Część XIX
Yoochun nie mógł uwierzyć, że już po wszystkim. Dwa tygodnie ciężkiej pracy dobiegły końca. Może dla kogoś innego codzienne spotkania, kolacje, czy lunche byłyby przyjemnością. On jednak zawsze nie znosił tej sztywnej atmosfery, towarzyszącej tego typu okazjom. Dlatego robił wszystko pod dyktando Yoohwana i był zupełnie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Tym bardziej, że wynik był taki jak planowali. A widok ojca, jego wściekłego wyrazu twarzy przypieczętował tylko ich niewątpliwy sukces.
Nigdy nawet nie przypuszczał, że moment, w którym
oficjalnie stanie się prezesem wydawnictwa, przyniesie mu tyle satysfakcji.
Nawet pomimo świadomości, że większość udziałowców widziała w nim tylko łatwą w
obsłudze marionetkę. Z resztą, taki po części był plan Yoohwana. Wiedzieli, że
zarząd nie zaryzykuje wyboru silnego prezesa, z własnym pomysłem na kierowanie
firmą. Chcieli osoby, przez która mogliby swobodnie realizować własne interesy.
Dlatego Yoochun starał się pozować na interesownego cwaniaka, który próbuje
wygryźć ojca z czysto materialistycznych pobudek. Już niedługo miał ich
rozczarować i to jeszcze bardziej poprawiało mi nastrój.
- Hyung! Jakieś dyspozycje od nowego prezesa? - Yoohwan
zadowolony rozparł się na fotelu w gabinecie brata.
- Nowy asystent taki skory do pracy? - Chun nie mógł
powstrzymać uśmiechu - A swoją drogą, dlaczego nie chcesz jakiegoś bardziej
prestiżowego stanowiska?
- Nie wiesz, że za wielkim przywódcą zawsze stoi przynajmniej
równie wielki doradca? - Młody spojrzał na brata znacząco, a ten tylko parsknął
śmiechem.
- Pozwól, że tego nie skomentuje - Yoochun pokręcił głową
- Ale skoro tak bardzo chcesz coś robić, zawiadom kadry, żeby przygotowali nową
umowę dla Marysi. Poza tym... Zdaję się na ciebie. Jesteś lepszy w te klocki.
- Jeżeli zawsze będziesz pozostawiał mi wolną rękę, w
końcu cię wygryzę, hyung! - Yoohwan zachichotał uznając swoje słowa za święty
żart.
- Na to liczę - Chun odparł zupełnie poważnie.
- No w końcu! Jakieś żywe kolory! - Jaejoong stał na
środku salonu Junsu i kręcąc się w kółko, podziwiał zmiany wprowadzone przez
Gabrysię.
- Zamknij buzię, bo ci ślina cieknie! I daj gospodarzom
to wino, zanim je stłuczesz - Changmin skarcił swojego mężczyznę. Jae ze
zdziwieniem spojrzał na trzymaną w dłoni butelkę.
- Zupełnie o niej zapomniałem. Junsu to dla ciebie. A dla
pięknej pani buziak.
Jaejoong głośno cmoknął dziewczynę w policzek. Junsu
wskoczył między nich i zaborczym gestem przyciągnął Gabrysię do siebie.
- Ty weź mi kobiety nie dotykaj!
- O! Jaki ci się zazdrośnik trafił.
Do mieszkania weszła roześmiana Marysia, a zaraz za nią
Yoochun i Yoohwan.
- Odezwała się ta, co nie rusza się nigdzie bez swojej
dwuosobowej obstawy. - Odgryzła się Gabryśka.
- Upiekłam babeczki. - Blondynka spojrzała na
przyjaciółkę, której oczy zabłyszczały nagle.
- Te cytrynowe?
- I te z kawałkami czekolady.
- Ochroniarze są ci wybaczeni. - Gabi gestem pełnym
namaszczenia chwyciła pudełko, które podała jej Marysia. Wszyscy przyglądali
się gospodyni w osłupieniu, gdy ta ostrożnie skierowała się do kuchni. Potem
wzrok mężczyzn skierował się na drugą z dziewczyn. Blondynka wyruszyła tylko
ramionami.
- Po prostu robię najlepsze babeczki na świecie, a Gabi
jest od nich uzależniona. - Powiedziała, jakby była to najbardziej oczywista
rzecz na świecie. Po chwili spostrzegła wygłodniałe spojrzenie jednego ze
swoich współlokatorów.
- Nie martw się Changmin! Za dwa tygodnie będę po
egzaminach i tobie też zrobię.
Marysia wyszła do kuchni, żeby pomóc przyjaciółce, więc
nie mogła zobaczyć pełnego wyrzuty spojrzenia, jakim Min obdarzył Yoochuna.
Jaejoong wiedząc, że jego mężczyzna jest nieprzejednany w kwestiach jedzenia,
postanowił rozpocząć nowy, neutralny temat.
- A gdzie Yunho?
- Dzwonił jakiś czas temu, powiedział, że jest już w
drodze. – Odpowiedział Junsu, nalewając każdemu szklaneczkę whiskey.
- Myślicie, że znowu był pod domem Shimhee? – Yoochun
westchnął ciężko sięgając po swoją porcję trunku.
Panowie rozsiedli się wygodnie, jednak na twarzach
wszystkich gościły miny zbyt ponure, na okazję, z której się tu spotkali.
- Przecież dobrze wie, że jej tam już nie ma! – Changmin
skrzywił się, bardziej na wspomnienie o tak nielubianej przez nich kobiecie,
niż przez cierpki smak upitego łyku alkoholu.
- Byłem tam z nim ostatnio – zaczął Jae, wpatrując się w
kostki lodu zatopione w jego drinku – Jemu już kompletnie odbiło. Wypytywał jej
sąsiadów, chyba nie pierwszy raz. Nie myślałem, że kiedykolwiek, jakakolwiek
kobieta tak namiesza mu w głowie! Wiem, że obiecałem mu pomóc, ale już zupełnie
nie wiem, jak to zrobić.
- Wiecie, że Marysia wypytywała o nią nawet na uczelni? –
Yoochun nie wydawał się zachwycony – Przecież był w stosunku do niej tak
wredny. No i prawie złamał mi nos!
- Widać twój nos nie jest dla niej najważniejszy, hyung!
– Yoohwan mrugnął do brata i uniósł w górę swoją szklaneczkę w niemym toaście.
- Chcesz spać na wycieraczce? – Chun warknął z groźną
miną i kontynuował – Uważam po prostu, że Marysia nie powinna się już w to
więcej angażować. Shimhee jest zdolna do wszystkiego, a ja nie chce, żeby znowu
ją skrzywdziła…
- Tego, że ty stary tak się zakochasz, też się nie
spodziewałem! – Jaejoong uśmiechnął się do przyjaciela, a pozostali ochoczo
przyznali mu rację.
- A powiedziałeś jej już o mieszkaniu? – Changmin zapytał
takim tonem, jakby czuł się osobiście urażony. Nie przyznawał się do tego, ale
bardzo przywiązał się do mieszkającej z nimi Polki i niechętnie dopuszczał do
siebie myśli o jej wyprowadzce. Poza tym te ciasta, które piekła…
- Chcę poczekać, aż wszystko będzie gotowe.
Yoochun chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał mu
wpadający do salonu Yunho. Ku zaskoczeniu wszystkich, na jego twarzy gościł
wesoły uśmiech, co od pewnego czasu nie zdarzało się często.
- Siemanerko! Sorki, że tak z pustymi rękoma, ale to był
zakręcony dzień!
Mężczyzna wcisnął się między siedzących na kanapie
Changmina i Yoochuna, chwytając bez zastanowienia szklankę tego pierwszego.
Upił dwa duże łyki i dopiero wtedy spostrzegł zabójcze spojrzenie właściciela
drinka. Nic sobie z tego nie robiąc, uśmiechnął się tylko przepraszająco i
wcisnął mu napój do ręki. Min z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, odstawił go
na stolik.
- Widziałem ją! – Yunho nie przestawał się uśmiechać.
Pozostali nie musieli nawet pytać, o kogo chodzi.
- Rozmawialiście? – Jae patrzył na swojego przyjaciela
niezwykle poważnie.
- Nie! Ale to kwestia czasu, zobaczycie! – Ho zauważył
wychodzące z kuchni dziewczyny i poderwał się z miejsca, żeby podbiec do
Gabrysi. – O! Jest i piękna gospodyni – mężczyzna cmoknął różowowłosą w
policzek. Junsu zamknął oczy i zaciskając pięści policzył do dziesięciu.
- Nie chcę tam jechać! – Yoohwan powtarzał to zdanie jak
mantrę, więc Yoochun pozostawiał je bez odpowiedzi. Sam również nie był
zachwycony czekającym ich spotkaniem, ale po namowach matki przystał na nie. Nie
chciał spotykać się z ojcem. Od pamiętnego spotkania zarządu były prezes
wydawnictwa nie pojawił się w pracy ani razu, pomimo że objął stanowisko
dyrektora finansowego. Oficjalnym powodem jego nieobecności była choroba, a
Yoochun wiedząc, że była to tylko wymówka, nie próbował się nawet z nim
skontaktować. Tym bardziej zaskoczyło go zaproszenie na kolację w jednej z
najlepszych restauracji w mieście. Ojciec uważał takie wyjścia za zbytnią
ekstrawagancję i nigdy, pomimo niewątpliwego majątku, nie rozpieszczał swojej
rodziny takimi wyjściami. Yoohwan, gdy tylko usłyszał o tym pomyśle
kategorycznie odmówił, Yoochun też nie był zachwycony. Obaj musieli jednak przyznać
rację matce, która uważała, że powinni porozmawiać z ojcem jak najszybciej, tak,
aby nie pozostawiać już więcej niedomówień.
Obaj z grobowymi minami zatrzasnęli drzwi samochodu
Yoochuna. Przechodząc przez parking nie odzywali się ani słowem, ale młodszy
szedł tak wolno, że Chun w końcu nie wytrzymał.
- Słuchaj, mi też się to nie podoba. Nie zabawimy tam
dłużej niż to konieczne.
- Przecież to nie ma najmniejszego sensu, hyung! Nagle
postanowił zgrywać kochającego tatuśka? Coś mi tu śmierdzi.
- Też myślę, że gdyby nie widział w tym jakiegoś celu,
nie zapraszałby nas. Rodzinne kolacyjki nie mają już racji bytu odkąd cały
świat wie, że wyrzucił z domu mamę.
- Dowiadujemy się, czego od nas chce i spadamy, tak? –
Yoohwan patrzył na brata z nadzieją.
- Dokładnie tak.
Weszli do lokalu i kierownik sali prawie natychmiast
zaprowadził ich do prywatnego pokoiku dla vipów. Ojciec już na nich czekał, ale powitania
ugrzęzły im w gardłach na widok jego towarzyszki.
- Co ona tu robi? – Yoochun zdołał warknąć nieprzyjaźnie,
widząc wpatrzoną w niego z uśmiechem Shimhee.
- Może odrobinę grzeczniej! – starszy mężczyzna skarcił
syna protekcjonalnym tonem.
- Jestem grzeczny tylko dla tych, którzy na to zasługują.
Kobieta mimo przytyku, nie przestawała się uśmiechać.
- Yoochun. Porozmawiajmy spokojnie. Usiądźcie.
Yoohwan, który do tej pory stał osłupiały spojrzał na
Shimhee, potem na ojca i zaśmiał się histerycznie.
- Chodźmy hyung! Nie wiem, co to za szopka, ale nie chcę
brać w niej udziału.
- Chłopcze, to nie jest żadna szopka, tylko rodzinna
kolacja – tym razem głos ojca był ostrzejszy.
- W rodzinnych kolacjach zwykle biorą udział członkowie
rodziny, bez obcych, wrednych, wyrachowanych bab. – Młodszy z braci nie miał
zamiaru nad sobą panować. Yoochun położył mu rękę na ramieniu, żeby w razie
czego móc go spacyfikować.
- Spotykamy się tu właśnie po to, żeby poinformować was,
o czymś istotnym. Dlatego też bardzo proszę, żebyście w końcu usiedli.
Pan Park starał się panować nad emocjami, ale synowie
znali go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że w rzeczywistości gotuje się ze
złości.
- Tato przejdź do rzeczy. Chcesz coś powiedzieć, mów. Ale
musisz wiedzieć, że żaden z nas nie zamierza siedzieć przy jednym stole z tą
kobietą.
Zimne spojrzenie Yoochuna lekko zbiło z tropu Shimhee,
ale starała się tego nie okazywać.
- Yoochun, niedługo będziemy rodziną, więc może warto się
dogadać.
- O czym ona gada? – Yoohwan wycedził pytanie przez
zaciśnięte zęby. Za chwilę jednak obu braciom zrzedły miny, kiedy zobaczyli jak
ich ojciec obejmuje czule byłą asystentkę Chuna.
- Mam zamiar ożenić się z Shimhee.
- Chciałbym ci przypomnieć, że ciągle masz żonę! –
Yoohwan wytknął słabym głosem.
- Przecież wiecie, że związek waszych rodziców od dawna był
tylko fikcją – Shimhee uznała za stosowne wtrącić swoje zdanie – Jesteśmy wszyscy
dorośli i musimy zaakceptować fakt, że niedługo będziemy rodziną.
Yoochun nie wierzył, w to co słyszał. Cała ta historia
była zbyt surrealistyczna.
- Tato! Nie wiem, czy pamiętasz, ale jeszcze kilka tygodni
temu nalegałeś, żebym to ja się z nią ożenił. Czy aż tak zależy ci na współpracy
z Kim Jaehakiem, że postanowiłeś rozwalić naszą rodzinę?
- To nie ma nic wspólnego z interesami synu. Zresztą
teraz moje zdanie w firmie i tak się nie liczy – ton ojca przepełniony był
goryczą – I muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że zaakceptujecie mój
wybór. Musicie jednak zaakceptować nowego brata lub siostrę.
Tego było już za wiele. Yoochun miał ochotę zrobić komuś
krzywdę. Nie mógł uwierzyć, że jego ojciec jest aż tak naiwny. Yoohwan nie był
w stanie racjonalnie myśleć i do głowy przyszło mu tylko jedno pytanie.
- Jesteś w ciąży?
Shimhee w odpowiedzi uśmiechnęła się tylko, a chłopak
wyglądał jakby zaraz miał zemdleć.
- Przykro mi to mówić, ale jesteś głupcem tato. Tej
kobiecie chodzi tylko o pieniądze. Nie wierzę, że ma urodzić dziecko, a już na
pewno nie twoje. – Yoochun uśmiechnął się krzywo.
- Nie będziesz jej więcej obrażał! – ojciec uderzył
pięścią w stół.
- Nie mam zamiaru, bo właśnie wychodzimy – złapał brata
za ramię i pociągnął do wyjścia. Odwrócił się tylko na chwilę, aby spojrzeć w
oczy Shimhee.
- Yunho zasługuje żeby wiedzieć. Jeżeli nie zrobisz tego
sama, ja powiem mu o wszystkim.
Nie czekając na jej reakcję zamknął za sobą drzwi.
- I co ja mam powiedzieć mamie? Yoohwan-ah, no co?
Yoochun pędził jak szalony, nie do końca zdając sobie
sprawę jak bardzo w tej chwili był na bakier z przepisami ruchu drogowego.
Rozpoczął swoją tyradę zaraz po wyjściu z restauracji, a młodszy nie miał
zamiaru mu przeszkadzać.
- Straciła przy nim swoje najlepsze lata! Była na każde
jego skinienie, a on co? Nagle wiąże się z inną! W sumie to może i lepiej, że w
końcu się rozwiodą! Ale na litość boską, jak mógł zamienić mamę na tą… Tą…
- Wywłokę? – Pomocnie podsunął Yoohwan.
- Dokładnie! Wywłokę! Przecież to musi być jakiś żart. I
jeszcze ta ciąża! Przecież to na pewno jest dziecko Yunho. O ile oczywiście
jest w ogóle jakieś dziecko. Nie wiem, co powiedzieć mamie, ale z Ho jednak nie
jest lepiej. Przecież on mi znowu rozwali nos, tak dla zasady.
Na samo wspomnienie ostatniego spotkania z rozłoszczonym
Yunho, mężczyzna złapał się za twarz.
Yoohwan patrząc jak brat coraz bardziej się nakręca,
postanowił mu przerwać.
- Hyung! Na razie nic nikomu nie powiemy. Na razie skupmy
się na jutrzejszym spotkaniu. Dziś jak wrócimy, mama będzie już spała. Jutro od
rana będziemy w firmie. Potem coś wymyślimy. Na razie skupmy się na jednym,
dobrze?
Yoochun złapał kilka głębszych oddechów, co pozwoliło mu
się opanować choć trochę.
- W sumie to zawsze jakieś wyjście. A jak przeżyje
jutrzejszy dzień, to myślę, że już nie może być gorzej.
- Damy rade Yoochun-hyung! – Chun cieszył się, że
entuzjazm jego brata był tak zaraźliwy. Podniesiony na duchu skręcił w
podziemny parking.
Yoochun nie mógł znaleźć sobie miejsca. Szybkim krokiem
krążył po swoim gabinecie, czekając na Yoohwana. Wiedział, że bez niego sobie
nie poradzi, pomimo że była to sprawa w dużej mierze osobista. Dziś miał
spotkać się z osobą wysłaną przez polskie wydawnictwo do omówienia szczegółów
pozyskania praw do książki ojca Marysi. Dziewczyna koniecznie chciała być przy
rozmowie, ale obaj z Yoohwanem uznali, że to najgorsze możliwe rozwiązanie. Nie
mogli pozwolić, aby informacja, że córka autora pracuje dla ich firmy za
wcześnie dotarła do jej siostry. Yoochun zaś przede wszystkim nie chciał, żeby
była świadkiem ewentualnej porażki.
- Hyung, spokojnie! Nie zapomnij, jak się oddycha.
Mężczyzna nie wiedział od jak dawna był obserwowany przez
rozbawionego brata, ale na dźwięk jego głosu od razu poczuł się trochę
spokojniejszy.
- Co jeżeli ja to spieprzę, Yoohwan-ah? - Yoochun
przegryzł wargę w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Trochę więcej optymizmu! Nie ma możliwości, żeby coś
poszło nie tak. Szczególnie, kiedy masz mnie.
Yoohwan wyszczerzył się w wesołym uśmiechu. Chun czując,
jak wraca mu pewność siebie, chwycił przewieszoną przez oparcie fotela
marynarkę i ruszył do drzwi, popychając brata przed sobą.
W tym samym czasie Marysia siedziała w swoim pokoju. Na jej kolanach ułożył się Jiji, mrucząc
cichutko, jakby wiedział, że dziewczyna potrzebuje otuchy. Nieprzytomnie wpatrywała się w książkę, którą
kilka tygodni wcześniej dostała od siostry. Była tak zatopiona w myślach, że
przestraszyło ją ciche pukanie do drzwi jej sypialni.
- Nie przeszkadzam? – W uchylonych drzwiach pojawiła się
głowa Jaejoonga.
- Proszę, wejdź.
Mężczyzna usiadł koło Marysi i bez słowa objął ją
ramieniem. Od razu wtuliła się w niego ufnie.
- Dziękuję, oppa – szepnęła tylko.
- Niby za co?
- Za to, że jesteś.
Jae uśmiechnął się i pocałował dziewczynę w czubek głowy.
Oboje wiedzieli, że nie muszą nic mówić. Ten dzień był wyjątkowo ciężki dla
Marysi. Chciała być na tym spotkaniu. Przecież spokojnie mogła być tłumaczem,
bez zdradzania, kim jest naprawdę. Ale Yoochun z Yoohwanem nawet nie chcieli o
tym słyszeć. Teraz jednak pozostawało jej tylko czekać na telefon i fakt, że
był przy niej Jaejoong bardzo pomagał. Czasem nie mogła uwierzyć, że jej powrót
do Polski zbliża się nieuchronnie i będzie musiała się z nim rozstać. Tym
bardziej, że nie będzie z nią Gabrysi. Zwykle udawało jej się odpędzić te
myśli, ale tym razem nie dała rady. Jaejoong od razu wyczuła, że jest bardziej
spięta. Odsunął ją od siebie i spojrzał prosto w oczy.
- Hej maleńka, co się dzieje? Tylko nie ściemniaj, bo
wiem, że nie chodzi o to spotkanie.
- Ja chyba nie chce stąd wyjeżdżać… - pierwszy raz
wypowiedziała to na głos i poczuła jak głos więźnie jej w gardle i schowała się
w ramionach przyjaciela. Jae objął ją z uśmiechem, wiedząc, że to zmartwienie
już niedługo nie będzie aktualne. Teraz liczyło się tylko powodzenie
dzisiejszych negocjacji.
Niewysoka, krępa blondynka wsiadała do taksówki pod
jednym z hoteli. Czuła nadchodzącą migrenę, albo po prostu męczyła ją zmiana
strefy czasowej. Sama rwała się do tego wyjazdu, ale powoli zaczynała tego żałować.
Już poprzedniego dnia, zaraz po przylocie ten kraj zaczął ją denerwować.
Wszystkie te małe, skośne ludziki wyglądały tak samo. Co gorsza, prawie nikt
nie umiał, albo nie chciał mówić po angielsku. Na początku w planach miała
szybkie negocjacje w sprawie tłumaczenia, a potem tydzień zwiedzania, w końcu
była jej to pierwsza wizyta w Azji. Teraz jednak zależało jej tylko na
uzyskaniu jak najwyższej ceny za prawa do tych głupich bajeczek i
natychmiastowym powrocie do domu. No może warto byłoby odwiedzić jeszcze jedno
miejsce…
Rozmyślania kobiety przerwał kierowca, który łamanym
angielskim oznajmił, że są na miejscu.
Weszła do biurowca i zatrzymała się przed tablicą
informacyjną, jednak za nic w świecie nie potrafiła rozszyfrować tej plątaniny
kreseczek i kółeczek. Poddała się po chwili i zadzwoniła do tłumacza, który
miła jej towarzyszyć. Chłopak, którego twarz była koleją kalką tych widzianych
wcześniej, mówił po polsku zaskakująco dobrze i już po chwili zjawił się, aby
zaprowadzić ją do gabinetu prezesa.
Musiała przyznać, że zaskoczył ją mężczyzna, który
zarządzał tą firmą. Był młody, pewnie klika lat młodszy od niej. Wydawał się zdenerwowany, a to wróżyło dobrze jej
interesom. Gorzej z tym młodziutkim asystentem. Wyglądał jak dzieciak, ale
zdawał się niezmiernie zdeterminowany. Przybrała uprzejmy uśmiech i pozwoliła
im przedstawić się jako pierwszym.
Yoochun starał się ukryć swoją niepewność, ale był przekonany,
że ta kobieta nie dała się nabrać. Czuł się nieswojo patrząc na nią. Było w
niej coś znajomego. Coś w kształcie i kolorze jej oczu i tym jak zmarszczyła
nos wchodząc do jego gabinetu. Poza tym wydała mu się jednak dziwnie
nieprzystępna i niemiła. Zauważył, że Yoohwan też przygląda się jej z
zaciekawieniem. Odetchnął głęboko i podszedł do kobiety z wyciągniętą dłonią.
- Witam serdecznie. Nazywam się Park Yoochun. Będzie z
nami też mój brat, a zawodowo asystent, Park Yoohwan.
Wskazał na młodego, który również przywitał się
uprzejmie.
- Miło mi panów poznać. Mam nadzieję, że uda nam się
dojść do porozumienia w sprawie książki
mojego ojca.
Mężczyźni spojrzeli na siebie w panice. To nie mogło się
dziać naprawdę.
- Nazywam się Zofia Jasińska – siostra Marysi uśmiechnęła
się miło. Yoochun próbował odwzajemnić się tym samym, ale nie było to łatwe.
Przecież był pewien, że po wczorajszej rozmowie z ojcem nie może być już
gorzej. Jak widać życie znów spłatało mu figla.
~~~~~~~~
Wracam! Z nową energią i nowym komputerem :) od kolejnej części nowy szablon i... nowy bohater ;)
Pozdrowionka~~!
xoxo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zależy mi na waszych komentarzach i opiniach, więc dziękuję za każde dobre słowo :D