarzach wszystkich gościły miny zbyt ponure, na okazję, z której się tu spotkali.
- Przecież dobrze wie, że jej tam już nie ma! – Changmin skrzywił się, bardziej na wspomnienie o tak nielubianej przez nich kobiecie, niż przez cierpki smak upitego łyku alkoholu.
- Byłem tam z nim ostatnio – zaczął Jae, wpatrując się w kostki lodu zatopione w jego drinku – Jemu już kompletnie odbiło. Wypytywał jej sąsiadów, chyba nie pierwszy raz. Nie myślałem, że kiedykolwiek, jakakolwiek kobieta tak namiesza mu w głowie! Wiem, że obiecałem mu pomóc, ale już zupełnie nie wiem, jak to zrobić.
- Wiecie, że Marysia wypytywała o nią nawet na uczelni? – Yoochun nie wydawał się zachwycony – Przecież był w stosunku do niej tak wredny. No i prawie złamał mi nos!
- Widać twój nos nie jest dla niej najważniejszy, hyung! – Yoohwan mrugnął do brata i uniósł w górę swoją szklaneczkę w niemym toaście.
- Chcesz spać na wycieraczce? – Chun warknął z groźną miną i kontynuował – Uważam po prostu, że Marysia nie powinna się już w to więcej angażować. Shimhee jest zdolna do wszystkiego, a ja nie chce, żeby znowu ją skrzywdziła…
- Tego, że ty stary tak się zakochasz, też się nie spodziewałem! – Jaejoong uśmiechnął się do przyjaciela, a pozostali ochoczo przyznali mu rację.
- A powiedziałeś jej już o mieszkaniu? – Changmin zapytał takim tonem, jakby czuł się osobiście urażony. Nie przyznawał się do tego, ale bardzo przywiązał się do mieszkającej z nimi Polki i niechętnie dopuszczał do siebie myśli o jej wyprowadzce. Poza tym te ciasta, które piekła…
- Chcę poczekać, aż wszystko będzie gotowe.

Yoochun chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał mu wpadający do salonu Yunho. Ku zaskoczeniu wszystkich, na jego twarzy gościł wesoły uśmiech, co od pewnego czasu nie zdarzało się często.
- Siemanerko! Sorki, że tak z pustymi rękoma, ale to był zakręcony dzień!
Mężczyzna wcisnął się między siedzących na kanapie Changmina i Yoochuna, chwytając bez zastanowienia szklankę tego pierwszego. Upił dwa duże łyki i dopiero wtedy spostrzegł zabójcze spojrzenie właściciela drinka. Nic sobie z tego nie robiąc, uśmiechnął się tylko przepraszająco i wcisnął mu napój do ręki. Min z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, odstawił go na stolik.
- Widziałem ją! – Yunho nie przestawał się uśmiechać. Pozostali nie musieli nawet pytać, o kogo chodzi.
- Rozmawialiście? – Jae patrzył na swojego przyjaciela niezwykle poważnie.
- Nie! Ale to kwestia czasu, zobaczycie! – Ho zauważył wychodzące z kuchni dziewczyny i poderwał się z miejsca, żeby podbiec do Gabrysi. – O! Jest i piękna gospodyni – mężczyzna cmoknął różowowłosą w policzek. Junsu zamknął oczy i zaciskając pięści policzył do dziesięciu.


- Nie chcę tam jechać! – Yoohwan powtarzał to zdanie jak mantrę, więc Yoochun pozostawiał je bez odpowiedzi. Sam również nie był zachwycony czekającym ich spotkaniem, ale po namowach matki przystał na nie. Nie chciał spotykać się z ojcem. Od pamiętnego spotkania zarządu były prezes wydawnictwa nie pojawił się w pracy ani razu, pomimo że objął stanowisko dyrektora finansowego. Oficjalnym powodem jego nieobecności była choroba, a Yoochun wiedząc, że była to tylko wymówka, nie próbował się nawet z nim skontaktować. Tym bardziej zaskoczyło go zaproszenie na kolację w jednej z najlepszych restauracji w mieście. Ojciec uważał takie wyjścia za zbytnią ekstrawagancję i nigdy, pomimo niewątpliwego majątku, nie rozpieszczał swojej rodziny takimi wyjściami. Yoohwan, gdy tylko usłyszał o tym pomyśle kategorycznie odmówił, Yoochun też nie był zachwycony. Obaj musieli jednak przyznać rację matce, która uważała, że powinni porozmawiać z ojcem jak najszybciej, tak, aby nie pozostawiać już więcej niedomówień.

Obaj z grobowymi minami zatrzasnęli drzwi samochodu Yoochuna. Przechodząc przez parking nie odzywali się ani słowem, ale młodszy szedł tak wolno, że Chun w końcu nie wytrzymał.
- Słuchaj, mi też się to nie podoba. Nie zabawimy tam dłużej niż to konieczne. 
- Przecież to nie ma najmniejszego sensu, hyung! Nagle postanowił zgrywać kochającego tatuśka? Coś mi tu śmierdzi.
- Też myślę, że gdyby nie widział w tym jakiegoś celu, nie zapraszałby nas. Rodzinne kolacyjki nie mają już racji bytu odkąd cały świat wie, że wyrzucił z domu mamę.
- Dowiadujemy się, czego od nas chce i spadamy, tak? – Yoohwan patrzył na brata z nadzieją.
- Dokładnie tak.

Weszli do lokalu i kierownik sali prawie natychmiast zaprowadził ich do prywatnego pokoiku dla vipów.  Ojciec już na nich czekał, ale powitania ugrzęzły im w gardłach na widok jego towarzyszki.
- Co ona tu robi? – Yoochun zdołał warknąć nieprzyjaźnie, widząc wpatrzoną w niego z uśmiechem Shimhee.
- Może odrobinę grzeczniej! – starszy mężczyzna skarcił syna protekcjonalnym tonem.
- Jestem grzeczny tylko dla tych, którzy na to zasługują.
Kobieta mimo przytyku, nie przestawała się uśmiechać.
- Yoochun. Porozmawiajmy spokojnie. Usiądźcie.
Yoohwan, który do tej pory stał osłupiały spojrzał na Shimhee, potem na ojca i zaśmiał się histerycznie.
- Chodźmy hyung! Nie wiem, co to za szopka, ale nie chcę brać w niej udziału.
- Chłopcze, to nie jest żadna szopka, tylko rodzinna kolacja – tym razem głos ojca był ostrzejszy.
- W rodzinnych kolacjach zwykle biorą udział członkowie rodziny, bez obcych, wrednych, wyrachowanych bab. – Młodszy z braci nie miał zamiaru nad sobą panować. Yoochun położył mu rękę na ramieniu, żeby w razie czego móc go spacyfikować.
- Spotykamy się tu właśnie po to, żeby poinformować was, o czymś istotnym. Dlatego też bardzo proszę, żebyście w końcu usiedli.
Pan Park starał się panować nad emocjami, ale synowie znali go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że w rzeczywistości gotuje się ze złości.
- Tato przejdź do rzeczy. Chcesz coś powiedzieć, mów. Ale musisz wiedzieć, że żaden z nas nie zamierza siedzieć przy jednym stole z tą kobietą.
Zimne spojrzenie Yoochuna lekko zbiło z tropu Shimhee, ale starała się tego nie okazywać.
- Yoochun, niedługo będziemy rodziną, więc może warto się dogadać.
- O czym ona gada? – Yoohwan wycedził pytanie przez zaciśnięte zęby. Za chwilę jednak obu braciom zrzedły miny, kiedy zobaczyli jak ich ojciec obejmuje czule byłą asystentkę Chuna.
- Mam zamiar ożenić się z Shimhee.
- Chciałbym ci przypomnieć, że ciągle masz żonę! – Yoohwan wytknął słabym głosem.
- Przecież wiecie, że związek waszych rodziców od dawna był tylko fikcją – Shimhee uznała za stosowne wtrącić swoje zdanie – Jesteśmy wszyscy dorośli i musimy zaakceptować fakt, że niedługo będziemy rodziną.

Yoochun nie wierzył, w to co słyszał. Cała ta historia była zbyt surrealistyczna.
- Tato! Nie wiem, czy pamiętasz, ale jeszcze kilka tygodni temu nalegałeś, żebym to ja się z nią ożenił. Czy aż tak zależy ci na współpracy z Kim Jaehakiem, że postanowiłeś rozwalić naszą rodzinę?
- To nie ma nic wspólnego z interesami synu. Zresztą teraz moje zdanie w firmie i tak się nie liczy – ton ojca przepełniony był goryczą – I muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że zaakceptujecie mój wybór. Musicie jednak zaakceptować nowego brata lub siostrę.

Tego było już za wiele. Yoochun miał ochotę zrobić komuś krzywdę. Nie mógł uwierzyć, że jego ojciec jest aż tak naiwny. Yoohwan nie był w stanie racjonalnie myśleć i do głowy przyszło mu tylko jedno pytanie.
- Jesteś w ciąży?
Shimhee w odpowiedzi uśmiechnęła się tylko, a chłopak wyglądał jakby zaraz miał zemdleć.
- Przykro mi to mówić, ale jesteś głupcem tato. Tej kobiecie chodzi tylko o pieniądze. Nie wierzę, że ma urodzić dziecko, a już na pewno nie twoje. – Yoochun uśmiechnął się krzywo.
- Nie będziesz jej więcej obrażał! – ojciec uderzył pięścią w stół.
- Nie mam zamiaru, bo właśnie wychodzimy – złapał brata za ramię i pociągnął do wyjścia. Odwrócił się tylko na chwilę, aby spojrzeć w oczy Shimhee.
- Yunho zasługuje żeby wiedzieć. Jeżeli nie zrobisz tego sama, ja powiem mu o wszystkim.
Nie czekając na jej reakcję zamknął za sobą drzwi.


- I co ja mam powiedzieć mamie? Yoohwan-ah, no co?
Yoochun pędził jak szalony, nie do końca zdając sobie sprawę jak bardzo w tej chwili był na bakier z przepisami ruchu drogowego. Rozpoczął swoją tyradę zaraz po wyjściu z restauracji, a młodszy nie miał zamiaru mu przeszkadzać.
- Straciła przy nim swoje najlepsze lata! Była na każde jego skinienie, a on co? Nagle wiąże się z inną! W sumie to może i lepiej, że w końcu się rozwiodą! Ale na litość boską, jak mógł zamienić mamę na tą… Tą…
- Wywłokę? – Pomocnie podsunął Yoohwan.
- Dokładnie! Wywłokę! Przecież to musi być jakiś żart. I jeszcze ta ciąża! Przecież to na pewno jest dziecko Yunho. O ile oczywiście jest w ogóle jakieś dziecko. Nie wiem, co powiedzieć mamie, ale z Ho jednak nie jest lepiej. Przecież on mi znowu rozwali nos, tak dla zasady.
Na samo wspomnienie ostatniego spotkania z rozłoszczonym Yunho, mężczyzna złapał się za twarz.

Yoohwan patrząc jak brat coraz bardziej się nakręca, postanowił mu przerwać.
- Hyung! Na razie nic nikomu nie powiemy. Na razie skupmy się na jutrzejszym spotkaniu. Dziś jak wrócimy, mama będzie już spała. Jutro od rana będziemy w firmie. Potem coś wymyślimy. Na razie skupmy się na jednym, dobrze?
Yoochun złapał kilka głębszych oddechów, co pozwoliło mu się opanować choć trochę.
- W sumie to zawsze jakieś wyjście. A jak przeżyje jutrzejszy dzień, to myślę, że już nie może być gorzej.
- Damy rade Yoochun-hyung! – Chun cieszył się, że entuzjazm jego brata był tak zaraźliwy. Podniesiony na duchu skręcił w podziemny parking.


Yoochun nie mógł znaleźć sobie miejsca. Szybkim krokiem krążył po swoim gabinecie, czekając na Yoohwana. Wiedział, że bez niego sobie nie poradzi, pomimo że była to sprawa w dużej mierze osobista. Dziś miał spotkać się z osobą wysłaną przez polskie wydawnictwo do omówienia szczegółów pozyskania praw do książki ojca Marysi. Dziewczyna koniecznie chciała być przy rozmowie, ale obaj z Yoohwanem uznali, że to najgorsze możliwe rozwiązanie. Nie mogli pozwolić, aby informacja, że córka autora pracuje dla ich firmy za wcześnie dotarła do jej siostry. Yoochun zaś przede wszystkim nie chciał, żeby była świadkiem ewentualnej porażki.

- Hyung, spokojnie! Nie zapomnij, jak się oddycha.
Mężczyzna nie wiedział od jak dawna był obserwowany przez rozbawionego brata, ale na dźwięk jego głosu od razu poczuł się trochę spokojniejszy.
- Co jeżeli ja to spieprzę, Yoohwan-ah? - Yoochun przegryzł wargę w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Trochę więcej optymizmu! Nie ma możliwości, żeby coś poszło nie tak. Szczególnie, kiedy masz mnie.
Yoohwan wyszczerzył się w wesołym uśmiechu. Chun czując, jak wraca mu pewność siebie, chwycił przewieszoną przez oparcie fotela marynarkę i ruszył do drzwi, popychając brata przed sobą.

W tym samym czasie Marysia siedziała w swoim pokoju.  Na jej kolanach ułożył się Jiji, mrucząc cichutko, jakby wiedział, że dziewczyna potrzebuje otuchy.  Nieprzytomnie wpatrywała się w książkę, którą kilka tygodni wcześniej dostała od siostry. Była tak zatopiona w myślach, że przestraszyło ją ciche pukanie do drzwi jej sypialni.
- Nie przeszkadzam? – W uchylonych drzwiach pojawiła się głowa Jaejoonga.
- Proszę, wejdź.
Mężczyzna usiadł koło Marysi i bez słowa objął ją ramieniem. Od razu wtuliła się w niego ufnie.
- Dziękuję, oppa – szepnęła tylko.
- Niby za co?
- Za to, że jesteś.
Jae uśmiechnął się i pocałował dziewczynę w czubek głowy. Oboje wiedzieli, że nie muszą nic mówić. Ten dzień był wyjątkowo ciężki dla Marysi. Chciała być na tym spotkaniu. Przecież spokojnie mogła być tłumaczem, bez zdradzania, kim jest naprawdę. Ale Yoochun z Yoohwanem nawet nie chcieli o tym słyszeć. Teraz jednak pozostawało jej tylko czekać na telefon i fakt, że był przy niej Jaejoong bardzo pomagał. Czasem nie mogła uwierzyć, że jej powrót do Polski zbliża się nieuchronnie i będzie musiała się z nim rozstać. Tym bardziej, że nie będzie z nią Gabrysi. Zwykle udawało jej się odpędzić te myśli, ale tym razem nie dała rady. Jaejoong od razu wyczuła, że jest bardziej spięta. Odsunął ją od siebie i spojrzał prosto w oczy.
- Hej maleńka, co się dzieje? Tylko nie ściemniaj, bo wiem, że nie chodzi o to spotkanie.
- Ja chyba nie chce stąd wyjeżdżać… - pierwszy raz wypowiedziała to na głos i poczuła jak głos więźnie jej w gardle i schowała się w ramionach przyjaciela. Jae objął ją z uśmiechem, wiedząc, że to zmartwienie już niedługo nie będzie aktualne. Teraz liczyło się tylko powodzenie dzisiejszych negocjacji.


Niewysoka, krępa blondynka wsiadała do taksówki pod jednym z hoteli. Czuła nadchodzącą migrenę, albo po prostu męczyła ją zmiana strefy czasowej. Sama rwała się do tego wyjazdu, ale powoli zaczynała tego żałować. Już poprzedniego dnia, zaraz po przylocie ten kraj zaczął ją denerwować. Wszystkie te małe, skośne ludziki wyglądały tak samo. Co gorsza, prawie nikt nie umiał, albo nie chciał mówić po angielsku. Na początku w planach miała szybkie negocjacje w sprawie tłumaczenia, a potem tydzień zwiedzania, w końcu była jej to pierwsza wizyta w Azji. Teraz jednak zależało jej tylko na uzyskaniu jak najwyższej ceny za prawa do tych głupich bajeczek i natychmiastowym powrocie do domu. No może warto byłoby odwiedzić jeszcze jedno miejsce…

Rozmyślania kobiety przerwał kierowca, który łamanym angielskim oznajmił, że są na miejscu.
Weszła do biurowca i zatrzymała się przed tablicą informacyjną, jednak za nic w świecie nie potrafiła rozszyfrować tej plątaniny kreseczek i kółeczek. Poddała się po chwili i zadzwoniła do tłumacza, który miła jej towarzyszyć. Chłopak, którego twarz była koleją kalką tych widzianych wcześniej, mówił po polsku zaskakująco dobrze i już po chwili zjawił się, aby zaprowadzić ją do gabinetu prezesa.

Musiała przyznać, że zaskoczył ją mężczyzna, który zarządzał tą firmą. Był młody, pewnie klika lat młodszy od niej. Wydawał  się zdenerwowany, a to wróżyło dobrze jej interesom. Gorzej z tym młodziutkim asystentem. Wyglądał jak dzieciak, ale zdawał się niezmiernie zdeterminowany. Przybrała uprzejmy uśmiech i pozwoliła im przedstawić się jako pierwszym.


Yoochun starał się ukryć swoją niepewność, ale był przekonany, że ta kobieta nie dała się nabrać. Czuł się nieswojo patrząc na nią. Było w niej coś znajomego. Coś w kształcie i kolorze jej oczu i tym jak zmarszczyła nos wchodząc do jego gabinetu. Poza tym wydała mu się jednak dziwnie nieprzystępna i niemiła. Zauważył, że Yoohwan też przygląda się jej z zaciekawieniem. Odetchnął głęboko i podszedł do kobiety z wyciągniętą dłonią.
- Witam serdecznie. Nazywam się Park Yoochun. Będzie z nami też mój brat, a zawodowo asystent, Park Yoohwan.
Wskazał na młodego, który również przywitał się uprzejmie.
- Miło mi panów poznać. Mam nadzieję, że uda nam się dojść do porozumienia w sprawie  książki mojego ojca.
Mężczyźni spojrzeli na siebie w panice. To nie mogło się dziać naprawdę.
- Nazywam się Zofia Jasińska – siostra Marysi uśmiechnęła się miło. Yoochun próbował odwzajemnić się tym samym, ale nie było to łatwe. Przecież był pewien, że po wczorajszej rozmowie z ojcem nie może być już gorzej. Jak widać życie znów spłatało mu figla. 


~~~~~~~~

Wracam! Z nową energią i nowym komputerem :) od kolejnej części nowy szablon i... nowy bohater ;)
Pozdrowionka~~!
xoxo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D